Młodzi Polacy odbijają się od włoskiej ściany. Sprawdzamy sytuację naszych stranierich

Młodzi Polacy odbijają się od włoskiej ściany. Sprawdzamy sytuację naszych stranierich
alphaspirit / shutterstock
Aklimatyzacja. To słowo niezwykle często goszczące w słownikach młodych polskich piłkarzy, odbijających się od ściany w zagranicznych klubach. W Ekstraklasie czasami są gwiazdami swoich drużyn (Żurkowski), czasami tylko solidnymi ligowcami (Jagiełło). Wystarczy kilka dobrych meczów, połączonych z wciąż młodym wiekiem, a po chwili budzisz się w słonecznej Italii, a nie zamglonych Gliwicach. Nie zawsze jednak nowa przygoda zamienia się w “american dream”, a może w tym przypadku bardziej “italian dream”. Latem kilku młodych polskich piłkarzy wyjechało kontynuować karierę za granicą. Sprawdźmy, jak sobie (nie) radzą.
Owszem, nie można było oczekiwać, że podstawowy piłkarz Piasta Gliwice czy Zagłębia Lubin z miejsca wskoczy do pierwszej jedenastki Lazio czy Genoi (choć Piątek nie widział przeciwwskazań), ale po siedmiu kolejkach rywalizacji we Włoszech chyba liczyliśmy na nieco więcej niż 12 minut dzielone na czterech zawodników.
Dalsza część tekstu pod wideo

Szymon Żurkowski

Cały imponujący dorobek minutowy tyczy się właściwie jednego, a nie czterech zawodników. Rozegrał je Szymon Żurkowski w barwach Fiorentiny, co mnie osobiście nie dziwi, bo akurat ten chłopak ma zdecydowanie największe papiery na granie z kwartetu: Walukiewicz, Dziczek, Jagiełło i właśnie Żurkowski.
Cieszy więc, że były piłkarz Górnika dostaje choćby symboliczne szanse. Dziesięć minut rozegrał w ostatnim meczu przed przerwą reprezentacyjną. Pozostaje mieć nadzieję, że to symptom kolejnych, coraz dłuższych szans od Vincenzo Montelli.
O “Żurka” się nie boję. Myślę, że z czasem będzie stawał się coraz ważniejszą postacią “Violi” i prędzej podzieli los Jana Bednarka niż Jarosława Jacha.

Filip Jagiełło

Kolejny ze środkowych pomocników, który latem zamienił Ekstraklasę na Serie A. Różnica jest jednak taka, że - moim zdaniem - nawet na naszych boiskach były piłkarz Zagłębia Lubin nieszczególnie się wyróżniał.
Specjalnie nie dziwi mnie więc, że Jagiełło nie powąchał jeszcze murawy w barwach Genoi. Póki co lawiruje między ławką rezerwowych, a trybunami. Trzeba jednak przyznać, że konkurencję ma dość poważną. Lasse Schøne, Ricardo Saponara, Ivan Radovanović czy Lukas Lerager to nie jacyś przypadkowi piłkarze, choć Genoa na początku sezonu radzi sobie z nimi w składzie wyjątkowo słabo.
Być może więc i Jagiełło doczeka swojej szansy. Tego mu życzę, choć szczerze mówiąc cudów się nie spodziewam.

Sebastian Walukiewicz

Najmłodszy z grona letnich uciekinierów z Ekstraklasy. Walukiewicz w naszej lidze naprawdę mógł imponować, choć rozegrał w niej właściwie tylko jeden sezon. Wszedł z buta, ale można było mieć obawy, czy 32 spotkania w polskiej elicie to wystarczająco dużo, by już teraz podbijać Italię.
Widocznie jednak Cagliari widzi w nim duży potencjał, który być może ma pokazać na włoskich boiskach dopiero w przyszłości. Póki co bowiem Walukiewicz nie rozegrał żadnej minuty w Serie A. Częściej siedzi na ławce, rzadziej na trybunach.
Szanse w końcu przyjdą. Cagliari ma dość wiekowych stoperów, którzy miewają problemy ze zdrowiem. Już przed ostatnią kolejką spekulowało się, że Walukiewicz może skorzystać na kilku absencjach i wystąpić w spotkaniu z Romą. Ostatecznie jednak tak się nie stało.

Patryk Dziczek

Najtrudniejszy przypadek. Dlaczego? A no dlatego, że Dziczek nie gra nawet na poziomie Serie B. Po transferze do Lazio, gdzie raczej nie miał żadnych szans na występy, został natychmiast wypożyczony do grającej na zapleczu elity Salernitany. Wydawało się, że to rozsądny ruch.
Jeśli zawodnik schodzi szczebel niżej, to raczej po to żeby się tam ogrywać. Dziczek natomiast wciąż nie pojawił się na murawie w oficjalnym meczu. Wygląda to na poważne odbicie się od włoskiej ściany, choć oczywiście trzeba dać byłemu piłkarzowi Piasta jeszcze trochę czasu. Byle nie potrzebował go za dużo.

Sebastian Szymański

Wsiadamy w samolot i ze słonecznej Italii przenosimy się do zimnej Rosji. Tu bowiem latem powędrował jeden z bohaterów ostatnich dni, Sebastian Szymański. Początkowo można było mieć wątpliwości, czy to na pewno odpowiedni kierunek dla naszego filigranowego pomocnika.
Były piłkarz Legii pokazuje jednak, że niezależnie gdzie gra, radzi sobie po prostu bardzo dobrze. Potwierdził to debiutując w seniorskiej reprezentacji, potwierdza to też w barwach Dynama Moskwa.
Od początku sezonu Szymański jest podstawowym zawodnikiem swojego klubu. Nie imponuje jeszcze może liczbami (0 goli, 1 asysta), ale zbiera niezłe recenzje. Wystąpił już w 12 spotkaniach. W większości od pierwszej minuty.
Obserwując jakość jego gry w spotkaniach z Łotwą i Macedonią, można dojść do wniosku, że transfer do Moskwy bardzo dobrze mu zrobił.

Konrad Michalak

Tego samego nie powiemy niestety o Konradzie Michalaku. Były piłkarz m.in. Legii Warszawa i Lechii Gdańsk przeniósł się latem do Achmata Grozny. Na rosyjskiej ziemi nie radzi sobie jednak równie dobrze jak Szymański.
Póki co wystąpił w zaledwie trzech spotkaniach ligowych (łącznie 38 minut) i jednym pucharowym (65 minut). Bramek czy asyst brak, a jego drużyna zajmuje odległe 14. miejsce w tabeli Premier Ligi.
Widocznie więc największa zaleta Michalaka (jedyna?), a więc szybkość, nie do końca przekonuje szkoleniowca ekipy ze stolicy Czeczenii.
***
Zagraniczna droga większości naszych młodych wilków nie jest póki co usłana różami. Dajemy im jeszcze czas, bo sezon wciąż jest bliżej początku niż końca. Jeśli jednak miną kolejne tygodnie, a oni dalej podczas meczów będą tylko przesiadywać na ławce czy trybunach, powinna zapalić się pierwsza lampka ostrzegawcza.
A wtedy być może warto będzie poszukać innej drogi. Takiej, która najpierw sprowadzi trochę w dół, by za jakiś czas wypchnąć mocno w górę.
Dominik Budziński

Przeczytaj również