Martin Kobylański: "Tata był dumny. Po hattricku zrobiło się głośno, ale mam dużo pokory" [NASZ WYWIAD]

Martin Kobylański: "Tata był dumny. Po hattricku zrobiło się głośno, ale mam dużo pokory" [NASZ WYWIAD]
Press Focus
Po piątkowym meczu Pucharu Niemiec, w którym strzelił hattricka, a jego Eintracht Brunszwik sprawił wielką sensację eliminując Herthę Berlin, Martin Kobylański otrzymał mnóstwo gratulacji - m.in. od Piotra Zielińskiego czy Arkadiusza Milika. Jednak najważniejszym recenzentem jego gry jest tata Andrzej - wicemistrz olimpijski i były reprezentant Polski. Jak zawsze rozmawiali po spotkaniu. Tym razem dopiero ok. północy, bo Martin był oblegany przez niemieckich dziennikarzy. - Cieszę się z takich chwil, ale chłodna głowa to podstawa. W szerszej perspektywie ten występ to chwila. Tylko jeden mecz, który jeszcze o niczym nie przesądza - mówi nam Martin.
Z 26-letnim Martinem Kobylańskim, bohaterem ostatnich dni w Niemczech, rozmawiamy o:
Dalsza część tekstu pod wideo
  • Hattricku z Herthą Berlin
  • Kroku w tył, by wykonać kilka do przodu
  • Nieudanym okresie w Lechii Gdańsk i nabraniu pokory
  • Celach i marzeniach
  • Pojawiających się spekulacjach transferowych
TOMASZ WŁODARCZYK: Jeszcze przed meczem Pucharu Niemiec wszyscy mówili o nieobecności i kwarantannie Krzysztofa Piątka, a tymczasem to inny Polak zrobił na boisku wielkie show.
MARTIN KOBYLAŃSKI: Miałem kilka bardzo dobrych spotkań w swoim życiu. Rok temu po podpisaniu kontraktu z Eintrachtem Brunszwik też strzeliłem hattricka. Jednak na tak wysokim poziomie, przeciwko tak silnemu rywalowi, jeszcze nie udało mi się chyba zagrać podobnego meczu. Cóż mogę powiedzieć? Jestem bardzo szczęśliwy, że zdobyłem trzy bramki, ale przede wszystkim, że udało się nam awansować. Była chwila, aby się cieszyć, jednak mam w sobie dużo pokory. Nie podniecam się za bardzo. Twardo stąpam po ziemi. Przede mną jeszcze cały sezon, w którym chcę pokazać się z dobrej strony.
Piłka z meczu przeciwko Hercie ma już swoje honorowe miejsce w domu?

Jeszcze nie. Została w szatni. Koledzy złożyli na niej podpisy. Po meczu dostaliśmy parę dni wolnego. Wyjechałem więc do Berlina, gdzie się urodziłem i mam dużo znajomych, aby trochę odpocząć przed startem 2. Bundesligi. W przyszłym tygodniu na pewno zabiorę ją do siebie i postawię w godnym miejscu.
A propos Berlina. Grałeś w Unionie więc ucieszyłeś sporą część kibiców z tego miasta.

Zgadza się. To świetny klub ze swoją kulturą i tradycją oraz bardzo fajnymi ludźmi wokół. Zachowałem z tamtego okresu dobre wspomnienia i kontakty. Drużyna mocno się przebudowała po awansie do Bundesligi, ale jeszcze sporo znanych mi osób zostało. Nie tylko koledzy z szatni, ale władze i ludzie pracujący wokół drużyny. Oczywiście, oni też złożyli mi gratulacje. Co ciekawe w Niemczech gram z reguły w zespołach, które sympatyzują z Unionem. Więc mój hattrick ucieszył naprawdę wielu.
W ostatnich dniach bateria w telefonie musiała przeżywać ciężkie chwile.

Dzwoniło i pisało tak dużo osób, że musiałbym cały czas wisieć na słuchawce, aby im wszystkim podziękować. To bardzo miłe i może tylko cieszyć. Odezwał się Piotrek Zieliński czy Arek Milik. Pogratulował Sebastian Mila i Rafał Gikiewicz. Fakt, że wyeliminowaliśmy tak silny zespół odbił się w Niemczech naprawdę szerokim echem. Dużo się o tym mówi i pisze. Hertha to tzw. „Big City Club”. Ma dobrych piłkarzy i ogromny budżet, który napędza ich ambicje. Tym bardziej nasze zwycięstwo okazało się sensacją. W piątek były rozgrywane tylko dwa mecze DFB Pokal, więc oglądano nas w telewizji. Spotkanie było bardzo atrakcyjne i dramatyczne. Mogło się podobać postronnemu widzowi. W piłkę gra się właśnie dla takich chwil. Fakt, jest teraz głośno, ale staram się podchodzić do tej sytuacji z pokorą. Spoglądać na to, co czeka mnie w przyszłości.
Tata musiał być dumny po takim występie.

Rozmawiamy niemal codziennie. W piątek nie było inaczej. Wymieniliśmy kilka zdań przed północą, bo miałem jeszcze sporo obowiązków medialnych. Tata oczywiście był bardzo szczęśliwy, ale nie szczędził też kilku krytycznych słów. To mój pierwszy recenzent i nawet z takiego meczu wyciągnie jakieś błędy (śmiech). To dobrze. Bardzo liczę się z jego zdaniem. Wiem, że kilka rzeczy mogłem zrobić lepiej. Zawsze szukam elementów do poprawy. Tylko tak można się rozwijać.
No to pewnie przyczepił się do rzutu karnego.

Zgoda, mogłem wykonać go lepiej, ale na szczęście udało się zdobyć bramkę po dobitce. Rozmawiałem o tym nie tylko z tatą, ale z samym bramkarzem Herthy, Alexandrem Schwolowem. Powiedział mi, że mam dobrze ułożoną stopę więc powinienem wybrać tylko róg, w który chcę uderzać. Racja. Długo czekałem na jego decyzję i to chyba nie pomogło. Kolejna dobra lekcja - nawet po tak udanym spotkaniu.
Kibice zwrócili uwagę, że małżeństwo Ci służy.

Haha, no tak. Wziąłem ślub w sierpniu. Muszę zgodzić się z tym zdaniem, skoro zaprezentowałem taką formę. Ale poważnie, chyba każdy potwierdzi, że jeśli w domu jest wszystko poukładane, to głowa pracuje zupełnie inaczej. To bardzo ważny element, żeby odnieść sukces. Nie tylko w sporcie. Spokój ducha pozwala, aby skupić się na pracy. Nie bujać w obłokach. Mam wokół siebie dużo dobrych ludzi. W moim domu panuje harmonia. Jestem szczęśliwy i to z pewnością w jakiś sposób odbija się dobrej dyspozycji. Rodzice uczyli mnie, żeby mieć poukładane sprawy. Doceniam, że zawsze są po mojej stronie. Wspierają bez względu na wszystko. Nawet gdybym nie strzelił tego karnego (śmiech). Dodaje mi to siły. Uważam, że wsparcie żony i rodziców to kolejny dobry krok do sukcesu.
Widać, że już jakiś czas temu wkroczyłeś na dobrą drogę. Ostatnie lata to ciągły rozwój.

Paradoksalnie dużo dał mi czas spędzony w Lechii Gdańsk. Dla mnie zupełnie nieudany z perspektywy boiska. Zagrałem tylko w trzech meczach Ekstraklasy - łącznie 27 minut. Dla każdego piłkarza to trudne, gdy przez rok nie gra w piłkę. Mentalnie mnie to jednak zbudowało. Nie poddałem się. Wyciągnąłem wnioski i co najważniejsze następny krok, jaki podjąłem, był słuszny. Przenosiny do Preußen Münster przez wielu oceniane były jako krok w tył. Ale tak czasami trzeba. Postawiłem na odbudowę. Nie rzucałem się na wygórowane propozycje. Wtedy mógłbym się tylko pogrążyć. Pójść do silniejszego klubu i być opcją numer trzy lub cztery? Bez sensu. Stałbym w miejscu. Miałem różne oferty, ale zdecydowałem, że 3. Bundesliga będzie dla mnie odpowiednia. W klubie dostałem wielkie wsparcie, szacunek i wiarę w moje umiejętności. Myślę, że obie strony się nie zawiodły.
Martin Kobylański
Transfermarkt
Ostatni rok w Brunszwiku był rewelacyjny - 18 goli i 9 asyst. Robi wrażenie.

Najważniejsze, że moje podejście się nie zmieniło. W Münster zdobyłem najpierw pięć, potem dziesięć, a w swoim ostatnim sezonie dwanaście bramek. Dokładałem sporo asyst. Rok temu miałem wiele ciekawych propozycji z 2. Bundesligi. Mógłbym zwariować na ich punkcie, ale nauczyłem się cierpliwości. Usiedliśmy wspólnie z tatą i moim menedżerem. Przeanalizowaliśmy sytuację: „Okej, jest dobrze. Wszystko idzie jak należy, ale nie można teraz popełnić błędu i popaść w przesadni optymizm. Po co szukać czegoś na siłę?”. Uznaliśmy więc, że zostanę kolejny rok na trzecim poziomie. Eintracht zachował się bardzo fajnie. Zależało im. Wiedzieli, że mam kilka opcji, ale nie naciskali. Dali czas do namysłu. Ostatecznie zdecydowałem się na podpisanie kontraktu w Brunszwiku i znów się nie przeliczyłem.
Awansowaliście do 2. Bundesligi. To już poważny poziom.

Tak, ale 3. Bundesliga też jest mocna. Oczywiście, każdy może ocenić to ze swojej perspektywy. Nie zamierzam nikomu narzucać swojego myślenia, ale już tam jest sporo mądrze poukładanych klubów. Eintracht jest takim przykładem. Na nasze mecze przychodziło po 17 tysięcy widzów. Gdyby nie pandemia, pewnie teraz mielibyśmy pełny stadion. Ponad 20 tysięcy. Mam nadzieję, że jeszcze wszystko wróci do normy i będziemy grać przy takiej otoczce.
Na pewno zostaniesz w Brunszwiku? Po takim występie już zaczęły się spekulacje, czy nie powinieneś pójść jeszcze wyżej? Okno transferowe jest otwarte do 5 października...

Staram się od tego odciąć. Moimi sprawami zajmuje się tata i menedżer. Mam jeszcze dwuletni kontrakt w Eintrachcie. Po awansie postawiliśmy sobie cel, aby na spokojnie utrzymać się na zapleczu Bundesligi. Mamy ciekawy zespół. Projekt jest naprawdę przemyślany. Na ten moment skupiam się na tu i teraz. Jest mi niezręcznie wypowiadać się na temat opcji transferowych. Co przyniesie przyszłość? Zobaczymy. Chcę mieć czystą głowę w takich tematach. Nie ukrywam, że dużo się teraz wokół mnie dzieje. Ale nie mogę reagować na spekulacje, że chce mnie Klub A czy Klub B i z tego powodu odlecieć na inna planetę. Cieszę się, że idę w dobrym kierunku, ale przede mną jeszcze naprawdę daleka droga.
Bije od ciebie duży rozsądek.

Kiedyś podejmowałem decyzje bardziej na gorąco. Dziś jestem już na innym etapie życia. Mam 26 lat. Ożeniłem się. Nie jestem już młodym talentem, ale przede mną jeszcze sporo fajnego grania. Staram się podejść do swojego zawodu jak najpoważniej. Rozsądnie podejmować decyzje na murawie i poza nią. Nie robić trzech kroków do przodu. Nie skakać w przepaść, bo to z reguły kończy się złamaniem karku. Step by step - w ten sposób dojść do wyznaczonych celów. Cieszę się z takich chwil, jak piątkowy hattrick, ale chłodna głowa to podstawa. W szerszej perspektywie ten występ to chwila. Tylko jeden mecz, który jeszcze o niczym nie przesądza.
Czy taka postawa zaprowadzi Cię kiedyś do reprezentacji Polski?

Jaki chłopak zaczynający grę w piłkę nie chciałby grać w kadrze? Teraz mamy naprawdę fajny zespół. Chłopaków, którzy radzą sobie w całej Europie. Nie ma wstydu. Dostać się do tej drużyny będzie bardzo ciężko, ale nie ukrywam, że to moje wielkie marzenie. Występ w narodowych barwach to duma. Mam nadzieję, że przez swoją pracę i grę jeszcze dostąpię tego zaszczytu.
Zwłaszcza, że mamy naprawdę niewielu piłkarzy o takiej charakterystyce. Jesteś typową dziesiątką.

Tak można powiedzieć, choć ustawiano mnie na skrzydle i w ataku. W środku pola czuję się jednak najlepiej. Gra za jednym lub dwoma napastnikami daje nieco więcej swobody. Lubię mieć piłkę przy nodze. Strzelać czy napędzać akcje. Nie mam też kłopotu, aby grać niżęj - jako druga ósemka. Lubię zejść po piłkę pod linię obrony, żeby samemu podciągnąć akcję do przodu. Myślę, że mam całkiem niezły zmysł do zdobywania bramek. Taka gra jak teraz w Eintrachcie sprawia mi dużo satysfakcji. Oby tak dalej.

Przeczytaj również