Odbijali kolegom żony, bili się w pizzerii, jeździli po pijaku. Kiedyś FC Bayern przypominał dom wariatów

Odbijali kolegom żony, bili się w pizzerii, jeździli po pijaku. Kiedyś Bayern przypominał dom wariatów
Eurosport.de
Wydaje się, że czasy, kiedy w Bayernie pojawiały się nowe, ekstrawertyczne gwiazdy, a co za tym idzie gorące skandale, minęły bezpowrotnie. W Monachium dawno przywrócono ład i porządek, a każde nieporozumienia szybko wyjaśnia się w szatni. “Nigdy więcej FC Hollywood” mówi się teraz przy Saebener Strasse. Tu dobrze pamiętają największe ekscesy dawnych liderów zespołu.
Hasło “FC Hollywood” od początku nie kojarzyło się dobrze. Nawet jeśli miało współgrać z blichtrem i przepychem Bayernu, najbogatszego klubu i niemieckiej instytucji sportowej numer 1.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Wkurzyłem się, gdy zobaczyłem ten tytuł w gazecie - odtwarza sobie w pamięci Karl-Heinz Rummenigge, który w latach 90. pełnił funkcję wiceprezesa drużyny z Bawarii. - Ale z perspektywy czasu muszę przyznać, że redaktor miał rację. Mario Basler, Stefan Effenberg, Lothar Matthaeus, Andreas Herzog… To przypominało prostu Hollywood - przyznaje w wywiadzie dla “11freunde”.

“Słabi jak puste butelki!”

Taka łatka przykleiła się do Bawarczyków podczas chaotycznych dwóch kadencji Giovanniego Trapattoniego za sterami “Die Roten”. Włoch prowadził monachijczyków jak scenarzysta kolumbijskiej opery mydlanej. W szalony sposób walczył na wielu frontach. Co chwilę w szatni wybuchały konflikty, a słynny “Trap” pożary te próbował gasić benzyną. Symbolem tamtych wariackich czasów był “roast” szkoleniowca na konferencji prasowej w marcu 1998 roku. Przez ponad trzy minuty oskarżał swoich zawodników o nieprofesjonalizm (“są słabi jak puste butelki”), nakręcając się z każdym zdaniem, kalecząc przy tym język niemiecki w sposób niemożliwy.
- Dlaczego włoskie kluby nie kupują naszych graczy? Bo w ostatnim czasie grają fatalnie! Strunz?! Od dwóch lat nic nie gra! Ciągle kontuzjowany! - wrzeszczał Trapattoni. Ostatecznie odszedł wraz z końcem sezonu 1997/1998, ale zapis tej przedziwnej konferencji do dziś chętnie się powtarza w niemieckich stacjach telewizyjnych.

“Jestem Effenberg. Wypie***ać!”

Legendarnym miejsce spotkań “rozrywkowej grupy Bayernu” był lokal P1 w Monachium. Mityczna dyskoteka. Magnes dla pięknych i bogatych. A ponieważ do takich należą zawodowi piłkarze, gospodarze zawsze chętnie ich zapraszali, a oni, rzecz jasna, z rzadka, jeśli w ogóle, odmawiali. “Najtrudniejsze drzwi w Niemczech”, jak określała klub prasa, ze względu na bardzo wysublimowaną selekcję. Lokal monitorował niegdyś zza krzaków sam Louis van Gaal.
To tutaj Stefan Effenberg w październiku 2000 roku rozpoczął niezapomnianą kłótnię w słowami “Jestem Effenberg. Chcę tu usiąść. Wypie***ać!”, która ostatecznie zakończyła się w sądzie. Osobą, którą wypraszał była 31-letnia lekarka. Wymierzył jej cios w twarz. Problem “Tygrysa” polegał na tym, że tuż obok niej siedział Florian Ufer, syn bardzo znanego adwokata w tym mieście. Wyrok? Prawie 150 tys. marek niemieckich. Najdroższe spoliczkowanie w historii.
W P1 swoje przygody miał również Oliver Kahn, najpopularniejszy bramkarz na świecie w tamtym okresie. W 2003 roku poznał tu barmankę Verenę Kerth, blondynkę z przekłutym nosem i zamiłowaniem do ekstremalnie krótkich spódniczek. W części dla VIP-ów przyłapano ich na namiętnych pocałunkach, które Kahn przerywał tylko, by zapalić papierosa. Zostawił żonę, będącą wówczas w ciąży, na 10 dni przed narodzinami drugiego dziecka. Czteroletnia relacja z Vereną nie przyniosła piłkarzowi niczego dobrego. Po zerwaniu kobieta wystąpiła w sesji dla “Playboya” z napisem na koszulce “Ex-Kahn”.

Super Mario, super świr

Absolutnie tytuł największego rozrabiaki w Bayernie należał się Mario Baslerowi. Trudno powiedzieć, czy bardziej wypełniał gazety piłkarskim geniuszem czy jednak skandalami. Zaczęło się w 1994 roku, kiedy ogłosił, że nagra płytę z dość popularną w Niemczech aktorką porno Dolly Buster. Poznali się na wyścigach konnych w Gelsenkirchen, wymienili się numerami telefonów i powzięli plany. Wszystko spaliło na panewce, gdy do akcji ruszyli działacze niemieckiego związku piłkarskiego, którzy nie mogli pozwolić na tego typu ekscesy jednego z najlepszych piłkarzy w kraju.
Szalał także za murami budynków klubowych. Potrafił publicznie skrytykować Trapattoniego za opracowanie “taktyki do dupy”. Uli Hoeness wlepił mu wtedy skromną karę w wysokości 10 tys. marek. Rok później został zatrzymany o 4 rano w pizzerii w Ratyzbonie, chociaż miał leżeć w domu na zwolnieniu lekarskim. Poszło o pobicie, o które oskarżono jego i Svena Scheuera, rezerwowego bramkarza “Die Roten”.
Według Baslera awanturował się pobity klient restauracji, a decydujący cios miał zadać Scheuer, który zresztą już wcześniej miał problemy z prawem. Zaledwie kilka tygodni wcześniej przyłapano go na jeździe po pijaku. Bayern nie chciał już ich widzieć na oczy i rozwiązał kontrakty.
- Dzięki Bogu, nie będę już musiał słuchać tych bzdur w przyszłości - skonstatował tylko Basler. Długo nie siedział na bezrobociu. Prawie natychmiast zatrudniło go Kaiserslautern.

“Ty świnio, ukradłeś mi żonę!”

W Monachium byli do stopnia zaniepokojeni wybrykami niektórych graczy i zdeterminowani, by przeciąć spiralę autodestrukcji drużyny, że zatrudniono prywatnego detektywa, który monitorował poczynania “profesjonalistów”. Nie przyniosło to spodziewanych rezultatów. W tym czasie piłkarze Bayernu nie próżnowali, a ci bardziej znudzeni przekraczali kolejne granice. Wzięli się za żony kolegów. Prawdziwa bitwa rozgorzała na linii Effenberg-Strunz.
Żona Thomasa zaprosiła Stefana na obiad jako “dobrego przyjaciela”. - Nie chcieliśmy jeść w żadnej restauracji, tylko sami w pokoju hotelowym - czytamy jego relację w autobiografii “Niepokorny”. - W telewizorze wyświetlono teledysk Xaviera Naidoo z piosenką “Dokąd leziesz?”. Zrobiło się romantycznie. Pocałowałem Claudię po raz pierwszy - pisze Effenberg.
Po jednej z gorących nocy, które nastąpiły potem, pomocnik wysłał kochance smsa. Przypadkowo odczytał go Strunz. Zrobił z mieszkania totalną demolkę. Rzucał butelkami po cytrynówce, zadzwonił też do “kolegi” i rzucił mu tylko do słuchawki: “Ty świnio, ukradłeś mi żonę! Spróbuj jeszcze raz się z nią spotkać, to wydarzy się coś złego!”. Effenberg uznał to za wyzwanie. Do dziś Claudia jest jego partnerką.
- Strunz nie świętoszkował. Zdradzał żonę z inną, więc jego związek i tak by nie przetrwał - tłumaczył się w książce.
Ten sam “Effe” czuł się jak Bóg. Nikt nie miał odwagi nadwerężyć statusu “najtwardszego piłkarza Bundesligi”. Gdy zapytano go, czy naprawdę zarabia 5 milionów euro, szybko poprawił dziennikarza. - Pięć i PÓŁ miliona - wtrącił. Nienawidził Lothara Matthaeusa, libero i kapitana Bayernu, zarzucając mu, że jest zbyt “miękki” na piłkarza, skoro poprosił o zmianę w finale Ligi Mistrzów w 1999 roku. - Gdyby o mnie chodziło, to grałbym nawet ze złamaną nogą - mówił. Matthaeusowi poświęcił nawet jeden rozdział w książce. “Co Lothar wie o piłce nożnej?” zawierał jedną pustą stronę…
W Bayernie od dawna istniał pewien pierwiastek diabła. Uli Hoeness, honorowy prezydent, przyznał, że w latach 80. prowokował w mediach rywali, aby wzbudzić zainteresowanie i pomóc zapełnić stadion. Teraz, gdyby nie pandemia, nie miałby z tym żadnego problemu. Klub broni się wynikami i zdumiewającym stylem. Chwalą się, że nikt nie przechodzi obok nich bez komentarza. Są kochani lub znienawidzeni, nigdy pośrodku. Dziś, dzięki rozsądnemu zarządzaniu i przestrzeganiu twardych zasad Bayern postrzega się jako wiodącą niemiecką markę, symbol futbolowej potęgi, a nie jako nieustający generator dziwacznej rozrywki. Żeby znaleźć się w tym punkcie, monachijczycy przeszli naprawdę bardzo długą drogę.

Przeczytaj również