Metamorfoza De Bruyne. Tak stał się piłkarzem kompletnym. Kluczowa zmiana. "Kilka lat temu tego nie umiał"

Metamorfoza De Bruyne. Tak stał się piłkarzem kompletnym. Kluczowa zmiana. "Kilka lat temu tego nie umiał"
MB Media/PressFocus
Nie bez przyczyny Kevin De Bruyne został piłkarzem sezonu w Premier League. Belg regularnie przypominał w ostatnich miesiącach, że jest graczem genialnym. Przeszedł metamorfozę, która pozwoliła mu się stać zawodnikiem kompletnym.
Premier League pełna jest gwiazd i głośnych nazwisk. To jedna z lig, które wyznaczają standardy dzisiejszego futbolu. Jeden z jej najlepszych zawodników, stanowiących punkt odniesienia dla wszystkich piłkarzy na świecie, niedawno znowu zdobył zasłużone wyróżnienie. Kevin De Bruyne ukoronował kolejny fenomenalny sezon tytułem mistrzowskim oraz nagrodą dla najlepszego piłkarza ligi. Oczywiście, na to wyróżnienie wpłynęło zdobycie przez Manchester City mistrzostwa Anglii. Podopieczni Pepa Guardioli niemal przez cały sezon rozdawali karty w wyścigu o tytuł, a utrzymanie takiego stanu rzeczy to w dużej mierze zasługa ich lidera. Właśnie dlatego należy docenić Belga - również za to, że w kluczowych momentach brał odpowiedzialność na swoje barki.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zasłużone wyróżnienie

De Bruyne już od dłuższego czasu zachwyca na Etihad, prezentując stały, wysoki poziom gry. Od transferu do Manchesteru City zaledwie raz (w naznaczonym poważnymi problemami zdrowotnymi sezonie 2018/19) miał udział w mniej niż 16 trafieniach zespołu w samej lidze. W ciągu ostatnich sześciu lat tylko dwa razy uzbierał mniej niż 20 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej Premier League.
Tego typu liczby mówią same za siebie. KDB to gracz fenomenalny, absolutnie kluczowy dla “The Citizens”. Gdy wypada z gry, pierwsze skrzypce może grać Bernardo Silva lub któryś z pozostałych zawodników ofensywnych, ale to 30-letni Belg stanowi gwarancję stabilizacji, liczb i pewności. W tym sezonie kolejny już raz poprowadził ekipę z błękitnej części Manchesteru do mistrzostwa Anglii - ma ich aż cztery w siedem lat.
W tym czasie trzykrotnie wybierano go najlepszym zawodnikiem roku w klubie. W rozgrywkach 2019/20, podobnie jak i tym razem, uznano też Kevina za najlepszego piłkarza całej ligi. Kolejny raz wszedł na absolutnie najwyższy poziom. Niedawne cztery gole w jednym spotkaniu, strzelone Wolverhampton, pomogły mu znaleźć się ponownie w centrum uwagi i przypomniały wszystkim, że mowa o absolutnie wybitnym zawodniku. Tego właśnie potrzeba, by dostać indywidualną nagrodę dla piłkarza sezonu.

Król asyst zaczął strzelać

De Bruyne sam mówił, że woli asystować, niż strzelać. Patrząc na jego liczby, trudno się z tym nie zgodzić. Jest współrekordzistą, jeśli chodzi o liczbę finalnych podań w jednym sezonie Premier League (20). Czterokrotnie osiągał w tej klasyfikacji dwucyfrówkę. W tym roku zmienił się jednak u niego balans. Strzelał więcej goli niż notował asyst. A to nie miało miejsca od początku jego kariery w City.
Dodatkowo biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, belgijski maestro zaliczył najlepszy sezon pod względem dorobku bramkowego. Dwa lata temu, już w Anglii, oraz wcześniej, w Wolfsburgu, zdarzyło mu się trafić do siatki 16-krotnie. Tym razem prawie wyrównał ten wynik w samej lidze, a łącznie uzbierał 19 goli. Co istotne, duża część z tych trafień przychodziła w naprawdę ważnych momentach.
Zresztą już od dłuższego czasu Belga kojarzy się jako big game playera. W konfrontacjach z najmocniejszymi rywalami, spotkaniach definiujących sezon, potrafi wykrzesać z siebie coś więcej, odnaleźć się w kluczowym momencie lub po prostu zaprezentować jeden przebłysk. Praktycznie w nich nie zawodzi, potrafi pociągnąć zespół, również na ostatniej prostej w wyścigu o tytuł.
W Lidze Mistrzów zapewnił zwycięstwo w pierwszym spotkaniu z Atletico Madryt, a przeciwko Realowi otworzył wynik pierwszego meczu, zakończonego wynikiem 4:3. W Premier League trafiał do siatki w obu zremisowanych starciach z Liverpoolem oraz zagwarantował wygraną z Chelsea. W domowych derbach z United maczał palce w trzech z czterech goli. W 2022 roku złapał za kierownicę i jej nie oddawał. Już w poprzednich latach udowadniał, że stał się prawdziwym liderem zespołu. Kolejny raz to potwierdził, bo najlepsi zawodnicy powinni błyszczeć w najważniejszych momentach. W tym pomaga jego stały rozwój.
- Kilka lat temu nie mógł grać jako pivot, nie umiał bowiem dyrygować tymi, którzy go otaczają. Teraz to potrafi - rozumie boisko, zespół, wymagający futbol, łączący w sobie odpowiednie ogniwa, podania i ruch - opowiadał o nim Mikel Arteta w książce “Pep’s City: The Making of a Superteam”.
Wcześniej był klasycznym rozgrywającym. Teraz może również grać niżej, ale do swojej gry dodał również skuteczność pod bramką rywali. Choć trudno w to uwierzyć, staje się coraz bardziej wszechstronnym piłkarzem, gotowym pomagać w najróżniejszych scenariuszach. Zawodnikiem jeszcze bardziej genialnym, choć trudno znaleźć u niego elementy wymagające poprawy.

Konkurencja była mocna

Na temat słuszności ewentualnego przyznania mu wyróżnienia dla piłkarza sezonu Premier League można oczywiście dyskutować. Mohamed Salah miał udział w 36 trafieniach Liverpoolu w 35 występach. W końcówce kampanii obniżył jednak trochę loty, jeśli chodzi o skuteczność - ciężar w ofensywie zespołu z Merseyside zaczął rozkładać się inaczej po przyjściu Luisa Diaza i w obliczu zwyżki formy Sadio Mane.
Egipcjanin od wyjazdu na Puchar Narodów Afryki strzelił w lidze osiem bramek, dorzucając cztery asysty w 15 meczach. I tak, brzmi to abstrakcyjnie, ale na jego standardy z początku sezonu jest to “obniżenie lotów”. Należy jednak zwrócić uwagę, że to tylko świadczy o tym, jak świetny był w tym sezonie. Przecież o takim dorobku mógłby pomarzyć właściwie każdy gracz w lidze.
To najbardziej oczywisty konkurent dla De Bruyne, lecz w Premier League często nagrody indywidualne łączą się z sukcesami zespołu. Dlatego to właśnie Belg wyrósł na faworyta. W pokonanym polu pozostawił chociażby również absolutnie rewelacyjnego w ostatnich tygodniach Heung-min Sona. Jeszcze pod koniec zimy wydawało się, że Salah może zmierzać niezagrożony po angielskiego Złotego Buta, lecz gracz Tottenhamu dogonił go, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe. Stwierdzenie, że porywał swoją grą, nie będzie nadużyciem.
I Salah, i Son zostali jednak zmuszeni do ustąpienia pola geniuszowi, bo tak należy nazwać grę De Bruyne z ostatnich kilku miesięcy. Genialna. Belg jest człowiekiem orkiestrą, pomocnikiem coraz bardziej kompletnym. Kolejny raz zachwyca i udowadnia, że można na nim polegać. W Lidze Mistrzów City posypało się, gdy już nie było go na boisku. W FA Cup odpadło, gdy nie zagrał. Może to też o czymś świadczy?
Na finiszu to on prowadził zespół z Etihad Stadium do kolejnych ligowych zwycięstw, nawet jeśli nie zaliczył udziału przy żadnej z bramek w kluczowym comebacku podczas ostatniej kolejki przeciwko Aston Villi. Pep Guardiola podkreślał po fenomenalnym występie z Wolves, że “bardzo cieszą go cztery gole zdobyte przez niego w decydującym momencie sezonu”. W niebieskiej części Manchesteru będą dalej potrzebować właśnie takich meczów swej gwiazdy. Cóż, takimi występami de Bruyne zagwarantował sobie kolejną indywidualną nagrodę.
I teraz pomyślmy sobie, że już zaraz będzie obsługiwał na boisku Erlinga Haalanda. Klękajcie narody…

Przeczytaj również