Tomasz Hajto "Ostatnie rozdanie" - recenzja autobiografii byłego reprezentanta Polski

“Ostatnie rozdanie”: Hajto strzela w powietrze, ale nie spłycajmy tej książki do “baby na pasach” [RECENZJA]
własne
Przysiadłem się do stolika i dołączyłem do “Ostatniego rozdania” Tomasza Hajty. Reklamowano je jako bezkompromisową opowieść, na którą czeka cała Polska. Rozliczenie z trudną przeszłością. Po takiej zapowiedzi liczyłem na jazdę bez trzymanki, a po lekturze mam spory niedosyt. Ale nie jest to zła książka. Przeciwnie. Wszystko zależy od oczekiwań. Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją autobiografii byłego reprezentanta Polski.
Obserwujemy aktualnie widoczny trend publikowania własnych wspomnień przez byłych, znanych polskich piłkarzy. Na rynku pojawiła się już biografia Tomasza Frankowskiego, dopiero co wchodzi książka Romana Koseckiego, a dziś premierę ma też “Ostatnie rozdanie” Tomasza Hajty, napisane wspólnie z dziennikarzem Polsatu Sport, Cezarym Kowalskim. I chyba nie skłamię, jeśli ocenię, że to właśnie na tę pozycję nasze środowisko piłkarskie czekało najbardziej. W końcu Hajto wywołuje kontrowersje jak mało kto. Budzi skrajne odczucia, lubi szokować, przeżył sporo, a w ostatnich latach jest o nim wyjątkowo głośno. To też, a może przede wszystkim, osoba, która w trakcie dwóch dekad bogatej kariery naprawdę sporo widziała. I w szatniach, i za ich kulisami. Z tych powodów zasiadłem do lektury z nadzieją, że “Gianni” faktycznie “dał do pieca”. On akurat w język przecież nigdy się nie gryzł.
Dalsza część tekstu pod wideo

Powoli się rozkręca

“Ostatnie rozdanie” zaczyna się krótkim fragmentem z rozdziału poświęconego okresowi, który Hajto “chciałby wymazać z życiorysu”, czyli uzależnieniu od hazardu. Zresztą już po tytule i samej okładce - widocznym na niej elegancko ubranym 62-krotnym reprezentancie Polski, dzierżącym w dłoni świeżo zapalone cygaro - możemy się domyślić, że o hazardzie będzie sporo i boleśnie. Ale przesadą byłoby stwierdzenie, że fabuła kręci się wokół niezliczonych wizyt Hajty w kasynie. To ważny, kluczowy element całej opowieści, ale stanowiący zaledwie jeden z wielu poruszanych przez autorów wątków.
300 stron książki inteligentnie podzielono na dwie części. Pierwsza głównie obejmuje drogę “Hajtowego” od małego klubiku w rodzinnym Makowie Podhalańskim, przez wypłynięcie na szerokie wody i trwającą prawie 10 lat karierę zagraniczną, z Schalke w postaci “truskawki na torcie”, aż po krótki epizod w Derby County. Przez ponad 130 wertowanych kartek poznajemy Hajtę z innej strony. Widzimy młodego chłopaka, który jak każdy z zapałem kopał piłkę na boisku z kolegami, a niezwykła motywacja, poparta tytaniczną pracą i korzystnym zbiegiem okoliczności, doprowadziły go do sukcesu. Znika obraz aroganckiego 48-latka znany z ekranu telewizora, pojawia się nić sympatii do bohatera. W końcu autorzy serwują poukładaną, lekką, przyjemną i sympatyczną opowieść o wspinaczce “Gianniego” na szczyt, jakim był status lidera zespołu w solidnym, europejskim klubie z Gelsenkirchen. Opowieść chwilami standardową, ale raczej nie nudną. Po prostu czytasz, czasem się uśmiechniesz, czasem obojętnie pominiesz wzrokiem kilka mniej istotnych linijek. Przez pierwsze pięć rozdziałów i na starcie szóstego dostajemy chronologiczną opowieść, bez wbijania szpilek. Jeśli ktoś uważnie przeczyta wstęp, nie powinien być zaskoczony. - Chciałem pokazać (...), że dobra historia to nie musi być zbiór skandali - wyjaśnia Hajto na początku “Ostatniego rozdania”.
Jest o Polaku poznającym wielki, zachodni świat w momencie przeprowadzki do Duisburga. Nie brakuje paru anegdot z niemieckich szatni. 48-latek opisuje też szczegóły swoich kolejnych transferów. Najciekawsze fragmenty dotyczą jednak brudnych kulis polskiej piłki lat 90. Alkohol i korupcja. Ciemne interesy. Układy i układziki.
- Prowadziliśmy do przerwy, a skończyło się 2:2. Po spotkaniu ktoś w autokarze wstał i zaczął rozdawać pieniądze. (...) Jako chłopak ze wsi zdębiałem - wspomina “Gianni”. Dowiadujemy się też o kłótniach w szatni na tle korupcyjnym czy słynnym finiszu sezonu 1993/94 i ostrej wymianie zdań z Wojciechem Kowalczykiem. Hajto podsumowuje, że w tamtych czasach żadne trofeum nie było czyste. Co istotne, podkreśla, że sam korupcją się brzydził.
W trakcie lektury można odnieść wrażenie, że kolejne strony mijają, a o zapowiadanym rozliczeniu się z przeszłością nie ma właściwie nic. Głodnego wrażeń czytelnika nieco wystawia się na próbę cierpliwości. W końcu jednak autorzy uderzają w oczekiwane tony. To, czy zaspokajają wspomniany głód, jest osobną kwestią.

Pieniądze, fajki, hazard

Książka nabiera tempa w rozdziale poświęconym rozwojowi kariery w Schalke. Uwagę przykuwa rozliczenie się “Gianniego” z jednym z byłych kolegów z szatni, opisywanym jako polonofob i rasista. Ale, co najważniejsze, Hajto wreszcie się otwiera na płaszczyźnie pozasportowej. Przyznaje, że odbiło mu od nadmiaru gotówki. Żył ponad stan. Taśmowo przepuszczał pieniądze. Właśnie - pieniądze. W wielu miejscach “Hajtowy” podkreśla ich znaczenie. Przelicza, tłumaczy, rzuca kwotami. Tutaj zarabiałem tyle, tam tyle, tu oferowali jeszcze więcej etc. Kasa, misiu, kasa. W jego życiu piekielnie istotna.
Autorzy puszczają oko do czytelnika, wskazując mu, gdzie rzekomo ma szukać crème de la crème “Ostatniego rozdania”. Nagle, po serii zeskanowanych wycinków niemieckich gazet, kolekcjonowanych przez tatę bohatera, były piłkarz wreszcie porusza niewygodne tematy. Mówi o słynnej aferze z nielegalnym handlem papierosami, wokół której powstało wiele faktów i mitów. Wyjaśnia całe zamieszanie krok po kroku. Podkreśla, że “wtedy wszystko zaczęło się sypać”. Jeśli ktoś uważa Hajtę za szmuglera fajek przez polsko-niemiecką granicę, niech przeczyta i sam oceni. Warto. To jest generalnie klucz do oceny tej książki - zaufanie do jej bohatera i serwowanych przez niego historii. Na ile da się wiarę tłumaczeniom, wyjaśnieniom i perspektywie 48-latka, na tyle można uformować własną opinię o “Ostatnim rozdaniu”.
Podobnie jest z hazardem, któremu Hajto oddzielnie poświęca dwadzieścia pełnych stron, kontynuując temat z prologu. Dowiadujemy się, że gubiło go kasyno i wszystko, co z nim związane, w tym niezliczone ilości wypitego alkoholu. - Przytyłem, zacząłem wyglądać jak świnia - reflektuje się “Gianni”, który, tak jak wielu upadłych byłych zawodników, źle inwestował zarobione pieniądze i sądził, że zawsze będzie kasował intrantne pensje. 48-latek pokazuje czytelnikowi od środka przerażający świat hazardu. Środowisko, kulisy gry, typy graczy i “sępów” im towarzyszącym. Pracownicy kasyna odbierający go z lotniska. 350 tysięcy przegrane w jedną noc. Zatracenie się w nałogu. Pożyczki, kontakty z lichwiarzami, spirala długów, które do dziś, o czym trąbiły niedawno media, spędzają Hajcie sen z powiek. Wreszcie jest wyczekiwana mocna treść, choć zdarzają się też “kwiatki”, obok których trudno przejść obojętnie.
- Czy to, że mam problemy finansowe (...), oznacza, że jestem gorszy od innych? Przegrywałem przecież to, co sam zarobiłem, a nie cudze pieniądze - wspomina “Hajtowy’, tuż po tym, jak szczegółowo opisuje kolejne pożyczki.
I chyba najbardziej absurdalne stwierdzenie z “Ostatniego rozdania”. - Nawet jeśli jeszcze czegoś komuś nie oddałem, to przecież nie oznacza, że już nigdy nie oddam.
Nos mi podpowiada, że to zdanie wejdzie do kanonu słynnych cytatów ludzi polskiej piłki.
Mało wiarygodna jest także linia obrony Hajty, bo tak można potraktować tłumaczenie, że “inni też grali i mają ogromne problemy finansowe”. Ten fragment zdaje się być idealnym, by spróbować pojąć, jak funkcjonuje świat w rozumieniu samego “Gianniego”. On się nie wypiera własnych błędów, pomyłek i porażek, ale jednocześnie chętnie pokazuje palcami na resztę. Jak uczeń, który zepchnął kolegę ze schodów w podstawówce, a wezwany na “dywanik” krzyczy, że Karol z 5B też ostatnio zrzucił kumpla z półpiętra.

Żal i “Baba na pasach”

Od Hajty generalnie bije duży, widoczny żal do polskiego środowiska piłkarskiego (choć nazwiska właściwie nie padają!). Jego zdaniem on od dawna borykał się z kłopotami finansowymi, a dopiero teraz stał się ofiarą publicznej nagonki. 48-latek kilkakrotnie wiąże aktualne postrzeganie go z tym, że ośmielił się w “Cafe Futbol” poruszyć temat korupcji i zasugerował, że osoby w nią zamieszane wciąż są “na świeczniku” w naszej piłce. To błąd. Faktycznie jego słowa odbiły się głośnym echem, a niektórzy zaczęli go mocno “grillować” i wypłynął temat pożyczki na 200 tysięcy od niepełnosprawnego piłkarza, ale powszechna opinia o Hajcie to raczej efekt całokształtu działalności w ostatnich latach w roli eksperta Polsatu. I tego, że stał się, niezamierzenie, memem. Ikoną wśród młodzieży. Z powodu słynnego wypadku. W “Ostatnim rozdaniu” “Gianni” dokładnie opisuje ten dzień.
- Nic w życiu nie rozbiło mnie bardziej niż tragedia, która wydarzyła się tuż obok mojego domu - zaczyna opowieść o, jak mawia internet, “je**ięciu baby na pasach”. Trzy i pół strony historii spod Łodzi, kiedy to Chrysler prowadzony przez Hajtę uderzył w starszą kobietę. To obowiązkowy fragment całej książki. Krótki, ale istotny. Umieszczony nie po fajkach i hazardzie, a w drugiej części, właściwie tuż przed podsumowaniem. Na gorzki “deser”. 62-krotny reprezentant Polski ma świadomość, że przypięta raz łatka nigdy się od niego nie odklei. Pokazuje, jak wszystkie śmieszne filmiki, obrazki i wpisy związane z wypadkiem wpływają na niego i życie jego rodziny. - “Proszę, je**nij mnie na pasach, nie chcę już żyć” - pisze mi jakiś dzieciak na Instagramie - opisuje Hajto. - Wysyłają wiadomości do mojej córki - dodaje.
Po lekturze tego fragmentu wielu z Was/nas dalej pewnie uśmiechnie się przy zabawnym obrazku z Hajtą. Ale może spojrzy na całą sytuację z perspektywy “Gianniego”. On daje taką szansę - opowiada o wszystkim, mówiąc o własnych odczuciach. Zaprasza do swojego świata.

Kadra, afery, Hajto-raper

Hajto, jako członek Klubu Wybitnego Reprezentanta Polski, przeżył w barwach narodowych naprawdę sporo. Zagrał 62 spotkania. Był w kadrze Piechniczka, Wójcika, Engela, Janasa. Nic zatem dziwnego, że drugą część “Ostatniego rozdania” oparł na wspomnieniach z czasów występów z orzełkiem na piersi. Książka wraca do znanego z opisywania kariery klubowej schematu - krok po kroku, chronologicznie, “Hajtowy” brnie przez kolejne lata gry w reprezentacji. Czyta się to płynnie i lekko. Nuda nie doskwiera - w końcu trudno o nią, gdy bohaterem kilku historii jest “Wujo”. Jest też o wódce w bidonie, imprezie życia młodzieżówki w Brazylii i rozmaitych ekscesach poszczególnych piłkarzy, trenerów czy wiecznie nawalonych działaczach PZPN-u. Hajto potwierdza specyficzny klimat polskiej piłki lat 90. i 00. Wieczny chaos, kombinacje, katastrofalna organizacja, związkowe układy. Lekarz zarabiający - oczywiście po znajomości - więcej od zawodników. Tańce i swawole.
Mocno wybrzmiewa rozdział o kadrze Jerzego Engela, szanowanego i cenionego przez “Gianniego”. Najbardziej interesujący jest opis genezy upadku tej drużyny, czyli klęska na azjatyckim mundialu z 2002 r. Otrzymujemy też od Hajty sporo sekretów i tajemnic zza kulis zespołu. Kto się z kim kumplował, jak piłkarze postrzegali siebie w roli celebrytów i gwiazd reklam, kto obrażał dziennikarzy. Nie brakuje tematu owianej legendą sprawy podziału pieniędzy z reklam i kombinacji podatkowych. Były gracz Schalke podaje, kto wówczas pociągał za sznurki i co stało się z zarobioną kasą. Ujawnia szczegóły konfliktu na linii reprezentacja-PZPN, tzw. afery wizerunkowej. - Spokojnie można było wytoczyć związkowi proces na grube miliony i go wygrać - twierdzi.
W opowieści o kadrze Pawła Janasa Hajto nie gryzie się w język. Obrywa sam selekcjoner, obrywa ówczesny prezes PZPN, jest o kulisach powołań na MŚ 2006. “Hajtowy” sugeruje, że wpływ na kształt tamtej drużyny mieli różni menedżerowie i podpowiadacze. To ciekawy smaczek, ale można postawić zarzut “Gianniemu”, że nie rzuca żadnymi nazwiskami. Tak jak i, z małymi wyjątkami, w całej książce. Niczym przeciętny polski raper “strzela w powietrze”. Niby atakuje, ale właściwie nie mówi bezpośrednio kogo. Prawie wszystko między wierszami. Pływa po powierzchni, paląc niewątpliwy potencjał na mocne historie. Podobnie jest w dwóch ostatnich rozdziałach - o polskiej piłce i w zakończeniu. Konkretne nazwiska nie padają, choć z ust Hajty płynie sporo zarzutów wobec środowiska dziennikarskiego, trenerskiego, PZPN-u czy, tutaj cytat, “pryszczatych internetowych onanistów”.

Niedosyt, ale... [podsumowanie recenzji autobiografii Tomasza Hajto - "Ostatnie rozdanie"]

I tu właśnie leży problem tej książki. Hajto przeżył tyle, że wraz z Cezarym Kowalskim powinni kopać w tych historiach głębiej. W zajawce “Ostatniego rozdania” czytamy, że “Gianni” nie bierze jeńców i nie boi poruszać się najtrudniejszych tematów, jest do bólu szczery i bezpośredni”. I faktycznie, poruszył właściwie wszystkie trudne kwestie, ale potraktował je w dużej mierze powierzchownie. Jakby do tego ostatniego rozdania podszedł bez chęci na choćby małe ryzyko. Hajto zdradza sporo, ale można odnieść wrażenie, że boi się mocniej nastąpić niektórym osobom na odcisk. W paru miejscach aż prosi się o konkrety, o wyłożenie kawy na ławę. Tego brakuje.
Inna sprawa to wiarygodność bohatera. Ale to już pozostaje ocenić osobom, które to przeczytają. Czy ufają Hajcie i jego rozmaitym historiom, czy zasiewa on ziarno niepewności. Mnie “Gianni” częściowo przekonał, jak przy aferze z fajkami czy temacie wypadku. Nieco mniej przy hazardzie i kasynach.
Choć miejscami Hajto bardzo mocno odlatuje w swoich wypowiedziach czy głoszonych absurdalnych tezach, to w trakcie lektury długimi momentami naprawdę da się go lubić. Zanim bańka pryska, zanika jego wizerunek telewizyjny, przedstawia się nam chłopak z sąsiedztwa, z marzeniami, ambitny, dla którego fundamentalne znaczenie mają wiara i rodzina. Opis jego bogatej kariery piłkarskiej jest ciekawy, bez dwóch zdań. Czyta się to bez znudzenia, z zainteresowaniem. Wszystko doprawione humorem w odpowiednich chwilach.
Podsumowując, “Ostatnie rozdanie” to nie jest zła książka. Polski kibic znajdzie tu sporo interesujących wątków. Wszystko zależy od oczekiwań. Czytelnik liczący na to, że Hajto będzie non stop jechał po bandzie i zaatakuje z imienia i nazwiska wrogów, może być zawiedziony. Sam miałem nadzieję na mocniejsze uderzenie ze strony kogoś, kto dysponował takim uderzeniem na boisku, a jako ekspert nie przebiera w słowach. Z drugiej strony, jeśli ktoś skupi się na wątkach wyłącznie piłkarskich - czy to klubowych, czy kadrowych - absolutnie dostanie to, czego chce. “Ostatnie rozdanie” po prostu warto przeczytać. Nie po to, by zmienić krytyczne zdanie na temat głównej, wyrazistej postaci i kreować ją na bohatera. Po to, by móc postawić się w jego sytuacji i poznać inną perspektywę głośnych historii i afer. I przy okazji otrzymać garść zabawnych, ciekawych anegdot, wspomnień oraz sytuacji. Ja przysiadłem się do stolika i nie żałuję.
Jeśli też chcecie przysiąść się do hajtowego stolika - kliknijcie tutaj i zamówcie książkę.

Przeczytaj również