Oni tego lata wyjechali z Europy. Exodus gwiazd do MLS. Ale są też inne, ciekawe kierunki. "Wielki powrót"

Oni tego lata wyjechali z Europy. Exodus gwiazd do MLS. Ale są też inne, ciekawe kierunki. "Wielki powrót"
SC Foto Christopher Hanewinckel-USA TODAY Sports/SIPA USA/PressFocus
Jak co roku europejskie ligi opuściło wielu znanych piłkarzy. Kilka mniej i bardziej wyblakłych gwiazd obrało kierunek USA, niektórzy postawili na Amerykę Południową, a doskonale kojarzone twarze znajdziemy też na Bliskim Wschodzie. Na jakie transfery warto zwrócić uwagę?
Czas leci, futbol za oceanem rośnie w siłę, tamtejsza liga również, ale jedno się nie zmienia - do MLS chętnie wybierają się piłkarze po prime time kariery, którym bliżej do emerytury. Ci z wyrobioną marką, po latach spędzonych w Europie na najwyższym poziomie, pragnący wygodnego życia w Stanach Zjednoczonych i solidnej pensji. Tego lata na podobny krok zdecydowało się kilku doskonale znanych zawodników.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bale znów z werwą, jego śladem Włosi

Przede wszystkim Gareth Bale. Walijczyk wreszcie odszedł z Realu Madryt i wbrew różnym medialnym plotkom, ani nie zakotwiczył w ojczystym Cardiff, ani nie został w Hiszpanii, ani tym bardziej nie zakończył zawodniczej kariery. Podpisał kontrakt z Los Angeles FC i wygląda na to, że zamierza potraktować grę tamże naprawdę serio.
- Nie przyjechałem tu na sześć czy dwanaście miesięcy. Przyjechałem na tak długo, jak się da. Chcę odcisnąć swoje piętno na lidze. Daje mi możliwość wyjazdu na kolejne mistrzostwa Europy, a może dalszej gry - mówił Bale, który podpisał roczny kontrakt z opcją przedłużenia go o kolejne 12 miesięcy. W jego ramach zarobi ok. 1,6 mln dolarów rocznie.
Walijczyk przywitał się z nowymi kolegami efektownym występem… poza boiskiem. Były gwiazdor Realu Madryt efektownie świętował z zespołem wygrane derby z LA Galaxy, intonując przyśpiewki z megafonem w dłoni. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Z podobnym przytupem Bale zadebiutował już w roli piłkarza. Błyszczał w pierwszym spotkaniu dla nowej drużyny, zaś w drugim znalazł drogę do siatki strzałem z linii pola karnego:
Reprezentant Walii znów wydaje się dynamiczny i skory do rzetelnej pracy na boisku. On jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Podobnie jak Giorgio Chiellini, legenda Juventusu, a dziś kumpel Bale’a z jednej szatni. Włoski weteran także wybrał Los Angeles FC i ma za sobą dwa występy - odpowiednio po 60 i 45 minut. O ile tylko będzie trzymało się go zdrowie, o tyle powinien wnieść do MLS gros doświadczenia, kolorytu i przede wszystkim jakości piłkarskiej. “Senator” z Italii może i ma już blisko 38 lat na karku, ale nadal pała chęcią do gry.
Tego lata do USA wyjechało również trzech rodaków Chielliniego. Lorenzo Insigne, Federico Bernardeschi i Domenico Criscito wzmocnili ekipę Toronto. Insigne będzie brakować w europejskiej piłce, ale trudno się dziwić jego decyzji. 31-letni “Lolo” nie wyobrażał sobie gry w innym włoskim klubie niż Napoli, a Kanadyjczycy zapłacili mu gigantyczne pieniądze. Postępowanie cztery lata starszego Criscito też jest naturalne, za to pewne zaskoczenie stanowi wyjazd za ocean Bernardeschiego. Skrzydłowy, który pięć lat temu kosztował Juventus 40 mln euro, to rocznik ‘94, a podpisał z Toronto umowę do końca 2026 roku. Ten ruch wygląda trochę jak pogodzenie się ze zjechaniem z właściwych torów kariery i jednoczesny wybór opcji komfortu - finansowego i sportowego. Z drugiej strony, już w debiucie 28-latek dał sygnał, że nie przyjechał do Stanów na wakacje. W 45 minut meczu z Charlotte zanotował gola i asystę. Mimo nieudanej kariery w “Juve” i pewnych ograniczeń, to materiał na czołową gwiazdę MLS. Bez dwóch zdań.
W bieżącym okienku transferowym amerykański kierunek obrali też m.in. Hector Herrera (ostatnio Atletico), Cucho Hernandez (Watford) czy dawna nadzieja Manchesteru United, Ravel Morrison (Derby County), który znów będzie grał pod skrzydłami Wayne’a Rooneya, tym razem w D.C. United, gdzie były znakomity angielski napastnik właśnie obejmuje stery.
Kluby z MLS były także zainteresowane Luisem Suarezem, ale ten postawił na wielki powrót do Urugwaju i rodzimy Nacional. Przynajmniej do końca tego roku.

Żal Alvesa, wyjazd Vidala

Uznane nazwiska tego lata zyskała też liga brazylijska. Arturo Vidal zakończył wieloletnią grę w Europie i przeniósł się do Flamengo. Co by o krnąbrnym pomocniku nie mówić, każdy chilijski piłkarz pewnie chętnie przyjąłby jego CV z pocałowaniem ręki: Bayer Leverkusen, Juventus, Bayern, Barcelona i Inter. Vidal lubi(ł) szokować, ale w peaku formy to był naprawdę pożyteczny i bardzo, bardzo solidny piłkarz. W swojej roli odnajdywał się doskonale. We Flamengo spotkał się z reprezentantem Brazylii, Evertonem, który nie podbił Europy w barwach Benfiki. W Lizbonie spędził dwa lata, trochę postrzelał i poasystował, ale nie na tyle imponująco, by mierzyć wyżej.
Do Athletico Paranaense po 17 latach wrócił Fernandinho. Doświadczony pomocnik pożegnał się z Manchesterem City i zgodnie z przewidywaniami ostatni etap kariery spędzi w klubie, z którego w 2005 roku wyfrunął do poważnego futbolu. Lubimy takie historie.
W Brazylii zameldowali się też tacy zawodnicy jak Marcal (ostatnio Wolves, teraz Botafogo) czy Fabian Balbuena (ostatnio Dynamo Moskwa, teraz Corinthians).
Europę po półrocznym pobycie w Barcelonie opuścił Dani Alves, tyle że nie wybrał gry w ojczyźnie, a Meksyku. Najbardziej utytułowany piłkarz w historii futbolu podpisał kontrakt z Pumas UNAM i nie przebierał w słowach, komentując sposób, w jaki pożegnano go na Camp Nou.
- Jest wiele sposobów na okazanie szacunku osobom, które dokonały w Barcelonie wielkich rzeczy. Powiedziałem, że będę wiecznie wdzięczny, ale nie za to, jak zajęli się zakończeniem naszej współpracy. (...) Jeśli mam odejść, odejdę, jak nie, to nie, ale przez prawie miesiąc czekałem i powiedziano mi: „Słuchaj, nie przedłużymy umowy”. Niech powiedzą mi to twarzą w twarz - irytował się Alves (cytaty za “fcbarca.com).
- Podpisałem kontrakt na pół roku… i pół roku minęło. Ale dajcie znać wcześniej! Mogli mi powiedzieć przed ostatnim meczem z Villarrealem, że nie przedłużymy umowy. Mógłbym się wtedy pożegnać z tymi ludźmi na Camp Nou - dodawał weteran, który z katalońskimi fanami pożegna się w trakcie spotkania o Puchar Gampera między jego byłym, a obecnym pracodawcą.
Alves walczy o to, by być w jak najlepszej formie na swoim ostatnim mundialu w karierze. Mimo prawie 40 lat na karku dalej jest bowiem filarem reprezentacji “Canarinhos”.

Krychowiak i inni

W lidze meksykańskiej wylądował także Franco Di Santo. Kojarzycie gościa? W 2008 roku Chelsea zapłaciła za niego 4,5 mln euro, lecz napastnik nigdy na dobre nie odnalazł się w poważnej piłce. Dał się zapamiętać jako wyjątkowo nieskuteczna “dziewiątka”, choćby w barwach Schalke, gdzie w 88 meczach zdobył tylko 12 goli. Wiosną Di Santo grał w tureckim Goztepe, teraz zasilił szeregi Club Tijuana.
Kilka doskonale znanych nazwisk wybrało wyjazd na Bliski Wschód. Z perspektywy polskiego kibica najważniejsze z nich to Grzegorz Krychowiak. “Krycha” trafił do saudyjskiego Al-Shabab. To ruch nieco ryzykowny z uwagi na listopadowy mundial, choć, pół żartem, pół serio, pomocnik przynajmniej będzie obeznany z temperaturami panującymi w tamtejszym regionie i gotowy tym samym na wyzwanie w Katarze. Zobaczymy, jak wybór nowego klubu odbije się na nieco zwariowanej karierze wieloletniego filaru reprezentacji Polski. W Arabii Saudyjskiej wylądowali też David Ospina (ostatnio Napoli) czy wciąż grający w piłkę Luiz Gustavo (kiedyś Bayern, Wolfsburg czy Marsylia). Obaj podpisali umowy z Al-Nassr. Z kolei Fran Velez, kojarzony z gry dla Wisły Kraków, zamienił Panathinaikos na Al-Fateh. Więcej o saudyjskiej piłce nożnej, tamtejszej lidze i aspektach moralnych gry w tym kraju pisaliśmy ostatnio TUTAJ.
Na koniec transfery z gatunku tych nieoczywistych. Martin Adam, król strzelców ligi węgierskiej, autor 31 goli w ubiegłym sezonie, wybrał kontynuację kariery w lidze… koreańskiej. Dołączył do ekipy Ulsan Hyundai. W lidze japońskiej pojawił się Bryan Linssen, który w minionych rozgrywkach strzelił 17 bramek dla Feyenoordu, a łącznie w Eredivisie uzbierał ponad 100 występów. Z kolei doświadczony, czeski duet Ondrej Kudela i Michael Krmencik przeniósł się do indonezyjskiego klubu Persija Jakarta.
Jako że do końca letniego okienka pozostało jeszcze trochę czasu, to możemy być pewni kolejnych interesujących transferów z Europy do lig z innych kontynentów. Szczególnie, że na wolnym rynku pozostało mnóstwo znanych piłkarzy, którzy, być może, z czasem przychylniej spojrzą na intratne propozycje z nieco bardziej egzotycznych kierunków.

Przeczytaj również