Oszukać przeznaczenie. Samolot do Polski już zamówiony, ale kadra chce sprawić sensację

Oszukać przeznaczenie. Samolot do Polski już zamówiony, ale kadra chce sprawić sensację
pressinphoto / PressFocus
Reprezentacja Polski ma już zamówiony samolot powrotny do kraju po niedzielnym meczu z Francją w 1/8 finału mistrzostw świata. Ale nie ma takiego zamówienia, którego nie dałoby się odwołać. W tym celu trzeba jednak oszukać wszystkie zapowiedzi, analizy i przeznaczenie. Awansować do ćwierćfinału.
Kamil Grabara, który w Katarze znalazł się awaryjnie, w miejsce kontuzjowanego Bartłomieja Drągowskiego, powiedział wprost: - Mamy jeden procent szans, ale to o jeden więcej niż w przypadku, gdybyśmy odpadli już w fazie grupowej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Michniewicz walczy z liczbami

To odniesienie do narodowej dyskusji o stylu, w jakim kadra zameldowała się w gronie najlepszych szesnastu drużyn świata. Biało-czerwoni grali brzydko, momentami wręcz prymitywnie, ale odhaczyli cel nieosiągalny od blisko czterech dekad. To niewątpliwy sukces.
Jednak wiele statystyk wskazuje, że w turniejowej drabince znaleźliśmy się na przekór nim. Zaciekle (czasami desperacko) się broniąc, mając w bramce cudotwórcę, a niewiele oferując w ofensywie. Nie mówiąc o przyjemności z oglądania takiego spotkania, jak to z Argentyną, którego nawet sami piłkarze w żartach nie chcieli nazywać meczem piłkarskim.
Wszelkie dyskusje na temat istoty analiz cyferek i wykresów odrzuca Czesław Michniewicz, wskazując, że wierzy tylko w dwie liczby - wynik i miejsce w tabeli. Tu i teraz niewątpliwie ma rację. Polacy zrobili wystarczająco dużo, aby zająć drugie miejsce w grupie. Nikt niczego im nie podarował i dziś te argumenty są nie do wytrącenia, służąc trenerowi jak tarcza do odbijania zarzutów. Jednak w tej dyskusji każdy ma trochę racji - nie jest tak, że reszta to idioci.
Turniej to cel krótkowzroczny, który uświęca środki użyte do pokonywania w nim kolejnych etapów. Na niewielkim dystansie można wiele ubytków ukryć. Oszukać przeznaczenie. Być lepszym, niż wskakują na to wszelakie rankingi. Zaskakiwać, szokować, sprawiać niespodzianki. Pokonywać silniejszych sposobem czy z pomocą szczęścia. Zostać rewelacją turnieju. Za to przecież kochamy mundiale.
Natomiast to tłumaczenie, użyte na sobotniej konferencji, jest spłaszczone i dość proste. W przeciwnym razie ulubiony klub Michniewicza, Liverpool, nie stworzyłby kosztującego miliony centrum badawczego i własnego programu analitycznego, na którym opiera sprowadzanie zawodników. A przede wszystkim nie zatrudniałby doktora fizyki Uniwersytetu w Cambridge, który to wszystko nadzoruje.
Gdyby xG, xA, PPDA i inne wskazówki naprawdę nie miały żadnego wpływu na ulubione liczby selekcjonera, Ian Graham - doktor fizyki, o którym wspominałem - zamiast pracować na Anfield, wciąż wykładałby na uczelni, gdzie w rozmowach młodych studentów króluje jeszcze inny skrót: „xd”.

Na niekorzyść nawet przesądy

Niemal wszystkie wskaźniki na tym mundialu są po stronie niedzielnych przeciwników reprezentacji Polski. Francuzi są skuteczniejsi i szybsi. Lepiej przyjmują i dokładniej podają piłkę. Przede wszystkim są aktualnymi mistrzami świata.
Gdy przez kontuzje Didierowi Deschampsowi wypadały kolejne ważne ogniwa, w kraju obyło się bez paniki, co jest demonstracją siły i wskazuje, jaką mocą dysponują Les Bleus. Bez Karima Benzemy to nadal ekipa, która jest w stanie obronić tytuł. Francja ściągnęła szesnastoletnią klątwę straszącą poprzednich zdobywców Pucharu Świata, którzy jechali do domu już po fazie grupowej. Pewnie awansowała po dwóch kolejkach i mogła sobie pozwolić na potknięcie z Tunezją.
Polska ma przechlapane, skoro na jej niekorzyść działają już nie same liczby, co przesądy. W niedzielę trzeba będzie oszukać wiele wskaźników i przepowiedni na temat tej konfrontacji, jeśli reprezentanci nie chcą jeszcze wracać do domu. Na poniedziałek, godzinę 15:00 czasu katarskiego, zaplanowano wylot samolotu, który ma zabrać drużynę do Warszawy.
Już raz udało się zmienić plany, ale nie ma się co oszukiwać - teraz szanse na powtórkę drastycznie spadły. Jednak ten mundial pokazał już, że w pojedynczym starciu mogą dziać się rzeczy różne i niespodziewane. Oczekiwania są minimalne, co nie oznacza, że muszą pokrywać się z rzeczywistością, jaką zastaniemy po ostatnim gwizdku.
Michniewicz potrafi zatańczyć z liczbami. Choć nie musi to być taniec ładny.
Korespondencja z Kataru, Tomasz Włodarczyk

Przeczytaj również