No Rashford - no party. Manchester United znalazł nowego lidera i... już musi radzić sobie bez niego

No Rashford - no party. United znalazło nowego lidera i... już musi radzić sobie bez niego
MDI / Shutterstock.com
Od dłuższego czasu w kontekście problemów Manchesteru United zwracano uwagę głównie na jeden fakt. Drużynie z Old Trafford brakowało prawdziwego lidera. Nie było materiału na piłkarza, który mógłby wejść w buty zawodników słynnej „Class of ‘92”, Wayne’a Rooneya czy Cristiano Ronaldo.
W tym sezonie pojawił się jednak kandydat do tego miana, który wziął ciężar gry drużyny na swoje plecy. Obecna kampania upływa pod znakiem progresu Marcusa Rashforda. Teraz jednak drużynie wyrwała go kontuzja. Jak mówią pierwsze prognozy – na dwa lub nawet trzy miesiące.
Dalsza część tekstu pod wideo
Z młodym wciąż Anglikiem wiązano duże nadzieje właściwie od jego fenomenalnego początku przygody z zawodową piłką. Wychowanek United już od pierwszego występu sprawiał wrażenie kogoś „więcej”.
Zaliczył wejście, niczym Federico Macheda, ale się nie zatrzymał. Pisze historię, która wydawała się obiecana młodemu Włochowi. Dziś ma 22 lata, niedawno zaliczył 200. występ w barwach „Czerwonych Diabłów”, a jego statystyki są lepsze, niż Cristiano Ronaldo na analogicznym etapie kariery.
Stwierdzenie, że Rashford będzie wielkim piłkarzem nie jest niczym dziwnym. I chociaż wciąż wiele może się zmienić, to wydaje się, że mówiąc to dzisiaj, nie pomylimy się.
Na skrzydłowego spadł jednak poważny cios. Podwójne zmęczeniowe pęknięcie kości pleców, które było efektem pogłębienia się urazu podczas niedawnego pucharowego starcia z Wolverhampton Wanderers oznacza, że czeka go długi okres przerwy od futbolu. Tym samym United ma ogromny problem. Ekipa została pozbawiona swojego największego atutu. Człowieka, który bardzo często niesie ją na swoich barkach.

Promyk nadziei w morzu marazmu

Drużynie z Old Trafford jest daleko do dyspozycji, o jakiej marzą kibice. Kadra United została latem osłabiona. Dziur, zwłaszcza w środku pomocy, nie załatano, a rolę zastępstw na niektórych pozycjach pełnią młodzi gracze z rezerw, jak Mason Greenwood czy Brandon Williams.
Podopieczni Ole Gunnara Solskjæra, jak zresztą sam o tym mówi, zaliczają liczne „wzloty i upadki”. Potrafili ograć w ciągu kilku dni Tottenham i Manchester City, aby niedługo potem przegrać z okupującym wówczas dno ligowej tabeli Watfordem. Są jedynym zespołem, który zdołał urwać ligowe punkty Liverpoolowi, a mimo tego po 23 kolejkach tracą do niego aż 30 oczek (i to po rozegraniu jednego meczu więcej). Dla porównania – w sezonie 20117/18 przegrali z Manchesterem City tytuł o 19 punktów. Wtedy uznano to za deklasację.
„Czerwone Diabły” są drużyną kompletnie nieprzewidywalną. Nigdy nie wiadomo, jaką pokażą twarz i często tyczy się to również indywidualnej postawy piłkarzy. Trudno polegać na Anthonym Martialu czy Danielu Jamesie, którzy często potrafią być kompletnie niewidoczni. Marcus Rashford stanowi jednak wyjątek. Anglik jest odporny na wahania formy zespołu.
Już na tym etapie rozgrywek osiągnął najlepszy wynik strzelecki w przekroju jednego sezonu. W samej Premier League trafił już 14-krotnie – nigdy nie udało mu się strzelić tylu goli w jednej kampanii - licząc łącznie wszystkie rozgrywki! Nie dziwota więc, że bije od niego niesamowita pewność siebie.
Po ofensywnym zawodniku United widać ogromną wiarę we własne umiejętności. Z tym że, w porównaniu do poprzednich lat, daje ona efekty. Wcześniej duża część jego indywidualnych akcji kończyła się nielogicznymi decyzjami, często zdarzało mu się przekombinować.
Ostatnie kilka miesięcy pokazuje jednak, że za umiejętnościami zaczęła podążać głowa. Teraz drużyna z Manchesteru zbiera tego owoce.

W końcu znaleźli lidera

Bezdyskusyjnie najlepszym piłkarzem United jest Paul Pogba. To właściwie jedyny gracz klasy światowej w kadrze. Oczywiście, potrafi on pociągnąć zespół, ale potrzebuje wsparcia. Widać, że postawa kolegów mocno odbija się również na jego dyspozycji – wszak to rozgrywający, komuś piłki musi dogrywać. Do tego styl gry Francuza sprawia, że potrzebuje asekuracji, bo atakując z głębi pola często zostawia dziury.
Piłkarsko ma wszystko, aby być „opoką”, ale wydaje się, że czegoś mu brakuje w innych sferach. Może to kwestia odpowiedzialności na boisku, może głowy, niebezpodstawne są też zarzuty, co do jego regularności. Stanowi absolutnie kluczowe ogniwo dla postawy zespołu, ale czy naprawdę można zaufać mu, że będzie w stanie stale ciągnąc kolegów za uszy, nawet gdy grają przysłowiowy „piach”? Niekoniecznie. Za to w tę rolę może wejść właśnie Rashford.
Młody wciąż zawodnik cztery lata temu zaliczył bajkowe wejście do dorosłej piłki. Do składu na mecz Ligi Europy z Midtjylland wszedł jakby znikąd i... od razu strzelił dwa gole. W kolejnym meczu, z Arsenalem, historia się powtórzyła. Trafiał przeciw wszystkim rywalom z „Top Six”, sięgnął po Ligę Europy, Puchar Anglii i Puchar Ligi Angielskiej, zagrał na Euro i mundialu .
Anglik od początku swojej przygody z pierwszą drużyną United prezentował podobny poziom. Był jednym z wielu piłkarzy ofensywnych, strzelał około 10 goli w sezonie, a chociaż grał wiele, nie stanowił kluczowego ogniwa dla „Czerwonych Diabłów”. Progres - tak, ale nieregularny, kosmetyczny. Niezależnie, czy występował na szpicy, czy na skrzydle, to nie o jego osobę opierały się ataki ekipy z czerwonej części Manchesteru.
Zawsze pełnił bardziej rolę „wsparcia”. Na początku obecnego sezonu, Jose Mourinho, jeszcze jako ekspert telewizyjny, wygłosił opinię, że 22-latek to gwarancja około 10-12 goli w sezonie. Powiedział, że nigdy nie będzie taśmowo trafiającą do siatki „dziewiątką”. I można powiedzieć, że połowicznie miał rację.
Jak się wydaje, pozycja napastnika w rzeczywistości nie stanowi optymalnego rozwiązania dla wychowanka United. Jego skuteczność w obecnych rozgrywkach zadała jednak kłam oczekiwaniom „The Special One”. „Rash” zagrał na nosie nie tylko swojemu byłemu menedżerowi, ale i wszystkim niedowiarkom, takim jak ja.
W czerwonych barwach trafiał w tym sezonie aż 19 razy. Jest więc na najlepszej drodze do tego, aby ponad dwukrotnie przebić liczbę bramek, którą przepowiedział mu Portugalczyk. Bez jego goli, ekipa z Old Trafford miałaby aż dziewięć oczek mniej w lidze. To klasyfikowało by ją nie na piątej, ale...dopiero czternastej lokacie.
Ustawienie w bocznej strefie boiska zdecydowanie mu pomaga. Dobrze czuje się atakując pole karne, świetnie spisuje się w pojedynkach jeden na jeden, skutecznie uderza z dystansu. Zamiana miejsc z Anthonym Martialem odpowiada również temu drugiemu. Francuz lepiej od niego spisuje się jako „ściana” do rozegrania i umie się doskonale obrócić z rywalem na plecach.

Poradzić sobie bez największej gwiazdy

Fenomenalną postawę Rashforda potwierdza porównanie jego statystyk z chociażby Cristiano Ronaldo z podobnego okresu kariery. Po 200 występach Anglik ma na koncie... 17 goli więcej niż Portugalczyk. I naprawdę można porównać go ze wczesnym Ronaldo z czasów gry w Manchesterze.
Bramkostrzelny skrzydłowy, być może i czasami zbytnio narwany. Bezczelny w wierze w swoje umiejętności, często bawiący się przy piłce. Najlepszy strzelec United raczy kibiców coraz to nowszymi efektownymi sztuczkami i, co najważniejsze, dają one coraz lepsze efekty. Ozdobą niedawnego starcia z Norwich było ogranie Todda Cantwella i Sama Byrama za pomocą popularnego „flip flapa”, jednego z ulubionych zwodów samego Ronaldinho.
Co jednak najbardziej przywodzi na myśl Cristiano, gdy patrzy się na popularnego „Rasha”? On naprawdę ciągnie drużynę. United zalicza najgorszy ligowy start od lat, a on ma swój najlepszy sezon. Piłkarze 20-krotnych mistrzów kraju mają problemy ze złamaniem defensywy rywali, tracą punkty w fatalnych okolicznościach, a on wciąż strzela. W ostatnich 24 występach dla klubu i reprezentacji trafiał 19 razy i do tego czterokrotnie asystował.
Wszędzie go pełno. Jasne, zdarzają się słabe występy, ale to tylko człowiek. Rashford to nie kosmiczny Mbappe, którego już teraz można stawiać u boku najlepszych zawodników na świecie. On dopiero wchodzi na poziom światowy, bo jego dyspozycję w ostatnich miesiącach tak należałoby określić.
Skoro nie jest robotem, to należy rozsądnie szafować jego siłami. Tego jednak nie zrobił trener. Wpuścił go na murawę podczas powtórzonego starcia FA Cup z „Wilkami”, pomimo świadomości, że jego piłkarz ma problemy zdrowotne.
Jak bowiem pisze się w angielskich mediach, 22-latek już od pewnego czasu starał się złagodzić bóle pleców urządzeniem emitującym ultradźwięki. Na łamach „Telegraph” przeczytamy nawet, że przed feralnym spotkaniem miał problemy z tym, aby usiąść.
Jak więc się wydaje, „Rasha” przeforsowano. Anglik wypada z gry na dwa – trzy miesiące. Czeka go walka o powrót do zdrowia, a potem o do formy. A jego klub? To będzie jeszcze większe wyzwanie. Stracili ogniwo, które pozwoliło niejednokrotnie wyrwać się z marazmu. I chociaż znaleźli swojego lidera niedawno, to na pewno odczują jego absencję. Sytuacja już była nieciekawa, a teraz stała się jeszcze gorsza.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również