Ma być zbawieniem ataku Niemców. Stoją za nim legendy. Pójdzie śladami Klosego i Voellera?

Ma być zbawieniem ataku Niemców. Stoją za nim legendy. Pójdzie śladami Klosego i Voellera?
screen youtube
Niclas Fuellkrug napotkał w swojej karierze wiele oporów. Psuł sobie kolana, zrywał mięśnie, łamał zęby na głowach rywali. Ot, typowy bundesligowy “zabijaka”. Wygląda jednak na to, że właśnie takiego piłkarza potrzebuje reprezentacja Niemiec. Czy napastnik Werderu Brema otrzyma biletu do Kataru?
Niclas Fuellkrug jest, wraz z Marcusem Thuramem i Christopherem Nkunku, najlepszym strzelcem Bundesligi na początku sezonu. Zdobył już osiem bramek. A jego Werder po dziesięciu kolejkach jest jedną z najjaśniejszych ekip pod względem dorobku strzeleckiego. Już teraz nie brakuje porównań obecnej drużyny do kapitalnego Werderu z lat 2000. Zaś do osiągnięć indywidualnych napastnika bremeńczyków można by przejść obojętnie, wszak to dopiero początek ligowych zmagań, gdyby nie zaskakująca rzecz - bardzo wielu ludzi w Niemczech chce, by 29-latek, który nigdy nie grał w reprezentacji, pojechał na mistrzostwa świata w Katarze. Nie tylko jako debiutant. Przede wszystkim jako zbawienie w ataku.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zawsze wraca silniejszy

Do tej pory Fuellkrug mógł o sobie mówić jako o pechowcu. Ciągle blisko kadry, ale ostatecznie nigdy nie dostąpił możliwości wystąpienia w seniorskiej drużynie narodowej. Na młodzieżowe zgrupowania za to jeździł regularnie w trzech rocznikach (U-18, U-19 i U-20). Ten upragniony debiut w seniorach ciągle jednak uciekał mu sprzed nosa. Po 14 bramkach dla Hannoveru w sezonie 2017/18 obserwował go sztab trenerski Joachima Loewa, ale w pierwszych 15 kolejkach kolejnej edycji Bundesligi miał na koncie tylko dwie bramki i jedną asystę. Za mało na zrealizowanie swojego marzenia. W dodatku złapał kontuzję, wypadł na pięć miesięcy z powodu uszkodzenia chrząstki w prawym kolanie.
To nie wszystko. Doszedł do siebie pod koniec sezonu 2018/19, za późno jednak, by uratować Hannover przed spadkiem. Przeniósł się więc do Werderu, gdzie znów zanotował skromne liczby, a przy tym ponownie trafił na stół operacyjny. Zerwał więzadła krzyżowe w lewym kolanie i musiał odpocząć od piłki przez dziewięć miesięcy. Wielu postawiło na nim krzyżyk. On sam wątpił w to, czy jeszcze kiedykolwiek wyjdzie na boisko w meczu na najwyższym poziomie.
Opowieść o kontuzjach byłaby niepełna bez wyjątkowych historii. Grając jeszcze w turniejach młodzieżowych, Fuellkrug zderzył się kiedyś z przeciwnikiem tak mocno, że część jego zęba utkwiła w czole rywala.
- Poje…a sprawa, wiele osób w to nie wierzyło - wspominał sytuację Fuellkrug. - Niektórym może się to wydawać śmieszne, ale istniało zagrożenie zakażeniem bakteryjnym, więc obaj wylądowaliśmy potem w szpitalu. Na szczęście bez poważnych konsekwencji.
Od tego czasu nadano mu pseudonim “Luecke”, bynajmniej nie od angielskiego słowa “luck”, a od niemieckiego, oznaczającego “przerwę”. W uzębieniu.

Dobrze mieć napastnika z Werderu

Umiejętność powrotu po trudnych chwilach to tylko jeden z niewielu atutów napastnika Werderu. Najmocniejszą stroną jest gra w polu karnym. To jego królestwo. Znakomicie odnajduje się zwłaszcza po dośrodkowaniach z którejś z flanek. Przy 189 centymetrach wzrostu być może nie należy do “wieżowców”, ale i tak znakomicie radzi sobie z obrońcami o zbliżonych warunkach fizycznych. Może wygrać koronne pojedynki główkowe w klasycznym stylu, z doskonałym wyczuciem wyskoku i silnym, celnym uderzeniem. Nasi zachodni sąsiedzi obecnie nie posiadają lepszego napastnika o tak sprecyzowanym profilu.
W Niemczech mają wystarczająco dużo tzw. targetmanów, jednak prawie wszyscy z nich błyszczą tylko w drugiej lidze, gdzie spokojnie strzelają ponad 15 goli w sezonie, ale nie przenoszą tych wyników do elity. Fuellkrug to awangardowy przykład w Bundeslidze. Wśród konkurentów wyraźnie wyróżnia się jeśli chodzi o sposób poruszania się, wybierania momentów do ataku czy utrzymania przy piłce, z czym jego rywale nawet w pierwszej lidze wciąż mają problemy. Zdarza się mu być momentami drewnianym, podejmować złe, nawet bardzo złe decyzje, ale mimo to jest doskonały w grze “na ścianę”, bardzo dobrze wyciąga defensywę z pola karnego, potrafi też subtelnie asystować.
Przemawiają także za nim względy historyczne. Występuje w Werderze, a to klub, który wysyłał już wybitnych środkowych napastników na mistrzostwa świata. Rudi Voeller na mundialu w 1986 roku czy Miroslav Klose na domowym turnieju w 2006 również byli u szczytu swojej produktywności, po części dzięki bremeńskiemu stylowi Sturm-und-Drang. Typowej grze na wysuniętego atakującego. “Zielono-Biali” już dawno stracili rolę ważnego dostawcy dla czterokrotnych mistrzów globu, ale szczyt formy Fuellkruga przypada na okres renesansu zasłużonego klubu z północy kraju.
W Werderze go uwielbiają. Pomimo awansu do Bundesligi i statusu najlepszego strzelca, zgodził się na obniżkę pensji. W rozmowie z “Kickerem” wyjaśnił ten piękny gest.
- Słuchaj, nie zamierzałem o tym rozmawiać, pojawiło się to w mediach. Nie chcę się tym chwalić. To proste, chciałbym zostać na dłużej w Bremie. Kariera piłkarza trwa około 15 lat. Muszę jak najlepiej wykorzystać ten czas. A po obniżce wciąż zarabiam dużo pieniędzy. Wystarczająco dla mnie - sprecyzował.

Wsparcie od bohaterów

To prawdziwy kandydat ludu. Wspierają go legendy niemieckiego futbolu, partnerzy z Werderu i zwykli kibice. Głównym “przedstawicielem” PR-owej firmy Fuellkruga jest Lothar Matthaeus. Co kolejkę pojawia się w mediach, żądając natychmiastowego powołania Niclasa do kadry.
- Nie sądzę, żeby Hansi Flick nagle oślepł. Doskonale widzi, co robi ten napastnik. To oczywisty pretendent do miejsca w składzie - powtarza były kapitan “Die Mannschaft”.
Ta sama myśl tkwi w głowie innego zasłużonego reprezentanta. Według Bastiana Schweinsteigera Fuellkrug to “bardzo silny zawodnik, dużo strzela, odznacza się atletyzmem i zimną krwią pod bramką”. Do chóru zwolenników dołączył również Toni Kroos, który zakończył karierę w drużynie narodowej po EURO 2020 i bardzo rzadko udzielał się w temacie kadry. Tym razem w swoim podcaście stanął po stronie piłkarza:
- W obecnej formie nie ma możliwości, by nie pojechał na mundial. To oczywistość.
Oczywiście, decyzja będzie należała do Flicka. Selekcjoner nie kryje zadowolenia z faktu, że w ostatnich miesiącach przed najważniejszą piłkarską imprezą, wyrosła mu nowa opcja do gry w ostatniej strefie boiska. Jednak były trener Bayernu nie przesądza sprawy:
- Mam na oku też kilku innych graczy i każdy z nich może zostać włączony do ostatecznej 26-osobowej grupy na Katar - podkreślił.
Masowa akcja poparcia dla niego ma sens. Reprezentacji brakuje prawdziwej “dziewiątki”. W 2022 roku na szpicy grali albo Kai Havertz albo Timo Werner. Ani jeden, ani drugi nie jest przyzwyczajony do jednoosobowego kierowania atakiem.
Fuellkrug nie lubi tego tematu. Z rozmysłem go omija. Dociskany do ściany albo odmawia odpowiedzi, albo mówi, że jest bardzo wdzięczny wszystkim, którzy doceniają jego grę. W ostateczności zaznacza, że sukcesy Werderu są ważniejsze niż jego osobiste osiągnięcia. Skromnie. Zbyt skromnie. Zaraz dobije do trzydziestki i to może być jego ostatnia (i pierwsza!) szansa na wyjazd na wielką imprezę. Prócz bramek potrzebuje afirmacji. Także dobrej reklamy.
Magazyn “kicker” przeprowadził ankietę: Czy Flick powinien włączyć Fuellkruga do składu na mistrzostwa świata? Głosowało ponad 290 tys. osób, z czego 73 procent odpowiedziało pozytywnie. Vox populi, vox Dei, głos ludu to głos Boga. Teraz ruch należy do selekcjonera.

Przeczytaj również