Nie ma Messiego i CR7, jest legenda CM-a i polski akcent. Święcicki wybrał swoją XI El Clasico

Nie ma Messiego i CR7, jest legenda CM-a i polski akcent. Święcicki wybrał swoją XI El Clasico
własne
Od razu zaznaczam. Nie jest to najlepsza jedenastka w historii klasyków. To subiektywny skład oparty na sentymentach, nadwątlonych przez czas uczuciach i wspomnieniach. Każdy z nas ma listę graczy, których darzy sympatią bez względu na klasę piłkarską. Czasami wystarczy jeden gol, jedno zachowanie, czy jeden gest, innym razem to wierność, nonkonformizm, podejście do życia, altruizm. Podobno nie ma najlepszych artystów, są tylko ulubieni (to jak komentatorzy sportowi), zapraszam więc na moją ulubioną jedenastkę.
***

Bramkarz: Andoni Zubizarreta

Jest takie zdjęcie, na którym załamany Andoni Zubizarreta chowa twarz w dłoniach, a w tle jaskrawo świeci się wynik starcia z Milanem. 4:0 dla Włochów. Finał Ligi Mistrzów 1994, Ateny. Pierwszy mecz, który obejrzałem w życiu i który potrafię odtworzyć niemal klatka po klatce. Współczułem mu jak dziecko, które nie rozumie dlaczego dorosły człowiek płacze. To przecież tylko piłka nożna, a poza tym chłopaki nie płaczą, prawda?
Było mi go szkoda cztery lata później, kiedy swoją absurdalną wpadką wepchnął Hiszpanów do otchłani (przy okazji piłkę do własnej bramki) na Mistrzostwach Świata we Francji w 1998 roku. Upadał głośno, leciał w dół z prędkością dźwięku, a świat kpił z jego nieporadności. Lata później, korzystając z dobrodziejstw internetu i dostępu do archiwalnych meczów, obejrzałem sporo meczów Barcelony z przełomu lat 80 i 90, w których „Zubi" bronił fenomenalnie. Legenda, bezsprzecznie. Zero pola do dyskusji.
Czas na anegdotę. W 1990 roku Barca pokonuje Real Madryt 2:0 w finale Pucharu Króla, trwa feta na Estadio Mestalla w Valencii, a Zubizarreta obrywa przedmiotem rzuconym z trybun. Jest groźnie. Upada, pojawia się strużka krwi. Schodzi do szatni, a tam w tunelu czeka na niego przerażony, siedmioletni Pepe Reina (jego ojciec był bramkarzem Barcy, karierę kończył w Atletico). Przytula się do swojego idola i dostaje w prezencie rękawice z finału. Trzyma je w domu do dziś jak relikwię.

Prawy obrońca: Michel Salgado

W 2017 roku Eleven Sports (studio przed El Clasico w Eleven Sports 1 wystartuje w sobotę o 13:15, transmisja meczu o 16:00) organizowało w Warszawie mecz byłych gwiazd reprezentacji Polski z drużyną legend La Liga. Przyjechały ikony: Fernando Morientes, Steve McManaman, Gaizka Mendieta, Marcos Senna, Christian Karambeu, czy David Albelda. Pośród nich był też Michel Salgado.
Na początku zrobił na mnie pionujące wrażenie swoją sylwetką. Później grą na boisku. Nikt nie biegał więcej od niego, nikt kondycyjnie nie wytrzymał tego meczu jak on. Salgado nie prosił o zmiany, biegał jak za dawnych lat, był maksymalnie zaangażowany i pracowity. Piotr Czachowski (komentator Eleven Sports), który wystąpił w tamtym meczu w drużynie Polaków, zapytał mnie już po wszystkim: - Widziałeś go? Przecież to jest k**a niepojęte, żeby tyle lat po karierze być w takiej formie.
Salgado jako ostatni opuścił klub nocny w Warszawie, w którym legendy La Liga bawiły się do rana. Bodaj o szóstej zapytał, czy ktoś ma jeszcze ochotę potańczyć w innym miejscu. Oczywiście pytaliśmy go o masę rzeczy. O czasy „galacticos", Florentino Pereza, Zizou, Luisa Figo czy Ronaldo Fenomeno. Jedna odpowiedź dudni mi w uszach po dziś dzień:
- Kiedy trafiłem do Realu większość ludzi uważała, że nie dam rady. Od początku zapier****em więc jak szalony. Powiedziałem sobie: - Patrz, oni przerastają cię kilkakrotnie talentem, jeśli odpuścisz choć na chwilę, będziesz odstrzelony. - Jak trzeba było przebiec dziesięć okrążeń, ja biegałem 12. Jak trzeba było zostać po treningu, pierwszy zgłaszałem się na dodatkowe zajęcia. Utrzymałem się w Madrycie dzięki charakterowi i pracowitości.

Środkowy obrońca: Carles Puyol

Jest na YouTube taka znakomita, choć krótka kompilacja zatytułowana „Dlaczego kibice Realu Madryt szanują Carlesa Puyola". Fenomenalny kapitan i symbol niesłychanej waleczności, z którą się chyba urodził.
Pepe Reina opowiadał: - Pewnego dnia graliśmy w ogrodzie. Puyol kopnął piłkę bardzo mocno (z celnością zawsze miał problemy) i znalazła się na drzewie.
- Co robimy?
- Jak to co? Wchodzę i ją ściągam.
Podczas tej karkołomnej próby rozciął sobie policzek. Krew leci, Carles zeskakuje z drzewa. Mówimy: skaleczyłeś się. Dotyka policzek, widzi krew, po czym rozsmarowuje ją i mówi:
- Jestem wojownikiem. Patrzcie, jestem wojownikiem i wszystkich was zniszczę. Ja, Carles Puyol.

Środkowy obrońca: Sergio Ramos

Jeśli zapytalibyście mnie, kto jest najlepszym, środkowym obrońcą na świecie, odpowiedziałbym: Sergio Ramos. W kategoriach: wpływu na kolegów, podnoszenia ich umiejętności, kierowania formacją, bezpieczeństwa przed polem karnym, zagrożenia pod bramką rywala, rozwoju umiejętności po trzydziestce i łamania stereotypów nie ma sobie równych.
Żaden środkowy obrońca na świecie nie rozwinął się tak w ostatnich latach w fazie ofensywnej: w aspekcie rzutów wolnych i karnych, gry głową, techniki operowania piłką, włączania w akcje ofensywne. Brak Ramosa na boisku jest jednoznaczny z ucięciem głowy Realowi. Przykłady takich meczów jest tak wiele, że aż nie chce mi się ich wymieniać.

Lewy obrońca: Oleguer

Zaskoczenie? No jasne! Oleguer był i jest kataloński do szpiku kości. Tak bardzo, że odmówił gry w reprezentacji Hiszpanii, gdy Luis Aragones wysłał do niego powołanie. Spotkali się później osobiście, piłkarz Barcy przedstawił swoją argumentację, a szanujący go trener zrozumiał: - Nie czułbym się dobrze w tej drużynie, nie podoba mi się sposób egzaltacji kadrą Hiszpanii, to nie moja bajka. Nie oglądam nawet wielkich turniejów. Nie wiem co się dzieje na Mistrzostwach Świata czy Mistrzostwach Europy.
Oleguer był jednym z najbardziej pracowitych i zaangażowanych piłkarzy, jacy pojawili się w nowożytnej historii Barcy. Był też jednym z najmniej utalentowanych, o stopach z marmuru, zwrotności starej, prl-owskiej ciężarówki i tendencji do popełniania błędów sabotujących drużynę. Skoro doszedł tak wysoko musiał być demonem treningu.

Środkowy pomocnik: Jose Mari Bakero

Poznałem go osobiście w Warszawie, mieszkaliśmy nawet na tej samej ulicy. Spotykałem Jose Mari Bakero, legendarnego piłkarza Barcy w pewnym supermarkecie, do którego codziennie przychodził rano, by kupić kilka hiszpańskich piw. Tak zaczynał dzień. Co więcej, podczas urodzin mojego przyjaciela organizowanych w restauracji „Czarna Koszula" na stadionie Polonii Warszawa, pojawił się ledwie kilka dni po podpisaniu kontraktu w Polsce. Wkroczył z całą swoją świtą i zabawiał nas wspaniałymi anegdotami o „Dream Teamie" Johana Cruyffa do rana. Już wtedy poczułem, że jego kariera w Warszawie nie potrwa krótko.
Piłkarzem był doskonałym. Miał w sobie baskijską krew, waleczność, świetne wyczucie czasu i akcji, umiejętność przyspieszenia gry. Zrobił na mnie pionujące wrażenie podczas jednego z treningów Polonii, kiedy operował piłką tak doskonale, jakby dopiero wczoraj skończył karierę.

Środkowy pomocnik: Claude Makelele

Claude Makelele stworzył nową rolę w futbolu. Powstało o tym setki artykułów i kilka rozdziałów w poważnych książkach. Był też specyficzną osobowością. W czasach gry w Celcie Vigo, prezydent klubu wezwał go na rozmowę w cztery oczy i powiedział: - Claude, uspokój się. Nasi szpiedzy donoszą nam, że jesteś bardzo „aktywny" na mieście. Jak tak dalej pójdzie, za dziewięć miesięcy połowa noworodków w Vigo będzie metysami.
Makelele dopuścił się też nieuczciwej gry przy wymuszaniu transferu do Realu Madryt. Jego znajomi obrzucali mu posesję bananami, napisali rasistowskie słowa na murze, a Claude użył tego argumentu jako decydującego w opuszczeniu Vigo. Wcześniejsze próby dogadania się z władzami, by zezwolili na jego transfer nie przyniosły skutku. Kibice zaczęli patrzeć na niego krzywo, a dziennikarze pisali, że najchętniej spakowałby się w pięć minut i na piechotę szedł do stolicy Hiszpanii. Gdy standardowe metody nie podziałały, Makelele zrobił z siebie ofiarę i odszedł. Wszystko opisał jego były agent.

Środkowy pomocnik: Luka Modrić

Uważałem, że Luka Modrić powinien zdobyć Złotą Piłkę w 2018 roku, pisałem na ten temat kilka artykułów i oberwało mi się za to od fanów Barcelony. Żałuję, że pandemia wywróciła świat piłkarski do góry nogami i zamknięto stadiony. Na mecze Realu Madryt jeździłem między innymi po to, by na żywo, ze stadionu, zachwycać się grą Chorwata.
Uwielbiam go za podejście do piłki i walkę z dyktaturą statystyk: - Wiele razy zdarzyło mi się odzyskać piłkę, która miała kluczowe znaczenie dla akcji, albo przyspieszyć grę podaniem, ściągnąć uwagę rywala i stworzyć przestrzeń innemu zawodnikowi, ale nie zaliczyć asysty czy gola. Wykonałem więc gorszą pracę? Uważam, że czasem ważniejsze dla powodzenia ataku są rzeczy niedostrzegalne za pierwszym razem niż sama finalizacja - zwraca uwagę Modrić.

Prawy napastnik: Haruna Babangida

Haruna Babangida był fenomenem w Championship Managerze 3 (sezon 98/99) i jednym z najdziwniejszych talentów, jakie pojawiły się w Barcelonie. Jeden z piłkarzy Blaugrany tak o nim mówił:
- Haruna dołączył do nas z Ajaxu. Miał 15 lat i wszyscy o nim mówili jako o gigantycznym talencie. Przyjęliśmy to sceptycznie: "OK, pokażemy mu, że nie jest tak dobry jak wszystkim się wydaje.". Pierwszy trening. Babangida wchodzi na boisko, rozpoczynamy gierkę. Raz, dwa, trzy. Zaczynamy zdawać sobie sprawę, że mamy do czynienia z crackiem. Olśniewał. Robił z piłką kosmiczne rzeczy. Zaczęliśmy go szanować - opowiadał były gracz Barcelony.
- Powiedziałem wtedy: - Panowie, oto przyszły zdobywca Złotej Piłki. No i co? Nic. Nie zagrał ani razu w pierwszej drużynie w oficjalnym meczu. Coś tam kopał w sparingach, ale okazał się rozczarowaniem. Opuścił Barcę w wieku 22 lat. Do dziś nie jestem w stanie logicznie wytłumaczyć, dlaczego nie poszło. To jedna z największych zagadek w historii La Masii - dodał.

Środkowy napastnik: Ronaldo

Spotkałem osobiście Ronaldo Nazario w Warszawie i było to jedno z najpiękniejszych przeżyć w moim życiu. Fenomen, który dla mojego pokolenia był ucieleśnieniem piłkarza idealnego. Najlepszy sezon w klubowej karierze rozegrał w Barcelonie, choć sam wielokrotnie później mówił, że w klasykach kibicuje Realowi. Takie jego prawo. Przypomina mi się pewna anegdota związana z jego pierwszymi miesiącami w stolicy Katalonii:
Ronaldo zdążył poznać drogę z Camp Nou do swojego domu (pamiętajcie, to nie były czasy GPS-ów i mapy Google). Postanowił ruszyć wieczorem na miasto, więc podjechał pod stadion. Bramę otworzył mu strażnik i zapytał.
- Z tego co wiem, to nie ma dziś żadnego meczu. Masz tu jakieś spotkanie?
- Nie, chciałem zaparkować, bo nie znam miasta, zgubię się. Zamów mi taksówkę, pojadę na kolację, a później tu wrócę, odbiorę auto i ruszę do domu.
- OK.
Ronaldo wjechał na podziemny parking, wrócił do strażnika, wsiadł do taksówki i pojechał na kolację. Wrócił po kilku godzinach z dwiema dziewczynami. Ochroniarz się tylko uśmiechnął. Zaniepokoiło go jednak, że piłkarz nie wyjeżdża. Mijały kolejne minuty, a Ronaldo wciąż nie opuścił parkingu. Postanowił więc zjechać na dół i sprawdzić czy wszystko jest OK. Może mu się coś stało? Może ma jakieś problemy i utknął pod ziemią?
Samochód był pusty, a drzwi zamknięte. Może ruszył do szatni, żeby pokazać dziewczynom, gdzie przebierają się najlepsi piłkarze w Hiszpanii? Może zabrał je na trybuny? A może po prostu się zgubił? I teraz sobie wyobraźcie reakcję strażnika. Po gorączkowych poszukiwaniach odnalazł Ronaldo i uprawiającego sex z dwiema kobietami na sofie znajdującej się w loży prezydenckiej.
Przyjrzał się scenie i nie chcąc się narzucać, uciekł do swojej budki. Następnego dnia poinformował szefa ochrony, Antonio Iglesiasa, że nowa gwiazda Barcy się bawi i nie ma hamulców. Ten przekazał informację prezydentowi Josepowi Lluisowi Nunezowi. Wszyscy wtajemniczeni oczekiwali stanowczej reakcji. Nunez wysłuchał wszystkiego, uśmiechnął się i powiedział: - A wy nigdy nie byliście młodzi? On ma dwadzieścia lat. Jest pełnoletni. Niech się bawi, jak chce. Co w tym złego?
Ronaldo rozegrał wspaniały sezon. Strzelił 34 gole w 37 meczach. W tym cudowną, niezapomnianą bramkę przeciwko Composteli.

Lewy napastnik: Ronaldinho

Ronaldinho. Był wielki, kiedy mu się chciało. Żaden piłkarz w moim życiu nie błyszczał takim blaskiem, ale tak krótko. Geniusz, ale jak każdy geniusz z zespołem wad, którymi natura musi cię obdarzyć, dając tak wiele w innej materii.
Już później, w Milanie, spotkał go Kevin-Prince Boateng i tak o nim powiedział:
- Ronnie zawsze się śmiał. Zawsze! Gdy byłeś smutny, podchodził do Ciebie, łaskotał cię i zmuszał do śmiechu. Co za koleś! Czy był poobijany, czy poważnie kontuzjowany, przy przegrywał, czy zwyciężał, zawsze się cieszył. W wieku 33 lat nie miał już ochoty na ciężkie trenowanie. Wygasło w nim pragnienie. Wciąż jednak posiadał piekielnie szybki refleks i umiejętności. Niby technicznie chciał nam udowodnić, że jest na innej planecie, ale lenił się. Zapytałem go kiedyś:
- Ile zarobiłeś kasy?
- Nie wiem, skończyłem liczyć po 100 mln euro. Widzisz, zarobiłem kolosalny szmal i nie chce mi się uczestniczyć w tym cyrku. Biegnij w lewo, biegnij w prawo, wróć. Nie chcę słuchać tego tresowania.
- Kiedyś dzieliłem z nim pokój - opowiadał Prince. - Wypił całą zawartość mini baru i kompletnie pijany rozmawiał godzinami z kumplami z Brazylii przez Skype. Mieliśmy różne ambicje. On mógł coś zrobić, ale musiał chcieć. Kiedy Gattuso go terroryzował, że jest leniem, to tylko się śmiał. Kiedy ja krzyczałem, to się śmiał. Zawsze się śmiał. Zawsze żartował. Dziękuję Ronnie, że mogłem cię poznać. Jesteś cudownym człowiekiem.
Studio przed El Clasico w telewizji Eleven Sports 1 wystartuje w sobotę o 13:15. Transmisja meczu o 16:00.
jedenastka
własne

Przeczytaj również