Miał być gwiazdą AC Milanu, teraz powinien podbić Ekstraklasę. Lech wreszcie kupił stopera z wysokiej półki

Miał być gwiazdą Milanu, teraz powinien podbić Ekstraklasę. Lech wreszcie kupił stopera z wysokiej półki
screen youtube
Prezes Brescii okrzyknął go kiedyś mianem “nowego Baresiego”. Po transferze do Milanu włoskie media pisały o nim jako “następcy Ambrosiniego”. Tymczasem choć ostatecznie Bartosz Salamon na Półwyspie Apenińskim spędził ponad 14 lat, koniec końców postanowił powrócić do klubu, gdzie rozpoczął swoją poważną przygodę z piłką. Zagra w Lechu Poznań, którego ma być nowym liderem defensywy.
O powrocie wychowanka do “Kolejorza” mówiło się już od dobrych kilku okienek. Gdy tylko w stolicy Wielkopolski poszukiwano nowego środkowego defensora, a akurat w ostatnich latach zdarzało się to dość często, na giełdzie nazwisk niemal od razu pojawiało się to należące do 9-krotnego reprezentanta Polski.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nie ma się co dziwić, bo dla Lecha Salamon jest na pierwszy rzut oka wzmocnieniem idealnym. Chłopak stąd, pochodzący z położonej nieopodal Poznania Murowanej Gośliny (tamtejszy Condord był zresztą jego pierwszym klubem). Do tego obrońca nie tylko powstrzymujący przeciwników, ale również potrafiący samemu coś wykreować, niezły z piłką przy nodze. Dlatego dla działaczy “Dumy Wielkopolski” sprowadzenie po niemal półtorej dekady swojego de facto wychowanka było jednym z głównych celów transferowych.

Sam wymarzył sobie ten Milan

Gdyby wszystko w karierze Salamona poszło zgodnie z oczekiwaniami, Lech mógłby co najwyżej marzyć o takim transferze na Bułgarską. No, może pod sam koniec jego kariery. Nikt nawet nie pomyślałby jednak, że w wieku 29 lat, a więc jak na Półwysep Apeniński niezbyt leciwym, zdecyduje się on na powrót do kraju. Ale po kolei.
Była końcówka stycznia 2013 roku. Planujący powoli wielkie przewietrzenie szatni AC Milan ogłosił, że rzutem na taśmę, tuż przed zamknięciem okna, wydaje 3,5 miliony euro na Salamona - wtedy młodego defensora występującej w Serie B Brescii. Choć Włosi szaleją na punkcie futbolu, akurat ten transfer pewnie jeszcze więcej uwagi skupił na sobie w Polsce.
- Miałem świetny okres w Brescii, a Milan akurat przechodził zmianę pokoleniową. Odchodzili ci wielcy: Gattuso, Inzaghi itd. W wywiadzie z Berlusconim przeczytałem, że oglądają najlepszych na świecie U-21, bo chcą stawiać na młodych. Pomyślałem: skoro patrzą na najlepszych młodzieżowców, to może i na mnie zwrócą uwagę? Wiesz, trochę takie marzenie, ale czułem się mocny, grałem, byłem blisko. Kto wie?
- Przyszedł styczeń, byłem gotowy na transfer, ale w sumie nie wiedziałem, na ile dałem się zauważyć. Pamiętam, rozmawiałem wtedy z kumplami, że jak po takiej rundzie nikt się mną nie zainteresuje, to chyba jednak nie jestem taki dobry. A co się dzieje, po paru dniach Milan mnie chce! - opowiadał swego czasu w wywiadzie z Leszkiem Milewskim na łamach “Weszło”.
Na jego transfer nalegał sam Massimiliano Allegri, Milan miał opcję pozostawienia Salamona do końca sezonu na zapleczu Serie A, ale chciał mieć go od razu u siebie. W “Rossonerich” mieli wtedy spory problem z zestawieniem defensywy. Wielu piłkarzy narzekało na zdrowie. Niestety to również kontuzja sprawiła, że Salamon także stracił pierwsze tygodnie po przyjściu na San Siro. Zanim wyzdrowiał, wykurować zdołali się też inni. Ostatecznie był mniej więcej szóstym stoperem do gry. Choć z Milanem, za sprawą legendarnego agenta Mino Raioli, związał się pięcioletnim kontraktem, wiedział, że jeśli chce coś jeszcze osiągnąć we włoskim futbolu, musi jak najszybciej zacząć grać.

Włoska wędrówka

Z San Siro czmychnął już po pół roku do Sampdorii. Tam jednak znów pojawiły się problemy zdrowotne. W całym sezonie 2013/2014 na boisku w Serie A pojawił się ledwie dwukrotnie i to jako pomocnik, gdzie występował będąc młodszym zawodnikiem zarówno w Lechu, jak i na początku swojej przygody z Półwyspem Apenińskim. Salamon czuł się już wtedy jednak zdecydowanie obrońcą, a przede wszystkim chciał regularnie występować na boisku. To właśnie po nieudanej przygodzie na Stadio Luigi Ferraris rozpoczęła się jego wędrówka po włoskich klubach balansujących na granicy dwóch najwyższych klas rozgrywkowych.
Była udana przygoda z Pescarą, z którą jednak przegrał w finale baraży o awans do Serie A. Ten świętować mógł już z Cagliari i to w tych barwach udało mu się powrócić na najwyższy poziom. Na nim udało mu się utrzymać później jeszcze w SPAL, ale ostatnie dwa sezony znowu mógł zaliczyć do nieudanych. Spadek na wypożyczeniu we Frosinone, później powrót do “Biancazzurri” z Ferrary i… znów zjazd do Serie B.
- Myślę, że oczekiwania wobec niego były za duże. Wiele osób zrobiło sobie nadzieję przez szybki transfer do Milanu, jednak jego rzeczywiste umiejętności były na poziomie włoskich średniaków jak Sampdoria i Cagliari. Czy nawet drużyn z niższej półki, jak Pescara, Frosinone i SPAL. Miał sporo problemów w grze obronnej, dlatego występował w zespołach walczących o utrzymanie, ale zdarzały mu się też dobre momenty. Nie zapominajmy przecież, że w 2016 roku pojechał na Euro - tłumaczy Marcin Ostrowski z “Calcio Merito”.

Wielki powrót do kraju i… reprezentacji?

Być może to właśnie chęć powrotu do reprezentacji jest jednym z powodów, dla których Salamon zdecydował się teraz na grę w ojczyźnie. W obecnym sezonie na zapleczu ligi włoskiej był co prawda podstawowym defensorem SPAL, a jego drużyna zajmuje obecnie czwarte miejsce i zapewne do ostatniej kolejki będzie się biło o powrót do elity. Wydaje się jednak, że z Ekstraklasy, a dokładniej z Lecha, do kadry może być mu nieco bliżej niż z Serie B.
- W ostatnich latach w reprezentacji Polski pojawiło się wielu piłkarzy grających w Lechu. Najlepiej możemy to zobaczyć na przykładzie Alana Czerwińskiego, który błyszczał w Zagłębiu Lubin, a w kadrze zadebiutował dopiero jako zawodnik „Kolejorza”. Nie mam wątpliwości, że sztab Jerzego Brzęczka dużo bardziej monitoruje Ekstraklasę niż Serie B. Ponadto Lech prezentuje styl, który, moim zdaniem, idealnie uwypukli atuty Salamona - mówi Ostrowski.
U Brzęczka 29-latek jeszcze jednak nie zagrał. Po raz ostatni z orzełkiem na piersi wystąpił u Adama Nawałki w eliminacjach do rosyjskiego mundialu we wrześniu 2016. To właśnie tamten rok był dla niego tym najbardziej udanym w reprezentacyjnych barwach. Wówczas po trzech latach nie tylko powrócił do kadry, ale jeszcze zdołał rzutem na taśmę załapać się do kadry na Euro. Choć we Francji ani razu nie pojawił się na boisku, w CV mistrzowską imprezę zapisać sobie może. W tym roku zapewne chciałby sobie do niego zresztą dopisać kolejną.

Na początek Ekstraklasa

Najpierw jednak Salamon musi się przede wszystkim dobrze zaprezentować na krajowych boiskach. W Lechu mają co prawda dwóch co najmniej solidnych jak na ligowe standardy środkowych obrońców, Lubomira Satkę i Thomasa Rogne, ale szczególnie o tym drugim z nich nie można powiedzieć, że jest tytanem zdrowia. Z tego między innymi powodu dla trenera Dariusza Żurawia sprowadzenie nowego stopera było jednym z priorytetów.
- Salamon jest nowoczesnym typem stopera. Świetnie rozgrywa piłkę. Nie ma problemu ani z krótkimi podaniami, ani z kilkudziesięciometrowymi przerzutami. To bardzo ważny aspekt, biorąc pod uwagę, że Lech opiera swoją grę na długim utrzymywaniu się przy piłce i praktycznie cały czas atakuje pozycyjnie. Salamon spełniałby zatem rolę takiego dodatkowego pomocnika. Jeśli miałbym porównać jego styl do któregoś z piłkarzy światowego formatu, postawiłbym na Leonardo Bonucciego - podsumowuje Ostrowski.
Cristian Zapata, Philippe Mexes, Daniele Bonera, Mario Yepes, Shkodran Mustafi. To tylko niektóre z nazwisk, z którymi Salamon przegrywał rywalizację w trakcie swojej kariery. Tak jak jednak w Milanie był szóstym środkowym obrońcą do gry, tak w “Kolejorzu” tylu stoperów nawet nie ma. Dlatego teraz już wymówek dla Salamona nie będzie. W to, że będzie grać, chyba zresztą nikt nie wątpi. Przed nim w Poznaniu postawione jest jednak inne zadanie. On w Lechu ma być przede wszystkim liderem.

Przeczytaj również