Lionel Messi to wisienka na torcie. Wybraliśmy najlepszą XI w historii FC Barcelony

Leo Messi to "wisienka na torcie". Wybraliśmy najlepszą XI w historii Barcelony
Natursports/shutterstock.com
Niezależnie od animozji i osobistych preferencji, każdy kibic z ręką na sercu przyzna, że Barcelona to jeden z największych klubów w historii futbolu. Na przestrzeni dziesiątek lat przez Camp Nou przewinęło się multum gwiazd, a poniższa konstelacja jest tego tylko dowodem, a zarazem ledwie drobnym wycinkiem historii “Dumy Katalonii”. Oto najlepsi z najlepszych, którzy brylowali w bordowo-granatowych trykotach.
Poniższym zestawieniem startujemy z cyklem, w którym pod lupę zostaną wzięte najlepsze jedenastki w historii klubów z czołówki. Od razu warto zaznaczyć, że kluczowym, a zarazem jedynym kryterium, jest jakość występów w danej ekipie, zatem w przypadku Barcelony próżno szukać choćby Diego Maradony. Argentyńczyk bez wątpienia okupuje miejsce na futbolowym Panteonie, ale w barwach “Blaugrany” grał zbyt krótko, aby przeskoczyć poniższych wirtuozów.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bramkarz: Andoni Zubizarreta

Chociaż Barcelona znana jest z gry ofensywnej, w jej szeregach występowało wielu znakomitych bramkarzy. Od legendarnego Ricardo Zamory, przez Victora Valdesa czy obecnego golkipera, Marca-Andre ter Stegena. Miano tego najlepszego przypada jednak zawodnikowi, który bronił dostępu do bramki na Camp Nou przez ponad 8 lat, Andoniemu Zubizarrecie.
Początki Hiszpana w stolicy Katalonii nie należały do najłatwiejszych. Kibice podczas jego prezentacji wywiesili transparent “Do Domu”, aby okazać swój sprzeciw wobec nowego nabytku. Wszystko to pokłosie sprzedaży dotychczasowej “jedynki”, Javiera Urruticoechei ps. Urruti, który był ulubieńcem publiki.
Zubizarreta stanął przed niełatwym zadaniem, ale nie złożył broni, próbując wkupić się w łaski fanów boiskową dyspozycją. I tak oto już w debiutanckim sezonie na Camp Nou został bramkarzem z najmniejszą liczbą puszczonych bramek w lidze. W 1987 r. wybrano go najlepszym hiszpańskim piłkarzem. Zmiana trenera i przybycie Cruyffa nie osłabiły pozycji Andoniego, który nadal pozostawał bezkonkurencyjny.
Sukcesy barcelońskiego “dream-teamu” z lat 90. nie byłyby możliwe bez wsparcia ze strony klasowego golkipera. Forma Zubizarrety pozwoliła Barcelonie sięgnąć po cztery mistrzostwa Hiszpanii oraz pierwszy Puchar Europy w historii klubu. W ciągu ośmiu lat rozegrał aż 383 spotkania, co plasuje go na 10. miejscu w rankingu wszechczasów katalońskiej ekipy. Warto dodać, że w niemal połowie, konkretnie w 173 meczach zachowywał czyste konto.

Lewy obrońca: Sergi Barjuan

Wybór lewego defensora nie był łatwy, ponieważ Barcelona, niczym reprezentacja Polski, cierpi na prawdziwą klęskę nieurodzaju w tym sektorze boiska. Van Bronckhorst czy Sylvinho osiągnęli na Camp Nou zbyt mało, Eric Abidal brylował tylko przez krótki okres, a Jordi Alba wciąż pracuje na swoje miejsce na kartach historii. Z braku laku, wybór musiał paść na jednego z weteranów, Sergiego Barjuana.
Wspominaliśmy, że “Zubi” okupuje miejsce w czołowej dziesiątce najczęściej grających zawodników Barcelony. Co ciekawe, Barjuan ustępuje byłemu bramkarzowi o dokładnie... jedno spotkanie. Mimo wszystko, Hiszpan zapisał sporo linijek w annałach “Dumy Katalonii”.
Sergi jest uznawany za jedną z pierwszych pereł zmodernizowanej La Masii. Johan Cruyff uważnie przyglądał się adeptom świeżo wyremontowanej szkółki, co zaowocowało debiutem lewego wahadłowego w sezonie 1993/94. Wychowanek nieco zrewolucjonizował tę pozycję, ponieważ w systemie holenderskiego szkoleniowca skrajni defensorzy często podłączali się do ataku. Barjuan przetarł szlaki m.in. Albie, który znany jest z ofensywnych zapędów pod bramkę rywali. W ciągu dziewięciu sezonów na Camp Nou Sergi 3-krotnie sięgał po mistrzostwo Hiszpanii, dwa razy podnosił Puchar Króla, a w sezonie 96/97 zdarł europejskie skalpy w postaci Pucharu Zdobywców Pucharów i Superpucharu UEFA.

Środkowy obrońca: Carles Puyol

Serce, dusza i płuca wielkiej Barcelony. Człowiek z powoli wymierającego gatunku piłkarzy, dla których zasady fair-play nie są tylko pustym frazesem. Charakterystyczna fryzura, spektakularne umiejętności defensywne oraz niespotykana wręcz charyzma stanowiły znaki rozpoznawcze wieloletniego kapitana.
Można mu wyliczać spotkania (593), trofea (22), bramki (13), jednak prawdziwą definicją klasy “Tarzana” była jego boiskowa postawa. Gdy w czasie El Clasico Sergio Ramos odepchnął go za twarz, Puyol... odciągał swoich kolegów, którzy chcieli odpłacić się kapitanowi Realu. Jeszcze kilka lat wcześniej Carles został brutalnie wycięty przez jednego z rywali, po czym wstał i zatrzymał Ronaldinho, chcącego wdać się w szamotaninę z faulującym.
- Pewnego razu Puyol wrócił na boisko po dłuższej kontuzji. Od razu podszedłem i powiedziałem, że tęskniłem za nim, a on odparł “Zamknij się do cholery i skoncentruj się na grze”. Cały on - opowiadał jego partner z klubu i reprezentacji, Gerard Pique. Do historii przeszedł także moment ze spotkania na Santiago Bernabeu, gdy właśnie w stronę barcelońskiej “trójki” rzucono zapalniczkę. Pique chciał to zasygnalizować arbitrowi, ale Puyol podbiegł do niego, wyrzucił przedmiot na bok i nakazał skupić się na boiskowych wydarzeniach. W świecie symulacji, miękkich fauli i boiskowych cwaniaczków, on zawsze świecił przykładem.

Środkowy obrońca: Ronald Koeman

Pozycji drugiego stopera nie mógł zająć nikt inny, niż Koeman. Holender występował w Katalonii tylko przez sześć lat, jednak to wystarczyło, aby wyrobił sobie wystarczającą markę i renomę.
Wychowanek Groningen to kolejny po Zubizarrecie i Sergim członek tzw. dream-teamu prowadzonego przez Johana Cruyffa. O zamiłowaniu Holendra do futbolu otwartego opartego na ofensywnej grze najlepiej świadczy fakt, że Koeman zdobył dla Barcelony aż 82 bramki. Wybór tej najważniejszej jest stosunkowo banalny.
Pamiętne trafienie z rzutu wolnego pozwoliło Barcelonie sięgnąć po pierwszy Puchar Europy w dziejach. Tego wieczoru na Wembley Koeman już na zawsze zyskał miejsce w sercach wszystkich sympatyków katalońskiej drużyny.

Prawy obrońca: Dani Alves

O ile wybór na lewej flance był dość skomplikowany, tak miejsce na prawej stronie defensywy po prostu musiało trafić do Daniego Alvesa. Brazylijczyk trafił na Camp Nou za rekordowe, jak na obrońcę, 35 mln euro, lecz spłacił się i to z sowitą nawiązką.
Alves był pierwszym nabytkiem Guardioli po objęciu przez Katalończyków seniorskiej drużyny. Pep zdawał sobie sprawę, że w jego układance musi znaleźć się tak utalentowany wahadłowy, który wprost imponuje jakością na całej szerokości boiska. Dość powiedzieć, że Brazylijczyk zanotował w barwach “Blaugrany”, uwaga, aż 100 asyst. Takich liczb można się spodziewać po ofensywnym pomocniku czy skrzydłowym, ale Dani dokonał tego, swobodnie hasając na prawej flance. Kibicom Barçy pozostaje jedynie z rozrzewnieniem wspominać występy Alvesa, ponieważ próby zastąpienia go Sergim Roberto czy Nelsonem Semedo spaliły na panewce.

Środkowy pomocnik: Xavi Hernandez

Rolę Xaviego najlepiej podsumowuje przydomek, który zyskał. Generał. Przez lata koordynował akcje “Blaugrany”, z zimną krwią posyłając kolejne zabójcze podania. Bez jego wsparcia nie byłoby wielkich triumfów Barcelony i narodzin stylu nazwanego tiki-taką. To Hiszpan zrewolucjonizował pozycję środkowego pomocnika.
Z perspektywy czasu trudno jest uwierzyć w losy Hernandeza na Camp Nou. Początkowo mało kto wierzył w potencjał młodego Hiszpana. Niekwestionowanym ulubieńcem trybun był Pep Guardiola, a kolejne mizerne występy Xaviego tylko potęgowały niechęć rodzimych kibiców.
W pewnym momencie poważnie rozważano sprzedaż wychowanka do Milanu, obie strony uzgodniły już kwotę wykupu, jednak na drodze do przenosin stanęła... matka piłkarza. Zagroziła, że jeśli Xavi opuści Camp Nou, rozwiedzie się z mężem, który był wielkim zwolennikiem przenosin do stolicy Lombardii. Czas pokazał, że to mama miała rację. Talent Xaviego wystrzelił po objęciu klubu przez niedoszłego kolegę z szatni i rywala do miejsca w pierwszym składzie. Po kilku sezonach uczeń przerósł wreszcie mistrza. Dziś Hernandez może się pochwalić największą liczbą spotkań w historii “Dumy Katalonii”.

Środkowy pomocnik: Andres Iniesta

Tam gdzie Xavi, tam Iniesta. Tam gdzie Iniesta, tam i Xavi. Hiszpański duet środkowych pomocników przez lata jawił się jako nierozłączny. Obaj panowie poprowadzili Barcelonę na futbolowy Mount Everest. Ich dwójkowe akcje i wymiany piłek do dnia dzisiejszego zapierają dech w piersiach.
Iniesta nigdy nie należał do grona tzw. goleadorów, nie notował tylu asyst, co Xavi. Jego wkład w grę opierał się na umiejętnej cyrkulacji futbolówki, przyspieszaniu i zwalnianiu tempa gry, zależnie od potrzeb. W trakcie meczu wystarczyło podać do niego, a on już wiedział co dalej zrobić. Myślał trzy podania w przód.
- Andres nie farbuje włosów, nie nosi kolczyków, nie ma tatuaży. Może dlatego jest w pewien sposób nieatrakcyjny dla mediów, ale na swojej pozycji jest najlepszy - komplementował go Pep Guardiola.
- Iniesta jest najbardziej kompletnym graczem w Hiszpanii. Jest jak Harry Potter. Raz, dwa, trzy i...puf, minął kolejnego gracza. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - wtórował kolejny trener Barcelony, Luis Enrique.

Ofensywny środkowy pomocnik: Johan Cruyff

Z powodu problemów papierkowych Cruyff zadebiutował na Camp Nou dopiero w 8. kolejce kampanii 1973/74. Barcelona z zaledwie czterema punktami na koncie szurała wówczas po dnie tabeli. Debiut Holendra zmienił wszystko i odwrócił bieg wydarzeń.
Z “Boskim Johanem” na boisku Katalończycy nie przegrali już ani jednego spotkania do końca sezonu. Po czternastu latach bezkrólewia, “Blaugrana” znów została mistrzem Hiszpanii. Hegemonia Realu została przerwana, a do historii przeszło “El Clasico” na Santiago Bernabeu zakończone porażką “Królewskich” 0:5.
Cruyff natchnął całą Barceloną i przywrócił dawno zapomniany uśmiech, radość z gry. W ciągu kolejnych sezonów poprowadził drużynę do triumfu w Pucharze Króla, co stanowiło preludium do jego wyczynów w roli szkoleniowca. Johan nie dołożył do sukcesów “Blaugrany” jednej cegiełki. On w pojedynkę położył fundamenty.

Lewy napastnik: Ronaldinho

Kilkadziesiąt lat później w rolę boiskowego zbawiciela Barcelony wcielił się Ronaldinho. Gdy w 2003 r. Brazylijczyk po raz pierwszy podbijał piłkę na murawie Camp Nou, nawet najwięksi optymiści nie mogli przewidzieć tak udanej przyszłości. Przed tym transferem “Duma Katalonii” nie znaczyła wiele, z bólem musiała przyglądać się triumfującym rywalom z Madrytu.
Era “Galacticos” skończyła się w momencie debiutu uśmiechniętego skrzydłowego. “Ronnie” momentalnie wzbudził furorę, ponieważ prezentował zagrania, o których wcześniej nikt nawet nie pomyślał. Podania plecami, piętki, rabony, przewrotki, sombrero, cuda wianki, a to wszystko dosłownie w każdym spotkaniu.
Ronaldinho zdobył w Barcelonie 94 bramki, 2 tytuły ligowe oraz przede wszystkim serca milionów kibiców na całym świecie. Któż z nas nie chciał choć przez chwilę być jak on, grać na takim luzie, z nieograniczoną wyobraźnią. R10 był znakomitym piłkarzem, ale, co nawet ważniejsze, inspiracją dla kolejnych pokoleń.

Środkowy napastnik: Ladislao Kubala

Konkurencja na tej pozycji przysporzyła nieco bólu głowy. W szeregach Barcelony występowało multum “dziewiątek” z najwyższej półki. Luis Suarez ma już na koncie prawie 200 trafień dla “Dumy Katalonii”, Samuel Eto’o odgrywał kluczowe role w dwóch finałach Ligi Mistrzów, a nie można też zapomnieć o Christo Stoiczkowie czy Cesarze Rodriguezie. Wybór padł jednak na zawodnika, który odcisnął największe piętno na klubie - Ladislao Kubali.
Do Barcelony trafił w sumie przez przypadek. Węgierska federacja ukarała go rocznym zawieszeniem za ucieczkę z kraju, co stanowiło epilog przygody w Milanie. Utalentowanego napastnika w meczach towarzyskich wypatrzył Josep Samitier, ówczesny trener Katalończyków. W 1951 r. Kubala zadebiutował w bordowo-granatowym trykocie.
Już w pierwszym sezonie poprowadził klub do zdobycia aż pięciu trofeów. Barcelona zgarnęła krajowy dublet oraz triumfowała w Pucharze Miast Targowych (odpowiednik Ligi Europy). Strzelał z nadzwyczajną regularnością, spotkania stały się jednoosobowymi spektaklami Węgra. Powiedzieć, że Kubala przyciągał kibiców na stadion, to właściwie nic nie powiedzieć. Fani “Blaugrany” tak hucznie tłoczyli się na trybunach, że w końcu zdecydowano się wybudować Camp Nou. Poprzedni obiekt, Les Corts był za mały, mieścił tylko 60 tys. widzów. Kubalę chciał z bliska oglądać cały świat.

Prawy napastnik: Leo Messi

Na koniec, wybór najłatwiejszy z możliwych. Najlepszy strzelec w historii klubu, a także ligi hiszpańskiej. Najlepszy asystent w historii klubu, a także ligi hiszpańskiej. Snajper, drybler, kreator, wizjoner, bombardier, geniusz. Po prostu jedyny w swoim rodzaju, Leo Messi, bezapelacyjnie najlepszy piłkarz w dziejach Barcelony.
O jego wyczynach nie trzeba się rozwlekle rozpisywać. I tak żadne słowa nie oddadzą w pełni jego absurdalnie wysokiej jakości. Na to, co Argentyńczyk wyprawia na boisku wystarczy popatrzeć i podziwiać.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również