Organizacyjna katastrofa, czyli jak rzeczywistość zweryfikowała plany Sousy, które na szczęście skorygował

Organizacyjna katastrofa, czyli jak rzeczywistość zweryfikowała plany Sousy, które na szczęście skorygował
Press Focus
Przez godzinę meczu w Budapeszcie reprezentacji Polski nie było na boisku. Paulo Sousa nie trafił z pomysłem na otwierające el. MŚ spotkanie z Węgrami. Portugalczyk musiał szybko przyznać się do taktycznych i personalnych błędów. Po korektach wyszarpaliśmy remis. Wynik to ogromny zawód, bo bramki traciliśmy po katastrofalnych błędach w obronie. Debiut nowego selekcjonera zdecydowanie bez fajerwerków. Na plus? Szybka reakcja, wprowadzenie korekt i walka do końca.

Biało-czerwoni za mocno wzięli sobie do serca niedawno obchodzony dzień przyjaźni polsko-węgierskiej. Choć od Bożego Narodzenia minęły trzy miesiąca, to w obronie rozdawaliśmy gospodarzom kosztowne prezenty.
Dalsza część tekstu pod wideo
Paulo Sousa przez ostatnie tygodnie pięknie opowiadał o planach na nowy ład kadry. Jednym z przewodnich punktów jego manifestu była poprawa gry w obronie - ustawionej wysoko, naciskającej na przeciwnika i przede wszystkim ustawionej w trójce w fazie ataku. Fajnie to wszystko brzmiało. Jednak te zapowiedzi bardzo krytycznie zweryfikowała rzeczywistość.
Sousa pomylił się co do ustawienia i personaliów tak jakby jednak jeszcze słabo znał swoich zawodników. To nawet zrozumiałe, skoro odbył z nimi cztery treningi. Reprezentacji Polski nie było na boisku przez godzinę tego spotkania. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że Biało-Czerwoni grali w tej fazie meczu katastrofalnie. Popełnialiśmy kosztowne błędy w defensywie, a pod bramką przeciwnika nie istnieliśmy, co potwierdza statystyka zarejestrowana po godzinie gry - zero celnych strzałów.
Portugalczyk już przed meczem wysyłał sygnały, że do nowej taktyki nie pasuje mu Kamil Glik i faktycznie - posadził doświadczonego obrońcę na ławce rezerwowych. Tymczasem pierwszy stracony gol był kumulacją nietrafionych pomysłów, które przygotował na ten mecz. Dobrze, że akcja przeprowadzona przez Węgrów działa się tuż pod jego nosem.
Jan Bednarek, ustawiony na pozycji półlewego stopera w trójce obrońców, zupełnie zaspał i nie kontrolował Rollanda Sallaia. W ten sposób już na starcie był na gorszej pozycji w pojedynku biegowym. Tylko odprowadził rywala pod bramkę, gdzie przy nieudanej próbie bloku starał się użyć prawej, zamiast lewej nogi.
Pomijam złe ustawienie Wojciecha Szczęsnego, bo uważam, że ta akcja powinna zostać „skasowana” na wcześniejszym etapie. Nie jestem przekonany, czy Bednarek, jeśli Sousa nadal będzie szlifował to ustawienie, to najlepszy wybór na tę konkretną pozycję w trójce defensorów. W swoich klubach grali na niej Michał Helik i Paweł Dawidowicz, ale przecież Sousa musiał to wiedzieć, a mimo to zawodnika Barnsley ustawił na środku bloku. Jak wspomniałem, Portugalczyk nie powinien nawet potrzebować powtórki tej sytuacji. Miał ją wyłożoną jak na tacy.
Byłby totalnie nieuważny, gdyby nie widział, jakie prezenty rozdaje jego zespół, dlatego musiał się szybko przeprosić się z Glikiem. Podobnie jak Waldemar Fornalik czy Adam Nawałka, którzy nie powoływali go na swoje pierwsze zgrupowania. Na szczęście Sousa dokonał ważnych zmian na tyle wcześnie, że drużyna mogła zareagować. Plus, że nie był uparty i bojaźliwy.
Glik, Kamil Jóźwiak i Krzysztof Piątek oraz przejście na ustawienie 1-3-4-3 odmieniły to spotkanie. Węgrzy dostali dwa szybkie i mocne ciosy. Byli zamroczeni. Szkoda, że nie udało się ich dobić. Za to znów sami doznaliśmy zaćmienia w polu karnym, kolejny szkolny błąd w obronie i ponownie trzeba było wejść w tryb gonienia wyniku.
Ten remis to ogromny niedosyt. Polska przez większość czasu grała chaotycznie. Strzeliła gole po kilku zrywach. Ostatnie trzydzieści minut to znaczna poprawa. Wykorzystanie szeroko ustawionych skrzydłowych, błysk w rozegraniu Piotra Zielińskiego, piękny gol Roberta Lewandowskiego oraz wspomniani zmiennicy, Jóźwiak i Piątek, którzy także zdobyli bramki. Ciekawe, która reprezentacja była autorstwa Paulo Sousy - ta z pierwszej godziny czy po znacznych korektach?
Faktem jest, że Portugalczyk zaczął bardzo przeciętnie i widzę w tym wyniku dużo błędów po jego stronie. Nietrafione personalia do wybranego przez selekcjonera ustawienia, a także organizacja gry w wymyślonej przez niego taktyce. To jednak ciężkie zarzuty po stronie trenera.
Sousa nie okazał się na razie magikiem, który po kilku dniach pracy z reprezentacją cudownie ją odmienił. Dopisał się do listy poprzedników i jako dziesiąty selekcjoner z rzędu nie wygrał w debiucie, co pokazuje, że ma do wykonania tak samo trudną pracę jak oni. Nie będzie drogi na skróty.
Na tę chwilę mamy więc sporo obietnic bez pokrycia choć oczywiście to dopiero początek pracy selekcjonera i trudno mu wystawiać przesadnie wysoki rachunek za błędy. Kiepski start zostawił już jednak pierwsze rysy. Miejmy nadzieję, że Portugalczyk posprząta bałagan i dalej będzie lepiej. W trakcie i po meczu sam zreflektował się, że z kilkoma pomysłami nie trafił. Bez mydlenia oczu kibicom. Eliminacje nie są przegrane. Bez paniki. Gramy dalej.

Przeczytaj również