Polska sama sobie odbiera jednego z najlepszych graczy. Po Francji widać, jak marnujemy jego potencjał

Polska sama sobie odbiera jednego z najlepszych graczy. Po Francji widać, jak marnujemy jego potencjał
Foto TimGroothuis/SIPA USA/PressFocus
Ostatni mecz mundialowy, z Francją, mimo porażki pozwolił wreszcie na wystawienie pozytywnej oceny za występ reprezentacji Polski. Można po nim jednak zadać ważne pytanie. Dlaczego “Biało-czerwoni” regularnie nie robią użytku z umiejętności Piotra Zielińskiego? 28-latek błyszczał na tle mistrzów świata, gdy polska drużyna chciała grać z nimi jak równy z równym. To pokazuje, jak bardzo kadra marnuje jego potencjał.
Osoba Piotra Zielińskiego od lat dzieli kibiców reprezentacji Polski. Zawodnik Napoli to jeden z jej najczęściej krytykowanych graczy. Główny zarzut dotyczy tego, że nie potrafi przenieść swej gry z klubu na występy w narodowych barwach. 28-latek to bez wątpienia czołowy polski piłkarz - raczej bezdyskusyjnie nasz “numer dwa” w polu, po Robercie Lewandowskim. W większości meczów “Biało-czerwonych” jest jednak niewidoczny. Jednakże mundial w Katarze dobitnie pokazał to, co często powtarzano w jego wypadku. Pomocnik z Ząbkowic Śląskich będzie prezentował się w reprezentacji na miarę oczekiwań, jeśli nastawi się ona na wykorzystanie go - a więc postara się prowadzić grę i robić użytek z jego umiejętności.
Dalsza część tekstu pod wideo

Dwie wersje

Już od kadencji Adama Nawałki słyszymy po meczach reprezentacji te same, prześmiewcze pytania. “Gdzie był Zieliński?”. “Po co go wystawiamy?”. Ludzie, którzy oglądają piłkę nożną głównie przy okazji spotkań drużyny narodowej, oczywiście mogą uznawać je za zasadne. Gracz Napoli w ich oczach rzeczywiście może być tylko przeciętny, choć w klubie błyszczy i non stop zbiera bardzo dobre recenzje w pędzącym po mistrzostwo Włoch Napoli.
Ci śledzący regularnie jego poczynania na murawach Serie A dobrze jednak wiedzą, na ile naprawdę stać Zielińskiego i jak często prezentuje wysoki poziom. Tam występuje w systemie nastawionym na operowanie piłką, a więc takim, który pomaga mu rozwinąć skrzydła. Otrzymuje ją często, ma komu oddać i z kim poszukać szybkiej wymiany podań. W fazie konstrukcji akcji jest postacią centralną, a nie przekaźnikiem, jak to ma miejsce w przypadku kontrataków. To właśnie w takim scenariuszu pokazuje pełnię możliwości.
Tymczasem większość ostatnich selekcjonerów prowadzących reprezentację Polski preferowała raczej zachowawczą, nastawioną na kontry i proste środki grę. Tak było za Adama Nawałki, Jerzego Brzęczka, teraz Czesława Michniewicza. Gdy już pojawiała się konieczność budowania ataku pozycyjnego, poczynania na murawie stawały się powolne, brakowało pomysłu. Wyjątek od tej reguły, okresami, stanowiła krótka kadencja Paulo Sousy - to u niego Zieliński wyglądał najbardziej “naturalnie”.
Dlatego właśnie powstała o nim krzywdząca, dość powszechna w polskim społeczeństwie oglądających głównie kadrę opinia piłkarza-cienia, lubiącego znikać na boisku. W Napoli to się raczej nie zdarza, lecz w biało-czerwonych barwach, gdy ataki pozycyjne stanowią rzadkość, a piłką często wędruje ponad głowami pomocników, nie może zrobić użytku ze swych umiejętności. W ten sposób jeden z największych polskich talentów ostatnich lat okazuje się w kadrze często bezproduktywny. Jest jednak raczej ofiarą tej sytuacji, a nie winowajcą.

Mundial dwóch twarzy

Styl gry reprezentacji Polski w fazie grupowej pozostawiał wiele do życzenia. Z Meksykiem i Argentyną “Biało-czerwoni” zajęli miejsce w fotelu widza, oddając przeciwnikom futbolówkę i czekając na to, co zrobią. Wyjścia z defensywy opierały się głównie na wybiciach i próbach zagrań popularną “lagą”. W związku z tym ustawiony wyżej Zieliński musiał ograniczyć się co najwyżej do zbierania drugich piłek. Był osamotniony, w pewnym sensie zagubiony w panującym na boisku chaosie.
Gdy z Arabią Saudyjską Polacy zagrali trochę odważniej, szukali już kombinacji i, nazwijmy to, “kulturalnego” rozegrania, 28-latek prezentował się zdecydowanie lepiej. Miał większy wpływ na boiskowe poczynania polskiego zespołu. Zdobyty gol sprawił z kolei, że należało go umieścić w wąskim gronie kandydatów do miana najlepszego zawodnika meczu.
Najlepiej - pod względem samego stylu i zaprezentowanej odwagi - Polska wypadła jednak z Francją. Nie oddała całkowicie pola przeciwnikom, skupiając się jedynie na przeszkadzaniu. Pressowała, starała się kreować, regularnie operowała futbolówką na połowie rywali.
Zieliński błyszczał. Jego dobrego występu nie podważa nawet zmarnowana dogodna okazja przy stanie 0:0. Brał grę na własne barki, dryblował, rozgrywał, emanował pewnością siebie. Takiego chcą go oglądać kibice, ale wymaga to właśnie odważnego stylu, opartego na tym, by to “Biało-czerwoni” przejmowali inicjatywę.
Piłkarz Napoli pokazał więc na mundialu dwie twarze: tę kojarzoną przede wszystkim przez kibica reprezentacyjnego oraz tę, którą znają fani oglądający go co tydzień. To ta druga lepiej oddaje jego rzeczywistą klasę. Jak ją wydobyć? Sposób, w teorii, nie wygląda na skomplikowany. To, ile daje drużynie, bez problemu można skorelować z łatwą do zrozumienia statystyką - otrzymanymi podaniami. Z Meksykiem i Argentyną “Zielu” dostawał od partnerów piłkę odpowiednio 19 i 21 razy. Z Arabią Saudyjską, gdzie wyglądał już lepiej - 17, ale nie zagrał pełnych 90 minut, tylko zaledwie 62. Przeciwko Francji, gdy na jego grę patrzyło się z ogromną przyjemnością, podawano mu aż 55-krotnie! Właśnie to zna z Napoli. W obecnych rozgrywkach Serie A dostaje średnio 48,4 zagrania na 90 minut.

Sami go sobie odbieramy

Zbyt zachowawczy, zbyt pasywny styl gry reprezentacji Polski nie sprzyja Piotrowi Zielińskiemu, zresztą podobnie jak Robertowi Lewandowskiemu. W pewnym sensie prezentując prosty, bezpośredni futbol, reprezentacja Polski sama odbiera sobie jeden z największych talentów obecnego pokolenia. I co najgorsze, robi to w pełni świadomie.
Już powołaniami na rozgrywany w Katarze turniej Czesław Michniewicz pokazał, że nastawia zespół przede wszystkim na przeszkadzanie rywalom. Pominięcie Mateusza Klicha kosztem piłkarzy o charakterystyce przecinaków czy pracusiów, np. Damiana Szymańskiego i Szymona Żurkowskiego, wyraźnie nakreśliło ten pomysł.
- Nie było łatwo. Przeciwnik przeważnie trzymał piłkę, a my za nią biegaliśmy. Teraz było to wyważone. Czuliśmy, że piłka jest nasza. Prowadziliśmy czasem grę, nie oddaliśmy tak mocno pola. Tak trzeba grać, to nasza droga. Ja sam, jako zawodnik bazujący na technice, żyję z posiadania piłki przy nodze - mówił Zieliński po Francji (cytat za “Rzeczpospolitą”).
Jeśli więc chcemy, aby gracz Napoli dawał kadrze to, czego od niego oczekują kibice, powinniśmy liczyć na bardziej odważną postawę kadry. Potrzeba drużyny przejmującej inicjatywę, wówczas czołowy pomocnik Serie A dostanie szansę wejścia na wyższe obroty. Aby mieć z niego pożytek, trzeba grać przez niego, a nie nad nim. I mundial w Katarze bardzo dobrze to udowodnił, pokazując, ile Zieliński może dać zespołowi odważnemu, chcącemu prowadzić grę.
Takich graczy z każdym rokiem będzie w Polsce coraz więcej. Regularnie wypływają bowiem nowi zawodnicy, którzy kształcili się w zachodnich akademiach lub wyjechali za granicę w młodym wieku. Zieliński to właśnie przykład pomocnika ukształtowanego w lidze TOP5, gracza nowoczesnego, pewnego siebie. Na takich powinna opierać się w nadchodzących latach reprezentacja. Aby wycisnąć z nich maksimum, nie można się bać. Trzeba regularnie grać tak, jak długimi fragmentami z Francją. Niezależnie, kto będzie selekcjonerem, bo tego na dziś nie wiadomo.
Statystyki według danych portalu “FBRef”.

Przeczytaj również