"Nie cieszyłem się, że ciągle żyję." Złamane życie po karierze byłego reprezentanta Anglii

"Nie cieszyłem się, że ciągle żyję." Złamane życie po karierze byłego reprezentanta Anglii
Youtube
Jednego dnia jesteś na szczycie. Uwielbiają cię kibice. Doceniają trenerzy. Szanują koledzy. Masz pieniądze, luksusowy samochód, ekskluzywny dom. Ten jeden dzień zmienia się w wiele lat. W zasadzie nie pamiętasz już innego życia. Pewnego poranka budzisz się jednak w zupełnie nowej rzeczywistości. Nagle nie masz dokąd pójść ani co robić. Twój telefon nie dzwoni. Wszyscy o tobie zapomnieli. Twoja żona wniosła pozew rozwodowy. Do twojego majątku dobiera się komornik. Zostałeś całkowicie sam.
- Myślałem, że to będzie trwać całą wieczność.
Dalsza część tekstu pod wideo
Temat tzw. “dróg wyjścia” (ang. “exit routes”) dla piłkarzy pojawił się w angielskim środowisku naukowym dobrych kilka lat temu. Szybko zbadano, że więcej niż co piąta piłkarska kariera na Wyspach kończy się rozwodem, a zawieszenie butów na kołku znacznie częściej niż w innych zawodach skutkuje problemami z alkoholem, hazardem czy depresją. Przykłady wyrastały jak grzyby po deszczu.
Były pomocnik Aston Villi i jednokrotny reprezentant Anglii, Lee Hendrie, już wówczas postrzegany był jako jeden z najlepszych z nich. Podczas swojej kilkunastoletniej kariery na najwyższym poziomie Hendrie zbudował prawdziwe portfolio nieruchomości, wartych łącznie około 10 milionów funtów. Wkrótce, w dobie światowego kryzysu gospodarczego, nie miał go jednak za co utrzymać.

Obiecujący debiut

- Był wspaniały - krótko i konkretnie podsumował występ debiutanta ówczesny selekcjoner reprezentacji Anglii, Glenn Hoddle, po towarzyskim meczu z Czechami na starym stadionie Wembley w listopadzie 1998 roku. Dopiero 21-letni wtedy Lee Hendrie pojawił się na boisku w 77. minucie, zastępując na nim klubowego kolegę i zdobywcę drugiej bramki w tamtym spotkaniu, Paula Mersona. Anglicy wygrali 2:0.
- Glenn bardzo mnie pochwalił - wspominał Hendrie w niedawnym wywiadzie dla “The Guardian”. - Powinienem był nawet strzelić gola, a John Gorman (asystent Hoddle’a - przyp. red.) powiedział: “chcemy wprowadzić ciebie, Franka Lamparda, Rio Ferdinanda”. Mieliśmy fantastyczną drużynę do lat 21 i Glenn chciał na nas postawić.
Reprezentant angielskiej młodzieżówki kilka miesięcy wcześniej został wybrany najlepszym młodym zawodnikiem sezonu w Aston Villi, czyli klubu z jego rodzinnego Birmingham. W kolejnych rozgrywkach był już podstawowym zawodnikiem pierwszego zespołu. Ten status utrzymał do połowy kolejnej dekady.
W seniorskiej kadrze na debiucie się skończyło. Hoddle został niedługo później zdymisjonowany ze stanowiska. Tymczasem kariera Hendriego nie rozwinęła się aż tak dobrze, jak być może niektórzy oczekiwali. W wieku 30 lat środkowy pomocnik opuszczał jednak Villa Park z ponad 300 występami we wszystkich rozgrywkach na koncie. W Premier League jego licznik zatrzymał się na 251 rozegranych meczach i 27 strzelonych golach.

Próby samobójcze

- Moja kariera piłkarska była prawie skończona i straciłem głowę - przywoływał ostatnio Anglik. - Próbowałem sprzedać nieruchomości, ale załamał się rynek mieszkaniowy. Doszedłem do etapu, kiedy po prostu chciałem to wszystko skończyć. Byłem kompletnie załamany.
Można pokusić się o stwierdzenie, że Hendrie nigdy nie pozbierał się po odejściu ze swojego lokalnego klubu. W kolejnych trzech sezonach reprezentował zespoły występujące na poziomie Championship. Później schodził coraz niżej. W pewnym momencie wylądował nawet w Indonezji. Rok wcześniej, w 2010 roku, po raz pierwszy próbował popełnić samobójstwo.
- Jak przez mgłę pamiętam jazdę karetką - wyjawił. - Wszystko było bardzo zamazane. Ale jedną rzeczą, którą pamiętam naprawdę dobrze, było wybudzenie się. To było straszne. Nie cieszyłem się, że ciągle żyję. Miałem wiele zmartwień. “Czy pójdę na oddział psychiatryczny?” Przede wszystkim myślałem jednak: “Zamierzam zrobić to znowu. Chcę się uwolnić od tego wszystkiego.”
Dziesięć lat temu Hendrie był już pogrążony w długach. Nawet zarówno jego własny dom, jak i ten, który kupił swojej mamie, miały zostać mu odebrane. A to tylko część wspomnianego portfolio nieruchomości, w które zainwestował - czytaj: kupił na kredyt - podczas najlepszych lat swojej kariery. Dziewięć miesięcy po pierwszej próbie spróbował znowu.
- Byłem niewzruszony - przyznawał. - Czułem się, jakby wszystko mi zabrano. Sprawa rozwodowa się przeciągała. Bankructwo zaglądało mi w oczy. Tym razem zamierzałem zatem to skończyć. Obudziłem się w zupełnie innych okolicznościach. Nie zdawałem sobie sprawy, że uratowała mnie aparatura podtrzymująca życie. Widok mojej absolutnie zrozpaczonej rodziny jest obrazem, którego nie potrafię wymazać z pamięci. Wykorzystuję go do dziś, kiedy czuję się bardzo źle. Nie mogę im tego zrobić ponownie.

Nowe życie

Dziś Lee Hendrie, była gwiazda Aston Villi i jednokrotny reprezentant Anglii, miewa się nieźle. Na całe szczęście w najtrudniejszym okresie nie był zupełnie sam. Poza mamą już wtedy towarzyszyła mu późniejsza druga żona. Jest ojcem piątki dzieci, obecnie w wieku od 4 do 20 lat. Od dwóch lat pracuje jako ekspert telewizyjny stacji “Sky Sports”. Ostatnio wziął również udział u boku grupy byłych reprezentantów Anglii i menedżera Harry’ego Redknappa w dokumencie “ITV”. Piłkarze sprzed lat tworzą w nim drużynę, która przygotowuje się do meczu oldbojów przeciwko Niemcom.
Jedną ze scen poświęcono rozmowie na temat depresji pomiędzy Hendriem, Vinniem Jonesem, którego żona zmarła w ubiegłym roku po wieloletniej walce z chorobą, a także wspomnianym wcześniej Mersonem, od lat zmagającym się z problemami z alkoholem i hazardem.
- Nad zejściem z piłkarskiej sceny, bycia ulubieńcem tłumów i całą resztą ciężko jest przejść ot tak do porządku dziennego - mówił Jones, były obrońca Wimbledonu i reprezentacji Walii. - Do dziś ciągle z tym walczę, nadal biorę środki antydepresyjne - nie ukrywa Hendrie. - Twoja mama byłaby bardziej rozczarowana z utraty ciebie niż domu - podsumował Merson.
Lee Hendrie stara się dziś myśleć pozytywnie.
- Dałem wiele Villi - wspomina najlepsze lata swojego życia. - W futbolu mówi się dziś dużo o asystach. W tamtym okresie byłem pod tym względem w pierwszej piątce w Premier League. Czasami ludzie o tym zapominają. Szybko uwypuklają negatywy. A było przecież wiele pozytywów.
Anglik nauczył się również rozmawiać o swoich najgorszych momentach.
- Przenigdy nie chcę znaleźć się w tym bardzo ciemnym miejscu ponownie - upiera się. - Nie chcę też zobaczyć w nim nikogo innego. Nie jest łatwo, ale czuję się lepiej. Czuję się silniejszy.
Jego historia - także w okresie pandemii koronawirusa - już przyczyniła się do zwiększonego wsparcia zapewnianego byłym, obecnym, a nawet potencjalnym przyszłym piłkarzom. Wszystko po to, żeby wkrótce nie musieć pisać ani czytać o kolejnej futbolowej gwieździe, które kompletnie nie potrafiła poradzić sobie z zejściem z tej wielkiej sceny. Trzymajmy kciuki.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również