Liga Mistrzów. Miały być kity, a wyszły hity. Dwumecze kopciuszków potrafiły chwytać za serce

Miały być kity, a wyszły hity. Dwumecze kopciuszków potrafiły chwytać za serce
screen z youtube.com
Nikt w Bergamo i Valencii nie ukrywa, że losowanie zarówno dla Atalanty, jak i “Nietoperzy”, było bardzo szczęśliwe. Jedna z drużyn drugiego garnituru Ligi Mistrzów awansuje do ćwierćfinału, co w obu przypadkach byłoby dużym sukcesem. Dzisiejsze starcie w Italii cieszy się najmniejszym zainteresowaniem kibiców pośród wszystkich ośmiu par fazy pucharowej. Przeszłość pokazuje jednak, że starcia mniej medialnych zespołów na tym poziomie wielokrotnie porywały tłumy i często trzymały w napięciu do ostatnich minut.
Faza ⅛ finału weszła do systemu rozgrywek Ligi Mistrzów od sezonu 2003/2004. Wcześniej przed ćwierćfinałami rozgrywano drugi etap rywalizacji w grupach. Na przestrzeni tych kilkunastu lat, los nie raz kojarzył ze sobą kluby spoza ścisłej europejskiej czołówki, których dwumecz był często bardziej emocjonujący, niż boje o awans z udziałem mocniejszych drużyn. Zebraliśmy dla Was sześć takich pojedynków i mamy nadzieję, że do tej listy szybko dołączą Atalanta i Valencia.
Dalsza część tekstu pod wideo

1. Olympique Lyon vs Werder Brema, 3:0, 7:2 - 2004/2005

Sięgamy pamięcią najdalej i zaczynamy od jedynej pary, w której pomimo znakomitych spotkań, nie było jakiejkolwiek zaciętej walki o przepustkę do kolejnej rundy. Lyon, napędzany przez Juninho, Sylvaina Wiltorda i spółkę, przewyższał Werder o kilka klas.
Francuzi zachwycali już w grupie, wychodząc z niej z pierwszego miejsca i wyprzedzając choćby naszpikowany gwiazdami Manchester United. W dwumeczu z rywalem z Bundesligi podopieczni Paula Le Guena udowodnili, że ich ówczesny zespół oglądało się nadzwyczaj przyjemnie. Z Bremy piłkarze Olympique wrócili z pewną trzybramkową zaliczką, a ozdobą meczu był oczywiście gol Juninho. Brazylijczyk w swoim stylu cudownie przymierzył z rzutu wolnego.
Co ciekawe, w tamtym spotkaniu na końcówkę wszedł niespełna 18-letni Hatem Ben Arfa, a niewiele młodszy od niego Karim Benzema spędził je na ławce rezerwowych.
Rewanż we Francji to dalszy popis fantastycznej ekipy z Lyonu. Rozpędzeni mistrzowie Ligue 1 wrzucili bremeńczykom siedem goli, z czego trzy były autorstwa Wiltorda, a dwa Michaela Essiena. “Les Gones” zachwycali Europę i wieszczono im nawet sukces na miarę AS Monaco, które rok wcześniej dotarło do finału tych elitarnych rozgrywek. Piękny sen “Olimpijczyków” niespodziewanie przerwało jednak w ćwierćfinale PSV Eindhoven, eliminując ich po konkursie rzutów karnych.

2. Fenerbahce vs Sevilla, 3:2, 2:3, k. 3-2 - 2007/2008

Cóż to był za dwumecz! Oba zespoły miały wielką ochotę na awans do ćwierćfinału i poszły na widowiskową dla oka wymianę ciosów. W pierwszym spotkaniu w Stambule, piłkarze Fenerbahce trzykrotnie wychodzili na prowadzenie i dopiero za ostatnim razem udało im się utrzymać ten rezultat po golu w końcówce.
Wcześniej po jednej stronie boiska rywalizowali powoli schodzący ze sceny Roberto Carlos oraz coraz lepszy Dani Alves. Weteran po 68 minutach opuścił murawę i nie zagrał w rewanżu, a przyszły gwiazdor Barcelony robił wszystko, by jego zespół przeszedł dalej. Do czasu.
Alves otworzył wynik meczu w Sewilli, po upływie dziesięciu minut Hiszpanie prowadzili 2:0, ale przyjezdni nie zamierzali się poddać. Zawodnik Fenerbahce, Deivid doprowadził swoimi dwoma bramkami do dogrywki, która nie wyłoniła zwycięzcy.
Rzuty karne pierwsi wykonywali gospodarze. Po trzech seriach było 2:2, następnie ku rozpaczy miejscowych pomylił się Enzo Maresca. Kolejny strzelający, Mateja Kezman sprawił, że Turcy mieli awans na wyciągnięcie ręki. Podał im ją właśnie Dani Alves, którego zamiary w decydującym momencie wyczuł golkiper Fenerbahce. 3:2 w Stambule, 3:2 w Sewilli, 3:2 w rzutach karnych.
Płynące na fali Fenerbahce ograło jeszcze u siebie Chelsea w ćwierćfinale i do 87 min. meczu na Stamford Bridge walczyło o upragniony półfinał. Marzeń o “wielkiej czwórce” Ligi Mistrzów pozbawił ich Michael Ballack.

3. Schalke vs Valencia, 1:1, 3:1 - 2010/2011

Schalke Felixa Magatha z legendarnym Raulem Gonzalezem w ataku, Manuelem Neuerem w bramce i młodziutkim Joelem Matipem w środku pola, a naprzeciwko nich Valencia Unaia Emery’ego z Juanem Matą i Roberto Soldado. Na Mestalla ku uciesze Niemców padł remis, z którego “Nietoperze” nie mogli być zadowoleni.
Goście przyjechali po urządzający ich wynik i osiągnęli go dzięki konsekwentnej grze przez cały mecz. Bramkę dla nich zdobył Raul. Valencia miała więcej okazji i strzałów, wyższe posiadanie piłki, ale nie rozstrzygnęła spotkania na swoją korzyść, za co zapłaciła później w Gelsenkirchen.
Początek rewanżu nie zwiastował katastrofy. Unai Emery mógł unieść ręce w geście triumfu po fantastycznej akcji Mehmeta Topala i wykończeniu nieco zaskoczonego majstersztykiem kolegi z zespołu Ricardo Costy. To był jednak jedyny pozytywny akcent tego wieczoru dla Hiszpanów.
Tuż przed przerwą wyrównał Jefferson Farfan świetnym uderzeniem z rzutu wolnego, a drugą połowę Schalke rozpoczęło od wykorzystania prezentu od bramkarza rywali, Guaity. Obecny golkiper Crystal Palace fatalnie interweniował na linii i podarował tym samym gola Mario Gavranoviciowi.
Wściekli “Nietoperze” rzucili się do odrabiania strat, znów częściej mieli przy sobie futbolówkę, oddali kilkanaście strzałów, ale zamiast trafienia na wagę remisu i awansu, dostali w doliczonym czasie gry trzeciego “gonga” z kontry i pożegnali się z Ligą Mistrzów po emocjonującym dwumeczu.
Raul, Farfan i reszta mocnej ekipy Magatha rozbiła w ćwierćfinale Inter (7:3), ale na ich drodze do finału stanął Manchester United. To był ostatni występ Schalke na tym etapie rozgrywek. Od 2011 r. doszli maksymalnie do 1/8.

4. Benfica vs Zenit St. Petersburg, 2:3, 2:0 - 2011/2012

Rok później w szranki o awans do ćwierćfinału stanęły zespoły, które zwykle właśnie na tej fazie kończą swoją przygodę z Ligą Mistrzów. Zenit prowadzony przez Luciano Spallettiego, naszpikowany reprezentantami Rosji kontra Benfica ze środkiem pola Axel Witsel - Nemanja Matić i młodziutkim Rodrigo Moreno w składzie.
Mecz w Petersburgu był ozdobą pierwszej serii gier w 1/8 finału. Lepiej weszli w niego goście z Lizbony, którzy za sprawą Maxiego Pereiry wyszli na prowadzenie. Czterech bezradnych graczy Zenita patrzyło jak filigranowy Urugwajczyk dopada do bezpańskiej piłki i pakuje ją do siatki. Gospodarze szybko odpowiedzieli trafieniem Romana Szirokowa.
Obie strony zagwarantowały kibicom świetne widowisko: szła akcja za akcją, raz w lewo, raz w prawo. Druga połowa obfitowała jednak w wydarzenia, których mało kto się spodziewał. Najpierw niecodziennego, efektownego, ale trochę przypadkowego gola piętką zdobył doświadczony Siergiej Siemak.
Rosjanie mieli plan spokojnie dowieźć cenną wygraną, ale plany postanowił pokrzyżować im… ich własny bramkarz, z którego fatalnej postawy skorzystał Oscar Cardozo. Autor pierwszego trafienia dla Benfiki, Maxi Pereira najwyraźniej pozazdrościł golkiperowi, bo kilkadziesiąt sekund później zafundował kolegom babola decydującego o ostatecznym zwycięstwie Zenita. Istny rollercoaster!
W rewanżu Luciano Spalletti mógł żałować, że jego podopieczni dali sobie wbić dwa gole na własnym boisku. Benfica nie pozostawiła wątpliwości, komu należy się awans do ćwierćfinału. Pereira zrehabilitował się za błąd z Petersburga kolejną bramką, a dzieła zniszczenia dokonał rezerwowy Nelson Oliveira.

5. Galatasaray vs Schalke, 1:1, 3:2 - 2012/2013

I znów Schalke w roli głównej, tym razem jednak bez Raula, z innym szkoleniowcem, za to dalej z nieśmiertelnym Farfanem, dodatkowo wspartym Teemu Pukkim. Po drugiej stronie barykady “Galata”, z magicznym duo Wesley Sneijder - Didier Drogba. Sama obecność tych dwóch fantastycznych zawodników w składzie Turków czyniła ich nieznacznymi faworytami rywalizacji z ekipą z Gelsenkirchen.
Pierwszy mecz w Stambule zakończył się korzystnym dla Niemców remisem 1:1, niczym dwa lata wcześniej w Walencji. Mogli jednak czuć niedosyt, bo statystyki stały po ich stronie. Do rewanżu Schalke podeszło z optymizmem. Skoro udało się wywieźć dobry rezultat z gorącego terenu w Turcji, to na własnym stadionie błędem byłby strach przed “Galatą”.
Wedle tego założenia, zmobilizowani gospodarze próbowali zdominować rywali i po kilkunastu minutach objęli prowadzenie. Stracona bramka rozjuszyła Turków. Rozpoczął się festiwal strzałów z obu stron. Piłkarze Schalke nagle stracili koncentrację pod koniec pierwszej połowy i na przerwę zeszli… przegrywając 1:2. Najpierw kapitalnie przymierzył Altintop, później poprawił Burak Yilmaz.
Zawodnicy prowadzeni przez Jensa Kellera wiedzieli, że do awansu potrzebują dwóch goli i zabrali się do gry. Fernando Muslera miał ręce pełne roboty. Dokonywał w bramce cudów. W drugiej odsłonie skapitulował tylko raz, po uderzeniu Michela Bastosa. Później był bezbłędny, dzięki czemu “Galata” przetrwała napór przeciwnika i przechyliła nawet szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Schalke mogło poczuć się jak Valencia w 2011 r. Co ciekawe, w całym spotkaniu oddano ponad czterdzieści strzałów! A Galatasaray napsuło w ćwierćfinale trochę krwi Realowi Madryt, na pocieszenie wygrywając mecz u siebie z “Królewskimi” 3:2, pomimo porażki na Bernabeu 0:3.

6. FC Porto vs AS Roma, 1:2, 3:1 p.d. - 2018/2019

I na koniec zaglądamy do ubiegłorocznej fantastycznej edycji Ligi Mistrzów. Dwumecz Romy z Porto wpisał się w niezwykle emocjonujący krajobraz rozgrywek z poprzedniego sezonu. To było jedyne starcie, w którym do wyłonienia zwycięzcy niezbędne okazało się więcej niż dwa razy po 90 minut. Portugalczycy w cuglach wygrali grupę z Schalke, Galatasaray i Lokomotiwem, a Roma nie bez problemów awansowała dalej - wraz z Realem Madryt - po wyprzedzeniu Viktorii Pilzno i CSKA Moskwa.
Siłę obu zespołów sprzed roku faktycznie możemy porównać do dzisiejszej Atalanty oraz Valencii. Tak jak i teraz, pierwsze starcie odbyło się w Italii. Choć swoje szanse miał m.in. Edin Dżeko, długo utrzymywał się rezultat bezbramkowy. Ostatnie dwadzieścia minut wynagrodziło jednak kibicom oczekiwanie na gole.
Dwa trafienia autorstwa Nicolo Zaniolo wprowadziły licznie zgromadzonych fanów “Giallorossich” w ekstazę, ale w ferworze radości gospodarzom zabrakło koncentracji. Przyjezdni zdobyli trochę przypadkową bramkę, lecz jakże ważną w kontekście przyszłych wydarzeń.
Początek rewanżu na Estadio do Dragao lepiej ułożył się dla Porto, bo wynik otworzył Tiquinho. Do przerwy był jednak remis za sprawą Daniele De Rossiego. Kapitan rzymskiego zespołu nie pomylił się z jedenastu metrów. Portugalczycy odpowiedzieli po kilkunastu minutach, a do siatki trafił Moussa Marega.
Taki rezultat oznaczał dogrywkę, której gospodarze chcieli uniknąć, dlatego za wszelką cenę dążyli do zdobycia trzeciego gola. Próbowali Brahimi, Otavio czy Marega, ale Robin Olsen trzymał się dzielnie.
Po zakończeniu regulaminowego czasu gry sygnał do ataku dali zaś zawodnicy Romy. Przebudził się Edin Dżeko, któremu do upragnionej bramki zabrakło kilku centymetrów. Futbolówkę zmierzającą do siatki w ostatniej chwili wybił jeden z piłkarzy Porto. Zanosiło się na rzuty karne, ale wtedy głowę stracił Alessandro Florenzi.
W 116 min. Włoch popełnił nieuzasadniony, bezmyślny faul w “szesnastce” i faktycznie doprowadził do ustawienia piłki na jedenastym metrze. Tylko, że dla rywali, na dodatek jednorazowo. Alex Telles pewnie wykorzystał prezent od Florenziego i wprowadził Porto do ćwierćfinału.
***
A jak będzie dziś w rywalizacji Atalanty z Valencią? Po zimowym losowaniu zgodnie uznawano, że trudno wskazać faworyta, bo na papierze obie drużyny wydają się dość równorzędne. Stanowią bezpośrednie zaplecze najlepszych zespołów w swoich ligach, mają w składzie piłkarzy, którzy potrafią zrobić różnicę.
Bukmacherzy zdecydowanie jednak wskazują, że ten wieczór będzie należał do ekipy z Serie A. Wszystko za sprawą wielu absencji u “Nietoperzy”. Trener Albert Celades musi złożyć skład bez podstawowych stoperów - Garaya i Gabriela Paulisty, bez kluczowego w drugiej linii Francisa Coquelina i bez Rodrigo Moreno w ataku.
Josip Ilicić i spółka już zacierają ręce na myśl o pojedynkach z eksperymentalnym zestawieniem rywali. Im korzystniejszy rezultat Atalanta osiągnie dziś na - tak, tak - San Siro, tym łatwiej podejdzie do rewanżu na Mestalla. Historia uczy nas jednak, że pierwszy mecz to zaledwie połowa sukcesu, a Valencia wcale nie stoi na straconej pozycji. My wybieramy rolę obserwatora i liczymy na popis ofensywnego futbolu, z którego słyną piłkarze z Bergamo, a i “Nietoperzom” nie jest on obcy.
Multirelację ze spotkań Atalanta - Valencia oraz Tottenham - Lipsk będziecie mogli śledzić na naszej stronie. Zapraszamy do spędzenia tego wieczoru razem z Meczykami! Startujemy już o 20:00.
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również