Miał pisać piękną historię, jest wielkie rozczarowanie. Łukasz Podolski nie odnajduje się w Ekstraklasie

Miał pisać piękną historię, jest wielkie rozczarowanie. Łukasz Podolski nie odnajduje się w Ekstraklasie
Norbert Barczyk / PressFocus
Napisać, że spodziewaliśmy się po nim więcej to jak nic nie napisać. Mimo że głosy były różne, to transfer Łukasza Podolskiego do Górnika był czymś wyjątkowym. Historią pisaną na naszych oczach.
Górnik najwięcej zyskał już w dniu podpisania umowy z Podolskim. Stał się marką. Z przeciętnego klubu Ekstraklasy, choć owianego piękną tradycją i historią pełną sukcesów. Transfer mistrza świata z reprezentacją Niemiec i to takiego, który od lat powtarzał, że chce grać w Zabrzu, był spełnieniem marzenia tysięcy ludzi.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jednak nie poszło za tym boisko. Do tej pory w Ekstraklasie i Pucharze Polski naliczył sobie 423 minuty gry, podczas których zaliczył jedną asystę. Bramek brak. Generalnie statystyki są to słabe. Wpadły też dwie żółte kartki, ale o tym później.
Oczywiście byli tacy, którzy mówili: dajmy spokój, to transfer wyłącznie marketingowy. Przecież Podolski to już piłkarski emeryt, ma nie tylko najlepsze, ale i po prostu dobre czasy za sobą, nie da żadnej wybitnej jakości, o ile w ogóle będzie pojawiał się na murawie.
Tych, którzy narzekali, że Podolski tyle lat obiecywał, a i tak nigdy nie trafi do Zabrza jako piłkarz można nazywać malkontentami. W końcu to zrozumiałe, że jeśli były reprezentant Niemiec chciał tu kończyć karierę, to nie dołączy do drużyny w wieku 32 lat. Ale ci wyżej, to już nie osoby pozbawione pozytywnego nastawienia.
Już po trzech miesiącach możemy stwierdzić, że jeśli ktoś nie wierzył w sportowy aspekt tego transferu, to miał rację. ’’Poldi” w drużynie Jana Urbana nie jest sobą, a na pewno nie sobą z tych lat, gdy regularnie go oglądaliśmy.
Dobre granie skończył on w Turcji, ale jeszcze w barwach Galatasaray. Za to ostatnie cztery sezonu w japońskim Vissel Kobe i Antalyasporze, to już schodzenie o poziom niżej, rozgrywki za rozgrywkami. Obniżenie poziomu na polski, ligowy nic tu nie dało.
To dziwi w sumie najbardziej. Został nam w pamięci mecz z Lechem Poznań i przerzut Podolskiego do Roberta Dadoka. Jedna z akcji, która na koniec sezonu musi znaleźć się w kompilacji typowych zagrań Ekstraklasy. Mistrz świata z 2014 roku dał idealny przerzut, ale to taki, że mucha nie siada, a od Dadoka piłka się… odbiła. Nie potrafił jej przyjąć. Jednak jak widzieliście w tweecie wyżej - bywało i na odwrót.
Po tej akcji ’’Poldi” mógł tylko załamać ręce, ale w gruncie rzeczy tak klasowy piłkarz powinien wykorzystywać fakt, że choć owszem, gra wśród przeciętnych lub kiepskich kolegów, to ma też takich właśnie przeciwników. Tymczasem nie widzimy w nim tego błysku, wykorzystywania doświadczenia i techniki.
Czy można było się spodziewać, że Podolski w ciągu trzech miesięcy zagra w zaledwie siedmiu spotkaniach? Pewnie tak. Gdy Łukasz przychodził do Ekstraklasy braliśmy pod uwagę to, że to człowiek-instytucja, a nie tylko piłkarz. Miał on być jurorem w niemieckim odpowiedniku ’’Mam Talent”, ostatecznie wycofano go z obsady, ale zatrudniono jako eksperta w stacji RTL.
Czy można było się natomiast spodziewać lepszego bilansu bramkowego? No raczej… Do tej pory brak choćby jednego gola to negatywne zaskoczenie. Oczywiście, to inny typ zawodnika, ale Jesus Jimenez ma na koncie już sześć trafień.
Do tego po dwóch ostatnich spotkaniach należy nawoływać do Podolskiego, by trzymał nerwy na wodzy i nie robił krzywdy innym. W spotkaniu z Wisłą Płock brutalnie zaatakował Piotra Tomasika i dostał za to jedynie żółtą kartkę. Z kolei tydzień temu ucierpiała noga Serafina Szoty z Wisły Kraków, tu nie było nawet ’’żółtka”.
Niestety takie praktyki już znamy, bo Podolski agresywnie grał także w Japonii. Opowiadał o tym w kilku wywiadach Krzysztof Kamiński, bramkarz grający z nim wtedy w jednej lidze.
Łukasz Podolski ma jeszcze czas, by odmienić opinię ludzi o jego sportowym wkładzie w Górnik Zabrze? Do końca sezonu może jeszcze zdążyć, ale musi dać z siebie wiele. Pierwsza okazja na poprawę już dziś w meczu z Lechią Gdańsk.

Przeczytaj również