Polacy za granicą. Jazda bez trzymanki: gole, asysty, zmartwychwstanie i pies kradnący show

Polacy za granicą. Jazda bez trzymanki: gole, asysty, zmartwychwstanie i pies kradnący show
Ververidis Vasilis/Shutterstock
W korespondencyjnym pojedynku stranierich niemieckich i włoskich tym razem lepiej wypadli ci pierwsi, bo z Bundesligi dwie bramki przynieśli Robert Lewandowski oraz Łukasz Piszczek, ale i w Italii polscy piłkarze mieli powody do zadowolenia. Najwięcej działo się jednak w mniej medialnych ligach, gdzie nie brakowało i goli, i asyst, i kuriozalnych sytuacji z udziałem naszych zawodników.
Zaczynamy standardowo od najbardziej pozytywnych informacji ze ścisłego europejskiego topu. Po ostatnim bezbramkowym remisie z Lipskiem, do formy strzeleckiej wrócił Robert Lewandowski. Snajper Bayernu otworzył worek z bramkami przeciwko FC Koeln, po profesorsku wykańczając jedną z pierwszych akcji drużyny. Klasa sama w sobie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Timo Werner dalej nie może wyrwać się z niemocy, więc przewaga “Lewego” nad zawodnikiem “Byków” wynosi aktualnie trzy trafienia.
W ślady Lewandowskiego poszedł jego wieloletni kolega z zespołu. Po dwóch tygodniach odpoczynku, Łukasz Piszczek znów wyszedł w pierwszej jedenastce Borussii Dortmund i szybko udowodnił, że to był dobry wybór Luciena Favre’a. “Piszczu” przypomniał sobie lata gry w ofensywie i sprytnie wpakował piłkę do siatki, wcześniej świetnie zgarniając ją po nie do końca celnym podaniu Achrafa Hakimiego. Inteligentny, mierzony strzał, dobra decyzja, bezbłędne wykonanie.
Kto wie, może ten gol i pewna postawa w defensywie pozwoli byłemu reprezentantowi Polski na grę od początku w Lidze Mistrzów przeciwko PSG?

Słodko-gorzki Piątek

Do duetu Lewandowski-Piszczek mógł dołączyć Krzysztof Piątek, ale jemu akurat zabrakło skuteczności. Wprawdzie Hertha po przyzwoitym spotkaniu ograła na wyjeździe Paderborn, a media chwaliły byłego gracza Milanu za współpracę z partnerami, lecz 24-latek powinien kończyć to starcie choćby z jedną bramką.
Najpierw jednak strzelił w dobrej sytuacji Panu Bogu w okno, a później uderzył prosto w bramkarza. O tyle dobrze, że chwilę później piłka odbiła się od Piątka, a finalnie wpadła do siatki za sprawą Matheusa Cunhy. Byłaby asysta Polaka, ale niefortunna interwencja defensora Paderborn spowodowała zapisanie mu samobója.
“Pistolero” zaliczył za to skuteczne ostatnie podanie jeszcze w pierwszej połowie, lecz wcześniej przyjmował sobie futbolówkę ręką, co nie umknęło sędziom siedzącym w wozie VAR. Gola anulowano, asystę Krzysztofa również.
Mamy problem z ogólną oceną jego gry. Z pozytywów, choć raczej obowiązków: nasz snajper walczył z obrońcami, przepychał się, faulował, dawał się faulować, rozbijał defensywę rywali. Dziwny, ale przyzwoity występ, a w obliczu wygranej Herthy, nikt zaraz o zmarnowanych sytuacjach nie będzie pamiętał.
Zapomnieć o końcówce swojego meczu wolałby zapewne Rafał Gikiewicz z Unionu Berlin. 2:3 z coraz lepszym Leverkusen wstydu nie przynosi, ale sam golkiper doskonale wie, że przy decydującym trafieniu w doliczonym czasie gry powinien zachować się lepiej. “Kicker” przyznał mu za ten występ “czwórkę”.

Cudotwórca z Florencji

Z licznej kolonii w Serie A na miano bohatera zasłużył - nie pierwszy raz w tym sezonie - Bartłomiej Drągowski. Bramkarz Fiorentiny błysnął w spotkaniu z Sampdorią, notując kilka interwencji na światowym poziomie. Włosi zachwycili się szczególnie jego wyborną paradą po uderzeniu Lorenzo Tonelliego. Media doceniły formę “Drążka”, pisząc o fantastycznych cudach w bramce. Zasłużenie, proszę pana, zasłużenie.
“Fiołki” wrzuciły przeciwnikom aż pięć goli, co boleśnie odczuli Bartosz Bereszyński i Karol Linetty. Na pocieszenie dla polskiego duetu z Genui, trzeba przyznać, że nie był to normalny mecz. Najpierw zaserwowano kibicom samobója, później dwa rzuty karne, a na deser dwie czerwone kartki. “Bereś” został oceniony wyżej od “Karolka”. “La Gazzetta Dello Sport” przyznała mu “6”, a młodszemu koledze “5”. Wspomniany wcześniej Drągowski zapracował na “siódemkę”.
Czyste konto po zeszłotygodniowej wpadce w Weronie zanotował tym razem Wojciech Szczęsny, a “Juve” odprawiło z kwitkiem bezradną Brescię 2:0. Ręce pełne roboty miał za to Łukasz Skorupski, który uwijał się jak w ukropie, by uratować katastrofalnie grających kolegów. Popisał się kilkoma błyskotliwymi paradami, ale Bologna dostała od Genoi 0:3, kończąc mecz w “dziewiątkę”. Filip Jagiełło nie miał okazji sprawdzić rodaka, bo spędził całe spotkanie na ławce rezerwowych.

“Zielu” w formie, błędy obrońców

Z trzech punktów cieszył się za to Piotr Zieliński, choć Napoli nie miało z Cagliari łatwego zadania. “Zielu”, pozostający w optymalnej dyspozycji od dłuższego czasu, zagrał solidne zawody. Był pod grą, a w jednej z akcji zabrakło mu kilku centymetrów do kolejnego w tym sezonie gola. Arkadiusz Milik pauzował z powodu problemów z kolanem.
Po drugiej stronie barykady biegał za to Sebastian Walukiewicz, który dostał szansę w pierwszym składzie i generalnie radził sobie całkiem nieźle, dopóki nie zagubił się przy decydującym trafieniu Driesa Mertensa. Zauważył to trener, zdejmując młodego stopera kilka minut po golu dla Napoli. Wpływ na tę decyzję mogła też mieć żółta kartka. Co jednak najważniejsze, utalentowany zawodnik w ostatnich tygodniach dość regularnie gra i zbiera punkty w walce o wyjazd na czerwcowe Euro.
Udział w bramce dla przeciwników miał także Arkadiusz Reca ze SPAL. Nowy trener wystawił reprezentanta Polski na lewej flance czteroosobowego bloku defensywnego, a na prawej solidnie zagrał Thiago Cionek. Reca był aktywny z przodu, szarpał, ale w kluczowym momencie spóźnił się z kryciem rywala, a ten bezlitośnie wykorzystał gapiostwo i zapewnił Lecce ważne trzy punkty.
Warto odnotować jeszcze wejście w 81. minucie Mariusza Stępińskiego. Napastnik Hellasu na przełomie roku zdobył gole w dwóch meczach z rzędu i od tego czasu… nie dostał ani sekundy gry. Teraz pojawił się na boisku, lecz nic nie wskórał, a jego zespół bezbramkowo zremisował z Udinese. Paweł Dawidowicz i Łukasz Teodorczyk spędzili 90 minut w rezerwie. W drugiej lidze na debiut w Empoli wciąż czeka Szymon Żurkowski.

Michalak na fali, czworonożny kibic u Sobiecha

Z Włoch wędrujemy do Turcji, gdzie w minionym okienku transferowym polska ekipa powiększyła się o kilku zawodników. Ankaragucu Michała Pazdana zasilili Konrad Michalak oraz Daniel Łukasik. Skrzydłowy premierowo zagościł w wyjściowej jedenastce i odpłacił się trenerowi kapitalnym występem z nie byle kim, bo z Fenerbahce.
Michalak zanotował dwie asysty. Najpierw minął golkipera i głową skierował futbolówkę w stronę bramki, gdzie z pomocą szczęścia dopadł do niej kolega z zespołu. W drugiej połowie zaś pokazał to, z czego słynął w Ekstraklasie: niesamowitą szybkość. Na pełnym gazie przebiegł z piłką u nogi pół boiska, minął dwóch rywali i idealnie odegrał do partnera.
Bohater został zmieniony w końcówce przez wracającego po kontuzji Pazdana, a Łukasik pozostał na murawie do ostatniego gwizdka. Ankaragucu dokonało w styczniu kilkunastu transferów i na razie ta szaleńcza polityka się broni: siedem punktów w trzech spotkaniach.
Pierwszy raz od początku w barwach Goztepe zagrał też Kamil Wilczek, ale na debiutanckiego gola musi jeszcze poczekać. Z kolei tradycyjnie po 90 minut od trenera Denizlisporu dostał duet Adam Stachowiak-Radosław Murawski (0:1 z Kayserisporem).
Na zapleczu tureckiej Superligi pierwszą asystę zapisał na swoim koncie Artur Sobiech z Karamguruk. Show skradł mu jednak ktoś inny: specjalny gość, który niespodziewanie wbiegł z trybun i miał wielką ochotę do wykonania rzutu wolnego, pokazując przy tym kilka sztuczek.

Zmartwychwstanie Kurzawy, błysk Świerczoka

Rafał Kurzawa przez pół roku nie łapał się nawet do kadry meczowej francuskiego Amiens i wielu kibiców mogło o nim dawno zapomnieć. Teraz były (?) reprezentant Polski powrócił do świata żywych. W debiutanckim starciu w barwach duńskiego Esbjergu przyczynił się do sensacyjnej wygranej z FC Kopenhagą. Zrobił to w swój firmowy sposób, idealnie dogrywając piłkę z rzutu rożnego na głowę kolegi. Może nie powiedział jeszcze ostatniego słowa?
Dał o sobie znać także Jakub Świerczok, którego w styczniu wielokrotnie wymieniano w kontekście przenosin do Legii Warszawa. Snajper Łudogorca został jednak w Bułgarii i nie zapomniał, jak się strzela bramki. Wszedł na boisko z ławki rezerwowych, a następnie w dwie minuty dwukrotnie wpisał się na listę strzelców.
Choć zapewne mało kto to zauważył, niedawno Lech Poznań otrzymał prawie milion złotych za Dawida Kurminowskiego, czyli napastnika, który nie zadebiutował nawet w jego barwach w Ekstraklasie, a od dwóch lat gra na Słowacji. Po Zemplinie Michalovce trafił w ramach wypożyczenia do rezerw Żiliny, gdzie imponował skutecznością, więc został awansowany do pierwszego zespołu, a klub wykupił go z Poznania. Młodzieżowy reprezentant Polski zdobył właśnie premierowe trafienie ligowe w barwach wicelidera ligi słowackiej. W tej drużynie regularnie występuje też inny nasz młody piłkarz, Jakub Kiwior.

Klich jednak z awansem?

Leeds United, z Mateuszem Klichem w składzie, wróciło na zwycięską ścieżkę i znów zajmuje drugie miejsce w tabeli Championship. “Clichy” przyczynił się do wygranej z Bristol (1:0) asystą, choć nie da się ukryć, że w tej sytuacji strzelał, tylko piłka zeszła mu z nogi. Ale cóż, statystyka jest bezlitosna, tym razem z korzyścią dla Polaka.
Po czterech kolejkach bez triumfu, pełną pulę zgarnęło Millwall Bartosza Białkowskiego. Polski bramkarz jak zwykle nie zawiódł i swoimi interwencjami pomógł ograć Preston (1:0). Wśród angielskich stranierich grał jeszcze tylko Kamil Grosicki, który dostał kilka minut z ławki przeciwko Nottingham (2:2).
Jan Bednarek niespodziewanie usiadł na ławce rezerwowych, czego Ralph Hassenhuettl mógł jednak żałować, bo Southampton przegrało z Burnley. Łukasz Fabiański zaś będzie bronił strzały Raheema Sterlinga i spółki dopiero w środę.

Klimala zniknął, Ekstraklasa w Chorwacji

Po efektownej asyście w Pucharze Szkocji, Patryk Klimala dwukrotnie nie załapał się do kadry meczowej Celtiku. Powód? Potrzebuje czasu na aklimatyzację. Na razie nie ma co panikować, ale sytuację byłego napastnika Jagiellonii na pewno warto monitorować.
Ekstraklasą powiało w lidze chorwackiej. Dinamo Zagrzeb z Damianem Kądziorem w składzie niespodziewanie uległo Osijekowi (0:1), a głównymi bohaterami tego widowiska zostali… Emir Dilaver i Nenad Bjelica.
To, co zrobił były stoper Lecha Poznań, zasługuje na wyróżnienie. Najpierw grał agresywnie i dostał żółtą kartkę, co zauważył trener, zdejmując go z boiska. To nie powstrzymało krewkiego obrońcy przed kolejnym wybuchem. Zarobił czerwoną kartkę już po opuszczeniu murawy. W jego ślady poszedł sam Bjelica, który w doliczonym czasie gry w nieparlamentarnych słowach zaatakował sędziego i pewnie czeka go dłuższa przerwa od oglądania swojej drużyny z perspektywy ławki rezerwowych.
Na słowa pochwały zasłużyli Kamil Glik (1:0 i pewny występ z Montpellier) oraz Damian Szymański z AEK-u (kolejne 90 minut i wygrana z Arisem). W Holandii z kontuzji podstawowego golkipera Heerenveen korzysta Filip Bednarek, który zagrał trzeci pełny mecz z rzędu. Z drugiej strony, 2:4 z Vitesse nie stanowi powodu do zadowolenia.
Inny bramkarz, Paweł Kieszek z Rio Ave mógł świętować remis z silnym Sportingiem, jednocześnie pamiętając o swoim niepewnym zachowaniu, które zadecydowało o golu dla rywala z Lizbony. Podkreślmy jeszcze powrót do składu po dwóch spotkaniach przerwy Rafała Pietrzaka z Royalu Mouscron. Jakub Piotrowski z Beveren nie podniósł się z ławki.
A na koniec bonus numer jeden: gol Adama Buksy z dzisiejszego sparingu New England Revolution. Życzymy podobnych sukcesów po starcie MLS.
I bonus numer dwa: piękne trafienie Sebastiana Szymańskiego w meczu towarzyskim Dynama Moskwa z Soczi.
***
Bohater: Konrad Michalak
Zaskoczenie in plus: Rafał Kurzawa
Zaskoczenie in minus: Rafał Gikiewicz
Nagroda specjalna: Bartłomiej Drągowski za cuda w bramce Fiorentiny
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również