Nagroda za odwagę. W Realu tylko dwóch dążyło do wygranej. "Reszta zawodników trochę się przyglądała"

Nagroda za odwagę. W Realu tylko dwóch dążyło do wygranej. "Reszta zawodników trochę się przyglądała"
PressFocus
W Barcelonie mogą już świętować. Po zwycięstwie 2:1 z Realem zespół Xaviego ma już dwanaście punktów przewagi nad Królewskimi i tytuł mistrzowski pozostaje już tylko formalnością. W końcówce został nagrodzony za odwagę i podejście, które wcale nie było oczywiste.
Drugie w tym sezonie ligowe El Clasico postrzegano jako ostatnią szansę dla Realu na włączenie się w realną grę o tytuł mistrzowski. W zasadzie tylko zwycięstwo dawało niewielkie, ale jednak nadzieje. Dla Barcelony natomiast korzystny był nawet, bo utrzymywał przewagę dziewięciu punktów, które przy dwunastu kolejkach do końca i zaangażowaniu Realu w Ligę Mistrzów stanowiły bardzo pokaźną zaliczkę.
Dalsza część tekstu pod wideo
To co jednak mogło bardzo zaimponować, to to, ze drużyna Xaviego w ostatnich minutach wcale nie kalkulowała. Poszła na wymianę ciosów, ostatni kwadrans to była rywalizacja akcja za akcję. Po wyrównaniu na 1:1 dążyła do zdobywania kolejnych bramek, często wysoko atakowała, starała się odbierać piłkę.
Barcelona, postrzegana w tym sezonie jako zespół pragmatyczny, do bólu skuteczny, ale momentami tez nudny, pokazała odrobinę szaleństwa i odwagi w momencie, kiedy równie dobrze mogłaby się skupić głównie na zaryglowaniu dostępu do własnej bramki, co przecież potrafi, bo na Camp Nou straciła w tym sezonie ligowym zaledwie dwa gola. To dążenie do wygranej musiało się podobać, bo właśnie za ofensywne nastawienie, polot i fantazję miliony na całym świecie pokochały ten klub.
Piękną cegiełkę do wygranej dołożył Robert Lewandowski, który nieszablonowym, pięknym technicznie podaniem piętą bardzo przyczynił się do strzelenia przez Francka Kessiego zwycięskiego gola. W bezpośredniej rywalizacji z Karimem Benzemą pokazał się z lepszej strony, zaliczył na Camp Nou konkret, który na lata zapisze się w historii El Clasico. Łącznie oddal cztery strzały, więcej w tym spotkaniu w obu zespołach miał jedynie Raphinha.
Real natomiast zawiódł. Szczególnie w kontekście tego, że jedynie zwycięstwo przywracało ich realnie do gry o mistrzostwo. Próbowali wygrać na zimno, sposobem, tak trochę w swoim stylu znanym z Ligi Mistrzów. I być może centymetry zdecydowały, że się nie udało. Spalony przy bramce Marco Asensio był minimalny, ale to też za wiele innych okazji do zapewnienia sobie trzech punktów nie mieli.
Podobać mógł się jedynie duet Vinicius - Rodrygo. Ten drugi zaliczył udane wejście, był bardzo aktywny, szukał gry z Viniciusem, który w niedzielę najczęściej ze wszystkich zawodników obecnych na murawie dryblował. Obaj robili co tylko mogli, żeby Real atakował, żeby miał w ostatniej części spotkania szanse na wygraną. Można jednak było odnieść wrażenie, że zabrakło wsparcia od kolegów, że reszta zawodników trochę się przyglądała, a patrząc w tabelę to Królewscy powinni zepchnąć w końcówce Barcelonę do głębokiej defensywy. To się nie udało. Dali się też mocno zdominować po pierwszej, dość szczęśliwie zdobytej bramce.
Tym meczem Barcelona przyklepała tytuł, po raz trzeci w 2023 roku pokonała Real Madryt i nikt jej nie będzie mógł zarzucić, że będzie to tytuł na kredyt. A dla Realu okoliczności przegranej muszą być wyjątkowo przykre, bo przez ostatnie lata to oni przyzwyczaili swoich kibiców, że końcówki meczów należą do ich drużyny. Tym razem tak nie było i mocniejszego sygnału, kto jest w tym sezonie najlepszy w Hiszpanii być nie mogło.

Przeczytaj również