Paulo Sousa i zderzenie z rzeczywistością. Co selekcjoner zobaczył w Polsce?

Paulo Sousa i zderzenie z rzeczywistością. Co selekcjoner zobaczył w Polsce?
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Na szerokiej liście zawodników powołanych przez Paulo Sousę na marcowe mecze eliminacji mistrzostw świata znalazło się sześciu przedstawicieli PKO Ekstraklasy. Selekcjoner w minionym tygodniu pojawił się na meczach w kraju, aby z bliska przyjrzeć się swoim wybrańcom. Co zobaczył? Znikomą jakość. Ostatnie lata pokazały, że trudno liczyć na realne wsparcie dla kadry z naszych ligowych boisk. Ligowcy w reprezentacji są jedynie tłem.
Portugalczyk po raz pierwszy pojawił się w Polsce po wyborze go na selekcjonera. Zostanie w kraju aż do zgrupowania i meczów el. MŚ z Węgrami, Andorą i Anglią. Selekcjoner wybrał się na tournée po kraju. Zobaczył na żywo trzy mecze: Lech - Raków i Legia - Piast w ramach Pucharu Polski oraz ekstraklasowy starcie Pogoni z „Kolejorzem”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bezpośrednia obserwacja kandydatów

W piątek poinformował o swoich pierwszych powołaniach. Sousa ogłosił szeroką listę 35 nazwisk. 15 marca wybierze zawodników, którzy tydzień później pojawią się w Warszawie na pierwszym pod jego wodzą zgrupowaniu. Najprawdopodobniej odrzuci dziesięć nazwisk.
W spotkaniach, które oglądał na żywo z trybun, zagrali wszyscy wybrani przez niego ligowcy: Tymoteusz Puchacz, Kamil Piątkowski, Bartosz Kapustka, Bartosz Slisz, Sebastian Kowalczyk i Kacper Kozłowski.
Na papierze wygląda to całkiem nieźle, ale ilu z nich ostatecznie zaprosi do hotelu Double Tree by Hilton? Patrząc na to, co potencjalni reprezentanci zaprezentowali w swoich ostatnich występach entuzjazm musiał selekcjonerowi spaść wprost proporcjonalnie do temperatury w kraju po okresie znacznego ocieplenia.
Podczas tych kilku delegacji, w których towarzyszyli mu jego asystenci oraz selekcjoner kadry do lat 21, Maciej Stolarczyk, niewiele mógł zapisać do swojego notesu. Na pewno lista pozytywnych spostrzeżeń był krótka. Właściwie żaden z wybranków nie zaprezentował niczego ponadprzeciętnego. Inaczej. Poziom meczów nie zachwycił, a kandydaci raczej nie wybili się wyraźnie ponad szare tło.
<<TUTAJ PRZECZYTASZ NAJNOWSZY RAPORT Z WYSTĘPÓW POLSKICH PIŁKARZY GRAJĄCYCH W LIGACH ZAGRANICZNYCH. SPORO DOBRYCH WIEŚCI>>

Oni mogą liczyć na faktyczne powołanie

Plusik można postawić przy dwóch nazwiskach - Piątkowskim i Kapustce. Obrońca Rakowa, a od lata Red Bulla Salzburg, trzyma poziom i pasuje selekcjonerowi do koncepcji zmiany ustawienia na grę trójką obrońców. Takiej taktyki używa również Marek Papszun. 20-latek gra w niej jako środkowy obrońca, ale w przeszłości był też używany jako wahadłowy. Według naszej wiedzy za dwa tygodnie pojawi się w stolicy.
Zaproszenia może spodziewać się też Bartosz Kapustka, który może nie błyszczał tak mocno przeciwko Piastowi czy Śląskowi (choć zaliczył asystę) jak w ostatnich tygodniach, ale gwarantuje poziom. Ma doświadczenie reprezentacyjne i jest zawodnikiem uniwersalnym. Może zabezpieczyć kilka pozycji w drugiej linii, a tutaj Sousa ma największe problemy.
Reszta z szerokiej listy raczej odpadnie. Spodziewam się, że Sousa będzie chciał mieć swoje autorskie odkrycie. Za takie będzie można uznać Piątkowskiego. Jeszcze jedno nazwisko z Polski może mieć zwiększone szanse na zaproszenie wynikające z zasypania ogromnej dziury po Jacku Góralskim i Krystianie Bieliku. To Bartosz Slisz, który moim zdaniem stawi się na zgrupowaniu obok Rafała Augustyniaka jako kandydat na pozycję rezerwowej szóstki.
Choć Sousa dostrzega jego talent i „17-letni Kozłowski w kadrze” działa na wyobraźnię, to na razie nie widzę go w TOP 5 rankingu środkowych pomocników. Talent ma ogromny, ale pierwsza kadra to chyba jeszcze nie ten moment. Przeciwko Lechowi nastolatek wyglądał na zagubionego, być może stremowanego obecnością selekcjonera, i został zmieniony już w 54. minucie.

Ekstraklasa bez wpływu na kadrę

Abstrahując od wybranków selekcjonera i aktualnej formy sześciu zawodników z listy trudno spodziewać się, aby piłkarze z PKO Ekstraklasy zbawili kadrę. Przynajmniej wskazywały na to ostatnie lata. Zwłaszcza czas po nieudanych mistrzostwach świata w Rosji i kadencja Jerzego Brzęczka.
U poprzedniego opiekuna kadry polscy ligowcy byli tłem. W 20 meczach o punkty (dwie edycje Ligi Narodów + el. ME) piłkarz z ekstraklasy wystąpił w podstawowym składzie tylko raz! Był nim Damian Szymański w meczu Ligi Narodów przeciwko Włochom w 2018 roku. Wtedy zawodnik Wisły Płock był wykorzystany do sprawdzenia nowej taktyki bez skrzydłowych, wypadł słabo i został zmieniony w przerwie. Polska przegrała 0:1. Później przez ponad dwa lata nikt z PKO Ekstraklasy nie wystąpił już w reprezentacji od pierwszej minuty. Mało tego. Ligowcy mieli znikomy wpływ na losy kadry nawet jako zmiennicy.
W eliminacjach EURO 2020 i dwóch edycjach Ligi Narodów wystąpiło ośmiu piłkarzy z PKO Ekstraklasy. Brzmi nieźle, ale jak nieznaczące były to role pokazują minuty. Na 2700 możliwych do rozegrania, wspólnie przebywali na murawie przez 382 - to jedynie czternaście procent wszystkich możliwych do rozegrania. Nie strzelili gola, zaliczyli tylko dwie asysty – autorami Jakub Błaszczykowski i Artur Jędrzejczyk.

Niski poziom i szybkie transfery

Trudno posądzać Brzęczka o uprzedzenia. Wręcz przeciwnie. Być może niektórych nawet za mocno ciągnął za uszy, a innych słusznie powoli wystawiał na dużą scenę. Wpływ reprezentantów z ligi polskiej na wyniki i grę kadry jest tak znikomy z dwóch powodów. Pierwszy? Rozgrywki niskiej jakości, co doskonale obrazuje ranking UEFA, w którym Ekstraklasa jest już w czwartej dziesiątce. Drugi? Fakt, że dziś najlepsi piłkarze błyskawicznie wyjeżdżają za granicę. Nawet jeśli debiutują jako przedstawiciele polskiego klubu (Kamil Jóźwiak, Jakub Moder, Michał Karbownik), w kolejnym okienku transferowym wyjeżdżają do lepszych zespołów. To samo stanie się za chwilę z Piątkowskim, najprawdopodobniej z Puchaczem czy Kozłowskim. Tego trendu nie da się już odwrócić. Można tylko dyktować lepszą cenę.
Jak filtrowanie polskiej ligi przybrało na sile pokazuje czas od ME w 2016 roku do teraz. Adam Nawałka zabrał do Francji aż dziesięciu przedstawicieli ligi polskiej. Trzech z nich - Artur Jędrzejczyk, Michał Pazdan i Krzysztof Mączyński - odgrywało znaczące role w jego zespole. Przepaść w zderzeniu z teraźniejszością.
Po tamtym turnieju zagraniczne kluby zaczęły jeszcze szybciej drenować naszą ligę z największych talentów i tego trendu nic nie zatrzyma. Dziś młody piłkarz nie dobija nawet do pięćdziesięciu meczów ligowych zanim stanie się obiektem pożądania jakiegoś zachodniego klubu. Przykładem Piątkowski (43 spotkania), Moder (41), Karbownik (36) czy Bartosz Białek (19), którzy kosztowali powyżej pięciu milionów euro. Ich cenę wyznacza potencjał, a nie doświadczenie.

Sousa zderzy się z rzeczywistością?

Z wybrańcami Sousy będzie podobnie. Wątpliwe, aby ekstraklasowy zaciąg złapał dużo minut w marcu. Jeśli któryś z piłkarzy zacznie znaczyć coś w kadrze w następnych miesiącach, za chwilę wyjedzie na zachód. Stan z czasów Nawałki jest mało prawdopodobny, bo obecny selekcjoner nie będzie miał w tym roku czasu na eksperymenty i odważne wprowadzanie nowicjuszy.
To wyjątkowy rok. Pierwszy taki w historii. Eliminacje do mundialu w Katarze przeplatają się z turniejem finałowym mistrzostw Europy. Nie ma czasu na błędy. Mecze towarzyskie, liczone na palcach jednej ręki, będą bezpośrednim przygotowaniem do EURO i cementowaniem pomysłów Portugalczyka.
Dlatego z dystansem podchodziłbym do entuzjazmu, że nagle zobaczymy w kadrze szeroki zaciąg z PKO Ekstraklasy czy hurtowe wprowadzanie nowych twarzy. Być może spore pokłady takiego pozytywnego myślenia znajdują się jeszcze w głowie Sousy, ale obawiam się, że dojdzie, lub doszło podczas oglądania meczów w Polsce, do zderzenia z rzeczywistością. Jeśli pojawią się nowi to na zasadach jak u poprzednika - małymi krokami, w mniej znaczących meczach, których będzie brakować. Zanim się obejrzymy wyróżnieni będą pakować walizki do zagranicznego klubu.
Taka jest rola i pozycja Ekstraklasy w przewodzie pokarmowym wielkiej piłki.

Przeczytaj również