Messi przejął kierownicę, w szatni zapanował bunt i chaos. Jak nowy trener Milika urządził piekło Argentynie

Messi przejął kierownicę, w szatni zapanował bunt i chaos. Jak nowy trener Milika urządził piekło Argentynie
Xinhua / Sipa / PressFocus
Chociaż Jorge Sampaoli ma na koncie mnóstwo sukcesów, najbardziej zapamiętany będzie z tego, co zrobił trzy lata temu na mistrzostwach świata w Rosji. Były selekcjoner reprezentacji Argentyny, zamiast ją zbawić, przyczynił się do kolejnej katastrofy “Albicelestes”. Sportowej oraz wizerunkowej.
Jorge Sampaoli lubi sobie komplikować życie. Szuka problemów. Do pewnego momentu jego kariera trenerska przebiegała wzorowo. Jeździł po Ameryce Południowej, obejmował mniejsze i większe zespoły z Argentyny, Brazylii i Chile, przenosił je do wyższych lig lub wygrywał mistrzostwa. Reprezentacja? Proszę bardzo. Z Chilijczykami na Copa America 2015 rozprawił się z Urugwajem, Argentynę pozostawił w płaczu w finale rozgrywek. Mistrzostwo kontynentu było jego szczytowym momentem. W nagrodę otrzymał szansę sprawdzenia się w europejskiej piłce klubowej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Sevilla Sampaoliego grała miłą dla oka, innowacyjną i agresywną piłkę, przepojoną zasadami swojego trenera: wysoką linią obrony, natychmiastowym odzyskaniem posiadania, proaktywnością. To ekipa z Andaluzji za panowania Argentyńczyka pokonała na początku stycznia 2017 roku Real Madryt Zinedine’a Zidane’a 2:1, kończąc niesamowitą serię “Królewskich” 40 meczów bez porażki. Wykręcił z Sevillą najlepszy dorobek punktowy w historii. Ale Hiszpania mu się szybko znudziła. Pragnął zawojować świat…

Oczywisty wybór

Kiedy nadarzyła się pierwsza szansa, zamierzał ją wykorzystać. W maju 2017 roku prezes Argentyńskiej Federacji Piłkarskiej (AFA) “Chiqui” Tapia odwołał Edgardo Bauzę z funkcji selekcjonera reprezentacji “Albicelestes”, a Sampaoli pierwszy wysłał do Buenos Aires podanie o pracę. CV miał rzeczywiście dobre, w środowisku go ceniono, w porównaniu do kontrkandydatów Marcelo Gallardo i Mauricio Pochettino mógł pochwalić się sukcesami międzynarodowymi. Diego Simeone z kolei nadal odrzucał zaloty, twierdząc, że jest zbyt wcześnie na pracę dla drużyny narodowej.
- Mój projekt nie dotyczy listy zawodników, których powołam - mówił na pierwszej konferencji uśmiechnięty Jorge. - Dotyczy 40 milionów Argentyńczyków - dodał, najwyraźniej zadowolony z hasła, które miało porwać kraj pochłonięty futbolem. Nikt bardziej niż Sampaoli, zawsze zawieszony między marzeniem a konkretem, nie wydawał się bardziej odpowiedni do tego stanowiska. Populistyczny “caudillo”, przywódca, pełen taktycznych pomysłów, gotowy poświęcić się dla dobra sprawy.
Od samego początku miał pod górkę. Drużyna grała słabo i szybko znalazła się nad przepaścią, od odpadnięcia w kwalifikacjach mistrzostw świata dzielił ją krok. Na ratunek Sampaoliemu ruszył oczywiście Leo Messi, strzelając hat-tricka Ekwadorowi w decydującym o awansie meczu. Trener nie wiedział, jak narzucić podopiecznym swoje pomysły. Reprezentacja grała topornie, balansując między tym, co chciał Jorge, a tym, jakimi realnie środkami dysponowała. Nie był w stanie znieść myśli, że zamiast niego szatnią rządzi grupa weteranów, na czele z Javierem Mascherano i Messim właśnie.
- Ta drużyna jest bardziej Messiego niż moja - mówił w marcu, mając jeszcze wtedy na myśli zdolności Leo do wyciągnięcia tego, co najlepsze z kolegów. Po kilku miesiącach, chaosie i kompletnej klapie na mistrzostwach, słowa te nabrały innego brzmienia. Świetnie pasowały do sposobu zarządzania kadrą. Zapadnię uruchomiono na krótko przed startem najważniejszej imprezy w kalendarzu. W jednym z ostatnich meczów przygotowawczych Sampaoli zanotował klęskę w towarzyskim meczu z Hiszpanią. Wynik 1:6 dokładnie odzwierciedlał stan argentyńskiej kadry.
Rezultaty to jedno, ale reprezentacją jeszcze przed mundialem wstrząsały kolejne skandale obyczajowe. Dziennikarze oskarżali Ezequiela Lavezziego o palenie marihuany, a sam szkoleniowiec został oskarżony o… molestowanie seksualne kucharki w placówce federacji. Dziennikarz, które podał tę informację, po kilku dniach wycofał zarzuty, ale w kadrze nadal panowała duszna atmosfera.

Stajnia Augiasza

Rosyjska wyprawa “Albicelestes” to w 90 procentach katastrofa. Nie tak miało wyglądać to lato. Szczycąc się najlepszym zawodnikiem na świecie, falangą wybitnych graczy ofensywnych i trenerem z dobrymi wynikami na poziomie międzynarodowym, Argentyna przybyła do Rosji z nadzieją, że będzie lepsza niż w Brazylii cztery lata wcześniej, kiedy przegrała dopiero w finale. Co więc poszło nie tak?
Już remis 1:1 z Islandią zwiastował nieszczęście. Trener i piłkarze znaleźli się w ogniu krytyki. Na pracę i sposób prowadzenia zespołu narzekali kibice, eksperci i legendy argentyńskiej piłki, m.in. Diego Maradona.
- Jeżeli Sampaoli będzie nadal tak pracował, może nie wracać do kraju. Jego taktyka to hańba. Islandczycy mają zawodników po 190 cm wzrostu, a nasza drużyna grała górnymi piłkami, to skandal - grzmiał wówczas “Boski Diego”.
Sytuacja znacząco pogorszyła się w drugim meczu. Nastąpiła miażdżąca porażka 0:3 z Chorwacją, po której zaczęły krążyć pogłoski o buncie w szatni i swoistym zamachu stanu na pozycję selekcjonera. Uważano, że obecność Sampaoliego na ławce trenerskiej przypominała raczej figuranta. Jednym z powodów, dla których wciąż pozostawał w okopach po dwóch meczach był fakt, że AFA nie mogła sobie pozwolić na jego zwolnienie. Federacja znajdowała się w poważnych tarapatach finansowych, a wyrzucenie trenera na bruk kosztowałoby 16 milionów dolarów.
Przekonujące zwycięstwo nad Nigerią w ostatnim meczu grupowym wcale nie zjednoczyło obozu po kompromitacji z Chorwacją. Od wyraźnego pokazu obrzydzenia ze strony Aguero wymierzonego w Sampaoliego w mix-zonie, przez pogłoski o uderzenie Mascherano i Cristiana Pavona, po fakt, że gracze wyraźnie mieli coś do powiedzenia w sprawie wyjściowego składu na Nigerię. Absolutnie bezprecedensowe wydarzenie miało miejsce w drugiej połowie. Argentyna remisowała jeszcze wtedy z reprezentacją z Czarnego Kontynentu 1:1, a kamery obserwowały zachowanie szkoleniowca. Mikrofony nagrały rozmowę Sampaoliego z Messim.
- “Pulga” (“Pchła”, to pseudonim Leo), co robimy? Mam wpuścić Kuna (Aguero)? - gorączkowo dopytywał się Sampaoli.
Odpowiedzi kapitana nie zarejestrowano. Aguero rzeczywiście pojawił się na boisku, ale bramkę na 2:1 zdobył Marcos Rojo. “Albicelestes” byli uratowani, przynajmniej na chwilę. Kat jeszcze czekał na egzekucję Jorge, jednak jego głowa nadal spoczywała na pieńku.

Pieniądze, nie patriotyzm

Chociaż z pewnością otrzymał zadanie nie do pozazdroszczenia, szybko okazało się, że misja go przerosła. Zdobycie Pucharu Świata to ciężar nie do udźwignięcia. Poprzeczka zawieszona stanowczo za wysoko. W głowie Sampaoliego kłębiło się mnóstwo myśli, których nie potrafił uporządkować. Widać to choćby na przykładzie składów, które zestawiał. W swoich 15 meczach posłał do boju 15 różnych jedenastek, a w tych ostatnich w Rosji, po prostu improwizował. Ze szkodą dla drużyny.
Bohaterska batalia z Francją, ostatecznie mistrzem świata, zakończona nieznaczną porażką 3:4, nie zmieniła sytuacji. Jorge pozostawił po sobie zgliszcza, jednocześnie nie zamierzał łatwo abdykować. Na początku przygody z kadrą mówił o patriotyzmie, miłości do kraju, kiedy jednak sprawa wymagała wzięcia odpowiedzialności i honorowego podania się do dymisji, nie zrobił tego. Liczył, że przepędzą go ze stołka siłą, przez co dostanie wysokie odszkodowanie. W ten sposób najmniejsza cząstka sympatii wśród kibiców uleciała. W Argentynie mógł się już nie pokazywać.
Jeden z jego tatuaży brzmi “Wiele z tego, co zabronione, daje mi życie”. To wers z piosenki zespołu rockowego Callejeros. Po kilku latach od największej klęski dostał szansę w miejscu, które przypomina chaos wydarzeń z “Seleccion” trzy lata temu. To Olympique Marsylia daje mu nowe życie.
- Ten klub ma duszę. Dlatego tu jestem - oświadczył na konferencji prasowej. “El Loquito” wraca do Europy, by obudzić śpiącego olbrzyma.

Przeczytaj również