Najbardziej kultowa koszulka piłkarska odchodzi w niepamięć. Wielka historia i tradycja przegrała z pieniędzmi

Najbardziej kultowa koszulka piłkarska odchodzi w niepamięć. Wielka historia i tradycja przegrała z pieniędzmi
ph.FAB/shutterstock.com
To już pewne. Po ponad ćwierć wieku firma Pirelli nie będzie już głównym sponsorem na koszulkach Interu Mediolan, co oznacza koniec jednej z najlepiej kojarzonych par w historii współczesnej piłki nożnej. Zamiast srebrnych godów szykuje się wielki rozwód.
- Nie będziemy już sponsorem na koszulkach, ale nie wychodzimy z Interu. Będziemy wspólnie utrzymywać relacje.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tymi słowami Marco Tronchetti, prezes Pirelli, oficjalnie potwierdził koniec długoletniego związku. Marka weszła do zbiorowej wyobraźni fanów, którzy przez ostatnie 26 lat utożsamiali ją z czarno-niebieskimi barwami w stolicy Lombardii.

Perfekcja w siedmiu znakach

Odkąd firma oponiarska wkroczyła na scenę w Mediolanie, co roku fani podziwiali nowe owoce mariażu: żółte koszulki, czerwone i szare (oczywiście z nawiązaniem do “Nerazzurrich”), trykoty z szerokimi paskami, z wąskimi, z bardzo cienkimi lub nieregularnymi, ze złotymi akcentami, z białymi kołnierzykami, ze znaczkiem Umbro lub Nike, ze starym logo Interu oraz odnowionym.
Jedyną rzeczą, która nigdy się nie zmieniła, niezależnie od roku i stylu, było logo Pirelli. Zawsze tam pozostawało, wydrukowane na piersi, na tej samej wysokości, z tym potężnym wydłużonym P i pozostałymi literami pod spodem.
Logotyp Pirelli zawsze wyglądał tak samo, ponieważ od 1982 roku został ostatecznie sformalizowany przez Salvatore Gregoriettiego, projektanta, który dokonał końcowej modyfikacji znaku firmowego, a następnie opublikował wytyczne instruujące każdego, kto zamierzał go powielać. Musiał zapewnić dokładne proporcje między znakami, idealną odległość, jaką jedna litera miała mieć do drugiej. Do lat pięćdziesiątych XX wieku Pirelli miało wydłużoną literę P, ale zdeformowaną na różne strony. Dziś jest symbolem stałości i tradycji.
Zmieniali się zawodnicy, zmieniano trenerów, następowały roszady prezesów, logo natomiast ciągle widniało takie samo, absolutne i nieruchome, jakby było estetycznym odwzorowaniem najbardziej niesamowitego uczucia, które sprzyja kibicowaniu: lojalności. Każda drużyna piłkarska wiąże część swojej estetyki ze sponsorem na koszulkach.
Właściwie tylko w czterech przypadkach logo nie było reprezentowane w klasycznej formie: w sezonie 2007/2008, gdy piłkarze występowali w specjalnych koszulkach zaprojektowanych z okazji stulecia klubu, w sezonie 2015/16 w wariancie “Driver”, w jednej edycji poświęconej filmowym działaniom firmy oraz z okazji chińskiego roku 2006.

Kawał historii

Wystarczy spojrzeć, kim ekipa z Giuseppe Meazza straszyła, gdy napis po raz pierwszy trafił na koszulki. To sezon 1995/96. Na boisku po lewej stronie szalał wówczas mały, ale już całkiem krępy Roberto Carlos. Lata 1997-2000 zawsze nam się będą kojarzyły z Ronaldo kiwającym, Ronaldo trafiającym do bramki, ale też i niestety zwijającym się z bólu po kolejnej fatalnej kontuzji kolana. Dwa lata później na koszulki “Nerazzurrich” trafiła łyżwa, która wpasowała się pięknie wraz z ukośnym pasem przechodzącym wzdłuż i wszerz koszulki. Projekt tak dobry, że został na kolejny rok.
Symbol był z klubem w najgorszych i najlepszych momentach. Od przykrej porażki w finale Pucharu UEFA z Schalke, poprzez “poprawkę” w następnym roku, gdy Ronaldo w sposób bezczelny dewastował defensywę Lazio, przez “Triplette” wywalczone dzięki taktycznym rewolucjom Jose Mourinho i niezwykłej grze jego wojowników, aż po fatalny sezon 2012/13 i zawstydzającą dziewiątą lokatę w lidze. Klamra zostanie domknięta, dużo na to wskazuje, zdobyciem scudetto, pierwszym od 11 lat i szóstym (już ostatnim) w erze Pirelli.
Połączenie ikoniczne, jak ikoniczna była słynna reklama, w której “Il Fenomeno”, prawdopodobnie największy bohater “Interisti” naszych czasów, zastąpił Chrystusa Odkupiciela w triumfalnej pozie na szczycie granitowej góry w Rio de Janeiro. Z podeszwą stopy pokrytej bieżnikiem i hasłem “Moc bez kontroli jest niczym”. Włosi piali wtedy z zachwytu. “Pubblicita con la P maiuscola” - reklama przez duże “P”.
Z każdą relacją wiążą się jakieś historie. Gdy zamkniemy oczy i wyobrazimy sobie piłkarza AC Milan, pewnie najczęściej ujrzymy w myślach wielki znaczek Opla rozpychającego się na czerwono-czarnych pasach. Manchesteru United? Biały napis Sharp na wyzywającej czerwieni. Żaden jednak ze znanych nam dużych klubów piłkarskich nie zostawił tak długo miejsca dla jednej marki, jak uczynił to Inter dla Pirelli. Ta wspólnota weszła na taki poziom, że symbolika jednego z nich wiąże się nierozerwalnie z symboliką drugiego.
Niedawno portal “Four Four Two” stworzył ranking najbardziej kultowych koszulek piłkarskich. Inter zajął pierwsze miejsce, wyprzedzając fioletowe stroje Fiorentiny ze sponsorem Nintendo, wspomniany AC Milan i Manchester United. Na piątym miejscu natomiast sklasyfikowano Liverpool z epoki Carlsberga.
- To wyróżnienie przyznajemy nie tylko za długowieczność, ale też za estetykę. Kultowe czarno-niebieskie paski wspaniale współgrają z czystym, stylowym i rozpoznawalnym logo - argumentowali decyzje redaktorzy serwisu.

Wybrali pieniądze

Oprócz aspektów wizualnych, z tym związkiem wiązały się wymierne wpływy do kasy Interu. Według wyliczeń ekspertów, w ciągu ostatnich 25 lat Inter zyskał na umowie sponsorskiej 234 miliony euro. To średnio ponad 9 milionów na sezon. I właśnie o liczby tu chodzi. W biurach “Nerazzurrich” stwierdzono, że dochód jest niewystarczający. Właściciel Interu, chiński Suning Holdings Group, nie przedłużył umowy z “oponiarzami” i poszukuje obecnie sponsora, który może zapewnić pomoc finansową w wysokości 30-35 miliona euro, czyli ponad trzy razy więcej niż średnio rocznie wpłacało Pirelli.
Cóż, pieniądze zawsze będą wygrywały z sentymentami. Dopiero teraz się okazało, że sponsor ma jedynie wykładać kasę, a jeśli w excelowskich rubrykach coś się nie zgadza, to można go wymienić, nie zważając na historię. Z drugiej strony - właściciele Interu nie są zamknięci w bańce. Wiedzą o 70 milionach euro, które Emirates gwarantuje Realowi Madryt. Niewiele uboższy kontrakt - z gigantem technologicznym TeamViewer - podpisał właśnie Manchester United. Szefowie “Nerazzurich” rozglądają się wokół i zauważają, jakie korzyści (45 milionów euro) płyną ze współpracy Jeepa z Juventusem. Kto będzie następcą? Faworytami są, aż trudno uwierzyć, azjatyckie konglomeraty: Samsung i Evergrande Group. Business as usual. A jednak żal.
Sponsorzy
calcioefinanza.it
Świętość - to kategoria, która nie powinna padać zbyt często zwłaszcza w odniesieniu do sportu, jednak w piłce nożnej nazywanie czyichś wyczynów cudem, a czyjegoś talentu - boskością, nie należy do rzadkości i wcale nie jest nie na miejscu. Marka, która tkwiła w DNA drużyny przez dwie i pół dekady, zasługuje na miano świętości i kultowości. W niej płynęła ta najwspanialsza część historii Interu, z tymi wszystkimi wspaniałymi graczami, niezapomnianymi chwilami. Od przyszłego sezonu pewnie ubędzie z drużyny jedna, może dwie gwiazdy futbolu, ale przede wszystkim zniknie duży fragment tożsamości. Kto wie, jaki cios przyjmie cały klub, gdy jej już nie uświadczymy.

Przeczytaj również