Polak namieszał w Bundeslidze. Niespodzianka sezonu, rozgłos w mediach. "Sprawę muszą rozstrzygnąć prawnicy"

Polak namieszał w Bundeslidze. Niespodzianka sezonu, rozgłos w mediach. "Sprawę muszą rozstrzygnąć prawnicy"
Lukasz Sobala / PressFocus
To bezsprzecznie największa polska niespodzianka tego sezonu w Bundeslidze. Trudno było przypuszczać, by Marcel Lotka - piąty w hierarchii bramkarz Herthy - dostąpił w ogóle zaszczytu debiutu na pierwszoligowych boiskach. A on nie tylko zadebiutował, ale też i utrzymał miejsce w bramce na połowę rundy, mimo arcytrudnej sytuacji swojego klubu w ligowej tabeli. I narobił niemało zamieszania.

Zrządzenie losu

Dalsza część tekstu pod wideo
Końcówka lutego. Herthę czeka ciężki wyjazdowy mecz z rozpędzonym Freiburgiem. Alexander Schwolow, czyli pierwszy bramkarz klubu, choruje na koronawirusa. Ściągnięty latem z Danii za trzy miliony euro Oliver Christensen nie może zagrać przez kontuzję mięśniową. Rune Jarstein, trzeci w kolejce do składu, ciągle walczy z powikłaniami po ciężkim przejściu koronawirusa. Czwarty zawodnik, Nils-Jonathan Koerber, akurat dopiero co wyleczył uraz kolana i nie jest w stanie wystąpić w meczu. Tym piątym jest właśnie Marcel Lotka, który w bieżącym sezonie grywał sobie okazyjnie w czwartoligowych rezerwach Herthy.
Ostatecznie Hertha przegrywa 0:3, ale Lotka zbiera niezłe oceny. Parę razy się wykazał i niczego nie popsuł, co jak na piątego w klubowej hierarchii bramkarza jest godne podkreślenia. Zostaje więc w bramce, mimo gotowości Christensena do gry, lecz w meczu z Eintrachtem (1:4) idzie mu dużo gorzej. Można mu przypisać winę przy dwóch golach.
Mimo to w klubie nadal chcą na niego stawiać. Pojawia się nowy trener - Felix Magath i… nic się nie zmienia. Lotka wciąż stoi w bramce Herthy. Po drodze zalicza kilka znakomitych i brawurowych interwencji w derbowym meczu z Unionem. Ktoś jednak, kto widzi szklankę do połowy pustą powie, że przecież przy jednym - a może nawet przy dwóch trafieniach - mógł lub nawet powinien był się lepiej zachować. Poza tym wpuścił w tym spotkaniu w sumie aż cztery strzały, więc w gruncie rzeczy nie ma go za bardzo za co chwalić.
W starciu z Mainz w ubiegły weekend Hertha mogła sobie zapewnić utrzymanie w lidze. Wystarczyło wygrać z beznadziejnie grającym w tym sezonie na wyjazdach przeciwnikiem. Ale gospodarze przegrali 1:2, a pierwszy gol padł po fatalnej interwencji Lotki. Aby obronić to uderzenie, wystarczyło po prostu stać. Marcel niepotrzebnie odsłonił słupek i rzucił się na piłkę, przepuszczając proste uderzenie pod pachą.

Co na plus? Co na minus?

Te dziewięć rozegranych meczów daje już jednak pogląd na to, jakim Lotka jest bramkarzem. Dowiedzieliśmy się z nich, że chłopak faktycznie ma talent. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jest niezwykle eksplozywny, energetyczny i odważny, czasem wręcz brawurowy. Felix Magath powiedział nawet ostatnio, że Marcel przypomina mu młodego Olivera Kahna.
Golkiper Herthy dysponuje bardzo dobrym refleksem i zwinnością. Potrafi błyskawicznie zejść na dół podczas interwencji. Do tego jest głośny, śmiało rozdziela komendy obrońcom grającym przed nim. Zazwyczaj na boisku nie kalkuluje, idzie na całego na każdą piłkę. Ale ten brak kalkulacji to tyleż zaleta, co i wada. Bramkarz na poziomie Bundesligi musi umieć zachować chłodną głowę i ocenić ryzyko w każdej sytuacji, tymczasem Lotka najczęściej wchodzi all-in.
Na krótką metę może to zrobić wrażenie i wywołać efekt wow, w dłuższej perspektywie jednak postawa taka generuje częste błędy. Co z tego, że obronisz trzy trudne sytuacje w meczu, skoro za chwilę pomylisz się w dwóch prostszych i stracisz dwa gole. Golkiper musi dawać obrońcom oparcie i poczucie pewności. Oficjalny portal Bundesligi, chwilę po tej puszczonej przez Lotkę bramce z Mainz, wypluł statystykę, Marcel ponosi bezpośrednią winę za trzy stracone przez Herthę gole. Gorszy od niego pod tym względem jest w lidze jedynie bramkarz Wolfsburga Koen Casteels, który bezpośrednio zawinił przy czterech trafieniach. Tyle że rozegrał tych meczów aż 27. Czyli Casteels popełnia średnio poważny błąd co siedem spotkań, a Lotka co trzy. Trochę za często.
Ponadto Polak broni relatywnie niewiele strzałów idących w jego bramkę. Procent skutecznych interwencji wynosi 62,8 i jest nieco lepszy od Schwolowa, czyli “jedynki” w Hercie, ale na tle ligi, to jeden z gorszych wskaźników. To oczywiście nie mówi nam wszystkiego, bo za skuteczność gry bramkarza w dużym stopniu odpowiedzialni są także obrońcy. Nieco bardziej obiektywnym wskaźnikiem gry golkipera jest wyliczany przez portal “fbref.com” stosunek przepuszczonych goli do goli oczekiwanych (tzw. Post-shot Expected Goals minus Goals Allowed) w przeliczeniu na 90 minut. U Marcela wynosi on -0,26, co, upraszczając, można wytłumaczyć tak, że Lotka w każdym meczu wpuszcza 0,26 gola więcej, niż powinien. To plasuje go jak na razie na 29. miejscu spośród wszystkich 38 bramkarzy, którzy w tym sezonie zagrali w Bundeslidze. Jest więc duże pole do poprawy.

Hertha czy Borussia?

Lotka trafił jednak w Niemczech na usta wszystkich nie tylko przez wzgląd na swoją grę. Niewiadomą pozostaje wciąż jego klubowa przyszłość. Na początku marca Hertha poinformowała w mediach społecznościowych, że polski bramkarz po zakończeniu sezonu przejdzie na zasadach wolnego transferu do drugiej drużyny Borussii Dortmund. Sprawa wydawała się zakończona. Ale obiecująca gra Lotki sprawiła, że ludzie w Hercie zaczęli grzebać w dokumentach i zorientowali się, że do końca kwietnia mogą skorzystać z jednostronnej klauzuli, by przedłużyć umowę z naszym bramkarzem. No i mamy pat. Sprawę muszą rozstrzygnąć prawnicy. Być może nie obejdzie się bez wypłaty odszkodowania. Pytanie tylko, kto komu zapłaci.
Co byłoby korzystniejsze dla Lotki? Wydaje się, że mimo wszystko przenosiny do Borussii. Z zamiarem odejścia z BVB nosi się od jakiegoś czasu Marwin Hitz, więc otwierałaby się dla Lotki droga do zostania bramkarzem numer dwa w renomowanym zespole. A nawet jeśli Hitz zostałby w klubie, gra w trzecioligowych rezerwach BVB wcale nie musiałaby być złą opcją. A może zgłosiłby się do Borussii jakiś drugoligowiec z propozycją wypożyczenia i ciekawym planem na Lotkę? Tego też nie można wykluczyć. Czy w Hercie mógłby liczyć na coś więcej? Niekoniecznie. W Berlinie chcą od nowego sezonu odważnie postawić na Olivera Christensena, którego ściągnęli do siebie przed sezonem z Odense. Lotka pokazał w tej rundzie, że jest świetnym materiałem do obróbki, ale też że wręczenie mu bluzy z numerem jeden na cały sezon obarczone by było sporym ryzykiem.

Najtrudniejszy mecz w życiu

Los tak zrządził, że w najbliższą sobotę Lotkę czeka chyba najtrudniejszy i chyba też najważniejszy mecz w jego dotychczasowej karierze. Hertha gra w Dortmundzie właśnie z Borussią. Marcel musi wytrzymać presję związaną nie tylko z wynikiem (a Hertha nie może sobie pozwolić na porażkę, bo przez przegrany mecz z Mainz może jeszcze wylądować w strefie barażowej), ale też z tym, że będzie pod ciągłą obserwacją ewentualnego nowego pracodawcy, a także 80 tysięcy kibiców zgromadzonych na stadionie. To nie będzie dla niego mecz jak każdy inny. Może nim naprawdę wiele wygrać. Jeszcze w grudniu łapał strzały Nigela Biera z Tasmanii Berlin czy Erika Engelhardta z Energie Cottbus gdzieś na obrzeżach poważnej piłki, a za chwilę stanie oko w oko z Erlingiem Haalandem i Marco Reusem w meczu, który może zadecydować o losach kilkusetmilionowej inwestycji Larsa Windhorsta. I o jego przyszłości.

Przeczytaj również