Pancernik " FC Bayern" nabiera wody. W ryzach trzymają go tylko Neuer i Robert Lewandowski. Reszta to balast

Pancernik "Bayern" nabiera wody. W ryzach trzymają go tylko Neuer i Lewandowski. Reszta to balast
Ververidis Vasilis / Shutterstock.com
Piwo bezalkoholowe. Pierwsza myśl, gdy dwoma słowami potrzebuję określić Bayern w obecnym stanie. Smak podobny, kolor i etykietka bez zmian, ale efekt zgoła odmienny od spożycia trunku z procentami. Podobnie jest z monachijczykami.
Drużyna o tej samej nazwie, twarze się nie zmieniły, koszulki ciągle w tych samych barwach - powinno być jak zawsze, łatwa przeprawa z ligowcami. A jak jest? Siódme miejsce, zwolniony trener, rozczarowani kibice i kwaśne miny piłkarzy. Radości nie ma w tym żadnej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tylko do dwóch nazwisk nie można mieć pretensji. Robert Lewandowski robi, co może, aby woda topielcowi nie podchodziła pod nos. Szesnaście goli robi wrażenie, nawet mimo tego, że licznik przez chwilę się zaciął. Do bardzo dobrej formy już na dobre powrócił Manuel Neuer, który w dodatku toczy własną walkę z ter Stegenem o bluzę z numerem 1 w niemieckiej kadrze na Euro 2020.
Gołym okiem widać, że potrzeba nie tyle jakości, bo potencjał w głębi składu wciąż imponuje, a systematyczności, dojrzałości i faktorów x, bez których nie ma co liczyć na seryjne zwyciężanie. A konkretnie? A konkretnie to brakuje...

… kogoś nieomylnego jak Philipp Lahm

Hermann Gerland, szef akademii Bayernu w latach 90. i na początku nowego wieku, wiedział, że ten dzieciak z monachijskiego przedmieścia Gern błyszczał wyjątkowością: znakomity technik, prawie bezbłędny w podejmowaniu decyzji i ustawianiu się. Ale inni szkoleniowcy nie potrafili wyobrazić sobie drobnego chłopaczka w pierwszej drużynie niemieckiego dominatora.
Jedyny, który go dostrzegł, nazywał się Felix Magath i trenował Stuttgart. Po dwóch latach wypożyczenia do Szwabii, prawonożny Lahm wrócił do macierzy, by zostać pierwszym wyborem na lewą obronę Bayernu. Przeszedł na emeryturę dwa lata temu jako ikona futbolu, kapitan klubu i reprezentacji w udanej pogoni za największymi trofeami w tej dyscyplinie.
„Nie potrafił grać źle” – mawiał Gerland. Bez względu na to, czy występował po lewej, prawej stronie obrony, czy nawet w środku pomocy (!) u Pepa Guardioli. Rzadko się „obcinał”, stanowił ostoję, szkielet ekipy.
„W 75 procentach wszystkich meczów był wyjątkowy, w pozostałych 25 proc. rozgrywał partie na światowym poziomie” – oceniał kiedyś inny zasłużony dla FCB Mehmet Scholl. Thomas Tuchel, gdy prowadził Mainz, stwierdził nawet, że Lahm to typ „piłkarskiego robota”, ale nie wolno omijać jego ludzkich cech. Cichy i bardzo nowoczesny typ lidera, łamiący schematy graczy nowej generacji.
Dziś dziury na tej pozycji musi łatać… no właśnie

… kogoś tak twardego jak Jerome Boateng

Uściślijmy – jak Boateng sprzed kilku lat. Bayern przez większą część XXI wieku zmagał się z obiema instytucjami środkowego obrońcy. Wszystko zmieniło się, gdy na Allianz trafił 22-latek po niezbyt szczęśliwym pobycie w Manchesterze City.
Urodzony w Berlinie triumfator Euro 2009 z niemiecką kadrą do lat 21 często zmagał się z oskarżeniami, że jest za mało skoncentrowany. Krytyka nie cichła jeszcze w pierwszych miesiącach w Bawarii. Wkrótce jednak stał się kluczowym członkiem zespołu.
Pod koniec trzyletniego pobytu Guardioli Boateng przekształcił się w defensora ze znakomitą umiejętnością podawania, w 2016 roku wybrano go Piłkarzem Roku w Niemczech – nagroda rzadko przyznawana zawodnikom z formacji obronnych.
Od tamtej pory jego występy z każdym rokiem zmizerniały z powodu kontuzji („nie do przepchnięcia”, bardzo lubił grę fizyczną) i konfliktów ze szkoleniowcami (Ancelotti, Kovac), ale bycie ciągle częścią drużyny i nieprzejednana siła mentalna kwalifikuje, by mówić o nim jako o najważniejszych stoperze Bayernu ostatnich lat. A o następców, jak widać, bardzo trudno.

… kogoś tak uniwersalnego jak Bastian Schweinsteiger

Kiedy młody Basti miał ciągle opinię zbuntowanego nastolatka próbującego dostać się do profesjonalnego klubu, przyłapano go kiedyś na pokazywaniu ośrodka treningowego Bayernu dziewczynie późną nocą. Nie wiadomo, jak zakończyła się randka, ale ta niedyskrecja i szczeniactwo nie mogło powstrzymać jego wspinaczki na sam szczyt. Nomen omen, bo Schweinsteiger, o czym nie wszyscy wiedzą, to utalentowany narciarz, urodzony zresztą u podnóża Alp.
Zadebiutował w 2002 roku jeszcze u Ottmara Hitzfelda. Początkowo grał na różnych pozycjach, także w ataku, jako „9”. Dopiero Louis van Gaal zrozumiał, że jego zróżnicowane podania i umiejętność wniesienia poukładanej struktury gry najlepiej wykorzystać w środku pola.
Pod kierunkiem Holendra poziom „Schweiniego” gwałtownie skoczył: został tzw. kapitanem bez opaski i „emocjonalnym przywódcą” (to słowa Joachima Loewa) zarówno w klubie, jak i w kadrze. Mistrzostwo Świata w Brazylii i triumf w Lidze Mistrzów tylko potwierdziły jego status „Fussbalgotta” (piłkarskiego boga).

… kogoś tak pedantycznego jak Xabi Alonso

Być może to kontrowersyjny wybór, biorąc pod uwagę, że Hiszpan spędził w Monachium tylko trzy lata. Ale w szczególności w sezonach 2014-15 i 2015-16 brodaty Bask zapewniał więcej chłodnego autorytetu, elegancji i dokładności, niż większość obecnych pomocników Bundesligi razem wziętych.
„Inteligentny gracz. Popycha zespół metr po metrze” – chwalił Xabiego honorowy prezes Bayernu Franz Beckenbauer, który coś niecoś słyszał o głębokich i pionierskich rozgrywających ustalających tempo całej jedenastce.
Wszechobecny wpływ triumfatora mundialu na przebieg gry był najbardziej odczuwalny po jego odejściu w 2017 roku. Posiadanie piłki w drużynie spadło tak drastycznie, że połączenie utraty stylu ze średnimi wynikami doprowadziło do zakończenia przygody Carlo Ancelottiego w piwnym zakątku Niemiec.
Na Saebener Strasse mają nadzieję, że Alonso powróci kiedyś w roli trenera, aby po raz kolejny Bayern mógł nabrać sznytu godnego klubowi o mentalności dżentelmeńskiego wodza niemieckiej piłki.

… kogoś tak energicznego jak Franck Ribery i Arjen Robben

Nie ma i nie będzie lepszej pary skrzydłowych. Tak morderczo skutecznej, tak żywiołowej i wszędobylskiej. Dla kibiców Bayernu Robben będzie zawsze pamiętany dzięki strzeleniu zwycięskiej bramki na Wembley w finale Ligi Mistrzów.
Regularnie doprowadzał obrońców do szaleństwa, wbijając się z flanki do środka i uderzając lewą stopą. Ruch znany wszystkich piłkarzom na świecie, a jednak nie sposób go było wykluczyć aż do momentu ogłoszenia końca kariery.
Ribery z kolei mając jeszcze 20 lat nadal pracował jako majster budowlany w firmie swojego ojca. Cztery lata później został intronizowany na „Króla Bawarii” na wielkim billboardzie Nike w centrum Monachium.
Franck, nazwany raz przez „Sueddeutsche Zeitung” „anarchistą futbolu” był niepowstrzymaną siłą natury z piłką u nóg, nieustraszonym i nieustępliwym dryblerem, którego gra na skrzydłach wydawała się być inna niż gdziekolwiek indziej.

… kogoś tak nieszablonowego jak Thomas Mueller...

… kiedy nie kastrowano jego boiskowego zacięcia. Samozwańczy “Raumdeuter” (czyli “poszukiwacz przestrzeni”) został wynaleziony przez Louisa van Gaala w sezonie 2009-10, zakończonym finałem Ligi Mistrzów i tytułem króla strzelców na południowoafrykańskim mundialu (na spółkę z trzema innymi graczami).
Kolejni trenerzy w Monachium czasami usiłowali nauczyć go tradycyjnej roli napastnika, ale prawie zawsze odbijali się od ściany. Mueller tracił miejsce w zespole, po czym odzyskiwał je, gdy pozwolono mu grać swoje.
Dzięki rozwiniętemu instynktowi strzeleckiemu i silnej motywacji miał olbrzymi wpływ na kolegów w szatni. Jako symbol bawarskich wartości klubu oczekuje się, że zakończy karierę w Bayernie, a wkrótce znajdzie w nim dla siebie nową pozycję, tym razem w sztabie lub zarządzie.
***
No dobra, a na drugą nóżkę - czego bawarczycy muszą się wyzbyć? Nie potrzeba im na pewno ciągłych roszard zwłaszcza w tyłach. Mamy za chwilę połowę sezonu, a wciąż nie wiadomo, kto stanowi etatowy duet środkowych obrońców. Niepotrzebne są też szklane gwiazdy, które “łamią” się średnio kilka razy do roku.
Wątpliwe korzyści przynoszą konflikty ze swoimi ikonami, sadzanie Muellera, tarcia na linii piłkarze-trener, dwugłos na szczycie władz… Tak, ale co to byłby za FC Hollywood, gdyby nie takie smaczki?
Przeciwnicy Bayernu powinni się cieszyć, bo pozycja ligowa klubu szokuje, ale taki stan rzeczy długo się nie utrzyma, stary mistrz się chwieje, lecz w pionie ciągle trzymają go jeszcze potężne filary.
Najbliższa dogodna okazja, by na przekór wszystkiemu pokazać moc, to dzisiejsza potyczka z Werderem, która powie, czy ostatnie potknięcia to wypadek przy pracy czy już głębszy kryzys.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również