Messi wycisnął PSG jak cytrynę. W tej relacji biznesowej każdy grał na siebie. Śmieszne zapowiedzi Katarczyków

Messi wycisnął PSG jak cytrynę. W tej relacji biznesowej każdy grał na siebie. Śmieszne zapowiedzi Katarczyków
Icon Sport/Pressfocus
Znowu trzeba odświeżyć paryskie bingo. To już klasyka: mamy trenera na wylocie, wewnętrzne tarcia, sezon bez sukcesu, a teraz jeszcze puentę w postaci Leo Messiego, który nie chciał dłużej wdychać smrodu, więc poleciał po trochę słońca. Katarczycy wciąż nie nauczyli się, że piłka to nie szyb naftowy. Śmieszne są ich zapowiedzi, że od teraz naprawdę zrobią wszystko inaczej.
To może być całkiem niezła szopka medialna. Przed nami tygodnie wywlekania brudów i kontrolowanych przecieków. Będą zapowiedzi, że PSG kończy z dyktaturą piłkarzy i że dwutygodniowe zawieszenie Messiego to dopiero początek. Przemówi też pewnie sam Leo - przedstawiany dziś jako niewdzięcznik, ale przecież Katarczycy od początku wiedzieli, że zawierają z nim umowę biznesową, a w tej każdy gra pod siebie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wylot do Arabii Saudyjskiej w dniu treningu drużyny to przejaw demonstracji siły piłkarza. On wie, że ma mocniejsze karty i że decyzję o odejściu podjął już miesiąc temu. Nie obchodzi go to, że dostanie po kieszeni, bo zaraz to sobie odrobi gdzie indziej. Messi zawsze patrzy dwa ruchy do przodu, a jego horyzontem nie jest już Paryż. Dwa lata tutaj wykorzystał po to, by mieć miękkie lądowanie po Barcelonie. Wycisnął finansową cytrynę. Sportowo też nie stracił, bo świetnie przygotował się do mundialu, który od początku był jego celem nr 1.

Symbolika końca

Był taki czas, gdy na fali wygrania mistrzostwa świata, PSG roztaczało wizje przedłużenia umowy. Messi nie zaprzeczał, bo doskonale zna reguły tej marketingowej gry. W głowie już wtedy jednak układał plan ucieczki. Jego ojciec Jorge pod koniec marca powiedział Katarczykom, że to prawdopodobnie koniec. To nie przypadek, że w ostatnich tygodniach Messi mniej angażował się w grę. Gwizdy kibiców na Parc des Princes jeszcze mocniej odebrały mu chęć. Stąd zmiana wajchy i większa koncentracja na tym, co aktualnie dzieje się w Arabii Saudyjskiej. Priorytety.
Messi co roku dostaje za to 30 mln dolarów rocznie. Jest ambasadorem turystyki z całym zestawem aktywności wpisanych w kontrakcie. Wizytę w Rijadzie zaplanował na poniedziałek, bo zwykle jest to dzień wolny w PSG. Wyjątkiem są tygodnie po porażkach, a tak właśnie stało się w ostatni weekend. Być może, gdyby Messiemu zależało jeszcze na Paryżu, próbowałby to odkręcać. Ale on już tutaj nic nie musi. Symboliczne jest to, że jego koniec romansu z Katarem dzieje się przy pomocy konkurencyjnej Arabii Saudyjskiej. Znowu dostajemy przykład, że futbol z geopolityką idzie dziś pod rękę. Piłkarze z globalnym zasięgiem jak Messi coraz mocniej stąpają po tej planszy.
Nie ma nic złego w tym, że Argentyńczyk świetnie czuje pieniądz. Wie, z kim się bratać i w jakim momencie. Z dwóch lat w Paryżu zapamiętamy jego pięknego gola przeciwko Manchesterowi City w Lidze Mistrzów. Będziemy wspominać to jak adaptował się do nowego systemu, gdzie zaczął grać jako pomocnik. Momentami wyglądało to znakomicie, bo asysty notował nie mniej piękne niż bramki w najlepszym okresie. Zabrakło w tym wszystkim bajecznych wieczorów przeciwko najlepszym rywalom. Zabrakło sukcesu w Lidze Mistrzów, ale PSG i tak może powiedzieć, że było warto.
Mundial w Katarze poszedł lepiej niż zakładano. Obrazek argentyńskiego GOATa w czarnej pelerynie, z emirem u jego boku, trafił do historii. Tego nikt im nie zabierze.

Wymiana firanek

Tak to zwykle się dzieje, że miłość zbudowana na pieniądzach nie może mieć szczęśliwego finału. Messi nigdy nie ukrywał, jaki jest jego cel. Nie szukał nici porozumienia z kibicami. Nie opowiadał sentymentalnych bajek. Dla PSG dał kolejną wskazówkę, że ściągając takie gwiazdy mogą zyskać marketingowo, ale ciągle nie dostaną monopolu na trofea.
Przerabiali to już z Neymarem i dalej nie wyciągnęli wniosków. Dzisiaj znowu słychać, że klub będzie próbował zmienić politykę, a to przecież klasyczne paryskie bingo. Śmiesznie brzmi hasło sprzed roku ”mniej błyskotek, więcej piłkarzy z akademii”, bo przez roku u Galtiera zadebiutowało tylko dwóch nowych piłkarzy. Dla porównania Thomas Tuchel wprowadził ich dziesięciu.
Przed PSG trudne tygodnie. Informacja o Messim sprawiła, że kibice wyszli pod Parc des Princes i mają zamiar wychodzić tak jeszcze przez kilka dni. Klub musiał zwiększyć liczbę ochroniarzy i zabezpieczyć domy niektórych graczy. Sezon, który miał być przełomem, w tej chwili kończy się tak, że nawet wygranie Ligue 1 nie jest pewne, choć zwykle o tej porze wszystko było już pozamiatane.
Dziwnie brzmi informacja o tym, że pierwszy raz od 2011 roku klub ukarał jakąkolwiek gwiazdę grzywną finansową, chociaż niesubordynacja to drugie imię tego miejsca. Cyrk znowu kręci się w kółko. Nadchodzi chyba moment, że trzeba zrobić coś więcej niż tylko przemalować ściany i zmienić firanki.

Celownik na Neymara

Luis Campos prawdopodobnie zostanie na przyszły sezon i znowu podejmie się przebudowy. Może być tak, że odejście Messiego otworzy furtkę, by mocniej zerwać z wizerunkiem fabryki najemników, o co tak mocno postulował Kylian Mbappe, gdy mówił o “lokalności projektu”. To normalne, że dzień po zawieszeniu Messiego media w drugiej kolejności wzięły na celownik Neymara.
Brazylijczyk jest symbolem paryskiego wygodnictwa. Ma umowę do 2027 roku i chwyta się złotej klatki z całych sił, poza tym zaraz zostanie ojcem, więc wyprowadzka byłaby mu nie na rękę. Dziennikarze będący blisko PSG mówią, że rozwiązaniem jest wypożyczenie do Premier League i ściągnięcie w jego miejsce Victora Osimhena, Randala Kolo Muaniego albo Moussy Diaby’ego, który był już kiedyś w PSG, ale nikt nie chciał na niego postawić.
Najlepszą sytuacją ma teraz Messi. Jak na boisku: może zrobić krok w tył, stać i obserwować. Może patrzeć jak Al-Hilal buduje góry ze złota, byle tylko przekonać go do wyjazdu na Bliski Wschód. Ale może też podsycać emocje, publikując nowy tatuaż z herbem Barcelony, co już się dzieje. Historia piłki zbudowana jest na wielkich powrotach, a ten byłby zdecydowanie największy. Scenariusz jak z filmu właśnie się pisze.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również