Messi nad przepaścią. Po blamażu z Arabią zdejmie słynną klątwę? "Dwa oblicza legendy"

Messi nad przepaścią. Po blamażu z Arabią zdejmie słynną klątwę? "Dwa oblicza legendy"
Xinhua / PressFocus
Lionel Messi nie zaliczy do udanych meczu z Arabią Saudyjską. Zawiodła cała kadra Argentyny, ale to na jego konto ląduje kolejne rozczarowanie w mistrzostwach świata. Ostatni mundial w karierze Leo miał dać mu status, na jaki w Argentynie może liczyć tylko Diego Maradona. Póki co droga do celu daleka, choć Messi ma jeszcze szansę na poprawę.
Piłkarski geniusz Leo Messiego jest czymś niepodważalnym. Wybitnego piłkarza od piłkarskiego boga dzieli jednak w najbardziej utytułowanych krajach jeden istotny aspekt. Sukces z reprezentacją na mundialu. Tutaj Messi pozostaje jak na razie w cieniu legendarnego Diego Maradony, a takimi występami jak ostatnio z Arabią Saudyjską raczej oddala się od piedestału, aniżeli do niego zbliża. Historia Messiego na kolejnych mundialach to trochę futbolowa odyseja, choć trwa już znacznie dłużej niż mitologiczna dekada. Argentyna może Messiego szanować, a nawet czasem mu współczuć, natomiast nigdy nie pokocha go tak jak Diego, jeśli ta opowieść nie da szczęśliwego zakończenia. Zaś sam Messi niekoniecznie ułatwia w tym przypadku poszukiwania happy endu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nieobecny lider

W starciu z Arabią Saudyjską wszystko zaczęło się dla kapitana Argentyńczyków zgodnie z planem - pewnie wykonany rzut karny na 1:0 dla “Albicelestes”. W kolejnych fragmentach spotkania Messi rozsyłał piłki do kolegów i sam także trafiał do siatki rywali. Z tym, że każda następna sytuacja kończyła się podniesieniem chorągiewki przez sędziego i sygnalizacją spalonego. Argentyna, która do przerwy kilka razy mogła “zamknąć” mecz, zeszła do szatni z minimalnym prowadzeniem. A po zmianie stron Arabia sensacyjnie odwróciła losy meczu. W najtrudniejszych dla argentyńskiej drużyny momentach zabrakło błysku jej lidera.
I nie chodzi o to, że Messi był szczególnie słaby, bo i tak wypadł lepiej od wielu swoich kolegów. Jednak w takim meczu, przy niekorzystnym wyniku, to od tego najważniejszego wymaga się wzięcia gry na siebie. Tym bardziej, że Messi w klubowej piłce nie takie spotkania wygrywał praktycznie w pojedynkę.
A z czego można zapamiętać Leo w drugiej połowie meczu z Arabią Saudyjską, gdy zespół był pod ścianą? Jeden przeciętny strzał głową, nieudana próba z rzutu wolnego, trochę człapania, gdy należało przycisnąć rywala pressingiem. Owszem, były i niezłe podania do partnerów, ale one pozwoliły zyskać tylko wyższą notę w pomeczowych statystykach, a niekoniecznie rujnowały defensywę rywala.
Pozytywy? Mundial trwa, więc Messi ma jeszcze okazję do rehabilitacji. Chociaż historia nie napawa optymizmem.

Dwa oblicza

W 166 występach w barwach Argentyny Leo Messi strzelił 92 gole i zanotował 52 asysty. Średnio strzela 0,55 bramki na mecz i ma udział przy 0,87 trafień. Na mundialach Messi zagrał do tej pory w 20 spotkaniach. Bilans to siedem goli i pięć asyst, czyli 0,35 gola i 0,7 udziału przy bramce. To nadal dobry wynik, ale nie wybitny. Ponadto mariaż “La Pulgi” z mistrzostwami świata jest związkiem, który ładnie można sprzedać w mediach przed turniejem, ale już niekoniecznie kluczową kartą z historii kolejnych mundiali.
Przy okazji czempionatu w 2006 roku Leo dopiero wchodził do świata wielkiego futbolu i jeszcze jako nastolatek ledwie poczuł, czym jest gra w mistrzostwach świata. Argentyna w ćwierćfinale odpadała z Niemcami, a Messi całe te spotkanie obejrzał z ławki rezerwowych. Dalej, podczas MŚ 2010, zagrał we wszystkich pięciu meczach po 90 minut, ale zanotował tylko jedną asystę, a Argentyna znów odpadła z “Die Mannschaft” na etapie 1/4 finału.
Przełomem miały być zmagania w roku 2014. “Albicelestes” dotarli wtedy do finału, gdzie po raz kolejny przegrali z Niemcami. Leo zagrał dobry turniej, zdobył nagrodę najlepszego gracza mistrzostw, ale w kluczowych momentach nie był bohaterem bez peleryny. Ostatnia jego “cyferka” w Brazylii to asysta w meczu 1/8 finału. W ćwierćfinale, półfinale i finale zabrakło czegoś ekstra.
Przed czterema laty Messi także nie zanotował spektakularnego mundialu. Argentyna wyszła z grupy w przeciętnym stylu z drugiego miejsca. W fazie pucharowej trafiła na Francję, z którą przegrała 3:4. Dwie asysty Messiego niewiele dały poza kolejnym wpisem do indywidualnych statystyk.

Jeden turniej

Gdyby w 2014 roku Argentyna sięgnęła po tytuł, a Messi w finale choćby zanotował asystę, to dziś narracja byłaby zgoła inna. Taki jest jednak futbol. Jedno zagranie może zbudować mecz, mecz cały turniej, a turniej odmienić losy kariery. W przypadku Messiego “gdyby” nie jest tęsknym wołaniem za niezrealizowanymi marzeniami. W końcu to jeden z najlepszych, a dla wielu najlepszy piłkarz w historii tego sportu. Z drugiej strony, we własnym kraju wciąż pozostaje w cieniu “boskiego Diego”. Patrząc na ogół występów w narodowych barwach Messi bije Maradonę na głowę pod względem liczb, ale w najważniejszym momencie to ten drugi poniósł na swoich plecach Argentynę do tytułu. Mundial w 1986 roku to w końcu ikoniczne dwa gole z Anglią w ćwierćfinale i dwupak w półfinale z Belgią. W meczu o tytuł z Niemcami Maradona dał kluczowe podanie przy zwycięskim golu na 3:2. Tak buduje się pomniki.
W tym wszystkim nie jest już tak istotne, że cztery lata później Diego był innym człowiekiem. Argentyna doszła do finału, który przegrała, a jakże, z Niemcami. Maradona został doceniony indywidualnie, ale tym razem liczby nie były po jego stronie - raptem dwie asysty i niestrzelony karny w serii “jedenastek” z Jugosławią. Kolejny mundial, w 1994 r., “Boski” opuszczał w atmosferze skandalu po aferze dopingowej.
Pytanie tylko, co z tego? Diego dał Argentynie tytuł i tylko to się liczy. Rzecz jasna całe uwielbienie dla Maradony, przy równoczesnym dystansie do miłowania Messiego, to w Argentynie bardziej złożona kwestia. Diego zawsze był odbiciem całego argentyńskiego społeczeństwa, człowiekiem “tej ziemi’, podczas gdy Messi stał się bardziej europejski. Messiego kocha Barcelona, Maradonę kocha Argentyna. Bez wchodzenia w szczegóły, bo te już wielokrotnie w szerszym spektrum wyjaśniali badacze argentyńskiego futbolu.

Ścieżką Diego

Pozostając przy samej piłce. Różnica na mundialach między tą dwójką jest kluczowa. Maradona pociągnął zespół niemalże w pojedynkę do sukcesu w 1986 roku, dając być może najlepszy indywidualnie popis w historii zmagań. Natomiast obecna kadra chce po tytuł ciągnąć Messiego. To zasadnicza różnica w postrzeganiu liderowania. Zresztą za Leo stoi też brzemię kilkukrotnego rezygnowania z kadry, obrażanie się na indolencję ojczyźnianego futbolu reprezentacyjnego. Owszem, w końcu marazm udało się przełamać triumfując w Copa America, a do Kataru kadra Argentyny jechała bić historyczny rekord meczów bez porażki. Dziś to jednak przeszłość. Na start Messi na największej arenie futbolowego świata został obśmiany przez piłkarskiego kopciuszka.
To paradoksalnie otwiera przed urodzonym w Rosario zawodnikiem nową szansę. Być może największą w historii jego gier dla drużyny narodowej. Oto bowiem futbolowy geniusz stanął nad przepaścią i albo w nią spadnie, albo wyciągnie zespół na szczyt. Gdyby Messi poniósł w kolejnych meczach Argentynę po chwałę, to wpadka z konfrontacji z Arabią będzie tylko dodawać kolorytu opowieści o drodze do sukcesu. Ileż takich kart swej biografii zapisywał Maradona? Po rozczarowaniu brakiem powołania w 1978, przez gorzki dla Argentyny mundial 1982 już z jego udziałem, aż po piłkarski wzór turnieju idealnego w 1986 roku. Messiego na to stać, ma też wokół siebie odpowiednie wsparcie. Teraz trzeba potencjał przenieść na murawę.

Przeczytaj również