Najgorszy transfer Bayernu Monachium w najnowszej historii klubu. Tak Bawarczycy wyrzucili pieniądze w błoto

Najgorszy transfer Bayernu w najnowszej historii klubu. Tak Bawarczycy wyrzucili pieniądze w błoto
Philippe Ruiz/Xinhua/PressFocus
Bouna Sarr został bohaterem jednego z najbardziej zaskakujących letnich transferów. Tak zaskakującego, że w Bayernie chyba do tej pory nie wiedzą, po co 29-latek został ściągnięty do klubu. Prawy obrońca zasilił zespół zdobywców Ligi Mistrzów niecałe pół roku temu, a już wydaje się być piątym kołem u wozu. Czy to najgorszy zakup w historii monachijczyków? Najnowszej - na pewno.
Po zakończeniu wypożyczenia Alvaro Odriozoli i przekwalifikowaniu Joshuy Kimmicha do środka pola na stałe, Bawarczycy potrzebowali zmiennika na pozycji prawego obrońcy. Pozyskanie Sarra wydawało się ciekawym, nietypowym wyborem. Zawodnik Marsylii został kupiony za niewielką sumę około 10 milionów euro. Taki układ wyglądał na korzystny. Usposobiony ofensywnie zawodnik stanowił w końcu pierwszy wybór w drużynie Olympique, której pomógł w zajęciu drugiej pozycji w Ligue 1.
Dalsza część tekstu pod wideo
Na tym jednak plusy się kończą. Nowy nabytek okazał się niewypałem. Zupełnym. Nie tylko pod względem sportowym, ale i administracyjnym.

Opcja D

Intensywny, rozgrywany w szalonym tempie sezon wymagał uzupełnienia wszelkich braków kadrowych. Zmiennik dla Benjamina Pavarda stanowił absolutną konieczność. Pierwszy wybór mistrzów Niemiec miał stanowić Sergino Dest. Młody Amerykanin zamienił jednak Ajax na Barcelonę. Zaczęto więc szukać alternatyw.
Udało się taką ściągnąć w ostatnim dniu okienka transferowego. Na pierwszy rzut oka transfer Francuza wydawał się niezłym rozwiązaniem. Skutki finansowe pandemii sprawiały jednak, że konieczny był rozsądek, jeśli chodzi o wydatki na zakupy. Tym bardziej, że za Leroya Sane zapłacono 45 milionów euro.
- Ten transfer przeprowadzono w pośpiechu, po tym jak nie wypalił ruch z Destem - opowiada nam zastępca redaktora naczelnego portalu “DieRoten.pl”, Gabriel Stach. - Postanowiono skorzystać z tak zwanej listy cieni, gdzie zwykle znajduje się kilka nazwisk. Szkoda, bo znajdował się na niej Ridley Baku, który za stosunkowo małe pieniądze mógł trafić do Bayernu, lecz w tamtym czasie był już dogadany z Wolfsburgiem. Max Aarons okazał się zdecydowanie za drogi, więc wybrano opcję C czy nawet D.
Posiadającego gwinejski paszport zawodnika polecił podobno szef działu skautingu Laurent Busser. Francuz dobrze zna rodzime podwórko, więc wysunął mocno “niestandardową” propozycję. Sarr w żadnym wypadku nie jest nazwiskiem, jakie w normalnych warunkach łączylibyśmy z wielce utytułowanym Bayernem. Transakcję przeprowadzono po cichu, bez rozgłosu, a taki ruch stanowił dla zawodnika życiową szansę.
Wcześniej występował w roli skrzydłowego, więc na papierze stanowił świetną opcję. Ofensywnie usposobiony boczny obrońca - logiczny wybór przy ustawiających się nisko rywalach.
- To dynamiczny prawy obrońca, który bardzo pasuje do naszej taktyki. Pomoże nam na ważnej pozycji. Mając 28 lat, wnosi tam stabilność i doświadczenie. Ale wierzymy także, że będzie się u nas dalej rozwijał - mówił wówczas Hasan Salihamidzić, dyrektor sportowy Bayernu. No i się przeliczył.

To nie był dobry wybór

- Pojawiły się nadzieje, że może być wartościowym zmiennikiem, ale po kilku meczach szybko wyprowadził wszystkich z błędu, niestety w negatywnym sensie - wyjaśnia Stach. - Zdarzały mu się dobre momenty, ale było ich tak niewiele, że obecnie Sarr kojarzy się głównie z licznymi błędami i bardzo kiepską grą - dodaje ekspert.
Od listopada zagrał tylko 58 minut w lidze, w katastrofalnym meczu z Arminią Bielefeld. Postawmy sprawę jasno - trudno chwalić jakiegokolwiek z jego kolegów za postawę w defensywie przy okazji remisu 3:3 z beniaminkiem. On jednak zaliczył istną katastrophenklasse, nie popisując się przy dwóch ze straconych bramek. Od Kickera dostał notę 5,5 w skali od 6 (najgorszej) do 1 (najwyższej). Jeśli to miała być dla niego szansa na wdarcie się z powrotem do składu, to po prostu się skompromitował.
W Monachium mu nie ufają. Niemiecka prasa wprost pisze, że nie prezentuje poziomu wystarczającego, by grać dla Bayernu. A przecież oczekiwania nie stały na wysokim poziomie. Miał jedynie odciążać podstawową opcję na tej pozycji. Po pół roku w stolicy Bawarii Hansi Flick woli jednak stawiać na Niklasa Suele, czującego się lepiej na środku obrony.
- Choć podchodzę do tego transferu negatywnie, to z tyłu głowy pojawiają się słowa Hansiego Flicka, że nowi zawodnicy mieli niewiele czasu, aby zapoznać się z filozofią klubu. Na ten moment nadaje się tylko i wyłącznie na ławkę, choć w hierarchii stawiam go na ostatnim miejscu. Jeśli Pavard nie może grać, to wyborem nr 1 powinien być wówczas Suele, który zdaje się stabilizować formę z meczu na mecz i zaczyna wyglądać coraz lepiej. Sarr póki co przekonał tylko jednym meczem - w Pucharze Niemiec z amatorskim Dueren - kontynuuje Gabriel Stach.
Wydano 10 milionów na statystę. A teraz spekuluje się, że już Sarr niedługo może zostać sprzedany. Dziennikarze “Kickera” zwracają uwagę, że decyzja o kupnie 29-latka i zaoferowanie mu czteroletniej umowy to absurd. Dla kontrastu media przedstawiły wspomnianego już Ridle Baku - 22-latka, który zasilił przed startem rozgrywek Wolfsburg i w barwach “Wilków” zapracował na debiut w reprezentacji Niemiec.
Cóż, rzeczywiście wygląda na to, że Bawarczycy mogli dokonać zdecydowanie lepszego wyboru.

Poszukiwanie winnego

- Trudno tak naprawdę stwierdzić, co Bayern chciał osiągnąć ściągając Sarra. Dyskutowano o kilku nazwiskach i dość niespodziewanie wybór padł nad Francuza, co wywołało wielkie zaskoczenie wśród fanów - opowiada zastępca redaktora naczelnego “DieRoten.pl”. - Oczywiście Bouna został ściągnięty jako uzupełnienie składu i alternatywa dla Pavarda, ale mimo wszystko po takim zawodniku należy spodziewać się więcej jakości, zwłaszcza kiedy przychodzi do tak wielkiego klubu. A obecnie nikt w klubie nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za ten transfer. Podobno to „wybór” szefa skautingu - dodaje.
Można więc odnieść wrażenie, że to nie tylko pomyłka sportowa, ale i administracyjna.
Pojawiają się jednak kolejne wieści. Francuz, choć dopiero przyszedł, to już znajduje się na liście piłkarzy niebawem mogących opuścić Monachium. Kibice, mimo że nie oglądali go zbyt często, mają już dosyć Sarra. Flick zdaje się mu nie ufać. Krótki sen o grze dla najlepszej drużyny w Europie prawdopodobnie zaraz dobiegnie końca.
- Na treningach podobno wygląda bardzo dobrze i nie odstaje poziomem, lecz kiedy wchodzi na boisko, to przypomina amatora, który dopiero co zaczął grę na profesjonalnym poziomie. Może to właśnie efekt tego, o czym mówił Flick? Braku przygotowania, małej ilości czasu na zapoznanie się z filozofią i stylem gry Bayernu oraz nowej kultury i miejsca - zastanawia się Gabriel Stach.
Tym bardziej, że po szczeblach kariery wspina się młody Amerykanin, Chris Richards. To właśnie 20-latek, pozyskany dwa lata temu z FC Dallas, zagrał w trzeciej kolejce Bundesligi w miejsce Pavarda. Teraz zbiera doświadczenie na wypożyczeniu w Hoffenheim. I to może on zostanie zmiennikiem na pozycji prawego obrońcy w przyszłym sezonie. Wtedy problem Bayernu zostanie rozwiązany. I to bez wydatków. Wszystko zależy jednak od rozwoju reprezentanta USA.
Taki obrót spraw z pewnością ucieszyłby sympatyków “Dumy Bawarii”. Bouna Sarr to kompletnie przestrzelony zakup, który zupełnie nie broni się na murawie. Jeśli jego osoba powoduje takie wielkie zamieszanie wśród władz klubu, to raczej trudno spodziewać się, by dostał szansę na odbudowanie na Allianz Arena.
- Wszystko zależy od tego, jak będzie prezentował się do końca tego sezonu. Jeśli jednak wszystko będzie wyglądało tak jak teraz, to nie oszukujmy się, ale Bouna nie ma czego szukać w Monachium. Nawet jako głęboki rezerwowy. Do drzwi pierwszego zespołu puka coraz więcej młodzieży z Campusu. Śmiem twierdzić, że gdyby Chris Richards nie został wypożyczony do Hoffenheim, to właśnie Amerykanin od kilku spotkań niepodzielnie rządziłby na boku obrony - podsumowuje nasz rozmówca.

Przeczytaj również