Najgorsze duże transfery sezonu 2021/22. W Anglii lubią palić pieniędzmi. "Kompletnie zawiódł, fatalny rok"

Najgorsze duże transfery sezonu 2021/22. W Anglii lubią palić pieniędzmi. "Kompletnie zawiódł, fatalny rok"
Robert Sambles/Pressfocus
Kończący się sezon 2021/22 obfitował w głośne i na ogół drogie transfery. Wiele z nich było jednak nieudanych. Przodowały w tym rozrzutne kluby Premier League.
Ubiegłoroczne, letnie okienko transferowe było wyjątkowe. Mimo że pandemia mocno zmieniła rynek, to nie wpłynęło to na poziom mercato, obfitujące zarówno w drogie, widowiskowe transfery gwiazd, jak i głośne ruchy bez kwoty odstępnego oraz ciekawe wypożyczenia. Na finiszu sezonu możemy spokojnie ocenić, kto nie wykazał się transferowym zmysłem, kto utopił pieniądze w błocie, jacy piłkarze zawiedli i w ilu przypadkach ta tendencja może się odwrócić. Innymi słowy - jakie są szanse, że dzisiejszy kit może być jutrzejszym (przyszłorocznym) hitem.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pod naszą lupę wzięliśmy wszystkie transfery powyżej kwoty 20 mln euro (dane za “Transfermarkt”) z pięciu najsilniejszych lig Europy. Dorzuciliśmy do tego wypożyczenia i zawodników pozyskanych z kartą w ręku, po wygaśnięciu ich poprzednich kontraktów. Trzeba przyznać, że transferowych pomyłek na najwyższym poziomie było aż nadto.

Jak nie wydawać pieniędzy

Ponad 230 mln euro. Tyle łącznie kosztowali ubiegłego lata Jack Grealish i Romelu Lukaku. Wydawało się, że szczególnie Chelsea dokonuje logicznego wzmocnienia, a Belg, mający już doświadczenie z gry w Premier League, spełni oczekiwania i zapewni “The Blues” spokój na pozycji numer “dziewięć”. Nic z tych rzeczy. Lukaku, który dopiero co masakrował kolejne linie obrony w Serie A, kompletnie zawiódł. Rozegrał słaby, by nie powiedzieć fatalny sezon. Tu nic nie zagrało, nawet jeśli rubryka bramek (15 we wszystkich rozgrywkach) nie wygląda aż tak dramatycznie. Były napastnik Interu miał problemy zdrowotne, później dolał oliwy do ognia wywiadem, w którym narzekał na swoją pozycję w zespole i tęsknił za Mediolanem, a następnie zanotował ponad czteromiesięczną passę bez gola w lidze. Trudno ocenić, czy Lukaku już tego lata pożegna się z Londynem, ale 29-latek nie wygląda, jakby miał osiągnąć w koszulce Chelsea właściwy poziom.
Na kolejny sezon w Manchesterze City pozostanie za to Jack Grealish. Anglik będzie mógł zatem jeszcze zmazać plamę transferowej wpadki, która zasłużenie pojawiła się przy jego nazwisku w tym sezonie. Nie takiego Grealisha oczekiwali fani na Etihad i Pep Guardiola. Owszem, kwota wydana na gwiazdę Aston Villi wydawała się szalona, a City sporo ryzykowało, lecz nawet gdyby Grealish kosztował nie +100, a ok. 30 mln, to dalej jego pozyskanie należałoby obecnie uznać za pomyłkę. 26-latek, który miał świetny sezon 2020/21, po przeprowadzce do Manchesteru wyjątkowo obniżył loty. Trzy gole i trzy asysty to koszmarny bilans jak na 22 spotkania rozegrane w pierwszej jedenastce.
Chelsea i City dały zatem przykład, jak nie dysponować środkami finansowymi. Na tę chwilę rezultat ich rozrzutności jest jasny: 230 mln euro utopiono w błocie.

Zero zdziwienia

Patrząc na to, ile pieniędzy w ostatniej dekadzie wydał Manchester United i jak wiele transferowych błędów zanotował, można było postawić przy ubiegłorocznych nabytkach znaki zapytania. Za Jadona Sancho i Raphaela Varane’a zapłacono odpowiednio 85 i 40 mln euro. Efekty? Mizerne.
Sancho poszedł w ślady Grealisha i także zdołał strzelić jedynie trzy gole i zaliczyć tyle samo asyst. Pierwszą połowę sezonu miał fatalną, nieco odżył dopiero wiosną, choć i tak nie oglądaliśmy jego najlepszej wersji. Z drugiej strony, w tak beznadziejnie wyglądającym zespole jak United trudno było mu, po pierwsze, utrzymywać odpowiedni “mental”, a po drugie, porywać tłumy. 22-latka absolutnie jednak nie należy skreślać. Przemawia za nim wiek i umiejętności. Sancho nie zgubił talentu. Wydaje się, że pod wodzą Erika ten Haga powinien wrócić na właściwe tory. Ze wszystkich flopów sezonu 2021/22, to właśnie piłkarzowi “Czerwonych Diabłów” dajemy największe szanse na rychłą odbudowę i zerwanie łatki nieudanego transferu.
Zagadką pozostaje natomiast Raphael Varane. Można było mieć obawy, czy Francuz, którego końcówka kariery w barwach Realu Madryt nie należała do udanych, odbuduje się w Anglii. Jak na razie tego nie uczynił. Cała obrona United regularnie zawodziła, na ustach kibiców głównie znajdował się Harry Maguire, ale przecież i Varane’a trudno za ten sezon chwalić. A kosztował niemało, z czego zapewne cieszy się Florentino Perez, który ubił doskonały interes, wymieniając “Rafę” na Davida Alabę. Podsumowując, tak jak i dla Sancho nadzieję na lepszą przyszłość stanowi Erik ten Hag, tak i Varane musi liczyć na owocną współpracę z nowym menedżerem. U niego jednak proces “zjazdu” trwa znacznie dłużej niż tylko rok, stąd słuszne wątpliwości, na ile doświadczony obrońca jest w stanie osiągnąć optymalną formę. Nawet jeśli sam zaraża optymizmem.

Dużo nie znaczy dobrze

Gianluigi Donnarumma, Leo Messi, Sergio Ramos, Georginio Wijnaldum. Wszyscy czterej zawodnicy trafili ubiegłego lata do PSG bez kwoty odstępnego. Paryżanie postawili na przepych, medialne show, głośne ruchy, znane nazwiska, po czym okazało się, że dużo nie znaczy dobrze, a ilość w tym przypadku absolutnie nie gwarantuje jakości. Nawet jeśli ściąga się takie gwiazdy.
Najmniej pretensji z tego grona można mieć do Donnarummy, choć Włoch głównie dał się zapamiętać z fatalnego błędu w 1/8 finału Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt. Gdyby zamiast Gigio cały sezon, a nie tylko część, w bramce PSG spędził Keylor Navas, zespół raczej by nie wyszedł na tym źle. Włoch jednak ma być przyszłością klubu, to generalnie znakomity golkiper, więc trudno mistrzów Francji za ten ruch krytykować.
Niejednoznaczny w ocenie jest zaś transfer Leo Messiego. Argentyńczyk nie zawalił na całej linii, z biegiem czasu dawał drużynie coraz więcej, z uwagi na obecność Neymara i Mbappe gra inaczej niż w Barcelonie, ale to już nie ten sam genialny Leo. Być może swoje robi wiek, być może Messi nie czuje się w stolicy Francji najlepiej, być może myślami jest w USA. To wszystko zrozumiałe, tyle że bilans zaledwie SZEŚCIU ligowych goli po prostu nie przystoi tak wybitnemu piłkarzowi. Z drugiej strony, dokładając do tego 14 asyst, a także pięć następnych trafień w Lidze Mistrzów, statystyki “La Pulgi” wyglądają już nieco lepiej. Nazwanie Leo Messiego flopem transferowym byłoby nieuczciwe, ale na pewno można stwierdzić, że 34-latek nie spełnił oczekiwań i w barwach “Les Parisiens” prezentuje się poniżej możliwości. Nie po to tu przyszedł, by obijać Montpellier i Saint-Etienne. Tymczasem w Lidze Mistrzów przeciwko Realowi zniknął, a w pressingu był równie przydatny co każdy czytający niniejszy artykuł.
Za totalne niewypały trzeba z kolei uznać pozyskanie Ramosa i Wijnalduma. Doświadczony Hiszpan spędził większość czasu w gabinetach lekarskich, a Holender zupełnie się w stolicy Francji nie odnalazł i głównie jest rezerwowym. Powrót do Anglii dobrze by mu zrobił.

Gwiazdy nie świecą

Po ubiegłorocznym mistrzostwie Atletico nie przespało letniego okienka i wzmocniło kadrę m.in. Rodrigo de Paulem oraz Antoinem Griezmannem. To miały być dwa ruchy wznoszące odpowiednio linię pomocy i ataku na wyższy poziom. Nie udało się. De Paul, za którego zapłacono 35 mln euro, świetnie radził sobie we włoskim Udinese, ale w Hiszpanii nie pokazał jeszcze swojej najlepszej wersji. Miewał przebłyski, lecz ten na papierze znakomity transfer to jak dotychczas spory zawód.
- Argentyńczyk podobno nie do końca dobrze wkomponował się w Atletico i znów odezwał się jego buntowniczy charakter, z którym problemy miał podczas pierwszej przygody na Półwyspie Iberyjskim, w Valencii - mówi nam Filip Modrzejewski z “Prawdy Futbolu”, sympatyk “Atleti”. - W jego grze przede wszystkim brakowało uwypuklenia tych walorów ofensywnych, które regularnie pokazywał w Udinese, będąc jednym z najlepszych dryblerów w lidze - uważa.
W przypadku de Paula ważny jest jednak czas. To sytuacja podobna jak z Sancho w Manchesterze United - na dziś jego pozyskanie wychodzi na minus, ale piłkarza nie należy skreślać.
- De Paul jest rozczarowaniem, jednak jeszcze za wcześnie, by nazywać go flopem. Miał momenty, przywitał się efektowną asystą, ale zwykle nie był pierwszym wyborem Simeone. Dopiero problemy kadrowe zmusiły “Cholo’, aby postawić na rodaka. Wtedy wyglądał trochę lepiej, lecz w pierwszych 12 miesiącach w Madrycie nawet nie zbliżył się do poziomu prezentowanego w Serie A. Nie pomogła mu w tym postawa zespołu, ale od samego Argentyńczyka w następnych rozgrywkach po prostu należy oczekiwać dużo więcej - podsumowuje Modrzejewski.
Jeszcze gorszy sezon od de Paula zanotował Antoine Griezmann. Choć wydawało się to absurdalne, Barcelona wyszła lepiej na pozbyciu się Francuza i wypożyczeniu Luuka de Jonga. Mistrz świata z 2018 r. strzelił w La Liga tylko trzy gole (i zaliczył pięć asyst). Jego łączny bilans we wszystkich rozgrywkach to osiem trafień oraz siedem asyst. Jak na to reagują na Wanda Metropolitano? Prezydent Atletico wypowiada się o nim w samych superlatywach, klub chce wykupić 31-latka i wydaje się, że cierpliwość wobec francuskiego napastnika jest duża. Wypadałoby więc, by Griezmann zaczął grać jak na umiejętności przystało.

Nie tylko giganci

W Premier League nieefektywną rozrzutnością wykazały się nie tylko Manchester United, City oraz Chelsea. Choćby Aston Villa zainwestowała pieniądze z Jacka Grealisha na transfery Leona Baileya, Emiliano Buendii i Danny’ego Ingsa. Pierwszy z nich, kupiony z Bayeru Leverkusen za 32 mln euro, śmiało może aspirować do samej czołówki najgorszych transferów w najlepszych ligach. Nie rozegrał nawet 800 minut, strzelił jedną bramkę i dołożył do tego dwie asysty. Bieda. Buendia i Ings spisywali się lepiej, nie zasłużyli na miano pomyłek, lecz i tak można było się spodziewać od nich więcej.
Aston Villa kupiła Baileya, West Ham zaś zainwestował 30 mln euro w Nikolę Vlasicia. Chorwat dostał kontrakt do 2026 roku, rokował świetnie, ale na razie wygląda tak, jak kilka lat wcześniej w barwach Evertonu. Słabiutko. Jego liczby to też gol i dwie asysty, tyle że we wszystkich rozgrywkach. Więcej minut 24-latek rozegrał łącznie w pucharach krajowych i Lidze Europy niż samej Premier League (tu tylko 552). Spore rozczarowanie, choć czy zaskoczenie? Ten transfer był objęty ryzykiem.
Podobnie jak sprowadzenie Joe Willocka przez Newcastle. O ile do polityki transferowej Arsenalu w ostatnich latach można mieć sporo uwag, o tyle sprzedaż pomocnika na St. James’ Park za prawie 30 mln euro jest majstersztykiem. “Sroki” skusiły się na Willocka po jego świetnym wypożyczeniu wiosną zeszłego roku, wyłożyły spore pieniądze, 22-latek miał przebłyski, ale jak na taką kwotę transferu zrobił za mało. Gdyby kosztował trzykrotnie mniej, nikt pewnie nie miałby pretensji.
Jeden transferowy niewypał znajdziemy także w Tottenhamie. Londyńczycy wprawdzie dokonali znakomitych ruchów, takich jak pozyskanie Dejana Kulusevskiego, Cristiana Romero czy Rodrigo Bentancura, więc może nieco umknął fakt, że przed sezonem zapłacili 25 mln euro za Bryana Gila. Uzdolniony Hiszpan nie dźwignął jednak gry na takim poziomie i już zimą został odesłany na wypożyczenie do Valencii. Tam także nie zachwycił. Pod okiem Antonio Conte może być mu trudno rozwinąć skrzydła w Anglii, niewykluczone zatem, że pozostanie na Mestalla.

Nie idzie

Strata Davida Alaby, Niklasa Suele, nadchodzące rozstania z Robertem Lewandowskim i Sergem Gnabrym, fatalna atmosfera wokół klubu, słodko-gorzki sezon pod względem sportowym, chaos na szczycie władz - to nie jest dobry czas Bayernu Monachium, nawet jeśli gdzieś w tle “Die Roten” przedłużyli kontrakty z duetem Manuelem Neuerem i Thomasem Muellerem. Oliver Kahn i Hasan Salihamidzić jak na razie nie radzą sobie z zarządzaniem klubem, a praca “Brazzo” w roli dyrektora sportowego zdaje się go przerastać.
Kamyczkiem do ogródka Salihamidzicia są na ten moment również dwa ruchy transferowe z ubiegłego roku, czyli ściągnięcie z RB Lipsk Dayota Upamecano oraz Marcela Sabitzera. Francuz kosztował ponad 40 mln euro, lecz dotychczas nie zdołał udowodnić, że nadaje się do regularnej i równej gry na poziomie Bayernu. Raczej odznaczał się niepewnością i skłonnością do nierozsądnych zagrań, choć niewątpliwie ma jeszcze czas, by osiągnąć oczekiwany pułap. W przeciwieństwie do austriackiego pomocnika, który, ściągnięty na prośbę Juliana Nagelsmanna, nie poradził sobie na Allianz Arena i niemieckie media już łączą go z odejściem z klubu. Monachijczycy powinni jednak odzyskać zainwestowane w niego 15 mln euro.

Przeczytaj również