Tak oszukiwano w 2021 Roberta Lewandowskiego. "Problemem jest po prostu brak uczciwości"

Tak oszukiwano w 2021 Roberta Lewandowskiego. "Problemem jest po prostu brak uczciwości"
Philippe Ruiz / Xinhua / PressFocus
Robert Lewandowski wygrał w tym roku niepisaną nagrodę dla najbardziej pokrzywdzonego piłkarza świata. W 2021 snajper Bayernu Monachium i reprezentacji Polski został pozbawiony wielu wyróżnień, na które po prostu zapracował. Ogólnoświatowy “Le Cabaret” niestety nie dotyczy jedynie plebiscytu “France Football”.
Od pewnego czasu Polak nie walczy z żadnym innym zawodnikiem o miano numeru jeden. Wszystkich konkurentów bowiem zdystansował. I to na tyle wyraźnie, że Leo Messi, Karim Benzema, Mohamed Salah czy ktokolwiek, kogo uzna się za drugiego najlepszego piłkarza globu, może jedynie dostrzec odległy zarys pleców Lewandowskiego. Od 1 stycznia napastnik Bayernu ścigał się jedynie z historią i własną doskonałością. A jednak to nie wystarczyło, by przekonać do siebie elektorów czy kibiców w różnorakich plebiscytach. “Lewy” zdobył wiele statuetek, ale jeszcze więcej, z niewiadomych przyczyn, po prostu stracił.
Dalsza część tekstu pod wideo

Skrzywdzony

O tym, że Robert Lewandowski powinien wygrać Złotą Piłkę, napisano i powiedziano już właściwie wszystko. Tuż po przyznaniu nagrody Leo Messiemu świat sportu chórem opowiedział się za Polakiem, któremu pozostało cieszyć się z bycia drugim, czyli pierwszym przegranym. Po paryskiej gali wyniki głosowania podważyli m.in. Patrice Evra, Iker Casillas, Gary Lineker, Zlatan Ibrahimović, Pini Zahavi, Mino Raiola, Lothar Matthaeus, Claudio Pizarro, 40 milionów Polaków, Robert Pires czy nawet Khabib Nurmagomedow.
- Lewandowski zasłużył na zwycięstwo, a przynajmniej na to, by dostać Złotą Piłkę za 2020 rok. Jestem tak zły, że zaraz w coś uderzę - komentował Alphonso Davies na gorąco po gali “France Football”.
Mijają jednak tygodnie i nadal trudno pogodzić się z tym rozstrzygnięciem. Z każdym kolejnym spotkaniem Lewandowski udowadniał bowiem, że nie ma sobie równych. Messi w tym czasie potwierdzał, że do Paryża zabrał z Barcelony wszystko poza własną wielkością. Na dziś sprawa wygląda tak, że laureatem najbardziej prestiżowej nagrody indywidualnej w świecie futbolu jest piłkarz, od którego stu innych zawodników ma więcej bramek w tym sezonie ligi francuskiej. Argentyńczyk zanotował we Francji tyle samo precyzyjnych strzałów, co krewki kibic Olympique’u Lyon, który niedawno trafił butelką w Dimitriego Payeta. Z kolei różnica bramkowa między “Lewym” i “La Pulgą” jest prawie tak duża, jak liczba głosów dzielących ich w rankingu Złotej Piłki.

Nagrody drugiej kategorii

Lewandowski przegrał z Messim także przy okazji wyboru najładniejszej bramki fazy grupowej Ligi Mistrzów. Uznano, że przewrotka Polaka w meczu z Dynamo, której nie powstydziliby się nawet Ronaldinho czy Kapitan Tsubasa, nie zasługuje na wyróżnienie. Jedynym możliwym wytłumaczeniem jest fakt, że grono elektorów najwidoczniej przedwcześnie wyłączyło tamten mecz Bayernu, myląc śnieg na stadionie w Kijowie z zakłóceniami obrazu. W inny sposób po prostu nie da się wybronić wyższości poniższego trafienia Messiego.
Bramka Lewandowskiego z Dynamo została doceniona jedynie podczas gali “Globe Soccer Awards”. W Dubaju 33-latek dostał także statuetkę “Tik Tok Fans’ Player of the Year”. Obie nagrody zostały wręczone po raz pierwszy i trudno nie dojść do wniosku, że miały one być pewną formą pocieszenia dla “Lewego”. W Paryżu przecież również na chybcika wymyślono kategorię “Najlepszy Napastnik”, żeby zawodnik Bayernu nie opuszczał Theatre du Chatelet z pustymi rękami. Jest najlepszym napastnikiem, więc Złotą Piłkę przegrał z… napastnikiem. Logiczne. Mimo chęci organizatorów, błyskotki drugiej czy trzeciej kategorii nie zmienią faktu, że kapitanowi polskiej reprezentacji w decydującym momencie dwukrotnie napluto w twarz.
Złotą Piłkę przyznano Messiemu, a wczorajszą nagrodę dla najlepszego piłkarza świata zgarnął w Dubaju Kylian Mbappe. O ile w przypadku Argentyńczyka z trudem, ale jednak można znaleźć chwiejne argumenty przemawiające za jego kandydaturą, o tyle sam Mbappe chyba nie potrafiłby powiedzieć, dlaczego został wyróżniony. Przypomnijmy, że mówimy o zawodniku, który w tym roku przegrał krajowe mistrzostwo z Lille, z Ligą Mistrzów pożegnał się po dwumeczu z Manchesterem City, w którym nie strzelił żadnego gola, a na deser zawalił EURO swojej reprezentacji. Ciężko znaleźć bardziej trafne słowo, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Mbappe przez cały turniej zdobył mniej bramek od Karola Linettego, a w decydującym momencie raczył zmarnować rzut karny. Mbappe wygrał jedynie Ligę Narodów. Turniej tak prestiżowy, że powstał w miejsce nic nieznaczących sparingów.
Oczywiście, przed 23-latkiem świetlana przyszłość, prawdopodobnie prędzej czy później to on będzie bezapelacyjnie najlepszym piłkarzem świata. Ale w tym roku nie przemawia za nim żaden argument. Momenty jego wielkiej formy z ostatnich miesięcy można by zmieścić na kilkudziesięciosekundowym filmiku. Tylko, że to Lewandowski musiał się pocieszyć nagrodą z Tik Toka. Jego zabójcza forma nikogo nie przekonała. “Oświadczam, nie ma żadnego monachijskiego kilera. Kilera wymyśliliście wy, dziennikarze” - mogliby argumentować swój wybór jurorzy “Globe Soccer Awards”.

Nawet kibice

Jakby tego było mało, Lewandowski przegrał również kilka głosowań, kiedy brano pod uwagę jedynie dokonania w lidze niemieckiej. Tej samej, w której przed każdą kolejką można zastanawiać się jedynie, ile rekordów Gerda Muellera tym razem pobije bombardier Bayernu. W minionych rozgrywkach “Lewy” dokonał czegoś pozornie niemożliwego, strzelając 41 goli w lidze. Jednak w głosowaniu fanów najlepszym zawodnikiem wybrano Erlinga Haalanda, który na koniec sezonu w klasyfikacji strzelców oglądał plecy Lewandowskiego i Andre Silvy, a w ligowej tabeli jego Borussia uplasowała się za Bayernem i RB Lipsk. Sprawiedliwość niejedno ma imię.
Lewandowski stoi na straconej pozycji w głosowaniach, które obejmują kibiców z całego świata. Niestety, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że Polak pod względem ogólnej rozpoznawalności i wielkości własnej marki nigdy nie dorówna Cristiano Ronaldo i Leo Messiemu. Ich diarchia światowego futbolu trwała zbyt długo, aby zmieniły ją setki bramek zdobywanych przez napastnika Bayernu w Bundeslidze. Potwierdziło się to przy okazji plebiscytu organizowanego przez popularny portal “Goal.com”. Każdy internauta mógł wybrać trójkę najlepszych zawodników tego roku. W głosowaniu wzięło udział prawie 15 milionów osób z każdego zakątka kuli ziemskiej. Wygrał Messi, drugi był Ronaldo. Lewandowski zajął ostatnie miejsce na podium. Hip, hip, hurra.
O skali niedocenienia Lewandowski wiele mówi też z pozoru skromna nagroda dla najlepszego zawodnika miesiąca w Bayernie. Wydawałoby się, że dorobek 30 bramek w 25 spotkaniach tego sezonu spowoduje, że Anna Lewandowska będzie miała problem ze znalezieniem miejsca na półkach dla nagród męża. Kibice mistrzów Niemiec jednak ją wyręczyli. Otóż w tym sezonie Robert ani razu nie został wybrany najlepszym graczem Bawarczyków. Wrzesień? Leroy Sane. Październik? Leroy Sane. Listopad? Robe… żart. Leroy Sane. Aż sam spojrzałem w statystyki, żeby upewnić się, czy to przypadkiem nie niemiecki skrzydłowy zdobył w tym roku 69 bramek, z czego 43 w samej Bundeslidze.
Nie chodzi tu o to, aby w imię piłkarskiego patriotyzmu doszukiwać się wszędzie spisku, przekrętów i szkalowania Polaka. Problemem jest po prostu brak uczciwości elektorów i kibiców, od których zależą losy poszczególnych plebiscytów. Samemu Lewandowskiemu pewnie poszczególne wyniki nie spędzają snu z powiek. On robi swoje na boisku i naturalną koleją rzeczy powinno być docenienie tego w różnorakich konkursach - w teorii o zabarwieniu sportowym, w praktyce coraz częściej zmaganiach, gdzie jedynym kryterium jest popularność.
Pozostaje cieszyć się z powodu tego, że istnieje jedna nagroda, w której cudze widzimisię nie ma znaczenia dla końcowego rezultatu. Złoty But to nagroda dla najlepszego strzelca Europy i najbardziej prestiżowa statuetka, którą w tym roku odebrał Robert Lewandowski. Teraz Polak zmierza po drugiego do pary. Tego nie zabierze mu nikt. Wszystkie inne wyróżnienia zależą od jurorów. Ich łaska na pstrym koniu jeździ. Sam “Lewy” kilkukrotnie został już w tego konia zrobiony.

Przeczytaj również