Ojciec psuje karierę gwiazdy Barcelony? "Kompletny absurd, działanie na własną szkodę"

Ojciec psuje karierę gwiazdy Barcelony? "Kompletny absurd, działanie na własną szkodę"
Colas Buera/Pressin/Pressfocus
Rodzina potrafi być największą siłą każdego człowieka. W świecie sportu zdarzają się jednak bliscy, którzy przez nadgorliwość nieświadomie działają na szkodę konkretnych zawodników. Przekonuje się o tym Ansu Fati. Jego ojciec zupełnie niepotrzebnie wszczął ostatnio konflikt z FC Barceloną.
Ansu Fati to jeden z ostatnich piłkarzy na Camp Nou, który potrzebuje wokół siebie jakiegokolwiek szumu medialnego. Seria fatalnych występów sprawia, że 20-latek powinien skupić się wyłącznie na spokojnej odbudowie formy. Zdecydowanie nie znajduje się on w pozycji, aby narzekać na klub, domagać większej liczby minut i uderzać w trenera. Oczywiście, sam Ansu nie zdobył się na tak irracjonalny ruch. Dokonał tego jednak jego ojciec, Bori Fati.
Dalsza część tekstu pod wideo

Czy aż tak cię to Bori?

- Przeszkadza mi, że Ansu gra minutę, dwie, trzy. Przecież mówimy o wychowanku La Masii, "dziesiątce" Barcelony. On zasługuje na znacznie więcej. Nie wiem, czemu Xavi nie daje mu szans, trzeba by go zapytać. Ja nie znam odpowiedzi. Xavi chce, żeby syn ciężko pracował i to robi. Jestem rozczarowany, wiem, że Ansu chce zostać, ale jako ojciec zabrałbym go z Barcelony. Mam miejsce w loży na Camp Nou, jednak nie chce mi się już przychodzić na stadion. Nie byłem na ostatnim meczu z Realem Madryt. Jeśli on zostaje, to ja wracam do Sewilli - powiedział Bori Fati na antenie "COPE".
Bronienie syna jest pewnie naturalnym odruchem każdego ojca. Problem pojawia się, kiedy brakuje logicznych argumentów, aby walczyć o swoją latorośl. A tak jest w tym przypadku. Bori Fati narzeka na to, że Ansu za mało gra. Tymczasem mówimy o zawodniku, który wystąpił w 38 spotkaniach Barcelony - to największa liczba spośród wszystkich napastników na Camp Nou. Xavi nie skorzystał z usług 20-latka tylko w dwóch meczach, przy czym w jednym z nich piłkarz był niedostępny z powodu kontuzji. Naturalnie, pod względem czasu spędzanego na murawie Ansu nie znajduje się w klubowej czołówce. W tym sezonie rozegrał łącznie 1338 minut. Trudno jednak, żeby było ich znacznie więcej, kiedy sam zawodnik nie daje prawie żadnych argumentów, aby częściej grać. Chociaż brzmi to nierealnie, ostatnią bramkę ligową zdobył on w 10. kolejce. Jego posucha trwa od października. I to wcale nie wygląda tak, że Xavi kompletnie nie daje szans Fatiemu. Grał on od pierwszej minuty w sześciu z ostatnich jedenastu spotkań w La Liga, w których był dostępny. Nie zanotował w nich ani jednego gola czy asysty.
Bori Fati może być sfrustrowany sytuacją syna, jednak mówienie o rozczarowaniu czy wywoływanie do odpowiedzi trenera jest kompletnym absurdem, oderwaniem od rzeczywistości. Rzeczywistości, w której Ansu jako piłkarz od kilku miesięcy nie oferuje praktycznie żadnych piłkarskich walorów. W ostatnich tygodniach bardziej pomógł nie Katalończykom, a Realowi Madryt, kiedy na Santiago Bernabeu zatrzymał strzał Francka Kessiego, który prawdopodobnie zmierzał do siatki. Poza tym trudno wskazać choćby jedną sytuację, w której 20-latek faktycznie udowodnił, że zasługuje na więcej minut i częstsze szanse w pierwszym składzie.

Szukając prawdy

- Kiedy Barcelona była w znacznie gorszej sytuacji, zmuszono Ansu do powrotu po kontuzji. Chcieli, żeby znów dał radość kibicom. Teraz, kiedy jest w pełni zdrowy i gotowy do gry, nikt go nie chce. Zapomniał, jak się gra czy co? - grzmiał Bori Fati w głośnym wywiadzie.
Wydaje się, że ojciec tak zagalopował się w walce o dobre imię syna, że nieco zapomniał o prawdzie. W styczniu ubiegłego roku miało dojść do spotkania włodarzy Barcelony z Ansu Fatim, na którym rozmawiano o sposobach walki z jego kolejną kontuzją. Niedługo potem klub wydał komunikat informujący o tym, że piłkarz nie podda się operacji. Wszystkie media zgodnie podawały wówczas, że to napastnik zdecydował się na leczenie zachowawcze. “Barca” optowała za zabiegiem, tak jak wcześniej w przypadku Samuela Umtitiego czy później przy urazie Ronalda Araujo. To Ansu wolał jednak współpracować z doktorem Jose Noronhą i fizjoterapeutą Joaquinem Juanem, zamiast znów iść pod skalpel.
- Środowisko Ansu jest tak toksyczne, że najpierw zahamowano mu karierę, odradzając operacji, a teraz właśnie wyrzucono go z klubu - ocenił Javi Miguel z dziennika "AS". - Ojciec Ansu Fatiego nie pomaga mu, tylko stwarza jeszcze więcej problemów - wtórował Matteo Moretto, dziennikarz “Relevo”.
Efekty leczenia zapobiegawczego na razie są fatalne. Nie chodzi nawet o liczbę bramek czy asyst, ale sam sposób gry Ansu Fatiego. Od kilku miesięcy wygląda on jak piłkarz, który boi się podjąć ryzyko, zrobić sprint, wejść w pojedynek z rywalem. Reprezentant Hiszpanii zatracił dynamikę i szybkość, którymi imponował, kiedy jeszcze jako 16-latek wparował do pierwszego składu “Dumy Katalonii”. Właściwie trudno wskazać obecnie walory, które mógłby wnieść do drużyny. Liczb nie ma, efektywności brak, aby przypomnieć sobie ostatni dobry występ, trzeba cofnąć się do poprzedniego roku.
- Przed kontuzją Ansu grał w meczach, a w składzie byli jeszcze Griezmann, Dembele i Suarez. Jak to możliwe, że teraz nie gra? Pod kątem fizycznym jest w topowej formie - podkreślał Bori Fati.
Słowa te miały bronić Ansu, ale tak naprawdę wypunktowały jego drastyczny regres. To prawda, że kiedyś był on na tyle zdolny, by regularnie grać na Camp Nou mimo obecności w składzie topowych piłkarzy pokroju Luisa Suareza i Antoine’a Griezmanna. Na obecną chwilę jest on jednak mniej przydatnym piłkarzem od Raphinhi czy nawet Ferrana Torresa, który przecież też znajduje się w kryzysie. Może problem wcale nie leży w trenerze, klubie i wszystkich wokół.

Nie tędy droga

- Dwa lata temu wszyscy “zabijali” Viniciusa, a teraz? Chciałbym takiego samego wsparcia dla Ansu. To reprezentant Hiszpanii, "dziesiątka" Barcelony, zasługuje na więcej - to kolejne słowa ojca z wywiadu dla “COPE”.
Jeszcze trzy lata temu porównania Viniciusa do Fatiego miały sens. Różnica polega na tym, że od tego czasu Brazylijczyk zrobił kilka, jeśli nie kilkanaście kroków naprzód. Z kolei napastnik Barcelony prędzej się uwstecznił, zatracił atuty, które pokazywał w pierwszych miesiącach na seniorskim poziomie. Z kolei Vini Jr. z niemal każdym tygodniem jest coraz lepszym piłkarzem. Na początku brakowało mu nieco liczb, spokoju pod bramką, pazerności na gole i asysty. Kiedy dołożył to wszystko do swojego repertuaru, stał się jednym z najlepszych skrzydłowych świata. Warto jednak dodać, że wychowanek Flamengo nie miał obok siebie członków rodziny bez powodu atakujących Real Madryt. Ansu ma wokół świtę, która działa na jego własną szkodę.
Trudno też zaakceptować słowa o tym, że Fati zasługuje na więcej. Przypomnimy, że mówimy o zawodniku, który zmagał się z poważnymi kontuzjami, a i tak dostał od klubu wysoki kontrakt. W momencie finansowej zapaści Barcelona dała mu długoletnią umowę z pensją na poziomie ponad 250 tys. euro tygodniowo. Do tego otrzymał numer po Leo Messim, którym tak szczyci się Bori Fati. “Dziesiątka” to wielkie wyróżnienie, ale jednocześnie jeszcze większa presja, która ewidentnie przytłacza 20-latka. Wystarczy przytoczyć, że z “31” na plecach zdobył on dla “Blaugrany” więcej bramek niż po przejęciu numeru “La Pulgi”. Coraz mniej wskazuje na to, że Ansu stanie przed szansą na poprawę dorobku. Już kilka tygodni informowano, że opcja transferu staje się coraz bardziej realna. Jorge Mendes, agent Hiszpania, miał nawet wypuścić wici po Europie, aby znaleźć kolejny klub dla swojego klienta. Wywiad ojca piłkarza tylko zwiększa szansę na odejście z Barcelony.
“Duma Katalonii” niedługo stanie przed bardzo trudnym wyborem. Klub może oczywiście zostawić Fatiego, licząc na odbudowę formy i powrót do gry na odpowiednim poziomie. Drugą opcją jest sprzedaż, przy czym wiadomo, że potencjalni kontrahenci na pewno nie rozbiją banku za piłkarza po słabym sezonie, który ma skłonność do łapania kontuzji. Na tę chwilę nie da się jednoznacznie stwierdzić, jak powinna postąpić Barcelona. Można za to bez wątpienia stwierdzić, że wywiad ojca Ansu nie przyniósł żadnych korzyści. Barcelona została wystawiona do wiatru. Bori Fati pokazał, że prawda nie może przeszkadzać w wygłaszaniu teorii. Sam piłkarz znów znalazł się w świetle reflektorów, które obnażają jego słabości. Nikt nie zyskał, wszyscy stracili.

Przeczytaj również