Nieudany eksperyment Barcelony. To można było przewidzieć. "Wyglądał jak ciało obce. Nikt po nim nie zapłacze"

Nieudany eksperyment Barcelony. To można było przewidzieć. "Wyglądał jak ciało obce. Nikt po nim nie zapłacze"
Meng Dingbo / Xinhua / PressFocus
Po niezłym początku Adamy Traore w Barcelonie wydawało się, że silny skrzydłowy może być wartościowym wzmocnieniem zespołu “Blaugrany”. Nic z tego. Kończy się wypożyczenie 26-latka z Wolverhampton i wszystko wskazuje na jego pożegnanie z Camp Nou. Trudno się temu dziwić.
Adama Traore nie zbawił Barcelony i klub raczej nie ma powodów, by wykupywać go z Wolverhampton, szczególnie z uwagi na finansowe kłopoty i inne priorytety transferowe. Zaskoczenie? Ależ skąd. Bo właściwie czemu miałby zostać zatrzymany w drużynie? Jego wymarzony powrót do klubu, w którym stawiał pierwsze futbolowe kroki, okazał się klapą. O tym, że tak się to skończy, wiedział chyba każdy fan Premier League. Niemniej, “Blaugrana” postanowiła spróbować. Niestety, prawda jest taka, że Traore po prostu nie nadaje się do gry w barwach “Dumy Katalonii”, nawet w okresie jej trudnej odbudowy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Ewenement

Nawet jeżeli nie jesteście zaznajomieni z kadrą zespołów środka tabeli Premier League, to z pewnością kojarzyliście Adamę Traorę jeszcze przed jego przenosinami do Barcelony. Hiszpan był przecież prawdziwym hitem internetu. Potężna, nadnaturalna wręcz budowa, niesamowita szybkość i fakt, że smarowano 26-latka dziecięcym olejkiem, żeby utrudnić defensorom rywali zatrzymanie go, sprawiły, że stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych piłkarskich postaci na Wyspach.
Niesamowicie rzucał się w oczy, wielu kibicom imponowała jego bezpośredniość oraz widowiskowy, prosty styl gry. Stanowił swego rodzaju ewenement. Z uwagi na swoją fizyczność to wręcz wybryk natury. Szybki, silny, niesamowicie trudny do powalenia. Tego typu piłkarz to absolutny wyjątek. Problem w tym, że właśnie wymienione zostały wszystkie atuty 26-latka. Bo jeśli chodzi o piłkarski repertuar Adama Traore wygląda już znacznie słabiej.
Przez trzy i pół sezonu występów w Wolverhampton strzelił zaledwie osiem ligowych goli, dorzucając do tego 13 asyst. Jak na skrzydłowego to wynik bardzo przeciętny (choć należy pamiętać, że Nuno Espirito Santo ustawiał go czasem na wahadle). Warto też zaznaczyć, że połowę dorobku bramkowego i prawie 2/3 finalnych podań zanotował w kampanii 2019/20. Ostatnie półtora roku przed powrotem na Półwysep Iberyjski w jego wykonaniu to 64 występy i udział w - uwaga - sześciu trafieniach.
Jak więc łatwo się domyślić, cały hype wokół jego osoby to nie efekt świetnej postawy na murawie, a po prostu tego, że jest niebywałą ciekawostką. Tak, to piłkarz wyjątkowy, na swój sposób unikalny, lecz kompletnie nieprzygotowany do gry w takim zespole, jak “Barca” Xaviego Hernandeza.

“Prosty” zawodnik

Przybycie legendy Barcelony na Camp Nou w roli trenera miało zwiastować powrót stylu, który przyniósł ekipie z Katalonii wielkie sukcesy. Skoro Xavi chciał grać w duchu “tiki-taki”, to ściągnięcie Adamy stanowiło ogromne zaskoczenie. To bowiem piłkarz “surowy”, “prosty” i bardzo schematyczny. Zupełnie nieprzystosowany do gry w zespole dążącym do dominowania rywali.
Nieprzypadkowo znalazł uznanie w oczach Nuno Espirito Santo. Portugalski szkoleniowiec proponował na Molineux futbol oparty na szybkich kontratakach. Do tego Adama pasował idealnie. Z taką szybkością potrafił napędzić każdą akcję. Czasami gra zespołu przypominała założenie “oddaj do niego, może coś zrobi”. Jeśli piłkę posłano za plecy obrońców, wyprzedzał ich bez problemu. Jeśli trzeba było pędzić z futbolówką do przodu, nawet pomiędzy przeciwnikami, jego dynamika i siła załatwiały sprawę.
Nie bez powodu od sezonu 2018/19 plasuje się w pierwszej dwójce Premier League, jeżeli chodzi o liczbę skutecznych dryblingów na 90 minut gry (dane według portalu “FotMob”). Pod tym względem w lidze angielskiej może równać się z nim tylko Allan Saint-Maximin. Problem w tym, że jeśli słysząc “drybling”, myślicie o efektownej akcji w stylu Leo Messiego, to się rozczarujecie. Traore proponuje zdecydowanie prostsze rozwiązania.
W jego przypadku drybling oznacza po prostu puszczenie piłki obok rywala i obiegnięcie go. Nie ma tutaj zbytniej finezji, tylko wykorzystanie fenomenalnych warunków fizycznych. Proste środki. Hiszpan byłby idealnym skrzydłowym jeszcze kilka dekad temu, gdy na tej pozycji główne zadanie stanowiło zrobienie sobie miejsca na skrzydle i wrzutka (choć w tym elemencie również lekko niedomaga). Jeśli ma przestrzeń do wykorzystania, to nie ma wątpliwości - będzie efektywny. Ale w Barcelonie nie mógł na to liczyć.
Nietypowa, niesamowita wręcz charakterystyka Adamy sprawia, że mógłby być świetnym zadaniowcem. Jego wielkim entuzjastą jest podobno Antonio Conte. Włoch chciał go podobno i w Chelsea, i w Tottenhamie. To jednak mistrz wyciskania 110% z piłkarzy przeciętnych. Widział ponoć w nim idealne rozwiązanie na pozycji wahadłowego. Chciał piłkarza dynamicznego, wybieganego, którego zamknąłby w jasno określonych ramach i dał mu jasno sprecyzowane zadania.
Właśnie w takiej roli wychowanek “Blaugrany” ma potencjał. W zespole grającym z kontry, gdzie mógłby wykorzystywać swe największe zalety. Tymczasem w “Barcy”, cierpliwie konstruującej ataki pozycyjne, wyeksponowane zostały jego największe braki - słaba decyzyjność, schematyczność i chaotyczność.

Niewypał

Co ciekawe, zimowy start Traore w Barcelonie okazał się zaskakująco udany. Jego ponowny debiut w starciu z Atletico Madryt przyniósł asystę. Drugi mecz, przeciwko Espanyolowi? Znowu wypracowana bramka. W lutym zaliczył łącznie cztery finalne podania. I tyle.
Dlaczego miał tak zaskakująco udane wejście? Trudno stwierdzić. Po obiecującym pierwszym miesiącu na Camp Nou wrócił jednak stary, dobrze znany z boisk Premier League Traore. Przewidywalny, schematyczny. Piłka obok rywala, podciągnięcie do przodu, oddanie do najbliższego lub wrzutka. I tak w kółko. W Barcelonie to nie mogło zadziałać.
Stosunkowo szybko stało się więc jasne, że jego wymarzony powrót do Katalonii okazał się niewypałem. Wyglądał jak ciało obce. Frustrował, nie wnosił do gry zespołu właściwie nic. Szybko został przyspawany do ławki rezerwowych przez odradzającego się Ousmane’a Dembele. Od lutego zaliczył tylko pięć występów w podstawowym składzie (z tego trzy w Lidze Europy). W międzyczasie dorzucił osiem wejść z ławki. Nikt nawet nie polemizował z wyborami Xaviego - wszyscy wiedzieli, że są one w pełni uzasadnione.
Nikt więc nie będzie płakał po wychowanku. Opcja wykupu za 30 milionów euro wygląda wręcz absurdalnie, bo to cena szalenie wysoka jak na piłkarza z sufitem Adamy. Jego przygodę na Camp Nou idelanie podsumował pożegnalny występ z Villarrealem, w którym zawalił gola. Kompletnie nieprzemyślane wybicie w sam środek pola karnego sprezentowało trafienie Moi Gomezowi. Tak właśnie wyglądał ostatni chyba kontakt Adamy z piłką w barwach “Dumy Katalonii”. Zakończenie dobrze obrazujące, jak nieudanym okazał się eksperymentem.
Nie bez powodu Traore grał ostatnio w Aston Villi, Middlesbrough i Wolverhampton. To nie jest piłkarz na wielkie granie. No, ewentualnie we wspomnianej roli zadaniowca. Ale na taką w “Barcy” liczyć nie mógł. Duże nadzieje zostały szybko zweryfikowane. Boisko pod tym względem jest bezlitosne. Adamę w Barcelonie żegnają bez żalu i pretensji. I zaskoczenia, bo jeśli oglądało się go regularnie w Anglii, trudno było oczekiwać fajerwerków.

Przeczytaj również