To dlatego w Japonii postawili na Skorżę. "Ma coś, czego brakuje wielu polskim trenerom"

To dlatego w Japonii postawili na Skorżę. "Ma coś, czego brakuje wielu polskim trenerom"
Paweł Jaskółka/Press Focus
6 maja 2023 roku - ta data zapadnie w pamięci nie tylko Macieja Skorży, ale pewnie wielu polskich kibiców. Nasz rodak, szkoleniowiec z naszego kraju, poprowadził japońską Urawę Red Diamonds to trzeciej w historii wygranej w azjatyckiej Lidze Mistrzów, pokonując w finale faworyzowany Al-Hilal 1:0 (w dwumeczu 2:1). Jeśli polski trener zostanie tam do końca roku, to 12 grudnia stanie do walki o klubowe mistrzostwo świata!
Cofnijmy się najpierw o rok. 2 maja 2022 roku. Jeden z najczarniejszych dni nowożytnej historii Lecha Poznań, ale pewnie też i dla samego 51-letniego trenera. To data czwartej z rzędu porażki "Kolejorza" w finale Pucharu Polski i drugiej z rzędu dla Macieja Skorży. Oprócz samej porażki z Rakowem dochodził do tego brak kibiców na stadionie, a także problemy zdrowotne taty Filipa Marchwińskiego zaraz po meczu. Jeszcze nie można zapominać o najważniejszej sytuacji, czyli tej ligowej, gdzie zespół Marka Papszuna miał wszystko w swoich rękach, by podwójnie dobić Lecha w roku 100-lecia klubu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pamiętam Macieja Skorżę tuż po meczu na konferencji prasowej. Nie wiem, czy w życiu widziałem bardziej załamanego człowieka, który zdawał sobie sprawę, że cała jego misja pt. "powrót do Lecha" może zakończyć się wielką klęską. Skorża też w rok swoich 50. urodzin niesamowicie posiwiał, ale tamten okres - jak się później okazało - mógł być może najtrudniejszym w jego życiu i nie mamy tu na myśli tylko sytuacji sportowej, a i życia prywatnego.
Kto wtedy mógł pomyśleć, że rok później znowu całą Polska będzie mówić o Macieju Skorży, ale w kontekście jednego z największych sukcesów polskich trenerów za granicą w XXI wieku?
Zanim jednak Maciej Skorża w kwietniu 2021 roku wrócił do Lecha Poznań, to rok wcześniej latem 2020 roku widziałem trenera w Opalenicy wraz z Rafałem Janasem. Wówczas polski szkoleniowiec był na zakręcie. W lutym zwolniono go z reprezentacji olimpijskiej ZEA, a sam trener zastanawiał się, co dalej. Wówczas wraz ze swoim asystentem obserwowali w Opalenicy przejeżdżające do Polski różne zespoły, które przygotowywały się do nowego sezonu. Polscy trenerzy obserwowali treningi, notowali co się tam dzieje i wyciągali wnioski.
Kiedy rok później do Macieja Skorży zadzwonił Lech Poznań, ten wiedział, że musi ponownie wejść do tej rzeki. Jest kilka polskich klubów, którym się nie odmawia, a przecież Skorża to dodatkowo trenerski wychowanek rodziny Rutkowskich, która na niego postawiła jeszcze na początku XXI wieku w Amice Wronki.
Dla samego Skorży wejście do Lecha Poznań było najtrudniejszym wyzwaniem w całej trenerskiej karierze. On sam musiał sobie i całemu społeczeństwu piłkarskiemu udowodnić, że się nie skończył. Że jego przygoda w 2017 roku w Pogoni Szczecin to wypadek przy pracy. Że dalej jest wielkim polskim trenerem.
Przypomnijmy, że Skorża do Lecha wchodził w momencie, kiedy sezon 2020/21 został zakończony na 11. miejscu w tabeli - najgorszym za czasów panowania rodziny Rutkowskich, czyli od 2006 roku.
Szkoleniowiec jednak skupił się na pracy. Wyciskał każdego dnia maksa z piłkarzy Lecha. Wierzył, że uda się zrobić comeback z 11. pozycji w tabeli na pierwszą.
Przypominając sobie 2 maja 2022 roku, mało kto wtedy wierzył, że Lech Poznań jednak zdobędzie to upragnione mistrzostwo Polski. Maciej Skorża jednak się nie poddał, pomógł też Raków Częstochowa, ale sam trener tym sukcesem z Lechem Poznań udowodnił, że jest najlepszym polskim trenerem XXI wieku, zdobywając czwarte mistrzostwo Polski, a drugie dla "Kolejorza". Udowodnił przede wszystkim też to, że się nie skończył.
Potem sensacyjnie odszedł. Do dziś jest to jedna z najbardziej zaskakujących informacji, jaka mogła obudzić kibiców Lecha Poznań. Nawet sytuacja z Bartkiem Salamonem nie była takim dzwonem, jak odejście Skorży.
Przecież sam trener wielokrotnie wspominał, że europejskie puchary, a konkretnie Liga Mistrzów, to jego największe trenerskie marzenie. A odszedł w momencie, kiedy ponownie mógł z Lechem tego spróbować.
Skorża jednak wiedział - albo rodzina albo piłka. Jeśli wybrałby piłkę, prawdopodobnie nie miałby do czego wracać. Postawił na rodzinę. Po czasie spokoju i wyciszenia podjął pracę w dalekiej Japonii.
Nie bał się tego wyzwania. Wiedział, że jest gotowy spróbować, z dala od polskiego świata, co przy tej sytuacji prywatnej było akurat plusem. Ktoś zapyta a rodzina? Jeździ do trenera co jakiś czas.
Skorża do pracy w Japonii zaprosił swojego najbliższego współpracownika - Rafała Janasa oraz Wojciecha Makowskiego (trener analityk w sztabie Lecha, obecnie w Urawie trener-asystent) i Wojciecha Ignatiuka (trenera przygotowania fizycznego).
Nieco w prezencie polski trener dostał ten finał Ligi Mistrzów. Jednak to nie przypadek, że Japończycy zatrudnili Skorżę do takiego wyzwania.
Polski trener to urodzony zwycięzca. Ma coś, czego wielu polskich szkoleniowców nie ma, czyli umiejętność stawiania "kropki nad i". Skorża to ma. Pokazał to w Lechu dwukrotnie, a teraz potwierdził to z Urawą, bo przecież jego piłkarze nie byli faworytem tego dwumeczu. Stanęli naprzeciwko Al-Hilal, gdzie ten zespół ma przydomek "Real Madryt Azji".
Skorża w obu finałowych meczach wiedział, że ma do czynienia z piłkarsko lepszym zespołem od swojego. Trener dobrze to ocenił i dobrał taki sposób grania, który pozwolił wycisnąć maksa i zaskoczyć w dwumeczu faworyzowanych rywali, a na końcu zabrać trofeum do siebie.
Maciej Skorża znów jest na ustach całej Polski i znów z powodu historycznego sukcesu. Jeśli puchary są marzeniem polskiego szkoleniowca, to jedno z tych marzeń spełnił, ale w dalekiej Azji. W Polsce jeszcze nie powiedział ostatniego słowa, a i reprezentacja powinna na niego czekać z otwartymi rękami. Teraz jednak Skorża buduje swoje nazwisko za granicą, co też jest jednym z jego cichych marzeń, by wygrywać trofea poza Polską. Poszedł jednak grubiej, bo zaczął od Ligi Mistrzów, która pozwoliła mu trafić do notesów nowych agentów i otwierać dla siebie następne rynki dla ewentualnej kolejnej pracy.
W dwa lata z trenerskiego niebytu do mistrzostwa Polski, trenera sezonu i wygrania azjatyckiej LM. Wielkie gratulacje!

Przeczytaj również