Na Wembley przegrała nie tylko skrzywdzona Dania. Drugi przegrany boli jeszcze bardziej

Na Wembley przegrała nie tylko skrzywdzona Dania. Drugi przegrany boli jeszcze bardziej
Han Yan/Xinhua/PressFocus
W drugim półfinale EURO przegrała nie tylko reprezentacja Danii. Przegrał przede wszystkim futbol. Ten fantastyczny turniej już na zawsze będzie naznaczony wydarzeniami na Wembley.
Pierwotnie to miał być tekst o największych wygranych półfinałów. O piłkarzach, którzy zrobili różnicę. O bohaterach. O pięknych golach, takich jak te autorstwa Mikkela Damsgaarda czy Federico Chiesy. O Luisie Enrique, który - choć odpadł - ma pełne prawo chodzić po mistrzostwach z podniesioną głową.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ale nie będzie.
To, co stało się w dogrywce meczu Anglii z Danią, na długo zapisze się w historii piłki nożnej. Mniej efektownie i boleśnie, jeśli w niedzielę mistrzostwo Europy wygrają Włosi. Bardziej efektownie i boleśnie, jeśli w niedzielę mistrzostwo Europy wygrają Anglicy.
Do dziś pamięta się finał mundialu z 1966 roku, kiedy to “Synowie Albionu” w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach pokonali po dogrywce RFN, a kluczowy dla przebiegu spotkania był gol-widmo na 3:2 w 101. minucie autorstwa Geoffa Hursta. Niewykluczone, że wczorajsze “padolino” Raheema Sterlinga i postawa zespołu sędziowskiego staną się przedmiotem dyskusji na następne kilka dekad.
System VAR miał w teorii uzdrowić futbol. Miał być lekiem na - może nie całe - ale sędziowskie zło, które często wynikało z zawodności ludzkiego oka czy nerwów. Miał sprawić, że takie sytuacje, jak z wczorajszej dogrywki, nigdy nie będą już obecne w piłce na najwyższym szczeblu. Nie w półfinale EURO, nie w jego decydujących chwilach. Cóż, teoria znów okazała się wysoce daleka od praktyki. Nie da się racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego Danny Makkelie po konsultacji z arbitrami odpowiadającymi za VAR nie cofnął skandalicznej decyzji o przyznaniu rzutu karnego dla Anglii. W czasach bez wideoweryfikacji uznalibyśmy wybór Makkeliego za kontrowersyjny. Faktycznie, w pierwszej chwili można było odnieść wrażenie, że Sterlinga faulowano. Ale jeśli na powtórkach czarno na białym widać nurkowanie reprezentanta Anglii, to jakim cudem nie dostrzegli tego “VAR-owcy”? Dlaczego Makkelie w takiej chwili - nawet dla “świętego spokoju” - nie podbiegł do monitora, by osobiście rozwiać wątpliwości? A dodajmy do tego dwie piłki na boisku w pierwszej fazie akcji Sterlinga...
Dlatego właśnie mówimy o skandalu.
Ale zostawmy już sędziowanie. Porażka Danii boli podwójnie. Duńczycy napisali na tym EURO tak niesamowitą historię - począwszy od zakończonego happy-endem dramatu Christiana Eriksena, przez efektowną grę w kolejnych meczach, aż po heroiczną walkę na Wembley - że nie zasługiwali na odpadnięcie w takich okolicznościach. Trzymali się dzielnie, choć od pewnego momentu meczu stanowili wyłącznie tło dla lepiej dysponowanych Anglików. Być może nie dotrwaliby do rzutów karnych. Być może przegraliby konkurs jedenastek.
Być może byliby jedynym realnym przegranym tego półfinału. Bo drugim jest futbol. Przegrany, który boli jeszcze bardziej.
Futbol, który w ostatnich tygodniach świecił blaskiem najjaśniejszym z możliwych. Futbol, który błyskawicznie zamknął usta osobom spodziewającym się nudnego, wolnego i “zmęczonego” EURO. Futbol, który zaserwował nam multum emocji w trakcie turnieju. Futbol, którego piękno naznaczali m.in. piłkarze Francji i Szwajcarii, Chorwacji i Hiszpanii, czy wcześniej Niemiec i Portugalii, tocząc niesamowite, pełne fajerwerków potyczki do ostatniej kropli potu.
Szkoda, że wczoraj to wszystko zeszło na drugi plan. To nadal są kapitalne mistrzostwa, prawdopodobnie jedne z najlepszych w dziejach. Ale wydarzenia na Wembley sprawiły, że opowiadając historię EURO 2020, trzeba będzie wspomnieć o kradzieży dokonanej na dzielnych Duńczykach.
Anglicy też pewnie woleliby, żeby “futbol wracał do domu” bez kontrowersji. Mają już przecież wspomniany bagaż doświadczeń sprzed 55 lat. No i, o czym warto wspomnieć, rozgrywają znakomity turniej. Korzystają z atutu własnego boiska, nie musieli rywalizować w horrendalnie wysokim upale w Baku ani lecieć z Azerbejdżanu do Anglii, ale, umówmy się - w finale znaleźli się absolutnie zasłużenie. Mają niesamowitego Sterlinga (nurkowanie nurkowaniem, ale jego forma jest kosmiczna), pracowitego i w końcu skutecznego Kane’a, rewelacyjnego Shawa, świetnego Maguire’a, błyskotliwego Sakę, pożytecznego Phillipsa i innych. Ten zespół faktycznie może sprawić, że hasło “football is coming home” przestanie być wyłącznie symbolem tęsknoty za sukcesami.
Szkoda, że w takich okolicznościach.
Chyba, że przebieg finału z Włochami jeszcze zmieni tę optykę. Ale kontrowersji i skandali sędziowskich już dosyć. Niech w niedzielę znów wygra futbol.
Trudno jednak kibicując futbolowi, nie wspierać w finale Italii. Prawda?

Komu będziesz kibicować w finale EURO 2020?

  • Anglii13.61%
  • Włochom86.39%

Przeczytaj również