Jedna z sensacji MŚ. Przez amatorskie ligi, jazdę "na gapę" i plaże na mundial. "Powinien być inspiracją"

Jedna z sensacji MŚ. Przez amatorskie ligi, jazdę "na gapę" i plaże na mundial. "Powinien być inspiracją"
Foto Ding Xu/Xinhua/PressFocus
Jeszcze w 2019 roku Iliman Ndiaye kopał piłkę na w pełni amatorskich angielskich boiskach. A kilka dni temu, w meczu Senegalu z Katarem, wszedł z ławki i zaliczył asystę na mistrzostwach świata. 22-latek to bohater najbardziej niesamowitej historii mundialu 2022.
Historia Ilimana Ndiaye to opowieść o ciężkiej pracy, wielkim talencie i tym, że warto walczyć o szansę na spełnienie własnych ambicji. Senegalczyk od dziecka powtarzał, że zostanie piłkarzem. W dążeniu do celu nie przeszkodziły mu nieudane testy w mocnych klubach, dwie zagraniczne przeprowadzki, brak pieniędzy i fakt, że grał w londyńskim amatorskim zespole Rising Ballers, gdy wielu rówieśników rywalizowało o miejsce w kadrze drużyn Premier League.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nawet jego obecny klub, Sheffield United, rozważał swego czasu podziękowanie mu za współpracę i nieprzedłużenie z nim kontraktu. Dziś jest jednak kluczowym zawodnikiem “The Blades”. Ba, jednym z najlepszych graczy w Championship. Bardzo wyboista futbolowa droga przyprowadziła go na katarskie boiska, gdzie już napisał kolejny rozdział niesamowitej historii. Niewykluczone, że będzie ich jeszcze więcej.
- Nie dziwi mnie, że jedzie na mundial. Ludzie mogą myśleć, że mówię tak już po fakcie, ale nie. Jego talent zawsze był widoczny, podobnie jak, oczywiście, chęć do słuchania, nauki i rozwoju. Jeśli to wszystko składa się w całość, to efekt jest dobrze znany - mówił o nim “The Star” Travis Binnon, były trener akademii Sheffield, pracujący dziś z zespołem do lat 18 Manchesteru United.

Kiedyś będę piłkarzem

“Cześć, nazywam się Iliman Ndiaye. Niedziela, 20 marca 2011” - mówi chłopak w bluzie na piaskowym boisku. Tak właśnie zaczyna się dokument przygotowany przez klubową telewizję Sheffield United, poświęcony ich reprezentantowi na MŚ w Katarze. Dzieciak, który z uśmiechem na ustach prezentuje swe umiejętności, przewija się w nim jeszcze kilkukrotnie. Większość życia reprezentanta Senegalu wyglądała właśnie tak. Czerpał radość z futbolu. Widział w nim szansę na spełnienie marzeń, więc ciężko pracował, by osiągnąć cel. Pomimo przeszkód nie wątpił, że kiedyś się uda.
Choć młody piłkarz urodził się we Francji, kraju mamy, tata pochodził z Senegalu. To właśnie on nauczył syna i jego rodzeństwo miłości do sportu. Ndiaye ma łącznie siedem sióstr i młodszego brata, a ich ojciec starał się, by spędzali czas aktywnie. Iliman, najstarszy syn, od najmłodszych lat przejawiał wielką miłość i talent do futbolu. Szybko zaczął dawać sygnały, że może być wyjątkowym zawodnikiem.
Gdy zabłysnął na turnieju do lat 10 w barwach FC Rouen, w senegalskiej prasie pojawiła się wzmianka o “nowym Messim”, a we francuskiej pisano o “nowym Zizou”. Niedługo potem trafił do grup juniorskich Olympique’u Marsylia, odrzucając szansę przenosin do Paris Saint-Germain. Po kilku latach, wraz z resztą rodziny, przeprowadził się jednak do kraju ojca. Tam nie miał już tak świetnych warunków do pracy nad umiejętnościami, ale nie odpuszczał - cel stanowiła kariera piłkarska.
Trenował więc dalej i grał w klubie w Dakarze, a także kopał ze znajomymi na plaży, co, jak sam twierdzi, pomogło mu w jeszcze lepszym opanowaniu futbolowego rzemiosła. Nadeszła jednak kolejna przeprowadzka - tym razem do Londynu. To oznaczało kolejny start od zera. Zaczął szukać miejsca na Wyspach. Jeździł na testy, m.in. do Manchesteru United, Reading czy Chelsea, aż wreszcie spędził kilka tygodni w Southampton. Niestety, “Święci” stwierdzili, że nie warto oferować mu umowy. Tym samym niedługo potem wylądował w młodzieżówce piątoligowego Boreham Wood. Mieliśmy 2016 rok. Pomimo wybojów na tak wczesnym etapie drogi mantra Ilimiana się nie zmieniała. Brzmiała: “kiedyś będę piłkarzem”.

“Powinien być inspiracją”

To właśnie Anglia okazała się miejscem, gdzie Ndiaye wypłynął na szerokie wody. Pobyt w grupach juniorskich zespołu z National League nie okazał się jednak bajką. Oczywiście, przyniósł dużo nauki, leczna tym poziomie w ciągu trzech sezonów nie zdołał zapracować nawet na szansę w pierwszej drużynie.
- Nikt nigdy nie podał Ilimanowi niczego na tacy. Właściwie, to chyba miał przed sobą więcej przeszkód, niż większość innych. Ale jest na mistrzostwach świata. Świetnie. To właśnie o tym marzył, to właśnie to wyciągało go z łóżka wcześnie rano, żeby trenował - opowiadał o nim portalowi “The Athletic” Cameron Mawer, ówczesny szkoleniowiec młodzieżówki zespołu z National League.
Młodzianowi nie brakowało zacięcia. Poświęcał wiele, by kontynuować treningi i się rozwijać. Gdy nadeszły problemy finansowe, robił, co mógł, aby dalej móc walczyć o marzenia.
- Często nie miał wystarczająco pieniędzy. Jeździł więc pociągiem do domu “na gapę”. Był właściwie “seryjnym gapowiczem”. Pewnej nocy po meczu ekipy U18, wysiadł na stacji o 22. Nasza fizjoterapeutka przejeżdżała obok o 23:15 i on wciąż tam był (...) - kontynuował Mawer. - Okazało się, że na peronie czekał kontroler, a Iliman nie miał kasy na bilet. Czekał więc, aż zniknie. Dała mu pieniądze na taksówkę. (...) Właśnie dlatego Iliman powinien stanowić inspirację dla każdego chłopaka z dzielnic, gdzie wiedzie się gorzej. Jeśli jesteś gotów do poświęceń, robić to, na co inni nie są gotowi, może ci się udać.

Gwiazda z social mediów

Jak już pisaliśmy, 22-letni dziś zawodnik nie zagrał ani razu dla pierwszej drużyny Boreham Wood. Tylko dwukrotnie udało mu się znaleźć na ławce rezerwowych. Zdecydował się więc na nietypowy krok. Zszedł dużo niżej, trafiając do Rising Ballers FC - klubu stworzonego przez kilku pasjonatów z założeniem promowania niedostrzeżonych perełek. Rozgrywki tzw. Sunday League nie posiadały niemal żadnego związku z profesjonalną piłką, ale nowy klub miał coś bardzo ważnego: świetnie rozwiniętą promocję w mediach społecznościowych.
- Nie był pewien, czy to odpowiednie miejsce dla niego. Pamiętam, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy i z nim rozmawiałem. Opowiedziałem o mojej wizji i pomyśle na niego - wspominał na łamach “Mirror” trener Rising Ballers FC, Mahrez Bettache. - Wyjaśniłem, że chcę, by został naszą gwiazdą, na której się skupimy. Nie tylko na boisku, ale i poza nim, pod względem mediów społecznościowych. No i w końcu do nas dołączył.
Kompilacje efektownych zagrań i świetnych akcji ofensywnego pomocnika trafiały do milionów widzów. A że Ndiaye rzeczywiście szybko został gwiazdą drużyny i bardzo wyróżniał się na tle kolegów, ryzyko się opłaciło. Pokazywał niesamowitą pewność siebie i kontrolę piłki. Zachwycał rajdami z futbolówką przy nodze, mijając po kilku rywali. Po kilku miesiącach, przed startem sezonu 2019/20, dostał ofertę od beniaminka Premier League, Sheffield United.
Testy w ekstraklasowym zespole wypadły udanie. Trenował nie tylko z rezerwami, ale i pierwszą ekipą, wywierając podobno na jej zawodnikach duże wrażenie. Sztab “Szabli” nie zastanawiał się długo - szybko zarekomendowano zaproponowanie mu kontraktu. Trafił do drużyny U23.

Jak w domu

Przenosiny na Bramall Lane były niczym spełnienie marzeń, ale stanowiły też poważny test. Senegalczyk stanął przed największym wyzwaniem w karierze. Działał tak jak zawsze, na pełnym profesjonalizmie, lecz po kilku miesiącach występów w rezerwach… wylądował z powrotem poza profesjonalną drabinką ligową. Ówczesny menedżer Sheffield Chris Wilder miał filozofię wysyłania młodych graczy aspirujących do wdarcia się do pierwszego zespołu na wypożyczenia do amatorskich i półamatorskich klubów, aby ci okrzepli i woda sodowa nie uderzyła im do głowy. Prawie 20-letni wówczas piłkarz trafił więc do siódmoligowego Hyde United.
Po powrocie prowadzący rezerwy Paul Heckingbottom powitał go z otwartymi ramionami i regularnie na niego stawiał, dostrzegając drzemiący w nim wielki potencjał. Gdy doszło do zmiany trenera, to Heckingbottom przejął stery zespołu i dał nawet okazję debiutu w Premier League podopiecznemu, który jeszcze pod wodzą Wildera zaczął łapać się na ławkę. Niedługo potem nadeszły rozmowy w sprawie nowego kontraktu dla Ndiaye. Na Bramall Lane zastanawiali się, czy warto go prolongować, czy może puścić pomocnika wolno. Ostatecznie podpisano umowę - i tej decyzji na pewno nikt nie żałuje.
Sheffield nie udało się wywalczyć utrzymania w Premier League, ale spadek otworzył przed Ndiayem szansę na regularne występy. Już w debiucie na poziomie Championship zaliczył udział przy trzech trafieniach. Dopiero pod koniec poprzedniej kampanii wszedł jednak na optymalne obroty, udowadniając, że na wyższym poziomie czuje się jak w domu. Pozyskanie go rozważało podobno nawet szykujące się do powrotu na najwyższy szczebel Nottingham Forest.
Senegalczyk przeniósł dobrą formę również na obecne rozgrywki. Przed mundialem uzbierał dziewięć goli i dwie asysty - jest więc najbardziej produktywnym zawodnikiem “Szabli”. Imponuje jednak również to, z jaką lekkością i pewnością siebie operuje futbolówką na murawie. Ma najwięcej udanych dryblingów w całej lidze. Chłopak, który na domowych nagraniach lawirował z piłką między drzewami, teraz robi to samo, mijając ligowych rywali. W ciągu ostatniego roku strzelił zresztą dwie bramki po rajdach z własnej połowy.

Sięgnął marzeń

Świetna postawa w Championship sprawiła, że uwagę na utalentowanego ofensywnego pomocnika zwrócił selekcjoner reprezentacji Senegalu, Aliou Cisse. 22-latek w czerwcu dostał pierwsze powołanie i od razu zadebiutował w kwalifikacjach do Pucharu Narodów Afryki, wchodząc z ławki przeciwko Beninowi. Potem, na wrześniowym zgrupowaniu, również w roli zmiennika, ponownie założył reprezentacyjną koszulkę.
Oczywiste stało się, że jest w grze o powołania na mistrzostwa świata w Katarze. Dopiero wdzierał się do kadry, więc nie mógł być pewien wyjazdu, ale to, co jeszcze trzy lata temu wydawało się nieosiągalne, stało się realne. Gdy w 2019 roku opuszczał Boreham Wood, nie miał nawet prawa poważnie o tym marzyć. Kiedy Cisse ogłaszał powołania, Ndiaye zasiadł z kolegami z zespołu, by poznać ostateczne wybory selekcjonera. Jego nazwisko padło. Wybuch radości był ogromny. Cała ekipa Sheffield żyła snem kumpla z drużyny, który jeszcze niedawno kopał piłkę z amatorami, a teraz pojechał na mundial.
Tu zrobił kolejny krok. Przeciwko Holandii Ndiaye nie wstał z ławki, jednak z Katarem dostał szansę gry i w roli rezerwowego popisał się asystą przy trafieniu Bamby Dienga, w akcji mijając aż czterech przeciwników. Gratulacje spłynęły ze wszystkich stron: Sheffield United, Rising Ballers, ludzi, z którymi miał okazję współpracować - wszyscy go doceniali. Powtarzali, że ten wielki dzień 22-latka to nie tylko efekt ogromnego talentu, ale przede wszystkim uporu i ciężkiej pracy.
Iliman Ndiaye wywalczył sobie tę chwilę. Zamiast grać przy kilkuset osobach, marząc o tym, by ktoś wypatrzył go na publikowanych w internecie kompilacjach, pojawił się na największej piłkarskiej scenie, przy ponad 40 tysiącach ludzi na Al Thumama Stadium. Śniący o tej chwili chłopak, biegający niegdyś z futbolówką między wymyślonymi przez tatę przeszkodami, dotknął marzeń. A na jego twarzy wciąż widniał ten sam uśmiech.
To była długa, wyboista droga. Przez Francję, Senegal, Anglię, jazdę “na gapę”, tysiące godzin treningów i trudne decyzje. Ale na pewno warta tego, dokąd na razie dotarł. “Na razie”, bo to pewnie nie jej koniec. Tego chłopaka może czekać jeszcze naprawdę wiele dobrego. Kluczowy zawodnik Sheffield, Oliver Norwood, zapytany o to, co robi z kolegami, by wygrać, kiedy mają problemy, odparł, że po prostu “dają piłkę Ilimanowi”. To chyba najlepszy dowód tego, z jakim talentem mamy do czynienia - niedawny amator to dziś czołowa postać Championship. Wraz z “Szablami” walczy o awans do Premier League. A co istotne, posiada kontrakt do końca następnych rozgrywek. Transfer na horyzoncie? Dla Ilimana Ndiaye nie ma rzeczy niemożliwych.
***
Opracowując ten tekst, korzystałem z następujących źródeł:

Przeczytaj również