Michał Żewłakow ujawnia ambitne plany Motoru Lublin. I wspomina o feralnej kolizji [NASZ WYWIAD]

Michał Żewłakow ujawnia ambitne plany Motoru Lublin. I wspomina o feralnej kolizji [NASZ WYWIAD]
Lukasz Laskowski / PressFocus
W weekend rozgrywki wznawia II liga, w której jedną z największych niewiadomych jest postawa Motoru Lublin, gdzie w ostatnich miesiącach nastały spore zmiany organizacyjne. Porozmawialiśmy o sytuacji w klubie z Lubelszczyzny z jego dyrektorem sportowym, Michałem Żewłakowem. Poruszyliśmy też temat feralnego wypadku byłego reprezentanta Polski z końcówki ubiegłego roku. "Żewłak" nie uniknął odpowiedzi. Zapraszamy do lektury!
KUBA MAJEWSKI: Po głosie poznaję, że pan dyrektor zadowolony.
Dalsza część tekstu pod wideo
MICHAŁ ŻEWŁAKOW: Zadowolony. Oceniając personalia zespołu, doszedłem do wniosku, że jeśli będziemy kontynuować sezon w takim składzie to brniemy do martwego punktu, a przebudowa i tak nas czeka. Za nami okres ciężkiej, ale efektywnej pracy. Negocjacje transferowe nigdy nie należą do łatwych, a z poziomu II ligi jest jeszcze trudniej. Musimy bowiem czekać na to, co wydarzy się na rynku. W tym okienku nam się udało.
Sprowadziliście trzech zawodników.
Po ciężkich bojach. Z prezesem Zagłębia Lubin zawsze się twardo negocjuje. Podobnie jest z Bełchatowem i to niezależnie od sytuacji, w której się znajdują. Plan był taki, by tę drużynę trochę ożywić i ściągnąć piłkarzy, którzy grali na wyższym poziomie niż ten, na którym Motor jest obecnie, a jednocześnie by dawali nam może nie tyle gwarancje, co uzasadnione nadzieje, że mogą rosnąć razem z drużyną i poradzą sobie również w wyższych klasach rozgrywkowych. Dlatego cała trójka, to zawodnicy w takim wieku, że wiele jeszcze przed nimi, a jednocześnie już teraz mogą poprawić naszą jakość.
Dawid Pakulski?
On ma za sobą trudne miesiące w Lubinie i ten najbliższy okres będzie dla niego bardzo ważny. Może zrobić duży krok naprzód. Dawid po raz pierwszy wyjechał poza swój region i zobaczymy, jak on będzie funkcjonował w nowym otoczeniu. By dać sobie czas zobaczyć, czy to piłkarz, który jest w stanie pociągnąć Motor, zdecydowaliśmy się na wypożyczenie z możliwością wykupu.
Arkadiusz Najemski?
Jego dobrze znamy z Markiem Saganowskim jeszcze z czasów Legii. Od czterech sezonów radził sobie na poziomie I ligi. Uważamy więc, że Lublin jest teraz dla niego miejscem, w którym może dołożyć sporo jakości. Bierzemy przy tym pod uwagę fakt, że z końcem sezonu kilku naszym piłkarzom kończą się kontrakty. Musimy być więc czujni i zapewnić tej drużynie zawodników, którzy będą mogli zostać na dłużej. Wierzymy, że takim będzie Arek.
Piotr Kusiński?
Jego udało się pozyskać najszybciej i zdążyliśmy się mu już przyjrzeć w Motorze. Nie chcemy wywierać na nim presji, ma dojrzewać, rozwijać się, ale już teraz jesteśmy bardzo zadowoleni z tego jak pracuje i się prezentuje. Jeśli nic się w tym zakresie nie zmieni, to może liczyć na swoje szanse. To wojownik, który może wydrapać sobie miejsce w zespole.
Czujesz satysfakcję?
Tak, zrobiliśmy ruchy, jakie chciałem i które powinny przynieść pozytywne zmiany w klubie. A zaczęliśmy od pierwszym krokiem w tym celu była zmiana trenera i zatrudnienie Marka Saganowskiego.
Ryzykownie. Saganowski do tej pory nie prowadził samodzielnie drużyny.
Odpowiedzialność spada na mnie, ale byłem i jestem przekonany, że to właściwy człowiek. Z tego co zauważyłem po tych dwóch miesiącach, to drużyna zaakceptowała jego metody. Marek lubi pracować, jest lojalny. Doskonale rozumie problemy piłkarzy. Oczywiście, możemy dużo mówić o tych pozytywnych aspektach, ale w pracy trenera to wyniki są wyznacznikiem jakości. Atmosfera w drużynie i odbiór szkoleniowca jest podyktowany w dużej mierze właśnie rezultatami i stylem gry. Jeśli w paru pierwszych meczach wszystko właściwie zaskoczy, to może być bardzo dobrze. Ale zobaczymy, jak wystartujemy.
Trenera poznaje się po tym, jak wychodzi z pierwszego zakrętu.
W mojej ocenie najważniejsze u trenera nie jest to, co już zdobył, a właśnie jak szybko umie zażegnać kryzys w zespole.
Skąd w ogóle pomysł na Saganowskiego?
Bardzo podobny, jak w przypadku nowo pozyskanych piłkarzy. Chcieliśmy trenera, który będzie mógł dojrzewać razem z drużyną. Saganowski przeszedł wszystkie szczeble, jakie szkoleniowiec przejść powinien. Pracował w akademii, a jako asystent z drugą drużyną Legii i w końcu z pierwszą. Zdobył więc doświadczenie na najwyższym krajowym poziomie. W końcu doszedł do wniosku, że chciałby pracować na swój rachunek. Wydaje mi się, że poziom drugoligowy, to nie jest coś, co przerazi Marka, a jednocześnie to będzie dobry poligon. Takiego człowieka szukaliśmy.
Jakie zarzuty wobec tego miałeś wobec trenera Mirosława Hajdy?
To nie były tylko moje zastrzeżenia. Dyskutowałem z ludźmi, którzy byli w Motorze i z właścicielem. Pierwsze rozmowy, i to ciężkie, odbyły się zaraz po moim przyjściu do klubu, gdy zespół miał na koncie tylko jedną wygraną. Potem jednak Motor zaczął punktować i decyzja o zmianie szkoleniowca nie była taka oczywista. No bo biorąc pod uwagę liczbę punktów, jaką zdobyliśmy, należało się zastanowić, czy to właściwy czas na takie ruchy. Jednocześnie jeżdżąc na mecze, obserwując grę drużyny, pracę szkoleniowca na ławce, próbowałem sobie uzmysłowić, czy on pomaga zespołowi, czy jego zmiany coś wnoszą, czy reaguje na boiskowe wypadki, czy raczej przypadki determinują jego ruchy. Miałem w tym zakresie mieszane odczucia. Przyglądałem się drużynie na co dzień, to doszedłem do wniosku, że ważniejsza jest przyszłość. Chodziło o sam proces trenowania piłkarzy, o to, jaka jest atmosfera w klubie i szatni, jakie są stosunki między trenerem, zawodnikami i kibicami. Tych znaków zapytania dotyczących Mirosława Hajdy było więcej niż pozytywów. Doszliśmy w końcu do wniosku, że Motor potrzebuje zmiany.
Mówiło się o tym, że zespół został źle zbudowany.
Trener Hajdo nie miał łatwo. Po awansie do II ligi trudno było zmienić kształt drużyny i znaleźć do tego odpowiednich zawodników. Gdy jednak patrzymy na transfery, które zostały dokonane latem 2020 r., to dochodzimy do wniosku, że po obecnym sezonie znów trzeba będzie robić remont drużyny. Chcemy to zrobić po swojemu i stąd też zmiana na Marka Saganowskiego. Jeśli bowiem chodzi o dobór piłkarzy do zespołu, musimy opierać się na wzajemnym zaufaniu.
Nie ufałeś Hajdzie?
Znam dobrze Marka Saganowskiego i jemu ufam.
Zaraz po przyjściu do Motoru mówiłeś, że wszystko budujesz od początku. Co było najtrudniejsze w pierwszej fazie pracy?
Praca dyrektora sportowego, to niekończący się ciąg problemów, z którymi nieustannie trzeba się mierzyć. Najtrudniejsze dla mnie było więc samo rozstrzygnięcie, czy przyjąć tę propozycję. A już po objęciu funkcji, zdecydowanie najcięższa była decyzja o zmianie trenera. To nie jest tak, że się kogoś zwalnia i tego nie przeżywa. Tym bardziej, że nie miałem z Mirosławem Hajdą żadnego konfliktu. Każdy z nas jednak podlega pewnej weryfikacji. Ja również.
Podobno bardzo dobrze płacicie piłkarzom. Słychać o kwotach pięciocyfrowych z dwójką z przodu.
Wszystko zależy od perspektywy, z której patrzymy. Z poziomu Ekstraklasy zawodnicy Motoru nie mają dużych pieniędzy. Z drugiej strony, nie znam jeszcze do końca realiów II ligi. Na pewno u nas nie płaci się najmniej. Natomiast nie wiem, czy najwięcej. Nawet się nad tym specjalnie nie zastanawiam. Nie możemy się bowiem porównywać, tylko myśleć o tym, by w drugiej i pierwszej lidze przezimować jak najkrócej. Nasi gracze nie są rozpieszczani. Oczywiście, jesteśmy w stanie piłkarzowi zapłacić więcej, nawet ponad to, co przyjmowane jest jako racjonalne ale tylko pod warunkiem, że pomoże on zrobić wynik ponad stan. Jestem za nawet wysokimi premiami jednak tylko w sytuacji, gdy osiągnięty zostanie cel. Konstruujemy więc kontrakty progresywne. Nie może być tak, że na trzecim poziomie rozgrywkowym napastnik ma gwarantowane premie za każdego gola, pomocnik za asystę, a bramkarz za czyste konto.
Patologia.
Bonus? Proszę bardzo, ale za 15 goli, które dają nam promocję wyżej. W innym wypadku bez powodu stwarzamy piłkarzom cieplarniane warunki, w których oni nie widzą potrzeby progresu, pójścia wyżej. Mój zaś pomysł na Motor, to nieustający rozwój. Ważnym aspektem jest tu mentalność zawodników. Z kadry, którą dysponowaliśmy jesienią, niewielu doświadczyło gry w Ekstraklasie. Właściwie tylko Kiełpin i Grodzicki. Tymczasem istotnym jest, by do drużyny włączyć piłkarzy i trenerów, którzy byli wyżej. Wiedzą, jak smakuje gra na najwyższym poziomie i chcą tam powrócić, mogą pozytywnie nastawić do tego innych, a jednocześnie będą wiedzieli, jak się odnaleźć, gdy do tego już dojdzie.
Czy to złe podejście to największe zaskoczenie w II lidze?
Chyba tak. Zdecydowanie ciężej jest zmienić myślenie piłkarzy, otworzyć im głowy na to, że choć teraz grają na trzecim poziomie, to za chwilę mogą znaleźć się szczebel, a nawet dwa wyżej. I dlatego właśnie chciałem takiego trenera, jak Marek Saganowski, czyli gościa, który w swej karierze piłkarskiej doświadczył wszystkiego. Od bramek jako nastolatek, przez ciężki wypadek motocyklowy, po mistrzostwa Polski, grę w Lidze Mistrzów i na mistrzostwach Europy. W mojej ocenie on jest w stanie zainspirować i zmienić podejście zawodników.
Długoterminowy cel, to Ekstraklasa. A czy w tym sezonie myślicie realnie o awansie do I ligi?
Strata do miejsc barażowych nie jest duża. Mamy do rozegrania aż 19 meczów. Można spokojnie tę różnicę zniwelować. Celem na rundę wiosenną jest więc wywalczenie możliwości gry o awans. Jeśli się nie uda, nie będzie wielkiego smutku i potraktujemy te pół roku, jako przygotowanie drużyny do przyszłego sezonu, w którym planowalibyśmy być faworytem. Ale tak, teraz liczymy na walkę o baraże.
Motor Motorem, ale nie sposób pominąć to, co wydarzyło się przed świętami. W stanie nietrzeźwości prowadziłeś samochód i spowodowałeś kolizję. To truizm, ale zachowałeś się skrajnie nieodpowiedzialnie.
W piłkarskim świecie ucieka czasem świadomość, że nie jest się nietykalnym, że podlega się takim samym normom, jak każdy. Chwila zapomnienia i ogromny błąd, który już dużo mnie nauczył i z którego wyciągnąłem wnioski. Jednocześnie to lekcja na przyszłość. Zobaczyłem, jak łatwo przez własną głupotę i nieodpowiedzialność skomplikować sobie życie z dnia na dzień.
Całe szczęście, że nic poważnego się nie stało.
Całe szczęście. Zupełnie zasłużenie wylała się na mnie fala krytyki. Była stosowna do tego, co się wydarzyło. Otrzymałem jednak też wyrazy wsparcia. Przyjmuję je jako dowód wiary na to, że wyciągnę właściwe wnioski. One oczywiście są bardzo miłe, ale dla mnie to przede wszystkim zobowiązanie, bym tym wszystkim ludziom udowodnił, że to była dobra szkoła życia. Nie zawiodę ich, bliskich i samego siebie.

Przeczytaj również