Niepewny Solskjaer, zmarnowane okienko i blamaże. “Czerwone Diabły” ciągle nie potrafią wyrwać się z piekła

Niepewny Solskjaer, zmarnowane okienko i blamaże. “Czerwone Diabły” ciągle nie potrafią wyrwać się z piekła
CosminIftode/Shutterstock
Bałagan, obłęd, stajnia Augiasza. Jeden z najpopularniejszych, najbogatszych, najbardziej do tej pory podziwianych klubów jest źle zarządzany i szybko gubi pozycję zarówno w kraju, jak i na świecie. Najgorsze, że Manchester United popełnia te same błędy i traci wszystkie narzędzia niezbędne do tego, by w końcu otrząsnąć się z marazmu.
Ludowy przesąd mówi, że stłuczenie lustra oznacza siedem lat nieszczęść. Właśnie tyle trwa kryzys Manchesteru United i oczekiwanie na ponowny mistrzowski tytuł, od kiedy sir Alex Ferguson zabrał wszystkie rzeczy z gabinetu w kompleksie budynków przy Matt Busby Way. Mało kto jest dziś zaskoczony, gdy “Czerwone Diabły” zawodzą. Rzadko ktoś uważa ekipę z Old Trafford za pretendenta do najwyższych nagród. To skala spadku o kilka poziomów w porównaniu do tego, gdzie United było w ostatnim roku kadencji legendarnego Szkota. Spróbujmy jednak ten kontekst poszerzyć o detale.
Dalsza część tekstu pod wideo

Cavani kołem ratunkowym

Nieco ponad 24 godziny po upokorzeniu na własnym stadionie przez Tottenham, kontrakt z klubem z czerwonej części Manchesteru podpisał Edinson Cavani. To oczywiście wciąż skuteczny, ambitny i sprawny zawodnik, ale raczej ze statusem “krótkoterminowego najemnika” o ograniczonym potencjale. Przybył za darmo, chociaż bez wątpienia całkiem nieźle zarobi. W Manchesterze mają nadzieję, że wraz z jego przybyciem poprawi się forma całej drużyny, a Urugwajczyk odniesie podobny sukces jak Zlatan Ibrahimović. Umówmy się, mało kto w to wierzy.
Niemniej jednak, jest coś niepokojącego z jednej strony i oszałamiającego z drugiej, że tak wielki klub podpisał kontrakt z niechcianym, finansowo bardzo wymagającym graczem w ostatnich godzinach trwania okienka transferowego, do którego United miało szansę przygotować się lepiej niż zwykle. Dlaczego? Są trzy główne powody.
  • trzymiesięczny lockdown, idealny czas na rozpuszczenie wici, na penetrację rynku transferowego
  • załamanie się finansów wielu drużyn, moment na wykupywanie gwiazd z teamów będących pod kreską
  • wydłużone do 10 tygodni okienko, dające doskonałą okazję, aby elastycznie przechodzić z planu A, do planu B, rotować celami transferowymi, dynamicznie reagować trzymając jednocześnie rękę na pulsie
Zabrakło nie tylko zimnej krwi, ale też wyznaczenia kierunku, dokąd statek ma płynąć. Cóż, nie popłynął. Utknął na mieliźnie.
Dyrektorzy Manchesteru nie mają kompletnie nic na swoje usprawiedliwienie. Nie mogą wskazywać na problemy z płynnością w kasie z powodu pandemii, bo w ciągu ostatnich pięciu lat ich wydatki netto przekroczyły 500 milionów euro, a i tak kwota ta została pobita przez rywali zza miedzy. Problem wielu klubów, które mają olbrzymie zasoby, polega na tym, że wyrzucają te pieniądze w błoto. United, podobnie zresztą jak Barcelona, zajmuje w tej dyscyplinie czołowe miejsca.

Zakupowe wpadki

Tak wiele razy na Old Trafford chybili z transferami, że mogą uchodzić za specjalistów w tej dziedzinie. Z kim przestrzelili? To choćby Angel Di Maria, Memphis Depay, Alexis Sanchez, Fred czy nawet Paul Pogba, chociaż Francuz miał okresy genialnej gry. Ale czy jego całokształt twórczości obroni wydanie 105 milionów euro? W żadnym wypadku nie wygląda to na dobry stosunek jakości do ceny. Nawet reprezentanci Anglii Harry Maguire oraz Aaron Wan-Bissaka to raczej ekstrawaganckie i sporo przepłacone nabytki.
Od odejścia Fergusona klub wydał prawie miliard euro na graczy, odzyskując przy tym niewiele ponad 300 milionów. Przychodząc do czerwonej części Manchesteru, czołowe nazwiska niezmiennie tracą na wartości. Ich pobyt tutaj to nieoczekiwany dołek formy, a po odejściu ponownie błyszczą talentem. Odzyskują dawną świeżość, nadrabiają liczby ze straconych sezonów w koszulce “Czerwonych Diabłów”. Najnowsze przykłady to właśnie Depay, dzięki któremu Lyon był objawieniem zeszłej edycji Ligi Mistrzów, Romelu Lukaku, bez którego Inter nie funkcjonuje czy nawet Chris Smalling, uwielbiany przez fanów Romy.

Reszta nie jest ślepa, obserwuje, co się dzieje w Manchesterze. Gwiazdy coraz rzadziej obierają ten kierunek, coraz częściej żądają gwarancji gry i lukratywnych kontraktów. Traktują 20-krotnego mistrza Anglii jak dojną krowę. Rekrutacja stała się więc dla United ogromnym problemem. Niekompetentni dyrektorzy sportowi tańczą w rytm niekompetentnych właścicieli, podczas gdy niedoświadczony trener próbuje poskładać puzzle z porozrzucanych i niekompletnych kawałków.
Wielu zrzuca winę właśnie na Norwega, ale niezależnie od opinii na jego temat, został on rzucony pod nadjeżdżający autobus. Solskjaer bardzo dobrze wyartykułował potrzeby przed rozpoczęciem sezonu, jednak kierownictwo nie potrafiło spełnić jego próśb. Chciał Jadona Sancho, lecz asertywna postawa Borussii Dortmund wpędziła United w chaos. Na Old Trafford do końca wierzyli, że angielskiego skrzydłowego uda się ściągnąć, nie zostawiając sobie żadnej alternatywy.
Solskjaer potrzebował również lewego obrońcy. Do transferu Alexa Tellesa z Porto doszło dopiero ostatniego dnia okienka, bo wcześniej Sergio Reguilon ostatecznie dołączył do Tottenhamu Jose Mourinho. Na liście widniał też napastnik i środkowy obrońca. Szkoleniowiec zapewne wiedział, że klubowy skarbiec to nie studnia bez dna, chociaż mógł argumentować, że porządny stoper powinien być priorytetem nawet ponad kupnem Sancho. Zwłaszcza przy dotychczasowej dyspozycji Maguire’a, Victora Lindelofa i Erica Bailly’ego. Zamiast tego przyszedł Donny van de Beek, świetny piłkarz, ale dublujący pozycję nieschodzącego poniżej poziomu Bruno Fernandesa oraz trzydziestokilkuletni napastnik z bogatą historią kontuzji. Żal tyłek ściska. To okienko to kompletne nieporozumienie.

Ole na kole. Jak długo?

Ale zrzucanie całej winy na indolencję transferową byłoby zbytnim spłyceniem tematu. To nie przez brak Sancho przegrywa się 1:6 ze Spurs. Również i z takim duetem stoperów można było osiągnąć coś więcej niż 1:3 z Crystal Palace. To naturalne, że w przypadku kiepskich wyników oczy wędrują w kierunku osoby trenera. Mówi się, że poziom sesji treningowych u Solskjaera nie odstaje od innych, ale są też tacy, którzy patrzą na wyniki Norwega w Molde i Cardiff i zastanawiają się, czy trzecie miejsce w poprzednim sezonie to przypadkiem nie jego sufit możliwości.
Tym bardziej, że na Old Trafford pojawiło się ostatnio widmo Mauricio Pochettino. I chociaż oficjele wciąż publicznie wyrażają zaufanie dla obecnego trenera, bo nie zapomina mu się wywalczenia miejsca na podium w sytuacji, gdy stracono nadzieję na miejsce w LM, to dobrze poinformowane źródła twierdzą, że jeśli nie nastąpi poprawa, telefon Argentyńczyka rozgrzeje się na dobre.
Ostatecznym wyznacznikiem ma być Liga Mistrzów. Sezon 2018/19 stanowił jedynie przetarcie dla Solskjaera. Wówczas jako menedżer tymczasowy szczęśliwie awansował do ćwierćfinału dzięki skutecznej jedenastce w końcówce meczu z PSG, ale już z Barceloną jego drużyna została rozbita w pył. Tym razem nieuniknioną konsekwencją starcia z ekipami na poziomie PSG (znowu!) i RB Lipsk będzie egzamin dojrzałości dla młodych graczy, takich jak Mason Greenwood, Marcus Rashford czy Wan-Bissaka oraz crash-test dla Solskjaera. Jeśli “Diabły” nie przetrwają tego zderzenia, pewnie jeszcze przed świętami kibice Manchesteru United zobaczą na ławce nowego menedżera.

Przeczytaj również