Najbardziej niedoceniany piłkarz Manchesteru City. Bez niego maszyna Guardioli nie działa tak sprawnie

Najbardziej niedoceniany piłkarz Manchesteru City. Bez niego maszyna Guardioli nie działa tak sprawnie
Vlad1988/shutterstock.com
Nie jest zbyt szybki, ani tym bardziej dynamiczny. Bez problemu można by znaleźć pomocników, którzy dysponują lepszym przeglądem pola i regularnie zdobywają znacznie więcej bramek. A jednak klucz do sukcesów Manchesteru City leży w niepozornych, brazylijskich rękach. Jeden zawodnik robi swoje po cichu, dyryguje orkiestrą, samemu znajdując się na drugim planie. Taki już jest Fernandinho.
W ostatnich latach kibice “The Citizens” musieli przyzwyczaić się do hucznych pożegnań piłkarzy, którzy stworzyli podwaliny wciąż rozwijającego się projektu. Dwa lata temu z klubu odszedł Vincent Kompany. Przed rokiem do Hiszpanii wrócił David Silva. Wygasającego za kilka tygodni kontraktu nie przedłuży także Sergio Aguero. Warto mieć na uwadze, że w czerwcu kończy się też umowa innej legendy - Fernandinho. Nadal nie wiadomo, czy weteran będzie kontynuował karierę na Etihad. A jego ewentualne odejście również należałoby traktować jako koniec pewnej ery i utratę spoiwa całego składu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Lider w cieniu

Gdy myślimy o liderach Manchesteru, pewnie do głowy przyjdą nam najpierw takie nazwiska, jak Kevin de Bruyne, Ruben Dias, może Raheem Sterling czy w ostatnim czasie Ilkay Gundogan. Ale nawet najlepsi zawodnicy potrzebują kogoś, kto wskaże odpowiedni kierunek, gdy trzeba, to krzyknie, kiedy indziej przyklaśnie. Pep Guardiola to doskonały motywator i strateg, jednak czym innym są uwagi trenera w porównaniu z rolą mentora, który jest integralną częścią zespołu. I kimś takim stał się Fernandinho, który dziś spokojnie zasłużył na miano niewidzialnej prawej ręki katalońskiego trenera.
- Byliśmy na dwunastym miejscu w lidze. Wtedy Fernandinho powiedział: “chłopaki, musimy porozmawiać, bo nie jest dobrze”. Mówił, że trzeba przejść przez trudny okres, zapomnieć o jakichkolwiek wymówkach dotyczących taktyki, klubu czy czegokolwiek. Zaznaczył, że skład musi zrobić więcej, starać się jeszcze mocniej. I to zrobili - przyznał Pep Guardiola cytowany przez “Daily Mail”.
Rozmowa wychowawcza podziałała lepiej niż przypuszczano. Teraz Manchester City pędzi po tytuł mistrzowski. Liczy się w walce o cztery trofea. Naturalnie, wpływ na to miał wybuch formy Gundogana czy poukładanie przez Pepa linii obrony, jednak katalizatorem procesu powrotu do formy był nie kto inny, lecz niepozorny Fernandinho.
Największą zaletą Brazylijczyka jest to, że dla niego bycie częścią drużyny nie ogranicza się do samego odgrywania spotkań czy uczestnictwa w treningach. Defensywny pomocnik przykłada wielką wagę do aspektów mentalnych. Zdaje sobie sprawę, że mecz zaczyna się w głowach piłkarzy, jeszcze długo przed pierwszym gwizdkiem. Sam przyznał, że po utrzymaniu opaski kapitana musiał znaleźć balans między, jak to ujął, łamaniem stołów, a dialogiem. Potrafił podnieść głos w szatni, ale innym razem przygotował filmik motywacyjny oparty na poczynaniach Ayrtona Senny, który w heroicznych okolicznościach wygrywał mistrzostwa świata Formuły 1. Z Philem Fodenem odbył wiele prywatnych rozmów, aby uzdolniony Anglik stąpał twardo po ziemi, pomimo swojego wielkiego talentu. Metodą kija i marchewki City narodziło się w tym sezonie na nowo.
- Fernandinho to w szatni osoba kluczowa, powiedziałbym, że najważniejsza i nieprzypadkowo on ma opaskę kapitana. Lubi się odzywać, zabierać głos w szatni, spełnia funkcję lidera i daje alternatywę w środku pola, bo kiedy wchodzi za Rodriego, to nie widać różnicy, a nawet jest lepiej, choć może przeze mnie przemawiać sentyment - mówi nam Patryk Idasiak, były redaktor “TVP Sport”, prywatnie kibic klubu z niebieskiej części Manchesteru.

Tytan pracy

Ogromnym atutem Fernandinho jest fakt, że to najmniej brazylijski piłkarz spośród Brazylijczyków. Brzmi to specyficznie, aczkolwiek wszystko rozbija się o podejście do życia i poziom profesjonalizmu. 35-latek obalił mit bezmyślnego piłkarza rodem z Copacabany, dla którego futbol to jedynie przepustka do świata używek i wiecznego karnawału. Pokazał, że zawodnik z “Kraju Kawy” może być wzorem do naśladowania. A przecież zwłaszcza na Etihad fani nie mogli mieć dobrych wspomnień z graczami “Canarinhos”. Robinho miał być pewniakiem do podbicia świata, a nie wykorzystał nawet promila własnego potencjału. Podobnie Elano czy Jo, który bardziej interesował się życiem brytyjskich klubów nocnych niż grą w piłkę. Gdy jedni odbili się od Manchesteru, Fernandinho sprawia, że nawet upływ czasu nic mu nie odbiera. Do City trafiał jako 28-letni zawodnik, a i tak zdążył zapisać się w historii klubu.
Fernandinho to poukładany człowiek, któremu nie w głowie gorące rytmy samby zakrapiane brazylijską Cachaçą. W dzieciństwie łączył treningi z opieką nad młodszą siostrzyczką, gdy jego matka pracowała do późnych godzin nocnych. Po transferze do Manchesteru City natychmiast rozpoczął naukę angielskiego. Wydawałoby się, że to powinna być podstawa, ale znamy wielu piłkarzy, którzy nawet po kilku latach gry w danym kraju nie zaznajomili się z językiem. W specjalnym dokumencie klubowym Fernandinho przyznał, że nadrabia zaległości, bo w szkole opuszczał lekcje angielskiego na rzecz nieprzerwanej gry w piłkę. Mógł tym irytować, chociaż teraz sam rozumie, jak to jest być nauczycielem. W Manchesterze wziął pod skrzydła kolejnych Brazylijczyków, którzy przywdziali niebieski trykot. Pomocnik wie, że młodsi gracze pokroju Gabriela Jesusa potrzebują mentora, aby ich rozwój przebiegał prawidłowo.
- Kiedy miałem 16 czy 17 lat i zaczynałem grać w Paranaense, starsi gracze bardzo mi pomogli. Wciąż pamiętam rady, które mi dawali, zwłaszcza jak dbać o ciało i dobrze wykonywać swój zawód. Wiem, jak ważni dla młodych są doświadczeni zawodnicy. Nie wszyscy potrafią sobie radzić w trudnych momentach. Musisz mówić i uczyć młodszych, że w karierze, ale i w życiu zaliczą wzloty i upadki - tłumaczył Fernandinho w wywiadzie dla “Sky Sports”.

Wzorowy piłkarz

Można założyć, że wielu trenerów marzy, by mieć do dyspozycji zawodnika z takim charakterem i etosem pracy. Warto przypomnieć, że Fernandinho przychodził do Manchesteru City jako ofensywny pomocnik, który w Szachtarze Donieck strzelił ponad 50 bramek i zaliczył podobną liczbę asyst. Prędko jednak zaadaptował się na pozycji o bardziej defensywnym usposobieniu. Gdy w sezonie 2018/19 Aymeric Laporte doznał poważnej kontuzji, Fernandinho momentalnie przebranżowił się na stopera. Miewał nawet epizody na boku obrony. On po prostu zawsze jest tam, gdzie akurat potrzebuje go Guardiola. Gdyby była taka potrzeba, pewnie zagrałby nawet na bramce.
- Jego prime time to sezon 2017/18. Wtedy w środku pola był po prostu rewelacyjny. Pojawiały się nawet opinie, że powinien zostać graczem sezonu Premier League. To taki gracz, którego niekoniecznie lubią inni fani, bo czasem skrobnie, krzyknie, kopnie, sfauluje specjalnie przeciwnika i to z premedytacją. Wiem, że to jego wady, ale akurat ja mam jakieś takie uwielbienie defensywnych pomocników. Kiedyś bardzo lubiłem Nigela De Jonga, później bardzo doceniałem Garetha Barry'ego. Lubię takich pracusiów, którzy do tego potrafią poklepać, rzucić prostopadłą piłkę, przerzut, ale przede wszystkim odebrać piłkę 1 vs 1, przeczytać akcję. Wypisz-wymaluj Fernandinho. Rodri to już trochę inny typ, nie w moim stylu - tłumaczy Patryk Idasiak.
- Guardiola został zapytany kiedyś, czy chciałby grać w takim zespole jaki zbudował teraz i czy czerpałby z tego przyjemność. No i odpowiedział, że nawet by nie grał, tylko siedział na ławie, bo byłby słabszy od Fernandinho - dodaje nasz rozmówca.

Po złoto, po medal

Złe dobrego początki - mogliby powiedzieć wszyscy kibice Manchesteru, komentując przebieg tego sezonu. Jego pierwsze tygodnie stanowiły prawdziwą serię niefortunnych zdarzeń. Klub tułał się w środku tabeli, a sam Fernandinho nie mógł pomóc drużynie, bo leczył kontuzję. W końcu Brazylijczyk postanowił zebrać ekipę, oddzielić minione porażki grubą krechą i wyznaczyć listę celów, które stają się coraz bardziej realne.
Manchester City jest w półfinale Ligi Mistrzów, finale EFL Cup, pewnym krokiem zmierza po mistrzostwo Anglii, a dziś zagra z Chelsea w 1/2 finału FA Cup. Wiek Fernandinho oczywiście nie pozwala mu grać regularnie co trzy dni, jednak pojedyncze spotkania potwierdzają, że 35-latek wciąż może być niezwykle przydatnym elementem w układance Pepa Guardioli. Z nim w składzie City pokonało m.in. Arsenal, Manchester United czy Leicester. “Mozart pragmatycznych interwencji” - napisał o nim “The Guardian”.
Kwestia kontraktu Fernandinho powinna spędzać sen z powiek szejka Mansoura. W ekipie Manchesteru są jeszcze Rodri, Ilkay Guendogan, można rozbić bank na Manuela Locatellego czy zjawiskowego Eduardo Camavingę. Jednak żaden z nich nie zaoferuje tyle, co Fernandinho, jeśli weźmiemy pod uwagę wpływ na ducha drużyny. Pierwszy kapitan Manchesteru City jeszcze nie powinien opuszczać okrętu. Zwłaszcza, że obrano kurs na triumf we wszystkich możliwych rozgrywkach.

Przeczytaj również