Miał być nowym Xavim, jest pośmiewiskiem. "Kompletnie nie pasuje do futbolu na wysokim poziomie"

Miał być nowym Xavim, jest pośmiewiskiem. "Kompletnie nie pasuje do futbolu na wysokim poziomie"
Reporter Torino / PressFocus
Był porównywany do Xaviego Hernandeza, chwalił go sam Leo Messi, miał zostać gwiazdą Barcelony lub Juventusu. To jednak odległa przeszłość. Dziś Arthur Melo słusznie jest postrzegany jako transferowy niewypał i przeciętny piłkarz. Wysokie progi futbolowej Europy zdecydowanie przerosły jego możliwości.
Pomocnik od dwóch lat nieudolnie stara się grać dla Juventusu. W 2020 roku został on jednym z bohaterów transakcji, która spokojnie może kandydować do miana najgłupszej wymiany w historii futbolu. Oficjalnie “Stara Dama” zapłaciła za Brazylijczyka 72 mln euro, jednak w rozliczeniu za niego oddano na Camp Nou Miralema Pjanicia. Aktualnie Bośniak tuła się na wypożyczeniu w lidze tureckiej, a gra Arthura woła o pomstę do nieba. Wszystkie strony wyszły na tym transferze poszkodowane.
Dalsza część tekstu pod wideo

Przeceniany

Jeszcze w 2018 roku Arthur uchodził za jednego z najbardziej utalentowanych rozgrywających młodego pokolenia. Jego poczynania w Gremio Porto Alegre sprawiły, że wzbudził zainteresowanie największych europejskich potęg. Ostatecznie wylądował w Barcelonie, co można było uznać za interesującą próbę kontynuowania pięknej historii. Od początku swojej kariery pomocnik był bowiem porównywany z Xavim Hernandezem, niewątpliwą ikoną “Dumy Katalonii”. Już na brazylijskich boiskach widać było, że Arthur próbuje grać w stylu barcelońskiej “szóstki”. Śladem Xaviego wymieniał po kilkadziesiąt podań na mecz, szukał dryblingów, wykonywał firmowe kółeczka z piłką. Jego początki na Camp Nou również były obiecujące. Po kilku udanych występach coraz głośniej zaczęto tworzyć narrację o drugim wcieleniu legendarnego wychowanka La Masii.
- Myślę, że patrzymy na piłkarza, który może naznaczyć erę w Barcelonie. Widzę cząstkę siebie, kiedy oglądam Arthura w telewizji. On ma DNA tego klubu, widać to po jego zagraniach, po tym, jak myśli na boisku - chwalił Xavi cytowany przez dziennik “Sport”.
- Spośród nowych zawodników najbardziej zaskoczył mnie Arthur. Wcześniej nie znałem go jako piłkarza, ale to prawda, że jego styl przypomina grę Xaviego. Zawsze chce dostać piłkę, szuka krótkich podań, unika strat. Na boisku jest bardzo sumienny - wtórował sam Leo Messi.
Zbyt szybko powstał mit boiskowego króla Arthura. Po udanych miesiącach miodowych w Katalonii nadeszła jednak szara rzeczywistość. W końcu uświadomiono sobie, że Brazylijczyk może i podaje celnie oraz często, ale robi to bardziej dla dopieszczenia indywidualnych statystyk niż dla dobra ogółu. Czasem wychowanek Gremio kończył mecz z prawie 100% skutecznością zagrań, z których jednak żadne nie przekładało się na przyspieszenie akcji, zrobienie czegoś kreatywnego. Arthur do perfekcji opanował sztukę gry obrzydliwie nudnej, schematycznej. Potwierdzał to zarówno w Barcelonie, jak i ostatnimi czasy w Juventusie.
- Arthur wygląda tak, jakby grał w rugby, a nie w piłkę nożną. Zawsze podaje krótko i do boku - stwierdził Fabio Capello na antenie stacji “Sky Sports”.
Gigantycznym problemem 25-latka pozostaje również jego skandalicznie słaba kondycja. Brazylijczyk jest piłkarzem, który zwykle po upływie godziny gry nie nadaje się do niczego innego niż zmiana. Już w Barcelonie normą były sytuacje, kiedy Melo zawodził pod względem przygotowania fizycznego, nie dojeżdżał motorycznie. Dość powiedzieć, że w trakcie dwuletniej przygody na Camp Nou tylko pięć razy rozegrał mecze w pełnym wymiarze czasowym. W “Juve” sytuacja uległa tylko kosmetycznej poprawie. W pierwszym sezonie po przenosinach do stolicy Piemontu w sześciu spotkaniach zagrał 90 minut. Znacznie częściej jednak był głównym kandydatem do natychmiastowego odesłania na ławkę lub pod kroplówkę, bo jako pierwszy zaczynał oddychać rękawami.
- Zawodnik na najwyższym poziomie nie może nie dawać rady grać po 90 minut. W większości meczów jest zmieniany jako pierwszy i sytuacja nie uległa jakiejkolwiek poprawie. To niedopuszczalne w takim klubie, jak Barcelona - podkreślał przed dwoma laty Xavier Bosch, dziennikarz “Mundo Deportivo”.

Melo nie tylko w nazwisku

Nie tylko kłopoty fizyczne, ale również mentalne stoją na przeszkodzie, aby Arthur stał się chociaż solidnym zawodnikiem na europejskim poziomie. W Barcelonie zdarzały mu się takie wybryki, jak wycieczka do Paryża na urodzinową imprezę Neymara na kilka dni przed meczem z Realem Madryt, wyjazd na narty tuż po doznaniu kontuzji, co przyczyniło się do odnowienia urazu lub alkoholowa podróż za jeden uśmiech zakończona spowodowaniem wypadku drogowego.
Transfer do Juventusu kompletnie nie wpłynął na dziecinną mentalność zawodnika z Brazylii. W pierwszym roku po przenosinach do Turynu postanowił aż zbyt blisko zintegrować się z resztą szatni. W czasie szalejącej we Włoszech pandemii koronawirusa wziął udział w imprezie wraz z Westonem McKenniem i Paulo Dybalą. Panowie bawili się w tak huczny sposób, że musiała interweniować policja. Arthur wraz z pozostałymi piłkarzami, którzy chyba zapomnieli, że nie są na planie kolejnej części Kac Vegas, został wtedy zawieszony przez klub. Niestety, nie był to pojedynczy wybryk pomocnika, któremu w duszy zbyt mocno gra samba.
- Arthur nie weźmie udziału w najbliższym spotkaniu, ponieważ spóźnił się na trening. Nie znajdzie się w kadrze meczowej na Venezię - takie słowa padły z ust Massimiliano Allegriego na grudniowej konferencji prasowej.
Można jedynie przypuszczać, jak wiele incydentów jeszcze spowodował 25-latek. W ostatnich latach zdarzały się momenty, kiedy nagle tracił on miejsce w składzie i przestawał być brany pod uwagę przy wyborach kolejnych trenerów. Znając historię jego udokumentowanych ekscesów trudno nie dojść do wniosku, że jest on mentalnym dzieckiem w ciele dorosłego piłkarza. Być może zbyt szybko trafił do Barcelony z łatką nowego Xaviego, żeby później zostać wykupionym przez kolejny wielki klub za dziesiątki milionów euro. Zwłaszcza, że także pod względem sportowym odstaje on od klubów z europejskiej czołówki.

Flop

Transfer Arthura miał być popisem księgowości dyrektorów Barcelony i Juventusu, a okazał się istnym kabaretem i podwójnym strzałem w kolano każdej ze stron tej transakcji. W ciągu ostatnich dwóch lat Melo udowodnił, że nie był wart ani wydawania na niego 70 mln euro, ani nawet wymiany za Miralema Pjanicia, który przecież w Turynie przez lata radził sobie znakomicie. Podłoga Bośniaka była ustawiona w okolicach sportowego sufitu Brazylijczyka.
- Arthur się dziś pogubił. Próbował trzymać piłkę, kiedy nie powinien tego robić. Kiedy futbolówka porusza się zbyt wolno, obrońcy mogą wrócić na pozycje i odbudować ustawienie - stwierdził Andrea Pirlo, kiedy rozgrywający zagrał na żenującym poziomie przeciwko Ferencvarosowi.
Arthur w Juventusie powtarza swoje grzechy z czasów gry dla Barcelony. Nadal obrońcy jego talentu mogą powtarzać, że przecież wychowanek Gremio podaje na 90% skuteczności, co powinno wyróżniać wielkich pomocników. Cóż jednak z tego, jeśli 100% z tych 90% stanowią zagrania do najbliższego partnera, które zwalniają dosłownie każdy atak drużyny. W zakończonym sezonie zaliczył on mniej kluczowych podań w lidze od młodziutkiego Fabio Mirettiego, który rozegrał pięć razy mniej minut i dopiero stawia pierwsze kroki w seniorskim futbolu. Po 18-latku widać jednak, że nie boi się grać ryzykownie, odważnie, z pazurem. Z kolei Arthur jest definicją hamulcowego. Wystarczy przytoczyć, że od 2020 roku zanotował on jedną asystę na korzyść swojego zespołu. Tyle samo razy otworzył drogę do bramki rywalom, patrząc na jego “popis” przeciwko Benevento.
- Kiedyś Juventus miał w środku pola Marchisio, Pirlo, Pogbę i Vidala. Dziś nie widziałem, aby Arthur zrobił cokolwiek pozytywnego - stwierdził z kolei Patrice Evra, podsumowując występ pomocnika z Villarrealem. W tamtym meczu reprezentant “Canarinhos” wykonał 110 podań. Żadne z nich nie było kierowane w pole karne rywali. Nic dziwnego, że “Żółta Łódź Podwodna” posłała “Starą Damę” na dno, wygrywając 3:0.

Wrzód

- Trzymanie takiego zawodnika na ławce rezerwowych to wstyd. Mamy oferty dla Arthura z Anglii i z innych lig. Ta sytuacja musi zostać rozwiązana, nie możemy wykluczyć żadnej opcji - grzmiał w styczniu Federico Pastorello, agent piłkarza, w rozmowie z “Tuttosport”.
Od wielu miesięcy Arthur jest przymierzanych przez włoskie media do zmiany barw. Juventus z pewnością chciałby pozbyć się zbędnego piłkarza, który nie znajduje się w planach Massimiliano Allegriego. Problem w tym, że trudno będzie znaleźć kolejnego naiwniaka, który uwierzy w ułudę piłkarskiej wielkości Brazylijczyka. Kluby raczej nie ustawiają się w kolejce po skrajnie nieprofesjonalnego zawodnika, w tragicznej formie, z gigantycznymi zarobkami w pakiecie.
Aby Juventusowi opłacało się sprzedać Arthura, inny klub musiałby za niego zapłacić 45 mln euro. Prawdopodobieństwo znalezienia potencjalnego kupca jest równe liczbie asyst Brazylijczyka w Serie A i wynosi okrągłe zero. “Bianconerim” pozostaje szukanie kolejnego sposobu na gimnastykę w księgach rachunkowych w postaci wymiany lub wypożyczenia 25-latka. W przeciwnym razie przez kolejny rok Arthur będzie zawadzał “Juve” w powrocie do okolic szczytu włoskiego futbolu. Nie da się osiągać sukcesów, kiedy twój pomocnik albo z pobudek pozasportowych nie nadaje się do gry, albo kaleczy tę piękną dyscyplinę sportu, jaką niewątpliwie jest piłka nożna.
Swego czasu zwykło się mówić, że najlepsi gracze w osobach Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo siedzą przy metaforycznym stole. Arthura można uznać za piłkarskiego rycerza okrągłego stołu, gdzie miejsca zarezerwowane są wyłącznie dla zawodników miernych, niekompetentnych i niesubordynowanych.

Przeczytaj również