"Najbardziej irytujący piłkarz Premier League" pod ostrzałem. Zawiódł z opaską, wątpią w niego legendy klubu

"Najbardziej irytujący piłkarz Premier League" pod ostrzałem. Zawiódł z opaską, wątpią w niego legendy klubu
Li Ying / PressFocus
Żadnemu piłkarzowi Manchesteru United nie dostało się po kompromitacji z Liverpoolem z tylu stron, co Bruno Fernandesowi. Portugalczyka dosięgła krytyka właściwie z każdej możliwej strony, ale trudno się dziwić. Mecz na Anfield pokazał wszystkie jego przywary. Nie dziwota więc, że fatalny występ pomocnika rozbudził wątpliwości.
Po tragicznym w wykonaniu Manchesteru United meczu z Liverpoolem na wielu zawodnikach “Czerwonych Diabłów” nie pozostawiono suchej nitki. Przegrana 0:7 musiała skończyć się krytyką i wątpliwościami co do poziomu piłkarskiego i zaangażowania. Nikomu chyba jednak nie oberwało się tak, jak Bruno Fernandesowi. Portugalczyk znalazł się na celowniku fanów swojego zespołu, kibiców przeciwników czy legend Manchesteru United.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przy okazji kompromitacji z Liverpoolem mogliśmy oglądać wszystkie największe przywary 28-latka. Od tych, przez które nienawidzą go sympatycy innych zespołów Premier League po te sprawiające, że w fanbazie United pojawiła się frakcja powątpiewająca w słuszność powierzania mu kapitańskiej opaski. Zrozumiał więc, że rozpoczęła się debata dotycząca jego osoby.

Najbardziej irytujący piłkarz w lidze

Fernandes zyskał na Old Trafford opinię uwielbianego przez trybuny “fightera”. To gracz utożsamiany z nieustanną pracą, zaangażowaniem i poświęceniem dla zespołu. Do tego regularnie dorzuca bramki, asysty czy wykreowane sytuacje, więc tym bardziej pracuje na sympatię. Najbardziej zagorzali fani “Czerwonych Diabłów” śpiewają o nim, że to portugalski “Magnifico”, a więc “Wspaniały”.
Wielu sympatyków rywali pała do niego dużą niechęcią. I nie jest to efekt zazdrości. Jeśli zajmujesz miejsce po drugiej stronie barykady, wychowanek Boavisty właściwie zawsze zrobi coś, przez co poczujesz niesmak. To zawodnik skrajnie pyskaty i cwany - w negatywnym tego słowa znaczeniu, a chamskie zagrywki nie są mu obce.
Prowokowanie przeciwników, skakanie im do gardła, zabieranie piłki w celu opóźniania gry, bardzo ożywione protesty po decyzjach arbitrów, nurkowanie… lista niezbyt “etycznych” zagrywek Portugalczyka jest długa. Gdy jego drużyna ma dobry wynik, korzysta z nich z pewnym umiarem, choć w dalszym ciągu może to niesamowicie irytować. Jeśli jednak sprawy układają się po myśli przeciwników, traci kontrolę nad sobą i robi to aż do przesady. Dlatego też, gdy zdarzą mu się słabsze zawody, rzadko ma prawo liczyć na wyrazy sympatii.
Przy okazji najwyższej porażki w historii starć United z Liverpoolem widzieliśmy idealny przykład tego, dlaczego Bruno to mocny kandydat do miana najbardziej irytującego zawodnika w całej Premier League. Lista jego wybryków była tak długa, że portal “The Athletic” opublikował niecharakterystyczny dla siebie, prześmiewczy wręcz artykuł wyliczający jego “dziecinne” i chamskie zachowania z 90 minut rywalizacji na Anfield.
Na tapet wzięła go też fundacja “Ref Support” zajmująca się ochroną arbitrów na angielskich boiskach. Domaga się ona zawieszenia go na “co najmniej pięć spotkań” za odepchnięcie sędziego asystenta. Brak upomnienia za to zachowanie mógł zastanawiać i należy przyznać, że piłkarzowi bardzo się upiekło w dobie ogromnego skupienia na dbaniu o nietykalność arbitrów.
Godnym potępienia zachowaniem była też m.in. nieudana próba kopnięcia Stefana Bajceticia, stanowiąca wyraz frustracji spowodowanej kompletną bezradnością. Po tym, jak atak na młodego Hiszpana nie wypalił, Fernandes nawet nie próbował brać udziału w grze, tylko kompletnie niezainteresowany zignorował dalszy ciąg akcji.

Pod ostrzałem legend

Po kompromitacji na Anfield portugalskiego pomocnika nie ominęła też krytyka ze strony legend Manchesteru United. Chyba najbardziej “delikatnie” wypowiadał się Paul Scholes, który stwierdził, że na jego obronę przemawia fakt, iż zmieniał w trakcie spotkania pozycję. Niemniej, nazwał go “wyjątkowo słabym”. Koledzy Anglika z boiska wyrażali się za to dużo bardziej dosadnie.
- Język ciała Fernandesa był po prostu żenujący. To utalentowany gość, ale też kapitan. Ma tak dużo talentu, ale jego mowa ciała, wymachiwanie rękami i niewracanie do obrony? Nie byłbyś zadowolony z kogoś takiego w swojej szatni - mówił o jego postawie Roy Keane.
- Druga połowa to kompletna kompromitacja, żenada uosobiona przez Bruno Fernandesa - stwierdził z kolei Gary Neville. Anglik komentował zresztą niedzielny mecz i nawet w trakcie transmisji nie ukrywał wściekłości spowodowanej zachowaniem gracza “Czerwonych Diabłów”.
- Kiedy tracisz piłkę na Anfield, to próbujesz ją odzyskać. Nie machasz rękami. Mam dosyć jego stękania. Ma wyrzuty do wszystkich. Kładł się. Został szturchnięty w klatkę piersiową [przez Ibrahimę Konate - przyp. red.], a rzucił się na murawę, trzymając za twarz. Powinien wziąć na siebie odpowiedzialnośc jako kapitan, a to nie był występ kapitana - mówił zdegustowany Neville w studiu “Sky Sports”.
Chyba pierwszy raz od początku przygody Bruno na Old Trafford postacie tak bliskie klubowi skrytykowały zachowanie zawodnika uważanego za lidera drużyny. Dotychczas prowokował on reakcje tylko spoza obozu United. Teraz doczekał się krytyki również z “własnego plemienia”. To scenariusz zupełnie dla niego nowy. Prowokuje więc uzasadnione pytanie: czy faktycznie stanowi to problem? Wszak nawet wśród fanów “Czerwonych Diabłów” znajdziemy grupę zwracającą na to uwagę już od dłuższego czasu.

Nie zasługuje na opaskę?

Po tym, jak Fernandes dał na Anfield popis negatywnej mowy ciała i pretensji do całego świata, ponownie obudziły się głosy części kibiców uważającej, że nie zasługuje na opaskę kapitańską Manchesteru United. Portugalczyk zakłada ją na ramię, gdy na boisku nie ma jej głównego właściciela - Harry’ego Maguire’a.
Łatwo zrozumieć, czemu Erik ten Hag, a wcześniej również Ole Gunnar Solskjaer i Ralf Rangnick mu ufali. Waleczność, fakt, że po jego transferze w 2020 roku drużyna zaliczyła niemal natychmiastową zwyżkę formy oraz uwielbienie kibiców, zwłaszcza tych regularnie pojawiających się na trybunach Old Trafford, sprawiają, że stanowi logiczny wybór. Można jednak dostrzec, skąd biorą się wątpliwości.
Z 28-latkiem jest jeden poważny problem. Gdy drużynie nie idzie w meczu, nie potrafi jej pociągnąć. Rzadko można mówić o kluczowych spotkaniach, w których brał ciężar na swoje barki i naprawdę dorastał do roli lidera. Kiedy United za kadencji Solskjaera odpadali w półfinałach czy przegrywali w finałach rozgrywek, zaliczał bardzo ciche, nieefektywne występy. Jeżeli rywale z “Big Six” wygrywają z 20-krotnymi mistrzami Anglii, często należy do najgorszych na boisku, choć po części wynika to również z jego ryzykownego stylu gry.
W przypadku słabszej postawy zarówno jego, jak i zespołu, zaangażowanie przeradza się we frustrację. Czasem odbija się to również na drużynie. Pamiętacie wspomnianą sytuację z Bajceticiem, gdy zupełnie zrezygnował z dalszej walki? Jeśli się zagotuje, zachowuje się podobnie po stratach. W spotkaniu z Fulham na Craven Cottage od nieodpowiedzialnego oddania futbolówki i braku walki o nią rozpoczęła się akcja bramkowa londyńczyków. W Liverpoolu z kolei zaliczył zdecydowanie więcej podobnych momentów.
Podkreślana przez Neville’a skłonność do ekspresyjnego artykułowania zarzutów w stronę partnerów, może powodować zwątpienie w umiejętności przywódcze Fernandesa. Niektórzy twierdzą bowiem, że prawdziwy lider, zamiast narzekać, powinien samemu dać przykład. Eks-napastnik “Czerwonych Diabłów”, Louis Saha, jest jednak innego zdania.
- Będę bronił Bruno. Każdy ma prawo popełniać błędy, a on wyciągnie z nich naukę. Może zobaczy, co mówią kibice i eksperci o jego zachowaniu i je przemyśli - opowiadał w rozmowie z “Compare.bet”. - Sądzę, że chce wygrać i właśnie to w nim widzę. Jeśli otaczający go piłkarze są niezadowoleni z jego mowy ciała lub martwi ich krytyka, to powinni zmienić pracę. (...) Roy Keane robił to samo, zawsze oczekiwał reakcji, niezależnie czy właściwej, czy nie.

Kolektywna porażka

W obronie kapitana z feralnego meczu na Anfield stanął też Marcus Rashford. Anglik odpowiadał na pytania podczas konferencji prasowej przed spotkaniem z Realem Betis.
- To dobry lider, nawet jeśli nie ma opaski, co zawsze stanowi dobry znak. Nie mam o nim nic złego do powiedzenia. Pomógł też innym stać się liderami. Z tylko jedną taką postacią jako kapitanem nie możemy być zorganizowanym zespołem. Bruno zrobił dla nas wiele. Tak jak mówił trener, nikt nie jest idealny. Popieram go w stu procentach - mówił Anglik.
Przegrana 0:7 z Liverpoolem obnażyła największe problemy nie tylko Fernandesa, ale i całego zespołu. Krytyka pod jego adresem była jednak jak najbardziej zasłużona. Eksperci i kibice mieli prawo czuć zawód. Jeśli Ten Hag również miał do niego zarzuty, z pewnością je przedstawił.
Portugalczyk musi wystrzegać się toksycznych zachowań, które pokazał na Anfield. Te będą tylko wystawiać go na ostrzał. To, jak łatwo się frustruje, mogą wykorzystać rywale, a przecież prawdziwy lider powinien stanowić absolutnie pewny punkt. Zawiódł zespół, lecz to porażka kolektywu. To nie główny winowajca, tylko jeden z wielu. Niemniej, ten mecz pokazał, dlaczego w oczach niektórych nie jest odpowiednim materiałem na kapitana. I trzeba przyznać, że pod pewnymi względami mają rację.
Bruno i zespół odpowiedzieli na kompromitację pewnie wygrywając z Betisem. Przy okazji wygranej 4:1 pomocnik popisał się golem i asystą. Postawa w starciu z Hiszpanami to dobry sygnał. Prawdziwe zadośćuczynienie i zmazanie plamy to jednak nie kwestia jednego występu.

Przeczytaj również