Największy polski zjazd ostatnich lat? Łukasz Teodorczyk, czyli kariera-niewypał

Największy polski zjazd ostatnich lat? Łukasz Teodorczyk, czyli kariera-niewypał
MediaPictures.pl / shutterstock.com
Ale ta kariera wyhamowała. Z piskiem opon, nagle, gdy nic tego nie zapowiadało. Łukasz Teodorczyk po prostu nagle wziął i przestał strzelać gole. Zatracił umiejętności snajperskie i ostatnio mógł hucznie świętować... pierwszą zdobytą bramkę po 717 dniach. Zabrakło dwóch tygodni, by były reprezentant Polski pomiędzy swoimi dwoma ostatnimi trafieniami miał dwa lata wyrwy.
17 lutego 2019 roku. Tego dnia wpisał się na listę strzelców w meczu Udinese - Chievo. I przyszedł czas totalnej próżni. "Teo” ewidentnie jakiś czas temu znalazł się na zakręcie i nie może z niego płynnie wyjechać na prostą. Jest cieniem napastnika, którym był w barwach Anderlechtu Bruksela. Nie jest już lisem pola karnego, nie interesuje już żadnego poważnego klubu w Europie ani nie obchodzi niedzielnego kibica.
Dalsza część tekstu pod wideo
Łukasz Teodorczyk jeszcze stosunkowo niedawno był trzecim polskim napastnikiem i cała Europa zwracała na niego uwagę, gdy wykręcał niesamowite liczby w Anderlechcie. Pierwszy sezon w Belgii to aż 53 występy, 30 bramek i 5 asyst. Jak to dziś brzmi!
W sezonie 2016/2017 (bo o nim mówimy) strzelał jak na zawołanie w sezonie regularnym, do tego w niemal każdym spotkaniu play-offów i fazy grupowej Ligi Europy. W końcu Belgowie dotarli aż do półfinału rozgrywek, w którym dopiero po dogrywce odpadli z Manchesterem United, a Polak zanotował wtedy asystę. Sezon zakończył z tytułem króla strzelców ligi belgijskiej.
O ile wtedy Łukasz nie strzelał goli w rundzie finałowej Jupiler Pro League (jedyne 2 gole strzelił przeciwko… Charleroi), to nadrobił to w następnym sezonie. Jesień pod kątem liczb miał nawet nie przeciętną, a słabiutką. Choć przeżył fajną przygodę w Lidze Mistrzów, mierząc się w grupie z Bayernem Monachium, PSG i Celticiem. Jednak to co najlepsze - działo się wiosną.
Bo z 15 trafień w sezonie, aż 12 dotyczyło właśnie wiosny. Wydawało się, że Teodorczyk znów jest na topie i czas poszaleć w nowej, lepszej lidze. A to wszystko zakończyło się powołaniem na Mistrzostwa Świata w 2018 roku. Na mundialu w Rosji to jego Adam Nawałka wpuszczał z ławki z Kolumbią i Japonią, zostawiając na niej dwukrotnie Arkadiusza Milika.
No i bum. Transfer do Serie A. "Teo” w barwach Udinese był nadzieją na to, że z graczy stricte ofensywnych to już nie nierówny Mariusz Stępiński, a właśnie on będzie wyróżniającym się Polakiem w lidze włoskiej. Ale rzeczywistość okazała się brutalna. 32 mecze w barwach "Udine" i tylko jeden gol. Jak na dwa sezony to fatalne statystyki, nawet mimo borykania się z urazami.
Coś poszło nie tak. Łukaszowi ewidentnie nie wyszło we Włoszech. Może nie dojechał mental, może to jednak kwestia ograniczonych umiejętności piłkarskich. Trzeba było zdecydować się na ruch pozwalający odbudować karierę. To gdzie najlepiej pojechać, Belgia? Ano Belgia. I po pół roku wiemy, że wcale nie jest lepiej.
Teodorczyk przeniósł się do Charleroi w październiku 2020 roku i przez te niepełne 6 miesięcy nie pokazał się z dobrej strony. Czy transfer do średniaka ligi belgijskiej wydawał się logiczny? I tak i nie. Niby sprawdzona liga, język, aklimatyzacja, to wszystko stało się łatwiejsze. 90 procent piłkarzy Charleroi mieszka w Brukseli, więc życiowo Polak też z pewnością mógł przypomnieć sobie swoje najlepsze czasy.
Ale o ile decyzja o związaniu się z RSC Charleroi była logiczna ze strony napastnika, o tyle na próżno możemy szukać sensu ze strony klubu… Do transferu mogło dojść z różnych powodów, o których się nigdy nie dowiemy. Prezesem ekipy Teodorczyka jest szef belgijskiej federacji i jednocześnie brat największego agenta piłkarskiego w Belgii, co może oznaczać, że ktoś mógł tym transferem z jakiegoś, być może zakopanego w przeszłości, powodu - sterować.
Kupy nie trzyma się też to, że Łukasz Teodorczyk przychodząc do klubu zmagał się z kontuzją i zaczął grać dopiero w grudniu. Po co wypożyczać takiego gracza? A grać to dużo powiedziane, w końcu mówimy o znikomej roli w drużynie. Od powrotu do zdrowia Polak zagrał w kolejnych meczach tyle oto minut: 1, 3, 7, 9, 0, 0, 7, 8, 14, aż w końcu w Pucharze Belgii dostał szansę gry przez pół godziny i odpłcił się golem z KVC Westerlo. Pierwszym po 717 dniach kariery.
Pierwszym golem po niemal dwóch latach gry w piłkę… Przecież w międzyczasie Krzysztof Piątek zdążył zrobić mega skok w karierze strzelając jak na zawołanie dla Milanu, przenieść się do Herthy i po drodze zmienić 6 razy trenera. Dawid Kownacki zdążył zostać wykupiony z Sampdorii do Fortuny Dusseldorf i spaść z nią z Bundesligi. Arkadiusz Milik - trafić do "Klubu Kokosa” w Neapolu i podpisać kontrakt z Marsylią. A Robert Lewandowski - zostać najlepszym piłkarzem świata.
W ogóle towarzystwo napastników trochę odjechało Teodorczykowi. Na mundialu w Rosji był trzecim, a nawet drugim wyborem po Robercie Lewandowskim a teraz… Bez większego namysłu wskażemy 10 lepszych od niego napastników. Lewandowski, Milik, Piątek, Świderski, Buksa, Świerczok, Niezgoda, Białek, Przybyłko, Wilczek.
Cieszymy się, że Polak zdobył pierwszą bramkę w barwach Charleroi, ale to najpewniej niczego nie zmieni. "Teo” nie będzie podstawowym napastnikiem. Styl gry tej drużyny jest dostosowany do gry z napastnikiem odnajdującym się w grze kombinacyjnej. W hierarchii przed Teodorczykiem są Rezaei, Nicholson i Berahino.
Trudno wskazać drugi taki zjazd Polaka w ostatnich sezonach. Od korony króla strzelców poważnej zagranicznej ligi i gry w Champions League po niemal dwa lata bez gola i bycie czwartym napastnikiem belgijskiego średniaka. Cóż, każdy o swoją karierę walczy na swój sposób, ale w tym przypadku Teodorczyk walczy najbardziej z samym sobą. Trudno patrzeć optymistycznie w przyszłość. Bo trudno sobie przypomnieć, jak strzela się gole. I dziś możemy powiedzieć, że pasuje do niego miano "snajper-niewypał".

Przeczytaj również