Leo Messi nie zasłużył na Złotą Piłkę. To znów jest "Le Cabaret"

Leo Messi nie zasłużył na Złotą Piłkę. To znów jest "Le Cabaret"
screen tvp sport
Rozumiem, dlaczego Złotą Piłkę wygrał Leo Messi. Ale nikt mnie nie przekona, że na to zasłużył.
W zeszłym roku Roberta Lewandowskiego skrzywdzili organizatorzy. Teraz Polak też ma pełne prawo być rozgoryczonym, mimo że na gali w Paryżu zachował wielką klasę od pierwszego do ostatniego słowa, uśmiechu, zbliżenia kamery. Do ostatniej chwili mogliśmy się łudzić, że wszystkie przecieki dotyczące wyników plebiscytu “France Football” okażą się niesprawdzone. Ale na dobrą sprawę, zwycięzcę Złotej Piłki znaliśmy jeśli nie od kilku tygodni, to przynajmniej od kilkunastu dni. Przed chwilą, w Paryżu, tylko to przyklepano. Leo Messi wygrał tę prestiżową nagrodę po raz siódmy. I wygrał ją w sposób niezasłużony.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nierówny

Messi to prawdopodobnie najlepszy piłkarz w historii futbolu. Dominator XXI w. Zawodnik, który biorąc pod uwagę całokształt umiejętności odjeżdża konkurencji i generalnie, tak, jest numerem jeden. Ale nie był nim w obecnym roku. Nie był lepszy od Lewandowskiego. Zresztą, tu nie chodzi tylko o “Lewego”, by nikt nie zarzucił mi polonocentryzmu i patrzenia na głosowanie przez pryzmat tego, że snajper Bayernu jest Polakiem.
Nie uważam, że Messi był specjalnie lepszy od Karima Benzemy. Co najwyżej można ich ocenić równo. Francuz ma całkiem podobne wyniki strzeleckie, mecz w mecz ciągnie grę Realu Madryt, a przy tym wygrał Ligę Narodów (odpowiedź na Copa America Leo). Strzelał też na EURO 2020, turnieju, umówmy się, kilkakrotnie trudniejszym i bardziej poważnym niż mistrzostwa Ameryki Południowej. A przede wszystkim, prezentował równą, solidną formę. Równiejsi od Leo byli nawet Mohamed Salah czy Cristiano Ronaldo.
Właśnie - równa forma. Leo grał fenomenalnie w pierwszej połowie roku. Sam dźwigał na plecach całą “Barcę”. Tu zapakował hattricka, tam dwie bramki, okrasił to asystami. To dzięki niemu “Blaugrana” dość długo mogła marzyć o mistrzostwie Hiszpanii. Noty Argentyńczykowi za okres od stycznia do końcówki maja nie obniża nawet tradycyjna klęska w Lidze Mistrzów. Chwilę później Messi dołożył do indywidualnego dorobku świetny występ na wspomnianym Copa America. Gdyby głosowanie zakończono w lipcu, wybór gwiazdora PSG nie byłby ani trochę kontrowersyjny. Zupełnie. Ale głosowano do końca października. Liczy się całokształt.
A po przenosinach do Paryża Leo miał dosłownie kilka przebłysków, które można policzyć na palcach jednej ręki. Najlepszy mecz w Ligue 1 rozegrał w minioną niedzielę, gdzie zanotował trzy asysty. Wcześniej głównie zawodził albo nie uczestniczył w meczach, podczas gdy przede wszystkim Lewandowski, jak i również wspomniani Benzema oraz Salah strzelali jak najęci. Wynik plebiscytu “France Football” nie jest więc ani trochę sprawiedliwy. Le Cabaret.

Marka

Z drugiej strony, by było jasne - wiem, dlaczego Złota Piłka trafiła do rąk Argentyńczyka (brawa dla niego za ogromną klasę w trakcie przemówienia po ogłoszeniu wyników). Mimo wszystko, nie dziwi (choć smuci) mnie werdykt głosowania elektorów z całego świata. We wielu miejscach Messi to po prostu marka. Messi oznacza futbol. A głosują wszyscy - od przykładowych Rwandy i Zimbabwe, przez Sri Lankę, aż po najbogatsze państwa Europy, w których co tydzień oglądamy piłkę nożną w topowym wydaniu. I właśnie dlatego zwyciężył gwiazdor PSG. To on jest uosobieniem tego sportu w wielu, wielu odległych dla nas państwach. Nie sądzę, że garść dziennikarzy z egzotycznych krajów wstawiła na pierwsze miejsce Argentyńczyka, bo wygrał on CA, co było chętnie podawanym argumentem przez polskich zwolenników kandydatury Leo, głównie fanów Barcelony. Wstawiła Messiego, bo to Messi. I nic na to nie poradzimy, niezależnie od liczby strzelonych goli przez “Lewego” w tym roku.
Wydaje mi się, że będąc zahipnotyzowanym szansami kapitana reprezentacji Polski na zdobycie trofeum, mogliśmy zapomnieć, jak brutalne potrafią być tego typu plebiscyty. Jak niesprawiedliwy może być futbol. Z drugiej strony, Złota Piłka, mimo kontrowersyjnych zasad, corocznych dziwacznych wyników (także na dalszych pozycjach) i zeszłorocznego, żenującego fikołka “France Football”, nadal ma swoją magię. Wciąż wzbudza wielkie emocje. I będzie wzbudzać, nawet jeśli kurz tegorocznego plebiscytu za chwilę opadnie. Taki już jest świat piłki, ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Pozostaje mieć nadzieję, że i w przyszłym roku “Lewy” znów zakręci się wokół szczytu. I być może wreszcie się tam znajdzie. Bo na to cholernie zasłużył.

Przeczytaj również