Oni nie mieli prawa grać aż tak dobrze. TOP6 piłkarzy, z których Jose Mourinho wyciągnął więcej, niż się dało

Oni nie mieli prawa grać aż tak dobrze. TOP6 piłkarzy, z których Mourinho wyciągnął więcej, niż się dało
Anton_Ivanov/shutterstock.com
Życie to nie FIFA. Chociaż chciałoby się zbudować zespół złożony z samych gwiazd, nie jest to możliwe. Walcząc o trofea trzeba więc polegać nie tylko na piłkarzach z pierwszych stron gazet, ale i na „wyrobnikach”. Czasem właśnie z takich zawodników trzeba wykrzesać 110 czy 120 procent. Trudno o lepszego specjalistę w tej dziedzinie od Jose Mourinho.
Przy okazji powrotu Portugalczyka na ławkę trenerską i dzisiejszego szlagieru na Old Trafford postanowiliśmy przypomnieć graczy, których „The Special One” traktował jak swoich „żołnierzy”. Gości, którzy pod jego wodzą byli lepsi, niż kiedykolwiek i nadrabiali tym, że dopasowali się do koncepcji wielkiego futbolowego mózgu.
Dalsza część tekstu pod wideo

6. Jesse Lingard

Zaskoczeni? Zakładam, że tak. To, co zrobił „Mou” z Anglikiem zasługuje jednak na docenienie. Ofensywny pomocnik debiutował w Manchesterze United u Louisa van Gaala, ale to właśnie pod wodzą Portugalczyka grał swoją najlepszą piłkę.
Dość powiedzieć, że Mourinho zdołał wycisnąć z niego osiem bramek i sześć asyst w sezonie. Lingard nieraz potrafił dać drużynie „kopa” strzelając gole niemal znikąd. Choćby w starciach z Watfordem czy Burnley w sezonie 2017/18 wyciągał ją z kłopotów. Świetnie spisywał się w roli piłkarza atakującego pole karne w drugim tempie, swoim wybieganiem sprawiał wiele problemów defensorom rywali – nawet robiąc najzwyczajniejsze „zamieszanie”.
Po objęciu zespołu przez Solskjæra stał się chyba najbardziej irytującym zawodnikiem „Czerwonych Diabłów”. Jego poprzednik świetnie umiał „zamknąć” go w ramach taktycznych. Miał na niego pomysł, dał mu jasne wytyczne. Ten się odpłacił. Wycisnął z niego więcej niż sto procent. Możliwe, że już nigdy nie zobaczymy takiego Jessego Lingarda, jak pod jego wodzą.

5. Lassana Diarra

Mourinho pracował z Francuzem w Chelsea. Tam jednak pomocnik przegrał rywalizację z Michaelem Essienem, o którym jeszcze będzie tu mowa. Ponowne spotkanie nadeszło jednak w Madrycie. Tam, już bez Ghańczyka, miejsce w składzie stało otworem. Współpraca układała się lepiej, zwłaszcza w pierwszym sezonie „The Special One” w stolicy Hiszpanii.
W naszpikowanej gwiazdami drużynie potrzeba było kogoś, kto mógłby dać trochę stabilizacji. „Pracusia”, który biegałby po to, aby ofensywa mogła zostać odciążona. Z tej roli świetnie wywiązywał się właśnie Diarra. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że w pewnym okresie czasu mogliśmy go określać najlepszym „box to boxem” na świecie. Poruszał się po boisku niczym mały motocykl. Biegał niestrudzony od jednego do drugiego pola karnego.
Kupiony z Portsmouth gracz w końcu stracił miejsce w składzie „Królewskich”. Jesienią 2012 roku wybrał przenosiny do Rosji. Sezon 2010/11 okazał się jednak zdecydowanie najlepszym w jego karierze. „Lass” niemalże dwa razy lepiej, niż w jakichkolwiek innych warunkach.

4. Esteban Cambiasso

Nie mogło w tym zestawieniu zabraknąć piłkarza z Interu, który Mourinho zaprowadził do potrójnej korony. Za stabilizację środka pola w jego fenomenalnej drużynie odpowiadał właśnie Esteban Cambiasso.
Argentyńczyk przecinał, odbierał, frustrował rywali i faulował w typowo „włoski” sposób. Robił więc wszystko, czego można było oczekiwać od rygla w środku pola. W momencie zatrudnienia Portugalczyka grał w ekipie „Nerazzurrich” już od pięciu lat. Już wtedy prezentował wysoki poziom. Portugalski trener zrobił z niego jednak kluczowego zawodnika najlepszej drużyny Starego Kontynentu. „Urósł” wraz z nią, chociaż wydawało się, że już grał na maksimum swoich możliwości.
Mało kto go doceniał, rzadko bowiem zwracamy uwagę na gości od czarnej roboty. „The Special One” ufał mu jednak do tego stopnia, że w fazie pucharowej zwycięskiej kampanii Champions League w sezonie 2009/10 nie opuścił nawet minuty. Rozpływając się nad defensywą tej ekipy z Lucio czy Maiconem na czele, musimy pamiętać, że nie mniejsze pochwały należą się właśnie Cambiasso.

3. Nemanja Matić

Portugalczyk ma oczywistą afekcję do defensywnych pomocników. Żadnego z nich nie kochał jednak jak Maticia. Dziś uważany jest za „piąte koło u wozu” w Manchesterze United. U Mourinho funkcjonował jako absolutnie kluczowe ogniwo zespołu zarówno w ekipie “Czerwonych Diabłów”, jak i wcześniej w Chelsea.
Przed trafieniem pod rękę „The Special One” Serb był naprawdę dobrym piłkarzem. Pod wodzą „Mou” stał się jednak najlepszą „szóstką” Premier League, chociaż początkowo ustawiano go trochę wyżej. Również w swoim pierwszym sezonie na Old Trafford stanowił fundament, który ułatwił „Czerwonym Diabłom” zdobycie wicemistrzostwa kraju.
Dziś mówi się, że ma zmienić pracodawcę – może i nawet zimą. Oczywiście w prasie pojawiają się już plotki, łączące go z transferem do Tottenhamu. Kto wie? Być może 31-latek tam trafi i wróci do swojej najlepszej dyspozycji, wracając pod skrzydła swojego ukochanego menedżera.

2. Marouane Fellaini

Pracowitość, bezpośredniość, świetne warunki fizyczne. Te cechy charakteryzują Belga. Takie właśnie atrybuty ceni Jose Mourinho. I chociaż popularny „Fella” wirtuozem nigdy nie był, to Jose stawiał na niego z pełnym zaufaniem, zwłaszcza w sytuacjach awaryjnych.
Trzeba bronić wyniku? Fellaini na ratunek. Trzeba go gonić? To samo. Trzeba „uprzykrzyć” życie zawodnikowi rywali? Eks-zawodnik Evertonu wjeżdża wślizgiem z pełnego rozbiegu lub atakuje łokciem. Wielu na niego psioczyło, bo nie do końca rozumiało, że to „zadaniowiec”, gość od robót specjalnych. Nie zawsze tych najbardziej przyjemnych, praktycznie nigdy od zagrań, które uwielbiamy.
Jego główki i siła dały jednak United naprawdę wiele punktów (pamiętacie rzut bidonami „Mou” z meczu z Young Boys?). Portugalski menedżer z pewnością chciałby mieć tego typu zawodnika również w Tottenhamie. Można się z niego śmiać, można na niego narzekać, ale jedno jest pewne – lepiej grać z nim, niż przeciwko niemu. Wygranie pojedynku fizycznego z „Fellą” to zadanie niemal niemożliwe.

1. Michael Essien

Umieszczenie go tutaj nie mogło nikogo zaskoczyć. Trudno o bardziej „mourinhowskiego” piłkarza. Ghańczyk nie grał efektownie, nie dryblował, bramki strzelał niesamowicie rzadko (chociaż piękne) . Był za to tytanem pracy. Gdy miał 22 lata, Portugalczyk ściągnął go do Londynu za niemal 40 milionów euro i od razu zrobił z defensywnego pomocnika kluczowego gracza swojej układanki w Chelsea.
Ufał mu tak bardzo, że nawet po serii poważnych kontuzji kolana postanowił go ściągnąć do Realu. To nie było wypożyczenie w stylu madryckiego klubu, ale Jose się tym nie przejmował. Potrzebował zadaniowca, ściągnął sobie zadaniowca.
Dobry znajomy “Mou” z czasów „The Blues” spędził rok na Santiago Bernabeu. Potem spotkał się ze swoim bossem podczas jego drugiej przygody na Stamford Bridge. Wtedy, wycieńczony długą karierą i walką z urazami grał już mniej. To jednak nie zmieniło tego, że można go nazwać jednym z ulubionych „gości od czarnej roboty” Mourinho.
Portugalczyk po prostu kocha zawodników, którzy nadrabiają „serduchem” i chęcią poświęcenia dla trenera. W kadrze Tottenhamu znajdziemy kilku kandydatów na kolejnych „żołnierzy” ich nowego szkoleniowca.
Są Eric Dier, jako rasowy „przecinak” i Moussa Sissoko, czyli pomocnik w teorii idealny na „biegacza” w stylu Diarry. Obok nich Davinson Sanchez – bezkompromisowy stoper, któremu nieraz odcina prąd i potrzebuje „ułożenia”.
Wreszcie Serge Aurier o charakterze „buldoga”, niczym ukochani przez Jose Pepe czy Diego Costa. Kogo tym razem Portugalczyk weźmie za rękę i wprowadzi na nieosiągalny wcześniej poziom? Mourinho już odciska piętno na zespole, więc to kwestia czasu, by ustalić, kto znajdzie się w gronie jego ulubieńców, którym pomoże wejść na szczyt.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również