Nie tylko Hertha w Berlinie. Union, czyli klub inny niż wszystkie

Nie tylko Hertha w Berlinie. Union, czyli klub inny niż wszystkie
R. Rose / shutterstock.com
W ostatnich tygodniach Berlin dość nieoczekiwanie stał się jedną z kolebek polskiej piłki. Niebywały skok zainteresowania naszych rodaków futbolem w stolicy Niemiec jest oczywiście efektem przenosin do Herthy Krzysztofa Piątka. Za miedzą jest jednak jeszcze jeden berliński klub, którego historia brzmi wbrew pozorom znacznie ciekawiej - Union.
Piłkarski laik mógłby spojrzeć w annały historii i stwierdzić, że "Żelaźni" to absolutnie przeciętna, niczym niewyróżniająca się ekipa. Wszak dopiero przed rokiem Union po raz pierwszy awansował do Bundesligi, a ich największym sukcesem jest zdobycie Pucharu NRD w 1968 roku. W przypadku tej drużyny jakiekolwiek trofea są jednak kwestią drugo- a nawet trzeciorzędną.
Dalsza część tekstu pod wideo

Leśny klub

Aby zrozumieć fenomen Unionu, wystarczy spojrzeć na nazwę stadionu, która w języku niemieckim brzmi An der Alten Försterei, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza… Stara Leśniczówka. Nie jest to żadna zawiła metafora, ponieważ obiekt Unionu rzeczywiście jest położony w otoczeniu natury, a jedyna droga na stadion prowadzi przez malowniczy las.
Swoistą przedmeczową tradycją klubu są wędrówki kibiców leśnymi ścieżkami, co ma tylko zacieśnić więzi łączące sympatyków Unionu. W integracji pomaga również konstrukcja samego stadionu, w którym tylko na jednej trybunie zamontowano krzesełka. Cała reszta jest przeznaczona dla fanów, którzy przez 90 minut żywiołowo dopingują "Żelaznych" skacząc, tańcząc etc.
Union jest także jednym z zaledwie trzech klubów Bundesligi, które nie sprzedały nazwy swojego stadionu. W świecie Allianz Areny, Red Bull Areny czy, wykraczając poza granicę Niemiec, Etihad i Emirates, Union gra w "Starej Leśniczówce".

Pieniądze to nie wszystko

Union, ze względu na niechęć do sprzedaży własnego obiektu, naturalnie traci kilka milionów euro rocznie, jednak mało komu w Berlinie to przeszkadza. "Die Eisernen" nie przywiązują wielkiej wagi do klubowego budżetu.
Dość powiedzieć, że największych transferów w historii klubu dokonano ubiegłego lata. Proszę jednak nie wyobrażać sobie, że Union, niczym Aston Villa, wydał po awansie z drugiej ligi ponad 100 milionów. Łączna suma, którą przeznaczono na wzmocnienia to...7.5 mln euro.
Polityka prowadzenia klubu przez włodarzy Unionu stanowi niemal kompletne przeciwieństwo działań rywala zza miedzy. Hertha bez mrugnięcia okiem wydała w ostatnich miesiącach 100 mln na m.in. Piątka, Tousarta, Lukebakio i Cunhę.
Nie zmienia to jednak faktu, że to Union może się na swoim stadionie pochwalić frekwencją bliską 100%. Popularności "Żelaznym" dodaje także otwartość klubu, który np. w 2014 roku zorganizował akcję oglądania meczów mundialu w "Starej Leśniczówce". Fani mogli przynosić własne kanapy i z wysokości murawy obserwować triumf swoich rodaków. Zresztą nawet podczas starć wyjazdowych fani beniaminka nie zawodzą.
Z kolei w spotkaniach Herthy rozgrywanych na Stadionie Olimpijskim bez problemu można dostrzec połacie wolnych krzesełek. Po remoncie "Starej Leśniczówki" Union może stać się więc najpopularniejszym klubem w stolicy.

Niemieckie Atletico

Rodzinna atmosfera wokół Unionu odgrywa kluczową rolę w regularnym wypełnianiu stadionu po brzegi. Sam styl gry prezentowany przez podopiecznych Ursa Fischera raczej nie mógłby działać jak magnes na kibiców.
Union specjalizuje się w wybijaniu rywalom pomysłu na grę, notorycznym przeszkadzaniu i skupieniu się przede wszystkim na obronie własnej bramki. W spotkaniach berlińczyków nie uświadczymy szybkich wymian piłki, wysokiego pressingu czy pokazu techniki użytkowej.
W 21 dotychczasowych kolejkach Union zdobył zaledwie 25 bramek, a aż 8 z nich to dzieło Sebastiana Anderssona. Aby zrozumieć styl gry Szweda, wystarczy dodać, że w ostatnim meczu przeciwko Werderowi zanotował 16 celnych podań i...12 wygranych pojedynków powietrznych.
Andersson nie należy do najbardziej utalentowanych napastników, jednak Urs Fischer potrafi z niego wydobyć absolutne maksimum. Zaufanie trenera przekonało 28-latka do odrzucenia ofert innych drużyn i prolongaty umowy łączącej go z Unionem.
Filozofia gry Fischera jest stosunkowo prosta, ale nad wyraz skuteczna. Za rozegranie w dużej mierze odpowiada doświadczony i dobrze znany niemieckim kibicom, Neven Subotic. Zaś głównym zadaniem linii pomocy jest zamęczenie rywali. Union to zresztą najbardziej wybiegana drużyna w Bundeslidze.

To dopiero początek

Defensywne nastawienie Unionu promuje umiejętności bramkarza, którym jest Rafał Gikiewicz. Ostatnio w mediach zapanowała prawdziwa "Piątkomania", jednak trzeba pamiętać, że były napastnik Milanu nie jest jedynym rodakiem występującym w stolicy Niemiec.
Historia 32-letniego bramkarza to wręcz wzorcowy przykład drogi od zera do bohatera. Jeszcze nie tak dawno usługami Polaka nie był zainteresowany żaden klub z rodzimej Ekstraklasy, zatem Gikiewicz musiał szukać szczęścia na zapleczu Bundesligi. Były golkiper Śląska od samego początku wierzył jednak w moc berlińskiej ekipy.
- Przyszedłem do Unionu zrobić awans. Nie mam czasu na dłuższą grę w 2. Bundeslidze - komentował Gikiewicz na jednej z pierwszych konferencji prasowych.
Jak powiedział, tak zrobił. Union już w pierwszym sezonie z nową "jedynką" uzyskał upragniony awans, a sam Gikiewicz został architektem tego sukcesu. 15 czystych kont zachowanych przez Polaka na przestrzeni całego sezonu pozwoliło "Żelaznym" na promocję do Bundesligi. Nieoczekiwanie, to właśnie Union stał się życiowym klubem naszego bramkarza.
Ostatnie miesiące pokazują, że awans do najwyższej klasy rozgrywkowej wcale nie był szczytem możliwości Unionu. Nikły budżet i wątpliwa jakość większości zawodników nie przeszkadza berlińskiej ekipie stanowić zwartego kolektywu.
Union potrafił już pokonywać m.in. Augsburg, Borussię Moenchengladbach czy nawet Borussię Dortmund. Dzięki temu nikt w "Starej Leśniczówce" nie musi drżeć o utrzymanie, ponieważ podopieczni Fischera mają aż dziewięć punktów przewagi nad Fortuną zajmującą 16. miejsce. Hertha, która w dużej mierze ze względu na transfer Piątka jest na medialnym świeczniku, plasuje się trzy lokaty niżej od Unionu.
Wielka piłka w stolicy Niemiec nie ogranicza się do Stadionu Olimpijskiego. O wiele ciekawszy projekt tworzy się w leśnym zaciszu, z dala od zgiełku i kasowych transferów. Do sukcesu wystarczy jedność drużyny i kibiców. A tego na rynku kupić się nie da.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również