N’Golo Kante w potrzasku bandytów. Smutna historia, która naruszyła psychikę piłkarza Chelsea

N’Golo Kante w potrzasku bandytów. Smutna historia, która naruszyła psychikę piłkarza Chelsea
CosminIftode / Shutterstock.com
Zlatan Ibrahimović miał rację, gdy mówił, że możesz wyciągnąć człowieka z getta, ale nie wyciągniesz getta z człowieka. Przekonuje się o tym N’Golo Kante. Francuz od lat tkwi w pułapce dawnych przyjaźni z osiedla, w międzyczasie stając się piłkarzem zagadką. Ciągle kontuzjowany, zamknięty w skorupie niepewności musi balansować na granicy gangsterki i wielkiej piłki.
Francuzi mają już o tym książkę. „Les Parrains du foot” opowiada o tym jak milionerzy w krótkich spodenkach nie są w stanie oderwać się od pijawek ze spluwą w dłoni. Przykładem choćby Paul Pogba, którego grupa szantażystów nawiedzała nawet w bazie Juventusu. Karim Benzema „swoje” odrobił już lata temu. A teraz wraca sprawa najbardziej poczciwego piłkarza świata, czyli N’Golo Kante. Pomocnik Chelsea od lat wykorzystywany jest finansowo przez grupę bandytów. Historia o tym, jak w 2017 roku poczuł na kolanie pistolet pokazuje, że to nie są bajki na dobranoc.
Dalsza część tekstu pod wideo
Być może właśnie tutaj możemy znaleźć odpowiedź, co tak naprawdę dzieje się z Kante. Francuz w ciągu ostatnich trzech lat miał aż dwanaście kontuzji, a to, że w tym sezonie rozegrał raptem dwa mecze stawia pytanie, czy nie zjeżdża właśnie do zajezdni. Trudno wyobrazić sobie, że wróci na ten sam poziom, który prezentował w finale Ligi Mistrzów w 2021 roku. Kruchość ciała często bierze się z kruchości psychiki, a ta od lat jest nadszarpnięta przez problemy pozaboiskowe. Znajomi piłkarza, gdy opisują jego stan, używają słowa „smutek”. Kante jest zakładnikiem. Znalazł się w potrzasku różnych grup interesów i mimo upływających lat, dalej nie wymyślił rozwiązania.
Temat nie jest nowy, bo już w 2019 roku szczegółowe dochodzenia robiły „Mediapart” i „L’Equipe”. Ten ostatni wypuścił nawet wywiad z piłkarzem pt. „Byłem zbyt miły”. Za chwilę znowu zrobi się o tym głośniej, bo Kante wraca po kontuzji. Poza tym wątek podchwycił najnowszy „France Football”, który bardzo dokładnie zrekonstruował siatkę ludzi otaczających pomocnika Chelsea. Schemat jest identyczny jak u innych francuskich gwiazd: kumple z osiedla są twoimi kumplami, ale gdy idziesz w górę, zaczynają pomagać ci w interesach, a po pewnym czasie każą opróżnić kieszenie.
Kante kulminację tej patologii przeżył w Hauts-de-Seine na zachodnich obrzeżach Paryża. Miał 26 lat, był rok przed zostaniem mistrzem świata i nagle znalazł się w czarnej furgonetce. Pistolet przyłożony do kolana i słowa: „Albo zostawisz swojego agenta, albo my go zdejmiemy” do dziś dzwonią mu w głowie. Już ponad dekadę pośrednicy krążą wokół niego jak sępy i podobno tylko 2 na 11 zagrało w tym czasie czysto. Pierwszy Kamil Bengougam, który wcześniej pracował z Riyadem Mahrezem, pomógł Kante nawiązać kontakt z Premier League. Drugi, czyli Gregory Dekad pilotował transfer do Leicester, za co razem z agencją Wasermann ściągnął 7 mln euro prowizji.
Być może bez tych ludzi Kante nie byłby dziś w tym samym miejscu — to oni podstawili mu pod nos trampolinę, dzięki której wkrótce mógł skakać wyżej i wyżej. W tym czasie do drzwi Francuza zaczęli pukać starzy znajomi. Jeden z nich, Abdelkarim Douis do dziś prowadzi jego interesy, chociaż jeszcze przed transferem do Leicester nie miał odpowiedniej licencji i zajmował się biznesem taksówkarskim. Wielu ludzi zwraca uwagę na jego specyficzną kartotekę. Mianowicie w 2013 roku został złapany przez policję, mając przy sobie 28 kilogramów marihuany i 2 kilogramy ecstasy.
Jest to zastanawiające, że Kante do dziś współpracuje z tym człowiekiem, chociaż sam ma opinię krystalicznego jak łza. Znany jest przykład z Football Leaks, która kiedyś przejrzała papiery Kante i nie znalazła niczego. Mało tego, Francuz sprzeciwił się swoim agentom, by lokować pieniądze w rajach podatkowych, czym jeszcze bardziej zyskał przychylność fanów. Na zawsze będzie kojarzył się z gościem, który na treningi przyjeżdża Mini Cooperem, a czas między meczami spędza w meczecie. Adil Rami, mistrz świata z 2018 roku opowiadał kiedyś anegdotę, że był pierwszym, który pokazał Kante, że można zamówić panią do sprzątania do domu. Piłkarzowi Chelsea długo nie mieściło się w głowie, iż można się wyręczać w tak prostych sprawach.
W tej całej historii właśnie to jest najbardziej tragiczne. To, że spotyka to zawodnika z sercem na dłoni, którego brutalny świat chce wycisnąć do cna. Abdelkarim Douis jest tym agentem, którego „bandyci” kazali usunąć z życia, a „bandytami” z kolei są ludzie z otoczenia Idrissa Gharouta i Rachida Saadny, dwóch innych kumpli z dawnych lat, którzy też pretendują do bycia blisko Kante. Wojna między trójką trwa od 2016 roku, czyli od transferu do Chelsea. Douis chwilę przed tym zarejestrował agencję KDS Football Management i zgarnął 4,8 mln euro prowizji. Informacja ta była jak beczka prochu — tak rozwścieczyła innych kumpli, że rok później skończyło się wspomnianym pistoletem przystawionym do kolana.
Gdy dwa lata później Kante przedłużył umowę z Chelsea, Gharouta i Saadny mieli już zarejestrowaną działalność menedżerską i znowu wrócili po swój kawałek tortu. Obok był jeszcze Nouari Khiari, inny agent od spraw wizerunkowych, który wyłudzał pieniądze i szantażował piłkarza aż do momentu, gdy sprawa trafiła do sądu.
Jeśli wierzyć „France Football”, Kante jest jedynym mistrzem świata z 2018 roku, który po wygraniu tytułu nie wrócił do rodzinnego JS Suresnesa, by zaprezentować medal dzieciakom. Francja jest pod tym względem wyjątkowa: wielkie gwiazdy pamiętają o korzeniach. Często wracają i świecą przykładem. Kante z pewnością też pamięta, ale toksyczne środowisko sprawia, że woli trzymać się po drugiej stronie kanału La Manche. Niektórzy mówią, że to z tego powodu wykluczył transfer do PSG. Im dalej jest od Paryża, tym lepiej. Sytuacja z agentami mocno wpłynęła na jego rodzinę, a on sam z pewnością też mentalnie podupadł, zwłaszcza, że w tym sezonie praktycznie w ogóle nie grał.
Już poprzedni sezon miał pod tym względem trudny. Thomas Tuchel mówił, że to cud, iż Chelsea zajęła trzecie miejsce, skoro w kluczowych starciach nie mogła liczyć na swojego Supermana. Kante dawniej wydawał się nie do zdarcia. Bywało, że w finale Ligi Europy w 2019 grał z urazem. Zaraz potem zaczął zdrowotnie karleć, wypadając tak często, że stało się to problemem środka pola Chelsea. Didier Deschamps w reprezentacji Francji też przyzwyczaił się, że od 2018 roku, Kante nie był dostępny w ponad połowie spotkań. Trudno jest z kimś takim, zwłaszcza w wieku 31 lat, przedłużyć umowę. Ta kończy się w czerwcu, choć najnowsze informacje mówią, że Chelsea pozytywnie patrzy na ten ruch, jeśli gracz zaakceptuje obniżkę pensji.
Ta historia, tak zwyczajnie, po ludzku, musi mieć jakaś piękna puentę. Biorąc pod uwagę, że Chelsea gra dalej w Lidze Mistrzów, a powrót Kante planowany jest na mecz z Evertonem (18.03), to chyba nikt nie miałby nic przeciwko, gdyby wiosna znowu należała do niego. Piłkarz zagadka sprawił, że zaczęliśmy tęsknić.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również