"Mała ręka Boga". Jak Luis Suarez został bohaterem narodowym Urugwaju

"Mała ręka Boga". Jak Luis Suarez został bohaterem narodowym Urugwaju
Twitter/Footy Accumulators
Ulice Montevideo szalały. Urugwajczycy w niezwykłych okolicznościach wpadły do ostatniej czwórki mundialu. Dzięki pięknej grze? Trochę tak. Szczęściu? Również. Ale najbardziej zaważyła na tym przytomna reakcja jednego piłkarza w bramce. Lisi spryt, bezczelność, determinacja. Przez cały świat przetoczyło się jedno pytanie: Luis Suarez. Zwykły oszust czy narodowy bohater?
Napięcie i poczucie, że mogą przejść do historii. Sulley Muntari wysunął ekipę Ghany na prowadzenie po fenomenalnym uderzeniu z 40 metrów, pokonując słabo spisującego się tego dnia Muslerę, skarżącego się potem na nieprzewidywalność szalenie „złośliwej” piłki Jabulani. Ćwierćfinał mistrzostw świata. RPA. „Black Stars” byli o 45 minut od raju, zostania pierwszym afrykańskim zespołem, który awansował do pierwszej czwórki największej piłkarskiej imprezy globu.
Dalsza część tekstu pod wideo
W drugiej połowie na chwilę te marzenia odsunął Diego Forlan. Rzut wolny, miejsce takie, że wszyscy sądzili, że Urugwajczyk będzie raczej szukał głów swych kolegów. Ten jednak intencjonalnie kropnął, a futbolówka znów spłatała figla, ale tym razem golkiperowi Afrykańczyków. Gra przeciągnęła się do dogrywki, to niżej notowana Ghana wyglądała na silniejszą ekipę. Czy wielki sen wreszcie miał szansę się spełnić?

Parada mistrzostw

Kiedy po 120 minutach wszystko zmierzało do konkursu jedenastek, John Paintsil wykonywał rzut wolny. Po tym prawie na pewno zabrzmiałby ostatni gwizdek sędziego. Wrzutka łatwo minęła pierwszą przeszkodę w postaci jednoosobowego muru, a później… A później wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Kevin Prince-Boateng przedłużył piłkę głową, Muslera wyszedł na trzeci metr, ale nieudanie wypiąstkował, z czego skrzętnie skorzystał Stephen Appiah. Jego strzał został zablokowany na linii przez goleń Suareza. Jak najbardziej udana interwencja. Za chwilę miała nastąpić poprawka w wykonaniu Dominica Adiyaha. Ponownie zareagował Suarez. I wtedy piłkarski świat wstrzymał oddech.
Z pozycji widza, komentatora w loży prasowej, nawet kibica na trybunach, nie dało się racjonalnie ocenić, co wydarzyło się podczas tego pinballa w polu karnym. Arbiter główny przeciągle gwizdnął, a liniowy maniakalnie wymachiwał chorągiewką. Spalony? Ktoś kogoś popchnął? A może piłka przekroczyła linię bramkową? Portugalczyk Olegario Benquerenca zrobił kilka kroków w stronę napastnika „La Celeste”, sięgnął do kieszeni i bez chwili zawahania pokazał mu czerwoną kartkę. To mogło oznaczać tylko jedno: zagranie ręką i wskazanie palcem na rzut karny. Dramat jednych, ekscytację drugich.
I rzeczywiście. Powtórki pokazały to doskonale. Jorge Fucile chciał wziąć to na siebie, ale szybko zmierzająca do bramki piłka minęła jego wyciągnięte ręce. Zablokował ją dopiero Suarez udając jednocześnie, że zrobił to głową. Niechętnie opuścił boisko. Próbował zostać na murawie, ale techniczny, chwytając go za ramię poprowadził dalej do tunelu. Późniejsze materiały pokazały, jak zmierzał w kierunku szatni ze spuszczonym wzrokiem, a potem, usłyszawszy ryk ze stadionu, kiedy Asamoah Gyan „rąbnął” w poprzeczkę, momentalnie zawrócił i cieszył się, jakby już wygrał mistrzostwo. Poczucie triumfu podsycały następne minuty i niewykorzystane jedenastki przez Ghańczyków. Miłosny zawód tych, którzy pokładali swe nadzieje w Afryce i ciężko walczyli, aby dotrzeć tak daleko.

Czarny charakter

- Ręka Boga należy teraz do mnie - mówił (anty)bohater. - Wykonałem najlepszą interwencję mistrzostw. Czasami na treningach grałem jako bramkarz, a teraz to zaprocentowało. Nie było dla mnie innej alternatywy, a kiedy przestrzelili karnego, pomyślałem: „to cud, że jesteśmy jeszcze w turnieju”. Weszliśmy do półfinału, chociaż smuci mnie to, że w nim nie wystąpię. Nikt nie lubi być wykluczanym z meczu - relacjonował przebieg meczu Suarez.
Niewielu Urugwajczyków wydawało się zaniepokojonych moralnymi konsekwencjami czynu przyszłego napastnika Barcelony. I to nie tak, że ręka przeszła bez reperkusji Nie mógł dokończyć rywalizacji, a batalię o finał obserwował z trybun. Forlan posunął się nawet do tego, że pochwalił poświęcenie swego kolegi, stwierdził, że to on “podtrzymał naród przy życiu”.
Dla Suareza, który jeszcze wtedy reprezentował Ajax i miał zaledwie 23 lata, to był pierwszy poważny „konflikt z prawem”. Początek istnej lawiny wybryków. Tego samego roku ugryzł Otmana Bakkala z PSV. W kolejnych latach pojawiły się kolejne „zębowe” incydenty: w 2013 użył swych ostrych jedynek, by zdyscyplinować Branislava Ivanovici, na następnym mundialu z kolei podobnie postąpił z Giorgio Chiellinim. W 2011 roku został zawieszony za rasistowskie odzywki w kierunku Patrice Evry, a jego karierę generalnie scharakteryzowała agresja i boiskowa prowokacja.
Biorąc pod uwagę to, czego się o nim później dowiedzieliśmy, łatwo o wnioski i akt oskarżenia. Wszystko łączy się ze sobą: piłkarz niepotrafiący zapanować nad nerwami, agresywny, skory do łamania przepisów. Ale czy nie jesteśmy tu niesprawiedliwi? Czy makiawelistyczna postawa zalecająca stosowania zasady „cel uświęca środki” nie jest podszyta w każdym sportowcu? Przecież Suarez ujrzał czerwoną kartkę, ale równie dobrze mógł zobaczyć ją jego kolega Fucile, który tylko wolniej zareagował. Czy możemy usprawiedliwiać czyjeś intencjonalne zagrania nie fair, ponieważ wynikały z determinacji, by wygrać i przekonania, że każdy akt prowadzący do zwycięstwa opłaca się?

Złe dotyki

Historia zna kilka podobnych przypadków. Różnie ocenianych. Na mundialu w 1978 roku Polska grała z gospodarzem, Argentyną, a bohaterem meczu został Mario Kempes. Raz, że ustrzelił naszym reprezentantom dublet, dwa, że połowicznie uratował swoją drużynę od utraty bramki. W 38. minucie powinno być 1:1, ale na linii bramkowej „Matador” nieprzepisowo zatrzymał ręką strzał Grzegorza Laty.
Przepisy milczały w kwestii karania zawodnika czerwonymi kartkami za tego typu zagrania, Polska dostała rzut karny, ale fatalnie wykonał go wyjątkowo kiepsko usposobiony w tym pojedynku Kazimierz Deyna. Kempes pozostał na boisku i ukąsił “Biało-Czerwonych” jeszcze raz. Argentyna miała bohatera, Polacy - obiekt do nienawiści.
Są też zachowania, których nie dało się obronić, bo… nie zostały dostrzeżone i spenalizowane. W sposób naturalny szukamy sprawiedliwości. Olbrzymia krytyka spadła, i słusznie, na Thierry’ego Henry, gdy za pomocą dłoni pomógł „Trójkolorowym” wejść do południowoafrykańskiego mundialu. Maradona znany jest z tego, co zrobił Anglii w 1986 roku, ale zupełnie pomija się jego incydent, który nastąpił cztery lata później, kiedy w spotkaniu ze Związkiem Radzieckim ręką wygarnął piłkę zmierzającą prosto do siatki. Sytuacja o tyle dziwna, że arbiter stał dosłownie dwa metry od tego zdarzenia. Nie zainterweniował. Maradonie znów uszło na sucho to, z czego wcześniej był znany.
W przypadku Suareza, ręka pasuje do szerszego wzoru zachowania. Ale ze wszystkich jego „odchyłów”, ten najłatwiej było zrozumieć i wybaczyć. Szkoda, że przy tej okazji z mistrzostwami pożegnała się drużyna grająca przyjemny dla oka futbol. Sprawiedliwość szybko jednak powróciła. Suarez został bohaterem narodowym przez kilka dni, podobnie jak wszyscy jego koledzy. Przegrali bowiem starcie z Holandią, nie dali rady też Niemcom w meczu o trzecie miejsce. Może i dobrze. Historię lepiej się pisze, a później wspomina, gdy jest ona na wskroś czysta od niecnych występków.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również