Martin Odegaard wrócił do czasów, gdy grał w Realu Madryt. Wskazał na problem w szatni
Martin Odegaard definitywnie zakończył swoją przygodę z Realem Madryt. Norweg do chwil spędzonych w "Los Blancos" wrócił w rozmowie z TV2.
Odegaard swego czasu uważany był za wielki talent. Eksperci wieszczyli, że to on w przyszłości będzie stanowił motor napędowy "Królewskich".
Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Norweg łącznie dla Realu rozegrał 11 spotkań. Minionego lata opuścił klub na zasadzie transferu definitywnego do Arsenalu.
- Oczywiście było wiele trudnych okresów. Wiele doświadczyłem zarówno z pierwszą, jak i drugą drużyną. Byłem blisko najlepszych i największych. To mnie wzmocniło. Czuję, że dużo na tym zyskałem - stwierdził.
- Szatnia Realu? Kiedy jesteś na najwyższym poziomie, niełatwo jest nawiązywać przyjaźnie. A przynajmniej, gdy jest się młodym i pochodzi się zza granicy. W szatni czujesz się trochę opuszczony. To inna kultura niż ta, do której przywykłem w Norwegii - dodał.
- Różnica między szatniami Realu Madryt i Arsenalu jest dość duża. Tu, gdzie jestem, jestem bardzo szczęśliwy. Mamy świetną szatnię, w której panuje wspaniała atmosfera - zaznaczył.
- Myślę, że każdy, kto znajduje się w świecie piłki nożnej wie, że to tak nie działa. Bez względu na to, na jakim poziomie grasz, nigdy nikt nie gwarantuje ci gry w każdym meczu. Trzeba zasłużyć na zaufanie i miejsce w składzie. To zależy tylko od gracza. Ważne jednak, by czuć się kochanym i mieć poczucie, że klub na ciebie liczy - zakończył.