Na świeczniku de Gea i Ederson, w drugim szeregu być może najlepszy bramkarz w Anglii. Doceńmy Schmeichela!

Na świeczniku de Gea i Ederson, w drugim szeregu być może najlepszy bramkarz w Anglii. Doceńmy Schmeichela!
Paul Chesterton / PressFocus
Za każdym razem przewraca oczami, gdy ktoś próbuje go porównać do taty. Prosił, by pisząc o nim, zachować umiar i nie wspominać imienia Petera. Wszystko robi na własny rachunek. I robi to dobrze. Być może nawet najlepiej w Premier League. Choć jest o nim ciszej niż o Davidzie de Gei czy Edersonie. Kasper Schmeichel to bramkarz, który przeszedł wyjątkowo długą drogę, by wejść na sam top.
Wiele karier piłkarskich czasem wydaje się bajkowych. Patrząc z dystansu, można odnieść wrażenie, że niektóre gwiazdy nie miały wyboru. Po prostu musiały wdrapać się na sam szczyt. Nie do końca tak jest. Najlepsi sportowcy, zwłaszcza właśnie piłkarze, stawiali czoła większej liczbie przeciwników już na wczesnych etapach kariery. Trudno się dziwić, że niektórzy są zarozumiali. W końcu pokonali całkiem sporą konkurencję. A to się najbardziej tyczy bramkarzy. Trener zawsze przecież wybiera tego jednego.
Dalsza część tekstu pod wideo
Młody Kasper, syn jednego z najlepszych golkiperów w historii Premier League, mógł iść na skróty i po prostu korzystać z protekcji ojca. Jednak jego droga wcale nie należała do najłatwiejszych. I nadal, mimo ciągłego udowadniania klasy, nie występuje w czołowej europejskiej drużynie. Takich ludzi jak on zawsze porównuje się do ich rodziców. Uwierało go to, ale udało mu się dojść wysoko wyłącznie dzięki wyjątkowemu talentowi. Choć jeszcze 10 lat temu trudno było sobie wyobrazić, że Schmeichel junior choćby w połowie powtórzy sukces Petera.

Lekcja od Anelki

Jako rodowity Duńczyk nigdy nie grał w duńskiej drużynie. Polskie korzenie (po dziadku, który urodził się przed wojną w Wąbrzeźnie. Peter dopiero jako 7-latek otrzymał obywatelstwo Danii) pewnie uprawniałyby go do występów dla z orzełkiem na piersi, ale nikt nie miał głowy, żeby się nad tym nawet zastanawiać. Przy wyborze klubów młodzieżowych wszystko zależało od tego, gdzie kariera poniesie jego tatę. Anglia w pierwszych latach juniorskich, później przez kilkanaście miesięcy Portugalia, po czym znów powrót na Wyspy. Pierwsze udokumentowane mecze Kasper zaliczał więc w Estoril i Manchesterze City.
Jako 15-latek został przetestowany przez trenerów “Citizens”. Spodziewał się raczej sprawdzianu kondycyjnego, być może myślał, że będzie uczestniczył w kilku treningach z rezerwami. Tymczasem na spotkanie przyszedł ówczesny trener pierwszego zespołu Kevin Keegan, który machnął do niego, krzycząc: “Hej, młody, stawaj na budzie!”. Wewnętrzna gierka 7 na 7. Bronił jak w transie, rzucał się do absolutnie każdej piłki, “wyjmował” niemożliwe bomby. Wreszcie Eyal Berković przerwał rozgrywkę i rzucił do Keegana: “No dobra, ku***, kim jest ten dzieciak?!”.
Spodobał się, ale egzamin jeszcze się nie skończył. Później powiedziano mu, że musi jeszcze iść na krótkie ćwiczenia z “Nikiem”. Kim był “Nic”? To oczywiście przydomek słynnego Nicolasa Anelki. Francuz potraktował juniora bez taryfy ulgowej i ładował mu bramkę za bramką. Żadnych szans na skuteczną interwencję. Niemniej jednak Schmeichel musiał wywrzeć na tyle dobre wrażenie, że dostał kontrakt młodzieżowy. Obiecujący początek, prawda?

Braveheart

W idealnym świecie futbolu wygrywałby mecze w Premier League i mógłby rywalizować z Joe Hartem, niemalże swoim równolatkiem. Tymczasem Anglik został, a Duńczyk zjechał na niższe szczeble rozgrywkowe, zdobywając doświadczenie na licznych wypożyczeniach. Edukacja bramkarska prowadziła go przez Darlington, Bury, Falkirk, Cardiff, Coventry, aż do czwartoligowego Notts County. Dopiero później odbił się w Leeds, by wreszcie ostatecznie zakotwiczyć na stałe w Leicester.
Był prawdziwym dzikusem. Niesamowicie odważnym zawodnikiem z serduchem do gry. W jednym z ligowych spotkań, gdy jego koledzy przegrywali 1:2, w końcówce sam pofatygował się na pole karne rywali. Niemal strzelił wyrównującego gola… cóż to mogła być za bramka! Wybił się, uniósł nogi tak wysoko jak najlepsi specjaliści od taekwondo i uderzył potężnie nożycami. Futbolówka o centymetry minęła poprzeczkę.
Nawet polubił tę osobliwą atmosferę niższych lig. Zdarzało się, że podczas treningów po murawie biegały psy, a przed rozgrzewką wyrzucał z bramki puste butelki po tanich trunkach. W styczniu 2007 roku przeniósł się do Szkocji. Pojedynki z Celtikiem oraz Rangersami miały okazać się wyznacznikiem możliwości dla ówczesnego dwudziestolatka. Stał się ulubieńcem publiczności we wspomnianym już Falkirk. 20-letnim cherubinkiem o różowych policzkach, który wykonywał cuda na linii. Przeciwko “The Bhoys” obronił nawet jedenastkę, a jego drużyna sensacyjnie odprawiła z kwitkiem mistrzów Szkocji. Fani czule skandowali z trybun “Założę się, że twój tata jest świetny na parkiecie”, nawiązując do epizodu Petera Schmeichela w programie “Taniec z gwiazdami”.
Kasper był wyraźnie zadowolony z czasu na północy. Prowadził nawet kampanię na rzecz pozostania w klubie, ale nowy trener City Sven Goran-Eriksson miał na niego lepszy pomysł. Dał mu kilka szans w Premier League, które Duńczyk wykorzystał jak najlepiej. W siedmiu meczach puścił tylko pięć goli, a w starciu z Arsenalem powstrzymał z jedenastu metrów samego Robina van Persiego. To wszystko okazało się niewystarczalne. Znów zesłanie, znowu ogrywanie szczebel niżej, a nawet dwa.

Cierpliwość się opłaca

W Notts County rywalizował o bluzę z numerem 1 z Kevinem Pilkingtonem, który niegdyś był dublerem jego ojca w Manchesterze United. Starszy kolega wziął go pod skrzydła, uczył fachu, robił długie nasiadówki. Nazywał je “bramkarskimi sesjami”. Najlepszy kumpel i mentor. W czwartej lidze Schmeichel zanotował 47 gier i zgarnął mistrzostwo. Jasnym jednak stało się, że nawet w League One przerastałby poziomem resztę. Po rocznym pobycie w Championship w barwach Leeds ponownie wyciągnął do niego rękę Eriksson, który kierował już ekipą Leicester City. Schmeichel nie spodziewał się transferu. Nic o tym nie wiedział. Trybuny na Elland Road go kochały, ale właściciel “Pawi” Ken Bates potrzebował pieniędzy. Nawet nie poinformował piłkarza, że zaakceptował za niego ofertę.
Przejął się, ale na krótko. W Leicester wyrósł na wielkiego bramkarza, legendę tego klubu. Wraz z Jamiem Vardym jest jednym z nielicznych, któremu udało się udowodnić klasę w zespole “Lisów” w dłuższej perspektywie po zdobyciu mistrzostwa Anglii. Kompletnie nieoczekiwanego, które na zawsze zapisze się w annałach Premier League. A Schmeichel po dziewięciu sezonach w Leicester pozostaje tą samą wymagającą osobą i najbardziej szanowaną postacią silnej szatni. Jest jednym z liderów drużyny Brendana Rodgersa.
Duńczyk zawsze zamierzał kroczyć naprzód, jednocześnie nie zmieniając środowiska. Było inaczej. Chciał grać dla Falkirk, ale potrzebowali go gdzie indziej. Spodobało mu się w Cardiff, lecz wypchnięto go do Leeds. Tam zżył się z kolegami i fanami, jednak odszedł, bo właściciel zamierzał na nim zarobić. Wreszcie w Leicester Kasper może czuć się jak u siebie. Dla młodych bramkarzy to doskonały przykład zachowania cierpliwości i czekania na odpowiednią szansę. Czasami jeden krok do tyłu może oznaczać zrobienie dwóch czy trzech do przodu.

Przeczytaj również