Miał być kryminalistą, jego ojciec groził zamachem bombowym. Jeśli ktoś uratuje Fulham przed spadkiem, to on
W dzieciństwie o mało nie doprowadził do wypadku pociągu. Rodzina wróżyła mu “karierę” w kryminale, a boiskową formę odnalazł dzięki grze w szachy. Aby wymusić transfer do innego klubu, jego ojciec zapowiadał zdetonowanie bomby, a innym razem był zamieszany w aferę korupcyjną. Z kolei do Fulham dołączył przez... Snapchata. Z Aleksandarem Mitroviciem nie można się nudzić.
Serbski napastnik nie będzie dobrze wspominał inauguracji Premier League. Fulham otrzymał zimny prysznic od Arsenalu (0:3), a “Mitro” większość spotkania przesiedział na ławce rezerwowych. To sytuacja bezprecedensowa, biorąc pod uwagę fakt, że snajper jest liderem i filarem ekipy z Craven Cottage.
Zawadiaka
Możliwość gry na takim poziomie to spore osiągnięcie, patrząc na jego burzliwy okres młodości. Na świat przyszedł w mieście Smederevo.. Co ciekawe, Mitrović początkowo stronił od futbolu. Pasjonowały go inne zajęcia.
- Byłem bardzo energicznym dzieckiem. Teraz wiem, że sprawiałem problemy moim rodzicom. Mój ojciec powiedział kiedyś, że albo zostanę zawodowym kickboxerem, albo wyląduje w kryminale. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie futbol - zdradził napastnik na łamach “The Telegraph”.
Słowa ojca, Ivicy, nie wzięły się znikąd. Aleksandar rzeczywiście był krnąbrnym i niezdyscyplinowanym nastolatkiem. Pewnego dnia wpadł na pomysł rzucania kamieniami w jadące pociągi. Pech chciał, że jeden z nich wybił szybę i trafił w kierowcę. “Mitro” przyznał później, że nigdy nie dostał tak potężnego “lania” jak wtedy. Żeby znaleźć jakieś produktywne zajęcie dla niesfornego gagatka, rodzice zapisali go do akademii Partizana Belgrad.
Problem w tym, że trenerzy w ogóle nie widzieli w nim potencjału. Był niski, wątły, odstawał od rówieśników. W drużynach młodzieżowych siedział na ławce, a najbliższy kontakt z murawą zaliczał, gdy pełnił funkcję chłopca od podawania piłek na meczach seniorów “Czarno-Białych”. Na kasetach oglądał wyczyny Alana Shearera i marzył o wielkiej karierze. Pewnie sam nie spodziewał się wówczas, że za kilka lat pójdzie w ślady idola i zagra w Newcastle.
Wybuchowa rodzina
Zanim przywdział trykot “Srok”, zapracował na własne nazwisko w Belgradzie. Gdy skończył 18 lat, w szybkim tempie urósł i nabrał masy. Dziś to prawdziwy boiskowy taran. Warunki w postaci 189 cm wzrostu i 90 kg żywej wagi mówią same za siebie. Niejeden stoper w Anglii odbił się już od serbskiej ściany. Ale tężyzna fizyczna to nie wszystko. Jego progres sportowy nastąpił dzięki rozwojowi umysłu.
- Zacząłem grać w szachy, bo mój ojciec to uwielbiał. Umiał grać w ogóle nie patrząc na planszę. To mi mocno pomogło, ukształtowało. Na planszy jesteś tylko ty i twoje myśli. To mnie relaksuje, ale uczy przewidywać ruchy przeciwnika. Dzięki temu staję się lepszym napastnikiem - opowiadał dla “Daily Mail”.
Gdy w Partizanie ostatecznie postawiono na Mitrovicia, ten w mig wykorzystał swoją szansę. 18 bramkami poprowadził drużynę do mistrzostwa Serbii w sezonie 2012/13. Po rosłego bombardiera ustawiła się kolejka chętnych, jednak działacze z Belgradu nie byli otwarci na sprzedaż. Wtedy do akcji znów wkroczył ojciec zawodnika.
- Byłem przeciwny sprzedaży Aleksandara. W klubie trwała wielka dyskusja i nagle przyszedł do nas jego ojciec. Powiedział, że albo zgodzimy się na transfer, albo następnym razem przyjdzie tutaj z bombą. Wyrzuciłem go z biura, ale potem dostałem kilka telefonów od włodarzy, że on nie żartuje - zdradził były kapitan i pracownik Partizana, Albert Nadj.
Argument siły zamiast siły argumentu natychmiast poskutkował. Partizan zgodził się na kwotę wykupu w wysokości pięciu milionów euro, a “Mitro” został piłkarzem Anderlechtu. Belgijska przygoda trwała tylko dwa lata, ponieważ Serb był po prostu zbyt dobry na ten zespół. Przerastał ligę belgijską.Górował nad wszystkimi rywalami. Dawny rezerwowy stał się oczkiem w głowie większości europejskich skautów.
Jak sroka w gnat
Mitrović przeszedł do Newcastle i, w swoim stylu, nie uniknął kontrowersji. W zeszłym roku aresztowano jego ojca oraz drugiego agenta sportowego, którzy przy okazji transferu Serba urządzili sobie małą pralnię pieniędzy. Aleksandarowi na razie nie postawiono zarzutów, chociaż i tak nie będzie miło wspominał pobytu na St James’ Park. W pierwszym sezonie zapadł kibicom w pamięć za sprawą dwóch bezsensownych czerwonych kartek. Grał brutalnie i bezmyślnie. Po spadku “Srok” Rafa Benitez odesłał go na ławkę rezerwowych. Mitrović w niejednym wywiadzie podkreślał, że to był najgorszy okres w jego karierze. Wiedział, że musi zmienić barwy. Nie uda mu się wejść w buty Alana Shearera, nie spełni marzenia z dzieciństwa. Na ratunek przybył jednak człowiek, którego poznał właśnie w latach młodości.
W styczniu 2018 r. Newcastle dogadało z Middlesbrough sprzedaż Mitrovicia. Wszystko uzgodniono, napastnik czekał na testy medyczne, aż tu nagle odezwał się stary znajomy, Slavisa Jokanović. Poznali się, gdy serbski trener pracował w Partizanie. W rozmowie z “The Times” Aleksandar wyznał, że dzień przed sfinalizowaniem transakcji otrzymał od niego krótką wiadomość pt.: “Hej, co słychać” na… Snapchacie. Od słowa do słowa Jokanović przekazał, że chętnie widziałby rodaka w Fulham. Tam nie musiałby się martwić o miejsce w pierwszym składzie. Wreszcie mógłby wcielić się w rolę boiskowego przywódcy. Mitrović nie zastanawiał się dwa razy. Upadł temat przenosin do Middlesbrough. Bałkański goleador wreszcie znalazł ziemię obiecaną.
Król “Wieśniaków”
- Trudno jest złamać Serba. To jest coś, czego uczysz się w dzieciństwie. Nie zawsze będzie miło, trzeba przygotować się na najgorsze. Ale jak mamy w zwyczaju mówić: Po każdej wojnie wschodzi słońce. Takie jest życie. Taki jestem ja - stwierdził dla “Daily Mail”.
W pierwszych siedemnastu spotkaniach dla Fulham Mitrović aż dwanaście razy wpisywał się na listę strzelców. Doskonale odnalazł się w schematach taktycznych Jokanovicia. Drużyna ustawiała się tak, aby wykorzystać walory potężnego napastnika. “Wieśniacy” niczym bańka-wstańka awansowali do Premier League, żeby równie szybko spaść, ale Serb nie mógł sobie niczego zarzucić. Sezon 2018/19 zakończył z dorobkiem jedenastu trafień.
W poprzednich rozgrywkach osobiście odpowiadał za 41% trafień Fulham. Żaden inny klub w Anglii nie był tak uzależniony od jednego zawodnika. Mitrović znakomicie odnajduje się także w reprezentacji Serbii. W kadrze ma średnią 0,61 gola na mecz. Proszę sobie wyobrazić, że takich liczb nie wykręca nawet Leo Messi w Argentynie czy Robert Lewandowski dla naszej reprezentacji. One-man army.
W pierwszej kolejce Fulham zaprezentowało się słabo. Znów jest głównym kandydatem do spadku. Aleksandar Mitrović powinien poszukać nowego pracodawcy, bo to zbyt dobry zawodnik do walki z rywalami na poziomie Wycombe i Coventry City. Oby tylko przy okazji następnego transferu ojciec unikał materiałów wybuchowych, a agenci finansowych machlojek. Otoczenie może nie sprzyjać, ale pod względem umiejętności piłkarskich to prawdziwy kiler. Tak owocują bałkańska krew i treningi szachów.