Niełatwa sytuacja Polaków w Bundeslidze. Co ich czeka w nowym sezonie? Pech Góralskiego, kłopoty Puchacza

Niełatwa sytuacja Polaków w Bundeslidze. Co ich czeka w nowym sezonie? Pech Góralskiego, kłopoty Puchacza
PressFocus
W Bundeslidze znajdziemy na tę chwilę ośmiu polskich piłkarzy. Co ich czeka w nowym sezonie? Jakie mają szanse na regularną grę? Kto musi się baczniej rozglądać na rynku w poszukiwaniu minut?
Były czasy i sezony, kiedy to w kadrach niemieckich klubów można było znaleźć nawet i 20 polskich piłkarzy, a zdecydowana większość z nich miała miejsce w podstawowych składach swoich drużyn. Potem przez lata pasjonowaliśmy się występami polskiej trójki eksportowej - Łukasza Piszczka, Jakuba Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego. Sezon 2022/2023 to otwarcie nowej rzeczywistości dla polskiego kibica, bo choć w pierwszych kadrach niemieckich drużyn z 1. Bundesligi wciąż jest ośmiu piłkarzy znad Wisły (Krzysztofa Piątka pomijamy z racji medialnych doniesień o tym, że jest bardzo bliski przenosin do Salernitany), to jednak trudno ich zaliczyć w poczet pierwszoplanowych gwiazd. Co ich czeka w nowym sezonie?
Dalsza część tekstu pod wideo

Pewniak

Bodaj jedynym stuprocentowym pewniakiem do regularnej gry co tydzień jest Rafał Gikiewicz. Bramkarz FC Augsburg ma w klubie niekwestionowaną pozycję, potwierdzoną niedawno w lokalnych mediach przez nowego szkoleniowca klubu - Enrico Maassena. “Giki” nie opuścił w minionych dwóch sezonach ani jednej minuty w meczu ligowym, prezentuje dobrą i równą formę, jest też ważnym ogniwem komunikacyjnym w drużynie, zarówno w szatni, jak i na boisku.

Muszą się wysilić

Robert Gumny należał w minionym sezonie do najczęściej grających piłkarzy w Augsburgu. Tylko czterech zawodników zaliczyło w meczach ligowych więcej minut od niego. Ale nadchodzący sezon może być dla niego trudniejszy. Maassen chce grać przede wszystkim w systemie z trzema środkowymi obrońcami. “Guma” może w tym ustawieniu grać na dwóch pozycjach - na prawym wahadle i jako półprawy środkowy obrońca. Na obu był próbowany w przedsezonowych sparingach. Wygląda jednak na to, że na żadnej z nich nie jawi się jako kandydat numer jeden do gry. Pierwszym wyborem Maassena na prawym wahadle będzie Daniel Caligiuri, którego rolę w zespole podkreślono, nominując go zastępcą kapitana. To oczywiście nie oznacza, że Caligiuri ma glejt na regularną grę, ale jest wyznacznikiem hierarchii u progu sezonu. W kontekście gry w roli półprawego środkowego obrońcy, Gumny ma przed sobą czterech ogranych w warunkach 1. Bundesligi piłkarzy. Przy kartkach i kontuzjach na pewno będzie brany pod uwagę w rotacji i swoje minuty w sezonie wykręci, ale na dziś, w podstawowym składzie FCA miejsca dla Roberta raczej nie widać.
Podobną sytuację w Bochum będzie miał Jacek Góralski. Przez urlop po meczach reprezentacji, dołączył do drużyny nieco później i nie zagrał w czterech pierwszych sparingach. Potem zaś musiał się poddać operacji oka i w sumie, z dziewięciu gier testowych, jakie Bochum rozegrało, wziął udział tylko w jednej. To z pewnością utrudnia mu wejście do zespołu. Thomas Reis bardzo go chwalił w prasowych wypowiedziach. Mówił, że wnosi do drużyny dokładnie to, czego jej potrzeba. Narzekał, że w poprzednim sezonie jego zespół w wielu meczach grał zbyt naiwnie i delikatnie. Ma więc trener VfL pełną świadomość tego, jaką charakterystykę ma piłkarz, którego mu sprowadzono do klubu. To dobra wiadomość dla Jacka.
Póki co jednak trudno się spodziewać “Górala” w podstawowym składzie. Bochum z reguły bazuje na dwóch ustawieniach: 1-4-3-3 i 1-4-2-3-1. W tym pierwszym jest miejsce tylko dla jednej “szóstki” i rolę tę będzie wykonywał Anthony Losilla, najbardziej doświadczony i bardzo zasłużony dla Bochum piłkarz. Drugi zawodnik, który ma pewny plac w środkowej strefie, to Kevin Stoeger. Gracz o nieco ofensywniejszym profilu od reprezentanta Polski i w razie potrzeby mogący zagrać na pozycji numer “dziesięć”. I to może dawać nadzieję Góralskiemu na wskoczenie do składu. Ale nawet w Bochum niczego nie dostanie się za darmo. Trzeba sobie to miejsce po prostu wywalczyć.
Kilka pozytywnych sygnałów w trakcie okresu przygotowawczego wysłał Niko Kovacowi Jakub Kamiński, który przeniósł się latem z Lecha do Wolfsburga za niebagatelne 10 mln euro. To duża kwota, która sprawia, że Kuba na pewno dostanie w nowym klubie szansę, ale jest to zarazem kwota niczego mu nie gwarantująca. Kilku piłkarzy sprowadzonych do Wolfsburga w ostatnim czasie nawet i za większe pieniądze, bardzo boleśnie się o tym przekonało (Landry Dimata czy choćby Luca Waldschmidt).
“Kamyk” wziął udział w dwóch sparingach - z Tirolem Innsbruck i FC Brentford. W obu pokazał się z całkiem niezłej strony. Co ciekawe, w meczu z Austriakami próbowano go w roli prawego obrońcy. Zagrał w tym meczu 45 minut i pół żartem, pół serio można powiedzieć, że miał w tym czasie udział przy wszystkich czterech golach, jakie padły w pierwszej połowie. W trzech przypadkach świetnie inicjował ataki “Wilków”. Dwa razy zagrał bardzo precyzyjne piłki za linię obrony Austriaków, raz zaś znakomicie dośrodkował. Natomiast przy bramce dla przeciwników źle się ustawił, przez co rywal miał na skrzydle zbyt dużo czasu i miejsca na dokładny dorzut. To jednak oczywiste, że u Kuby są braki w grze defensywnej. Wszystkiego może się jeszcze nauczyć.
Natomiast w meczu z Brentford Kamiński wystąpił już na nominalnej dla siebie pozycji lewoskrzydłowego i zdobył nawet pierwszego gola dla nowej drużyny.
Trudno się jednak spodziewać, by były gracz Lecha w szybkim tempie zawojował Bundesligę. Trzeba dać mu czas. Musi się przystosować do fizycznych wymogów ligi, poznać jej specyfikę, a na końcu okazać się po prostym lepszym od konkurentów. A tych w Wolfsburgu mu nie brakuje, bo “Wilki” mają na ten moment najobszerniejszą kadrę w całej lidze. Na liście figuruje aż 36 nazwisk i kilku piłkarzy będzie musiało odejść z klubu. Przed Kubą trudne, ale nie niewykonalne zadanie. Wszystko w jego głowie i nogach.
Marcin Kamiński był filarem defensywy Schalke w minionym sezonie, bez względu na to, czy Schalke grało na trzech, czy na czterech środkowych obrońców. Ale po sezonie pojawiła się informacja, że klub nie wiąże z Marcinem przyszłości na pierwszoligowym poziomie. Tymczasem “Kamyk” grywa w sparingach i to całkiem regularnie. Wiele wskazuje na to, że będzie bardzo blisko podstawowego składu. Frank Kramer, czyli nowy trener Schalke, ma korzystać przede wszystkim z systemów bazujących na dwóch środkowych obrońcach, a to oznacza, że Marcin musi się nastawić na rywalizację z Mariusem Lode, Malikiem Thiawem i Leo Greimlem. Ktoś z tej czwórki będzie partnerem doświadczonego Mayi Yoshidy, pozyskanego z Sampdorii.
Thiaw uchodzi za dużego kalibru talent i to on wydaje się być faworytem do uzupełnienia pary z Japończykiem, ale jeśli pojawi się odpowiednio wysoka oferta, może jeszcze w tym oknie wyfrunąć z klubu. Greiml zaś dopiero co dołączył do klubu i musi się przyzwyczaić do nowych realiów. Z całej czwórki ma chyba najmniejsze szanse na regularną grę, przynajmniej na początku sezonu, bo niewiele grał w sparingach ze względu na rehabilitację po ciężkiej kontuzji kolana. Za Marcinem przemawia doświadczenie, piłkarz zna smak 1. Bundesligi i jako jedyny środkowy obrońca Schalke posiada wiodącą lewą nogę. Wadą zaś jest jego motoryka. Nawet w 2. Bundeslidze było widać, że ma na tym tle trochę braków, a ponieważ Yoshida też nie uchodzi za najszybszego gracza, takie zestawienie środkowych obrońców może być dla Kramera zbyt ryzykowne.
Do drugiej kategorii zaliczę także Bartosza Białka, choć na pierwszy rzut oka jego sytuacja nie wygląda zbyt dobrze, zwłaszcza w obliczu bardzo licznej konkurencji. Lekkim optymizmem może jednak napawać fakt, że chcący się pozbywać kolejnych zawodników z przesadnie licznej kadry Wolfsburg, nie ma zamiaru nikomu Białka oddawać. W niemieckiej prasie pojawiły się ostatnio informacje o zainteresowaniu Bartkiem ze strony wielu klubów. Faktem jest (sprawdzone u źródła), że Bartek ma oferty z 1. i 2. Bundesligi, a także spoza granic Niemiec, ale w Wolfsburgu nie chcą na razie słyszeć o jego odejściu. Widzą w nim piłkarza o profilu klasycznej “dziewiątki”, który ma być dublerem dla Lukasa Nmechy. Oczywiście, są jeszcze Jonas Wind, Max Kruse czy Luca Waldschmidt, nie są oni jednak przez Wolfsburg definiowani jako typowi napastnicy. Niko Kovac widzi ich raczej grających w roli “podwieszonych”. Chorwat bardzo ciepło wypowiada się o Białku i choć podkreśla, że to Nmecha jest jego pierwszym wyborem, natychmiast dodaje, że sytuacja może się bardzo szybko zmienić. To może dawać Bartkowi nadzieję, że już od pierwszych kolejek będzie łapał minuty na boisku. Jeśli jednak je dostanie, musi próbować wyciskać z nich każdorazowo wszystko, co się da.

Marne szanse

Marcel Lotka przeniósł się tego lata z Herthy do BVB. Perspektyw na grę w najbliższym czasie oczywiście nie ma, ale fakt, że w końcówce sezonu był podstawowym bramkarzem berlińczyków i w kilku meczach pokazał się z dobrej strony, zdecydowanie poprawił jego notowania. Na ten moment Lotka jest w Borussii golkiperem numer trzy. Najprawdopodobniej będzie grywał w trzecioligowych rezerwach, konkurując o miejsce między słupkami z Lucą Unbehaunem. Docelowo ma jednak spore szanse na to, by przeskoczyć w hierarchii o jedno oczko w górę. Rezerwowym bramkarzem BVB ma być Alexander Meyer, przez ostatnie sezony podstawowy golkiper drugoligowego Jahna Regensburg. I choć Sebastian Kehl bardzo go wychwala, zachęcając się zwłaszcza jego grą nogami, na dłuższą metę nie jest to dla Lotki konkurent nie do przeskoczenia. A kiedy jesteś rezerwowym bramkarzem, musisz po prostu czekać na szansę od losu.
Trudna jest też sytuacja Tymka Puchacza. Tymek bierze udział w okresie przygotowawczym Unionu, grywa nawet w niektórych sparingach, choć nie w tym najważniejszym, ostatnim, z Nottingham Forest, bo zmagał się z urazem i kilka dni nie trenował. W rolę zmiennika Nico Giesselmanna, czyli podstawowego lewego wahadłowego Unionu, wcielił się Julian Ryerson. W Berlinie jednak wciąż najwyraźniej nie są w pełni przekonani do Puchacza i niewykluczone, że jeszcze przed końcem okna Polak znowu zmieni pracodawcę.
Union rozważał ponowny angaż dla Bastiana Oczipki, ten jednak zdecydował się na Arminię Bielefeld. Ponadto w Berlinie od dawna marzą o Philippie Maksie z PSV. Na razie jednak cena, jakiej oczekują Holendrzy, jest dla Unionu zbyt wysoka (mówi się o 5 mln euro). Jeśli berlińczykom uda się dobić targu z PSV, wówczas dla Puchacza nie będzie miejsca w kadrze. Tak czy inaczej, widoki na regularną grę w Bundeslidze w tym sezonie są dla Tymka bardzo kiepskie.

Przeczytaj również