Niemiecki impas. Timo Werner chce odejść z RB Lipsk, ale nikt nie chce Timo Wernera

Niemiecki impas. Timo Werner chce odejść z Lipska, ale nikt nie chce Timo Wernera
Bukharev Oleg / shutterstock.com
Niemcy od lat słyną z doskonałej piłkarsko kadry. Nasi zachodni sąsiedzi od zawsze płynnie przeprowadzali zmianę pokoleniową, dzięki czemu „die Mannschaft” w 2019 roku są wciąż tak samo groźni jak 10, 20 czy 30 lat temu. Perfekcyjna maszyna od dłuższego czasu ma jednak rysę, która niepokojąco zaczyna się powiększać i sprawia, że doskonały niedawno organizm zaczyna rdzewieć. Tą rysą jest brak klasowego napastnika, na którego namaszczono snajpera RB Lipsk - Timo Wernera.
Pochodzącemu ze Stuttgartu napastnikowi nie można odmówić talentu i umiejętności. Sezon 2018/19 zakończył z doskonałym bilansem 16 bramek i aż 9 asyst w 30 meczach. Jeszcze pod koniec rozgrywek włodarze RB Lipsk zacierali ręce z radości, licząc wirtualne pieniądze za przyszły transfer młodego Niemca.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tymczasem 65 milionów euro, na które wyceniany jest napastnik, prawdopodobnie nigdy nie wpłynie do klubowej kasy. Kolejka po 23-latka, w której przed chwilą panował niesłychany ścisk, nagle opustoszała i nie ma w niej żadnego żywego ducha. Co dalej z Timo Wernerem?

Napastnik nr 1, bo... innych nie ma

Kiedyś Niemcy mieli ogromną siłę rażenia w ataku. Miroslav Klose, Lukas Podolski, Mario Gomez, Kevin Kuranyi czy nieszczęsny dla nas Oliver Neuville... Tymczasem po zakończeniu reprezentacyjnych karier przez pierwszą trójkę (Klose skończył w ogóle z graniem w piłkę) w kadrze zapanowała ofensywna pustka.
Przez długi czas Niemcy prowadzili swój zespół na model hiszpański - albo bez napastnika, albo z fałszywą „dziewiątką”, którą zazwyczaj obsadzał Götze, Reus lub Muller. Cała trójca na pewno wiele wnosi do gry w ataku, ale żadnego z nich z całą pewnością nie można nazwać snajperem.
W całym kraju (i nie tylko) szukano kogoś, kto wypełni powstałą lukę. Próbowano więc zawodników pokroju Maxa Kruse, Sandro Wagnera czy nawet ligowych przeciętniaków jak Lars Stindl czy Nils Petersen. Bez żadnych efektów.
Póki Niemcy wygrywali, nikt nie widział większego problemu. Jednak katastrofalny mundial w Rosji sprawił, że za naszą zachodnią granicą zaczęto problem napastników traktować bardzo poważnie.
Joachim Löw miał do wyboru 3 opcje:

- dalej wałkujemy grę bez nominalnych atakujących

- czekamy, aż magicznie znikąd pojawią się młode talenty

- odważnie i konsekwentnie stawiamy na Timo Wernera i zapominamy o jego beznadziejnej grze na rosyjskim czempionacie
Ostatecznie postawiono na opcję numer 3. Czy dobrze? Trudno powiedzieć. Wybrano mniejsze zło, bo od czasu mistrzostw napastnik RB Lipsk zagrał 8 spotkań, zdobywając 2 bramki. W tym jedną z Estonią…

„Młody talent”

Jak widać okazuje się, że nie tylko w Polsce są zawodnicy 23-letni określani mianem „jeszcze młodych talentów”. Sytuacja Wernera mocno przypomina naszego Piotra Zielińskiego, któremu w klubie idzie wyśmienicie, jednak nie przekłada tego potencjału na kadrę (z wyłączeniem ostatniego meczu z Izraelem).
Fakt faktem Timo ma jeszcze czas na zabłyśnięcie w reprezentacji. Zresztą jego bilans w koszulce z czarnym orłem nie jest na pewno powodem do wstydu: 10 goli w 25 spotkaniach. Zapewne dlatego Niemcy uparcie wystawiają go w pierwszej jedenastce. Stosunkowo młody, całkiem skuteczny - z braku konkurencji na obecną chwilę jest na pewno najlepszym wyborem.
Zostawmy już reprezentację naszych sąsiadów i skupmy się na samym napastniku i jego sytuacji klubowej. A ta wydaje się coraz mniej ciekawa.
Timo Werner nie chce grać dłużej w drużynie z Lipska. Nie przedłużył wygasającego za rok kontraktu i uparcie szuka nowego zespołu na przyszły sezon. Ralf Rangnick nie jest zadowolony z rozwoju sytuacji tym bardziej, że w momencie gdy pogodził się już ze stratą swojej gwiazdy okazało się, że do klubu nie wpłynęły żadne oferty za napastnika! Co dalej z młodym Niemcem?

Drugi Rabiot?

Jeszcze przed chwilą najlepszy strzelec RB był rozchwytywany na rynku transferowym jak ciepłe bułeczki w sobotni poranek. Zainteresowanie jego usługami wykazywały między innymi takie kluby jak Real Madryt, Bayern Monachium czy Liverpool.
Wystarczyło jednak mgnienie oka, aby włodarzom wyżej wymienionych możnych znudził się młody Niemiec, a ich łapczywe oczy skierowały się ku innym alternatywom. I w ten sposób klub z Madrytu pozyskał Lukę Jovića z Eintrachtu Frankfurt, Bayern Monachium zagiął parol na Leroya Sane (a do tego lubi rywalom podbierać piłkarzy po wypełnieniu kontraktu), a Liverpool po prostu stwierdził, że żadnej oferty składać nie będzie. Bez podania przyczyny.
W ten sposób trio Timo Werner-Ralf Rangnick-RB Lipsk stanęło w kontekście następnego sezonu. Pierwszy nie chce grać dla klubu, drugi chce mieć skutecznego napastnika, a sam klub i jego otoczenie chciałoby, aby 23-latek został klubową legendą. Co by się nie stało, ktoś z tej trójki na pewno będzie niezadowolony. A w perspektywie jest jeszcze Julian Nagelsmann, czyli nowy szkoleniowiec "Byków", który rozpocznie pracę w klubie od lipca, więc nie wiadomo jeszcze, jaki ma pomysł na topowego napastnika.
Warto przypomnieć, że byli już tacy co stawiali się swojemu klubowi i odmawiali przedłużania kontraktu, co nie kończyło się dla nich za dobrze. Oczywiście, każdego pracownika i pracodawcę wiąże długość umowy tak samo na boisku, jak i w normalnym życiu i nikogo nie można siłą zmusić do dalszej współpracy. Jednakże trzeba też zrozumieć klubowych trenerów, którzy nie chcą na murawę wpuszczać zawodnika, który lada moment i tak opuści klub. Widzimy to choćby w przypadku Rabiota w Paryżu.

Werner to nie Lewandowski

Timo Werner głośnymi oświadczeniami o chęci zmiany otoczenia raczej nie ułatwi sobie życia w Lipsku. Oczywiście okno transferowe trwać będzie mnóstwo czasu, więc być może jakieś oferty się pojawią. Pytanie, czy będą wtedy satysfakcjonować klub i samego gracza?
Swego czasu Robert Lewandowski wykazywał podobne tendencje, kiedy polskim napastnikiem zainteresowanie wyrażał Real Madryt. Jednakże tu sytuacja była bardziej skomplikowana, ponieważ Bawarczycy są od swojego atakującego mocno uzależnieni.
Sprzedaż „Lewego” wymagałaby kupna jego zastępcy (zapewne w okolicach 100 milionów euro), a przecież nigdy nie wiadomo czy jego następca prezentowałby w Monachium podobny poziom.
Tymczasem RB Lipsk oczywiście musiałoby uzupełnić lukę w składzie po stracie Wernera, jednakże nie jest on w klubie piłkarzem nie do zastąpienia. Oczywiście, jest bardzo ważny, ale nie nietykalny. W klubie sponsorowanym przez Red Bulla jest jeszcze 2 dobrych napastników- skuteczny Yussuf Poulsen i młodziutki Matheus Cunha, a poza tym nikt po sprzedaży Niemca nie zmieniałby na hurra polityki transferowej.

Szczypta cierpliwości i pokory

Z niewolnika nie ma pracownika. Każdy zna tę maksymę i wie, że w realnym życiu działa ona zawsze i niezależnie od dziedziny. Oby Niemiec też ją znał, bo w jego przypadku siedzenie na ławce przez najbliższy rok może bardzo negatywnie wpłynąć na jego karierę.
Skoro podpisał kontrakt na taki, a nie inny okres, powinien go respektować. Bo to nie klub próbuje go zniewolić, tylko on sam robi problemy klubowi. Bo można negocjować bez ciągłego rozpowiadania na lewo i prawo o byciu niezadowolonym w bieżącym miejscu pracy. Pieniądz lubi ciszę - i im głośniej się o czymś mówi, tym zazwyczaj dalej do spełnienia tego celu.
Adrian Jankowski
Redakcja meczyki.pl
Adrian Jankowski24 Jun 2019 · 16:50
Źródło: własne

Przeczytaj również